drugim pietrze i mam do wyboru schody albo winde. Tym razem wygrala winda, poniewaz bylam wykonczona przygladaniem sie, jak plonie moje auto.
Weszlam do mieszkania, powiesilam torbe i kurtke i zajrzalam do mojego chomika, Reksa. Biegal po kole w swojej szklanej klatce, a rozowe plamki jego malych lapek byly widoczne na czerwonym plastiku.
· Czesc, Rex – powiedzialam. – Jak leci?
Zastygl na chwile, nerwowo ruszaly mu sie wasy, slepia blyszczaly, czekal na jedzenie, ktore spada z nieba. Dalam mu rodzynka z puszki w lodowce i powiedzialam o samochodzie. Schowal rodzynek w policzku i wrocil do biegania. Gdybym byla na jego miejscu, zjadlabym smakolyk od razu i domagala sie dokladki. Nie rozumiem, jak on znajduje przyjemnosc w tej calej bieganinie. Mnie mozna by zmusic do biegania tylko wtedy, gdyby gonil mnie seryjny morderca.
Sprawdzilam sekretarke. Jedna wiadomosc. Bez slow. Tylko oddech. Mialam nadzieje, ze to oddech Komandosa. Przesluchalam nagranie jeszcze raz. Oddech byl normalny. Zadnego perwersyjnego sapania. Ani ciszy pelnej napiecia. MogJ to byc oddech akwizytora.
Kurczaki mialy byc dopiero za kilka godzin, wiec przeszlam na druga strone korytarza i zapukalam do drzwi sasiadow.
· Co? – krzyknal pan Wolensky ponad hukiem telewizora.
· Czy bylby pan tak uprzejmy i pozyczyl mi gazete? Przytrafil mi sie nieszczesliwy wypadek z moim autem i pomyslalam, ze przejrze ogloszenia o uzywanych samochodach.
· Znowu?
· To nie byla moja wina. Dal mi gazete.
· Jesli byla, to na pani miejscu szukalbym oferty z wojska. Powinna pani jezdzic czolgiem.
Zabralam gazete, wrocilam do mieszkania i przeczytalam ogloszenia o sprzedazy samochodow i kolumne rozrywkowa. Zastanawialam sie wlasnie nad moim horoskopem, kiedy zadzwonil telefon.
· Czy jest u ciebie babcia? – zapytala mama.
· Nie.
· Posprzeczala sie z twoim ojcem i demonstracyjnie poszla do swojego pokoju. Potem widzialam tylko, jak wsiadala do taksowki!
· Pewnie pojechala zobaczyc sie z jedna ze swoich przyjaciolek.
· Dzwonilam do Betty Szajak i Emmy Getz, ale nie widzialy jej.
Uslyszalam dzwonek do drzwi i serce mi zamarlo. Spojrzalam przez wizjer. To byla babcia Mazurowa.
· Ona tu jest – szepnelam do sluchawki.
· Bogu dzieki
· Zadne dzieki. Ma ze soba walizke!
· Moze chce odpoczac od twojego ojca.
· Tu nie bedzie mieszkac!
· Oczywiscie, ze nie… Ale moglaby u ciebie zostac na dzien lub dwa, dopoki sprawa nie przycichnie.
Nie! Nie, nie i jeszcze raz nie. Dzwonek znowu zadzwonil.
· Dzwoni do drzwi – powiedzialam do mamy. – Co mam zrobic?
· Na milosc boska, wpusc ja.
· Jesli ja wpuszcze, to juz po mnie. To tak, jakbys zaprosila do domu wampira. Wystarczy raz wpuscic go do srodka, i juz jestes ugotowana!
· To nie jest wampir. To twoja babcia. Babcia zaczela walic w drzwi.
· Jest tam kto? – zawolala.
Odlozylam sluchawke i otworzylam drzwi.
· Niespodzianka – oznajmila babcia. – Bede u ciebie mieszkac, zanim uda mi sie cos znalezc.
· Ale przeciez mieszkasz u mamy.
· Juz nie. Twoj ojciec to konski zad. – Wciagnela swoja walizke do przedpokoju i powiesila plaszcz na wieszaku. – Chce miec swoj dom. Mam dosc ogladania jego ulubionych programow telewizyjnych. Dlatego zostane tutaj, dopoki czegos nie znajde. Wiem, ze nie masz nic przeciwko temu, zebym tu troche pomieszkala.
· Jest tylko jedna sypialnia.
· Moge spac na kanapie. Nie jestem kaprysna, jesli chodzi o spanie. Moglabym spac na stojaco w szafie, gdyby nie bylo innego wyjscia.
· Ale co z mama? Bedzie sie czula samotna. Przyzwyczaila sie, ze ma cie kolo siebie.
To znaczylo: a co ze mna? Nie jestem przyzwyczajona do tego, ze ktos sie tu kreci.
· Pewnie tak – zgodzila sie babcia – ale ona musi miec wlasne zycie. Nie moge wiecznie rozweselac tego domu. To mnie zbyt wiele kosztuje. Nie zrozum tego zle, kochani twoja mame, ale ona potrafi odebrac czlowiekowi chec do zycia. A ja nie mam czasu do stracenia. Prawdopodobnie zostalo mi tylko trzydziesci lat na szalenstwa.
Za trzydziesci lat babcia bedzie miala dobrze po setce -a ja kolo szescdziesiatki, jesli nie zgine w akcji.
Ktos lekko zapukal do drzwi. Morelli przyszedl wczesniej. Otworzylam drzwi. Wszedl do polowy przedpokoju, zanim spostrzegl babcie.
· Babcia Mazurowa – powiedzial.
· W rzeczy samej – odparla. – Teraz tu mieszkam. Wlasnie sie wprowadzilam.
Kaciki ust lekko mu zadrgaly. Cholernik.
· To byla niespodzianka? – zapytal. Wzielam od niego tacke z kurczakiem.
· Babcia zrobila to przez mojego ojca.
· Czy to kurczak? – zapytala babcia. – Pachnie na cale mieszkanie.
· Wystarczy dla wszystkich – zapewnil ja Morelli. -Zawsze kupuje wiecej.
Babcia przepchnela sie pomiedzy nami do kuchni.
· Umieram z glodu. Mam apetyt po tej calej przeprowadzce. – Zajrzala do torby. – Sa tez herbatniki? I surowka z bialej kapusty? – Porwala kilka talerzy z szafki i cisnela je na stol w jadalni. – Chlopie, bedzie fajnie. Licze, ze macie piwo. Mam ochote napic sie piwa.
Morelli dalej szczerzyl zeby.
Od jakiegos czasu trwa miedzy nami przerywany romans, co jest milym okresleniem na to, ze czasem ze soba sypiamy. A Morelli pewnie wcale nie uwazal, ze bedzie fajnie, jesli z tego spania nic dzisiaj nie bedzie.
· Zdaje sie, ze nici z naszych planow na dzisiejszy wieczor – powiedzialam do niego szeptem.
· Musimy po prostu zmienic lokal – orzekl. – Po kolacji mozemy pojechac do mnie.
· Zapomnij o tym. Co powiem babci? Wybacz, ale nie bede dzisiaj spala w domu, bo musze skoczyc na jeden numerek z Joem?
· A co w tym zlego?
· Nie moge tego zrobic. Czulabym sie niezrecznie.
· Niezrecznie?
· Sciskaloby mnie w zoladku.
· To glupie. Babcia Mazurowa nie mialaby nic przeciwko temu.
· Tak, ale wiedzialaby o tym.
Morelli wygladal na zasmuconego.
· To jeden z tych babskich problemow, prawda? Babcia wrocila do kuchni po szklanki.
· Gdzie masz serwetki? – zapytala.
· Nie mam zadnych serwetek – powiedzialam. Przez chwile gapila sie na mnie baranim wzrokiem, nie mogac zrozumiec, jak moze istniec dom bez serwetek.
· Serwetki sa w torbie z herbatnikami – poinformowal ja Morelli.
Babcia zajrzala do torby i usmiechnela sie z zadowoleniem.
· Czyz on nie jest wyjatkowy? – rzekla. – Pomyslal nawet o serwetkach.
Morelli obrocil sie na piecie i rzucil mi spojrzenie, ktore mialo oznaczac, ze jestem szczesciara,
· Zawsze gotowy – powiedzial. Wznioslam oczy do gory.
· To jest gliniarz dla ciebie – oswiadczyla babcia. -Zawsze gotowy.
Siadlam naprzeciw niej i chwycilam kawalek kurczaka.
· Zawsze gotowi to sa harcerze – powiedzialam. – Gliniarze zawsze sa glodni.
· Teraz, kiedy bede na swoim, musze pomyslec o znalezieniu jakiejs pracy – zauwazyla babcia. – A moze