pewna, czy ta fabryka plaszczy rzeczywiscie miesci sie przy Macko Street.

rozdzial 4

· O kurna – powiedziala Lula, spogladajac mi przez ramie. – Nie patrz tam, wlasnie nadchodzi twoja babcia. Otworzylam szeroko oczy.

· Moja babcia?

· A niech to kule bija! – rzucil Vinnie z czelusci swojego gabinetu. Uslyszalysmy szuranie nogami. Drzwi do gabinetu zatrzasnely sie z hukiem i szczeknal zamek.

Babcia weszla i rozejrzala sie wokol.

· Ludzie, co za nora! – zdumiala sie. – Czegos takiego mozna sie spodziewac tylko po kims z Plumow.

· Gdzie jest Melvina? – zapytalam.

· Obok, w delikatesach, kupuje mielonke. Pomyslalam, ze skoro juz jestesmy w tej okolicy, to porozmawiam z Yinniem na temat pracy.

Wszystkie popatrzylysmy na zamkniete drzwi do gabinetu Vinniego.

· Jaki rodzaj pracy ma pani na mysli? – zapytala Connie.

· Lowczyni nagrod – wyjasnila babcia. – Chce robic duze pieniadze. Mam bron i cala reszte.

· Hej, Vinnie! – krzyknela Connie. – Gosc do ciebie. Drzwi otworzyly sie, Vinnie wysunal glowe i spojrzal na Connie spode lba. Potem popatrzyl na babcie.

· Edna – powiedzial, usilujac przywolac cos na ksztalt usmiechu, ale niezbyt mu wyszlo.

· Vincent – powitala go babcia, usmiechajac sie slodko.

Vinnie przestepowal z nogi na noge, chcac zwiac i wiedzac jednoczesnie, ze to niemozliwe. – W czym moge ci pomoc, Edna? Chcesz kogos wykupic?

· Nic z tych rzeczy – odparla babcia. – Chce podjac prace i pomyslalam sobie, ze mogjabym zostac lowczynia nagrod.

· To nie jest najlepszy pomysl – orzekl Vinnie. – A nawet bardzo zly pomysl. Babcia az sie zjezyla.

· Chyba nie uwazasz, ze jestem za stara, co?

· Nie! U licha, nic podobnego. Chodzi o twoja corke. Chyba znioslaby jajko. To znaczy, nie chce powiedziec nic zlego o Ellen, ale nie spodobalby jej sie ten pomysl.

· Ellen jest wspanialym czlowiekiem – powiedziala babcia – ale pozbawionym wyobrazni. Jest taka sama, jak jej ojciec, oby spoczywal w spokoju. – Zacisnela usta. -To byl ponurak.

· Powiedz, o co chodzi – odezwala sie do Vinniego Lula.

· To jak bedzie? – zwrocila sie babcia do Vinniego. -Dostane te prace?

· W zaden sposob sie nie da, Edna. To nie to, ze nie chce ci pomoc, ale zawod lowcy nagrod wymaga posiadania wielu roznych umiejetnosci.

· Posiadam umiejetnosci – zapewnila babcia. – Umiem strzelac i przeklinac i potrafie byc naprawde wscibska. Poza tym mam przeciez jakies prawa. Chocby prawo do zatrudnienia. Spojrzala na Vinniego z ukosa. – Nie widze, zeby pracowaly u ciebie jakies starsze osoby. Wyglada na to, ze nie maja rownych szans. Dyskryminujesz starych ludzi. Moge naslac na ciebie ASE.

· ASE to Amerykanskie Stowarzyszenie Emerytow -powiedzial Vinnie. – E oznacza Emerytow. Stowarzyszenia nie obchodza starzy ludzie, ktorzy pracuja.

· Dobrze – odparla babcia. – A co sadzisz o innym rozwiazaniu? Jesli nie dasz mi tej pracy, bede siedziala na tamtej kanapie, dopoki nie umre z glodu.

Lula wstrzymala oddech.

· To bylo z grubej rury.

· Zastanowie sie nad tym – obiecal Vinnie. – Nie moge niczego przyrzec, ale byc moze, jesli nadarzy sie sposobnosc… – Dal nura do gabinetu i zamknal drzwi na klucz.

· To dopiero poczatek – oswiadczyla babcia. – Musze juz isc i sprawdzic, jak tam sobie radzi Melvina. Mamy duzo planow na dzisiejsze popoludnie. Chcemy obejrzec kilka mieszkan, a potem idziemy do Stivy na pokaz. Ma- deline Krutchman wlasnie zostala wystawiona i slyszalam, ze wyglada naprawde niezle. Doily ja czesala i powiedziala mi, ze zrobila jej farbe, zeby twarz stala sie bardziej wyrazista. Mowila, ze jesli mi sie spodoba, to moze mi zrobic to samo.

· Kapitalne – zachwycila sie Lula. Babcia i Lula wymienily jeden z tych skomplikowanych gestow pozegnalnych, po czym babcia wyszla.

· Sa jakies nowosci na temat Komandosa albo Homera Ramosa? – zapytalam Connie.

Connie odkrecila buteleczke z lakierem do paznokci.

· Do Ramosa strzelono z niewielkiej odleglosci. Niektorzy mowia, ze to pachnie egzekucja.

Connie pochodzi z rodziny, ktora zna sie na egzekucjach. Jej wujem jest Jimmy zwany Kosa. Nie znam jego prawdziwego nazwiska. Wiem tylko tyle, ze jesli Jimmy kogos szuka… to koniec. Dorastalam, sluchajac opowiesci o Jimmym Kosie, tak jak inne dzieci sluchaly bajek o Piotrusiu Panie. Jimmy Kosa jest slynny w mojej okolicy.

· A co z policja? Jaki jest obecny punkt widzenia glin?

· Szukaja Komandosa, wyzsza szkola jazdy.

· Jako swiadka?

· O ile wiem, jako nie wiadomo kogo. Connie i Lula popatrzyly na mnie.

· No i? – zapytala Lula.

· No i co?

· Dobrze wiesz co.

· Nie jestem pewna, ale sadze, ze zyje – powiedzialam. – Po prostu takie mam przeczucie.

· Ha! – wykrzyknela Lula. – Wiedzialam! Bylas gola, jak mialas to przeczucie?

· Nie!

· To zle – oswiadczyla. – Ja bym byla.

· Musze isc – poinformowalam. – Musze przekazac Ksiezycowi zle wiadomosci o latajacej maszynie.

Zaleta Ksiezyca jest to, ze zawsze mozna go zastac w domu. Jego wada jest to, ze w domu przybywa tylko cialem, a duchem czesto bawi gdzie indziej.

· Cholera – powiedzial, otwierajac drzwi. – Znowu zapomnialem o wizycie w sadzie?

· W sadzie masz byc za dwa tygodnie, liczac od jutra.

· W deche.

· Musze z toba pogadac o latajacej maszynie. Jest troche podziurawiona. I nie ma tylnych swiatel. Ale naprawie ja.

· Hej, nie przejmuj sie tym, facetka. Zdarza sie.

· Moze powinnam porozmawiac z wlascicielem.

· Dilerem.

· Tak. Gdzie on ma swoja siedzibe?

· W ostatnim domu w szeregu. Ma garaz, facetka. Czujesz to? Garaz.

Poniewaz spedzilam cala zime na skrobaniu lodu z szyb, rozumialam, dlaczego Ksiezyc tak sie podnieca tym garazem. Tez uwazalam, ze garaz to cudowna rzecz.

Ostatni dom stal w odleglosci okolo czterystu metrow, wiec podjechalismy tam samochodem.

· Myslisz, ze go zastaniemy? – zapytalam Ksiezyca, kiedy znalezlismy sie na koncu ulicy.

· Diler zawsze jest w domu. Musi tam byc, zeby ubijac interesy.

Zadzwonilam do drzwi i otworzyl je Dougie Kruper. Chodzilam z Dougiem do szkoly, ale nie widzialam go od lat. Tak naprawde to slyszalam plotki, ze wyprowadzil sie do Arkansas i zmarl.

· Niech cie kule bija, Dougie – powiedzialam. – Myslalam, ze nie zyjesz.

· Teraz sam wolalbym nie zyc. Moj ojciec przeniosl sie do Arkansas, wiec pojechalem z nim, ale mowie ci, Arkansas to nie dla mnie. Nic sie tam nie dzieje, wiesz, co mam na mysli? A jak chcesz zobaczyc ocean, to musisz jechac cale wieki.

· Jestes dilerem?

· Tak jest, sir. Dilerem. We wlasnej osobie. W pewnym sensie. Potrzebujesz czegos. Ja to mam. Robimy

Вы читаете Wytropic Milion
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату