– To naprawde problem.

Wzielam czek i wrzucilam go do torebki.

– Mam tyle problemow, ze nawet nie jestem w stanie ich policzyc.

Stara pani Bestler stala w kabinie dzwigu, udajac win-dziarke.

– Wsiadac – powiedziala. – Torebki damskie, bielizna damska… – Oparla sie na swoim chodziku i popatrzyla na mnie. – O moj Boze! Salon pieknosci jest na drugim pietrze.

– Swietnie – odparlam. – Wlasnie tam jade.

Kiedy weszlam do mieszkania, bylo cicho jak makiem zasial. Na kanapie lezaly koce, starannie ulozone w kostke. Na jednej z poduszek znalazlam wiadomosc. Tylko jedno slowo na kartce: „Pozniej'.

Powloklam sie do lazienki, rozebralam sie i umylam wlosy kilka razy. Przebralam sie w czyste rzeczy, wysuszylam wlosy i zwiazalam je w kucyk. Zadzwonilam do Mo-rellego, zeby sprawdzic, jak sie miewa Bob, i dowiedzialam sie, ze Bob ma sie dobrze i jest pod opieka sasiada. Potem zeszlam do piwnicy i poprosilam Dillana, zeby odpilowal mi lancuch od kajdanek, bo inaczej druga bransoletka dyndalaby na wietrze.A potem nie mialam co robic. Nie musialam lapac zadnych NSS. Ani wyprowadzac psa na spacer. Ani kogo obserwowac, ani gdzie sie wlamywac. Moglabym pojsc do slusarza, zeby otworzyl mi kajdanki, ale mialam nadzieje, ze dostane kluczyk od Komandosa. Dzisiaj wieczor zamierzalam oddac go w rece Joyce. Lepiej zlapac Komandosa niz znowu perswadowac Carol, zeby zeszla z balustrady. Ratowanie Carol od smierci w wirach rzeki powoli stawalo sie nudne. A schwytanie Komandosa bylo proste. Nalezalo tylko umowic sie z nim na spotkanie. Powiedziec mu, ze chce, by otworzyl kajdanki, i od razu przyjdzie. Wtedy go znokautuje palka i oddam Joyce. Oczywiscie pozniej bede musiala wymyslic jakis chytry podstep, zeby go uratowac. Nie zamierzalam pozwolic, zeby zaciagneli Komandosa do wiezienia.

Poniewaz wygladalo na to, ze do wieczora mam wolne, postanowilam wyczyscic szklana klatke chomika. A potem zrobic porzadek w lodowce. Choroba, a moze sie przemoge i wyszoruje lazienke… Nie, to juz by bylo za wiele. Wyciagnelam Reksa z jego lokum i wlozylam go do duzego garnka na spaghetti, ktory stal w kuchni. Siedzial tam, oslepiony swiatlem i nieszczesliwy, ze przerwano mu sen.

– Przepraszam, maly kolego – powiedzialam. – Musze posprzatac twoja chatke.

Dziesiec minut pozniej Rex byl z powrotem u siebie, wsciekly, bo wszystkie jego zachomikowane skarby znalazly sie w czarnej plastikowej torbie na smieci. Dalam mu obrany orzech wloski i rodzynek. Zabral przysmaki do swego wysprzatanego mieszkanka i tyle go widzialam.

Podeszlam do okna w pokoju goscinnym i spojrzalam w dol, na mokry parking. Ani sladu Habiba i Mitchella. Tylko samochody lokatorow. Dobra nasza. Moglam bezpiecznie wyrzucic smieci. Wlozylam kurtke, wzielam torbe ze starymi trocinami chomika i pognalam wzdluz korytarza.

Pani Bestler nadal stala w windzie.

– No, teraz wygladasz znacznie lepiej, kochanie – pochwalila. – Nie ma to jak godzina relaksu w salonie pieknosci.

Kiedy drzwi windy otworzyly sie na poziomie holu, wyskoczylam.

– Prosze wsiadac – glosno zachecala pani Bestler. -Odziez meska, trzecie pietro.

Drzwi zamknely sie.

Przeszlam przez hol w strone tylnego wyjscia i zatrzymalam sie na chwile, zeby naciagnac kaptur. Padalo bez przerwy. Woda zalala blyszczacy dach i kapala na nawo-skowane samochody staruszkow. Wyszlam na zewnatrz, pochylilam glowe i pobieglam przez parking do smietnika. Wrzucilam torbe do skrzyni, odwrocilam sie i stanelam twarza w twarz z Habibem i Mitchellem. Byli przemoczeni do suchej nitki i nie wygladali na przyjaznie nastawionych.

– Skad sie tu wzieliscie? – zapytalam. – Nie widze waszego samochodu.

– Zaparkowalismy na sasiedniej ulicy – wyjasnil Mit-chell, pokazujac mi rewolwer. – Tam, dokad zaraz pojdziesz. Ruszaj.

– Nie sadze – powiedzialam. – Jezeli do mnie strzelicie, Komandos nie bedzie mial motywacji, zeby ubic interes ze Stolle'em.

– Blad – rzekl Mitchell. – Komandos nie bedzie mial motywacji, jesli cie zabijemy.

Sluszna uwaga.

Smietnik stal na tylach parkingu. Potykajac sie, szlam na miekkich nogach przez mokry trawnik, zbyt przerazona, zeby trzezwo myslec. Ciekawe, gdzie byl Komandos teraz, kiedy go potrzebowalam? Dlaczego nie stal obok, nalegajac, zebym pozwolila sie zamknac w bezpiecznym miejscu? W tej chwili, kiedy juz zrobilam porzadek w klatce chomika, bylabym mu za to bardzo zobowiazana.

Mitchell znowu jezdzil vanem mamuski. Chyba nie mieli szczescia do tamtego lincolna. I zdaje sie, ze nie chcialam poruszac tego tematu.Habib siedzial za mna na tylnym siedzeniu. Mial na sobie plaszcz od deszczu, kompletnie przemoczony. Musieli zaczaic sie w krzakach kolo mojego domu. Byl bez czapki i woda kapala mu z wlosow na kark, czolo i policzki. Przetarl twarz reka. Wygladalo na to, ze nie zwracaja uwagi, iz mocza siedzenia.

– Dobra – powiedzialam, starajac sie, zeby moj glos brzmial normalnie. – I co teraz?

– Teraz nie musisz nic wiedziec – odparl Habib. -Teraz masz siedziec cicho.

Siedzenie cicho nie bylo najlepszym wyjsciem, poniewaz pozostawialo za duzo czasu na myslenie, a moje mysli raczej nie nalezaly do przyjemnych. Z tej przejazdzki nic dobrego nie wyniknie. Probowalam troche ostudzic emocje. Strach i uzalanie sie nad soba na nic sie nie zdadza. Nie chcialam rowniez puszczac wodzy swojej bujnej fantazji. To moglo byc po prostu kolejne spotkanie z Arturem. Nie nalezy przedwczesnie wpadac w panike. Skoncentrowalam sie na oddychaniu. Powoli i regularnie dostarczac plucom tlen. Wdychanie tlenu. Zaspiewalam sobie w myslach. La-la-laaa. Widzialam w telewizji, jak jedna kobieta zrobila cos takiego, i wygladalo na to, ze wyszla calo z opresji.

Mitchell jechal na zachod w kierunku Hamilton i rzeki. Przecial Broad i zaczal kluczyc po przemyslowej dzielnicy miasta. Parking, na ktory wjechalismy, znajdowal sie obok trzypietrowego budynku z cegly, w ktorym kiedys miescila sie fabryka narzedzi mechanicznych, a teraz nie bylo tam nic. Na przedniej scianie budynku umieszczono wywieszke: „Na sprzedaz', ale wygladala tak, jakby miala sto lat.

Mitchell zaparkowal vana i wysiadl. Potem wypuscil mnie i wzial na muszke. Habib ruszyl za nami. Mitchell otworzyl boczne drzwi budynku i wszyscy troje weszlismy do srodka. Wewnatrz bylo zimno i wilgotno. Slabe swiatlo padalo z otwartych drzwi na male pomieszczenia biurowe, gdzie slonce przeswitywalo przez oblepione brudem okna fasady. Przecielismy nieduzy hol i znalezlismy sie w czesci recepcyjnej. Szlismy po zniszczonej posadzce, a wokol nie bylo nic z wyjatkiem dwoch metalowych skladanych krzesel i malego, pokiereszowanego drewnianego biurka. Na biurku lezalo kartonowe pudelko.

– Siadaj – powiedzial do mnie Mitchell. – Wez krzeslo.

Zdjal plaszcz i rzucil go na biurko. Habib zrobil to samo. Koszule mieli nie mniej przemoczone niz plaszcze.

– Dobra, plan jest taki – oswiadczyl Mitchell. – Ogluszymy cie palka, a kiedy bedziesz nieprzytomna, obetniemy ci palec tymi nozycami. – Wyjal pare nozyc do metalu. – Tym sposobem bedziemy mieli co wyslac Komandosowi. Potem bedziemy cie pilnowac i zobaczymy, co sie stanie. Jesli zechce pohandlowac, to ubijemy interes. Jesli nie, to chyba cie zabijemy.

W uszach mialam jeden wielki szum i uderzylam sie w glowe, zeby mi przeszlo.

– Poczekajcie chwile – powiedzialam. – Mam kilka pytan.

Mitchell westchnal.

– Kobiety zawsze maja jakies pytania.

– Moze powinnismy obciac jej jezyk – zaproponowal Habib. – To czasami wychodzi. W mojej wiosce czesto nam sie udaje.

Mialam wrazenie, ze klamal, podajac sie za Pakistan-czyka. To wszystko brzmialo tak, jakby jego wioska byla w piekle.

– Pan Stolle nie wspominal nic o jezyku – wyjasnil Mitchell. – Byc moze chce go oszczedzic na pozniej.

– Gdzie macie zamiar mnie trzymac? – zapytalam go.

– Tutaj. Zamkniemy cie w lazience.

– A co z krwawieniem?

– A co ma byc?

– Moge wykrwawic sie na smierc. I jak wtedy bedziecie mna handlowac z Komandosem?

Вы читаете Wytropic Milion
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×