– Zabilas go! – wrzasnal Elwood.
– Dosc tego – zaprotestowala Lula. – Przestan mi wrzeszczec prosto do ucha.
Chwycilam go za reke i wsunelam na nia kajdanki.
– Zabilas go. Zastrzelilas go – powtorzyl Elwood. Lula wziela sie pod boki.
– Slyszales jakis strzal? Chyba nie. Nawet nie mam przy sobie broni, bo nasza przeciwniczka przemocy kazala mi zostawic spluwe w samochodzie. To chyba dobrze, bo inaczej moglabym cie zastrzelic tylko za to, ze jestes takim malym wkurzajacym karaluchem.
Nadal usilowalam zapiac kajdanki na jego drugiej rece, a ludzie pchali sie na nas.
– O co chodzi? – pytali. – Co robisz kapitanowi Kir-kowi?
– Zabieramy jego bezwartosciowy blady tylek do ciupy – wyjasnila Lula. – Odsunac sie.
Katem oka dostrzeglam, ze cos przelecialo obok i uderzylo Lule w glowe.
– Hej! – krzyknela Lula. – Co jest grane? – Pomacala sie po glowie. – To jedna z tych smrodliwych kulek serowych na zakaske. Kto rzuca kulkami serowymi?
– Wolnosc dla kapitana Kirka! – krzyknal ktos.
– Juz my go uwolnimy – obiecala Lula. Pac. Dostala w czolo pasztecikiem z krabow.
– Zaraz, zaraz – powiedziala. Pac. Pac. Pac. Buleczki z jajkiem. Caly pokoj zgodnie skandowal:
– Wolnosc dla kapitana Kirka! Wolnosc dla kapitana Kirka!
– Spadam stad – oznajmila Lula. – To banda czubkow. Kiedys za bardzo przygrzalo im w glowy.
Zaciagnelam Elwooda w kierunku drzwi, obrywajac pecyna goracego sosu do buleczek z jajkiem plus paroma kulkami serowymi.
– Brac je! – krzyknal ktos. – Uprowadzaja kapitana Kirka.
Schylilysmy z Lula glowy i torowalysmy sobie droge przez grad ukradzionych zakasek i niewybrednych grozb.Dotarlysmy do drzwi, wypadlysmy na zewnatrz i biegiem rzucilysmy sie w strone chodnika, niemal ciagnac za soba Elwooda. Wrzucilysmy go na tylne siedzenie, po czym nacisnelam pedal gazu az do podlogi. Kazdy inny samochod wystrzelilby do przodu jak rakieta, ale buick dostojnie ruszyl z miejsca postoju i potoczyl sie wzdluz ulicy.
– Wiesz, jak sie nad tym zastanowic, to ci gwiezdni wojownicy sa kupa mieczakow – zauwazyla Lula. – Gdyby cos takiego przydarzylo sie w mojej okolicy, w tych kulkach serowych bylyby naboje.
Elwood siedzial markotny na tylnym siedzeniu i nie odzywal sie. Zainkasowal przez przypadek pare ciosow kulkami serowymi i buleczkami z jajkiem, a jego kostium Kirka juz nie spelnial standardow stowarzyszenia.
Wysadzilam Lule i pojechalam na posterunek. Dyzur mial Jimmy Neeley.
– Rany! – zdumial sie. – Co to za smrod?
– Kulki serowe – wyjasnilam. – I bulki z jajkiem.
– Wygladasz, jakbys uczestniczyla w bitwie na zarcie.
– To Romulan wszystko zaczal – powiedzialam. -Cholerni Romulanie.
– Tak – przyznal Neeley. – Tym Romulanom nie mozna ufac.
Wzielam pokwitowanie i odebralam swoje kajdanki od kapitana Kirka, a potem wyszlam z posterunku na wieczorne powietrze. Parking policyjny byl az nienaturalnie jasny, oswietlony halogenami. Ponad halogenami niebo bylo ciemne i bezgwiezdne. Zaczal padac drobny deszcz. To moglaby byc przyjemna noc, gdybym spedzila ja z Morellim i z Bobem. A tymczasem stalam samotnie w deszczu, smierdzac jak jeden wielki pasztet z krabow i martwiac sie troche, ze ktos wykonczyl Cynthie Lotte, a ja moge byc nastepna. Jedyna zaleta zamordowania Cynthii bylo to, ze ten fakt na pewien czas odsunal moje mysli od Artura Stolle'a.
Nie czulam sie zbyt atrakcyjna seksualnie w koszuli oblepionej sosem i z wlosami upapranymi kulkami serowymi, wiec pojechalam do domu, zeby sie przebrac przed spotkaniem z Morellim.
Zaparkowalam buicka obok cadillaca pana Weinsteina, zamknelam drzwi i ruszylam w strone domu, zanim zauwazylam, ze przede mna stoi Komandos, oparty o samochod.
– Musisz byc ostrozniejsza, kochanie – powiedzial. -Powinnas sie rozejrzec, zanim wysiadziesz z samochodu.
– Jestem rozkojarzona.
– Kula w glowie rozproszylaby twoja uwage na stale. Wykrzywilam sie i pokazalam mu jezyk. Komandos usmiechnal sie.
– Probujesz mnie podniecic? – Zdjal z moich wlosow kes jedzenia. – Bulka z jajkiem?
– To byla dluga noc.
– Dowiedzialas sie czegos od Ramosa?
– Powiedzial, ze maja problem w Trenton. Prawdopodobnie chodzilo mu o Macaroniego. Ale potem powiedzial, ze juz wszystko zalatwil i ze ten problem odplynie statkiem w przyszlym tygodniu. A przy odrobinie szczescia statek zatonie. Pozniej przyszlo dwoch zbirow, zeby zabrac ladunek, i powiedzieli, ze nie moga go znalezc. Wiesz, o co w tym wszystkim chodzi?
– Tak.
– Powiesz mi?
– Nie. Kurcze.
– Jestes prawdziwym skurczybykiem. Nie mam zamiaru wiecej dla ciebie pracowac.
– Za pozno. Juz cie zwolnilem.
– Chcialam powiedziec nigdy wiecej!
– Gdzie jest Bob?
– Z Morellim.
– Wiec musze sie martwic tylko o twoje bezpieczenstwo – zauwazyl Komandos.
– To bylo slodkie, ale niepotrzebne.
– Zarty sobie ze mnie stroisz czy co? Kazalem ci sie wycofac i uwazac na siebie, a w dwie godziny pozniej siedzialas w samochodzie z Ramosem.- Szukalam cie, a on wskoczyl mi do auta.
– Slyszalas kiedys o zamkach u drzwi? Zadarlam nos w gore, udajac oburzenie.
– Ide do domu. I zamkne sie na klucz tylko po to, zeby cie uszczesliwic.
– Blad. Jedziesz ze mna, i to ja cie zamkne.
– To miala byc grozba?
– Nie. Kategoryczny rozkaz.
– Posluchaj, panie i wladco – powiedzialam. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Kobiety nie sa niczyja wlasnoscia. Nie mozna nas tak po prostu zamykac. Jesli chce zrobic cos wyjatkowo glupiego i narazic sie na niebezpieczenstwo, mam do tego prawo.
Komandos blyskawicznie zapial mi kajdanki.
– Nie sadze.
– Hej!
– Tylko na pare dni.
– Nie moge w to uwierzyc! Naprawde zamierzasz mnie zamknac?
Chcial mnie chwycic za drugi nadgarstek, ale wyrwalam mu kajdanki z reki i odskoczylam.
– Chodz tutaj – powiedzial.
Miedzy nami byl samochod. Kajdanki dyndaly mi u jednej reki i w jakis przedziwny sposob – chociaz nie chcialam tak myslec – podniecalo mnie to. A zaraz potem zaczelo mnie to doprowadzac do bialej goraczki. Siegnelam do torebki i wyciagnelam sprej.
– Zlap mnie – wyzwalam Komandosa. Polozyl rece na samochodzie.
– Nie idzie nam zbyt dobrze, prawda?
– A czego sie spodziewales?
– Masz racje. Powinienem byl to przewidziec. Z toba nic nie jest proste. Faceci dostaja szalu. Samochody sa zgniatane przez smieciarki. Wszystkie akcje, w ktorych uczestniczylem, byly mniej meczace niz umowienie sie z toba na kawe. – Podniosl do gory kluczyk, tak abym mogla go zobaczyc. – Chcesz, zebym zdjal ci kajdanki?
– Rzuc klucz tutaj.
– Nie. Ty musisz przyjsc do mnie.
– Nie ma mowy.
– Ten sprej zadziala tylko wtedy, jesli uzyjesz go tuz przed moim nosem. Myslisz, ze jestes na tyle dobra, zeby to zrobic?