Dom Douga Carmichaela znajdowal sie w niewielkiej odleglosci od plazy. Stal przy ciagnacym sie na zachod od Pacific deptaku i przypominal jacht wyciagniety na lad: mial wypukla kabine, iluminatory, byl waski, wysoki, wcisniety w parcele nie szersza niz dziewiec metrow. Drewniane sciany zostaly otynkowane na zielonkawoniebieski kolor, ramy pomalowano na bialo. Luskowate gonty zdobily szczyt nad drzwiami. Bialy plot otaczal miniaturowy trawnik. W drzwiach bylo witrazowe okienko. Posesja wygladala na czysta i bardzo zadbana.

Parcela w poblizu plazy musiala go sporo kosztowac.

– Za spelnione marzenia trzeba sporo zaplacic – zauwazylem na glos.

– Chyba zawsze tak jest.

Milo zadzwonil do drzwi. Otworzyly sie szybko i w progu stanal wysoki umiesniony mezczyzna w koszuli w czerwonobiala kratke, w wytartych dzinsach i sandalach. Usmiechnal sie niepewnie, przedstawil sie – „Czesc, jestem Doug” – i zaprosil nas do srodka.

Byl mniej wiecej w moim wieku. Spodziewalem sie kogos znacznie mlodszego, totez jego widok ogromnie mnie zaskoczyl. Doug mial geste jasne wlosy, cieniowane na karku i wymodelowane suszarka, dzieki czemu wygladaly na bunczucznie rozczochrane, gesta, lecz starannie przycieta rudawa brode, niebieskie oczy, rysy modela i opalona twarz. Podstarzaly surfer, ktory niezle sie trzyma.

Wewnetrzne scianki dzialowe zostaly usuniete, tworzac ponadstumetrowa powierzchnie mieszkalna pod szklanym sufitem. Meble z pobielonego drewna, sciany pomalowane na ostrygowa biel. W powietrzu unosil sie zapach olejku cytrynowego. Dostrzeglem morskie litografie, akwarium, mala, ale dobrze wyposazona kuchnie, czesciowo zlozone skladane lozko. Wszystko mialo tu swoje miejsce. Bylo czysto i schludnie.

Srodek pomieszczenia – pelniacego najwyrazniej role salonu – zajmowala kanapa w kolorze butelkowej zieleni.

Podeszlismy do niej i usiedlismy. Carmichael zaproponowal nam kawe z dzbanka, ktory juz stal na stole.

Napelnil trzy filizanki i usiadl naprzeciwko nas. Ciagle sie usmiechal niepewnie.

– Detektywie Sturgis… – Popatrzyl najpierw na mnie, potem na Mila, ktory skinal glowa. – Przez telefon powiedzial pan, ze nasza rozmowa ma cos wspolnego z Nona Swope.

– Zgadza sie, panie Carmichael.

– Chyba nie zdolam panu pomoc. Ledwie ja poznalem…

– Pracowal pan z nia dosc czesto. – Milo wyjal olowek i notes.

Carmichael rozesmial sie nerwowo.

– Trzy, gora cztery razy. Nie zagoscila w agencji zbyt dlugo.

– Ach tak.

Carmichael napil sie kawy, odstawil filizanke. Mial ramiona kulturysty, pieknie wyrzezbione, z lekko odznaczajacymi sie zylami.

– Nie mam pojecia, gdzie jest Nona – jeknal.

– Nikt nie twierdzil, ze zaginela.

– Jan Rambo dzwonila do mnie. Wszystko mi powiedziala. Dodala, ze wzieliscie moje akta.

– Czy to pana niepokoi?

– Troche. Nie rozumiem, na co wam moje prywatne dane. – Probowal udawac twardziela, lecz mimo muskularnego ciala mial w sobie cos niesamowicie lagodnego, dzieciecego.

– Panie Carmichael, przez telefon sprawial pan wrazenie czlowieka, ktory jest spiety, a teraz jest pan wyraznie zdenerwowany. Moze chce pan nam cos powiedziec?

Gdy czlowiek o imponujacym wygladzie zaczyna sie zalamywac, widok zawsze jest zalosny. Odnosilem wrazenie, jakbym obserwowal kruszenie sie pomnika.

– Prosze nam o wszystkim opowiedziec – zachecil go Milo.

– To moja wina. Teraz bede musial zaplacic za wlasny blad. – Carmichael wstal, wszedl do kuchni i wrocil z buteleczka tabletek.

– Witamina B12. Potrzebuje jej w chwilach stresu. – Odkrecil wieczko, wytrzasnal trzy tabletki, polknal je i popil kawa. – Powinienem unikac kofeiny, ale kawa mnie uspokaja. Paradoksalna reakcja.

– Czym sie pan tak denerwuje?

– Moja praca w agencji byla, hm… tajemnica. Az do tej pory. Wiedzialem, ze ryzykuje, przeciez moglbym wpasc przypadkiem na kogos znajomego. Nie wiem, moze chodzilo o dreszczyk emocji…

– Nie jestesmy zainteresowani panskim zyciem prywatnym… Obchodzi nas tylko to, co pan wie o Nonie Swope.

– Jesli jednak cos sie zdarzy i sprawa trafi do sadu, wezwiecie mnie na swiadka, prawda?

– Moze do tego dojsc – przyznal Milo. – Jednakze do sadu daleka droga. Na razie chcemy tylko odnalezc None i jej rodzicow. Zycie jej brata jest w niebezpieczenstwie.

Milo powiedzial mu o nowotworze Woody’ego, nie szczedzac najokropniejszych szczegolow. Carmichael, choc staral sie go nie sluchac, wyraznie byl tym wstrzasniety. Wygladal na czlowieka wrazliwego i odkrylem, ze go lubie.

– Jezu! Wspomniala, ze ma chorego brata, ale nie mowila, ze on tak bardzo cierpi.

– Co jeszcze panu powiedziala?

– Niewiele. Naprawde niewiele. Twierdzila, ze chce zostac aktorka, ale wiekszosc dziewczyn w tym miescie ma takie plany. Poki ktos nie rozwieje ich iluzji… Tak czy owak, nie wydawala sie szczegolnie przygnebiona, co teraz wydaje sie dziwne, biorac pod uwage chorobe brata.

Milo zmienil temat.

– Jakiego rodzaju skecze odgrywaliscie?

Powrot do szczegolow zwiazanych z codziennym zajeciem ponownie zaniepokoil Carmichaela. Splotl dlonie i zacisnal palce. Miesnie na muskularnych ramionach sie napiely.

– Moze przed dalsza rozmowa powinienem sie skontaktowac z prawnikiem.

– Bardzo prosze – zgodzil sie Milo i wskazal na telefon.

Carmichael westchnal i pokrecil glowa.

– Nie. Jego obecnosc tylko jeszcze bardziej skomplikowalaby sytuacje. Hm… Gotow jestem podzielic sie z panami kilkoma spostrzezeniami na temat charakteru Nony. Chyba o to chodzi, prawda?

– Tak, bedziemy bardzo wdzieczni.

– Tyle ze to sa jedynie moje prywatne spostrzezenia. Nic konkretnego, zadnych faktow. Mimo to… Czy moglibyscie potem zapomniec, skad to wiecie?

– Doug – odparl Milo – wiem, kim jest panski ojciec, i czytalem panska kartoteke, wiec niech pan przestanie krecic.

Carmichael zachowywal sie, jak ogarniety panika kon w plonacej stajni – byl gotow do ucieczki, choc diabelnie bal sie ognia.

– Prosze sie nie bac – uspokoil go Milo. – Niewiele mnie obchodza panskie wyskoki.

– Nie jestem zboczencem – zapewnil go Carmichael. – Gdyby poznal pan moja przeszlosc, zrozumialby pan, jak sie to wszystko zaczelo.

– Jasne. Pracowal pan w Lancelocie jako tancerz. Po pokazie kobieta z widowni umowila sie z panem. Spytala pana o platny seks… a potem aresztowala.

– Usidlila mnie. Glupia cipa!

Lancelot byl znana w zachodnim Los Angeles spelunka z meskim striptizem. Bywaly w niej kobiety, ktore sadzily, ze wyzwolona przedstawicielka plci pieknej powinna nasladowac najbardziej prymitywne aspekty meskiego zachowania.

Przez dlugi czas mieszkancy sasiednich budynkow narzekali na klub i w koncu – pare lat temu – policja i inspektorzy pozarowi przyjrzeli mu sie dokladnie. Wlasciciel lokaliku poskarzyl sie, komu trzeba, ze jest przesladowany i kontrole sie zakonczyly.

Milo wzruszyl ramionami.

– Tak – burknal Carmichael z gorycza. – Z pozoru koniec opowiesci, prawda? Niestety, sprawa nie byla taka prosta. – Blekitne oczy zapalaly gniewem. – Tata trzymal lape na moim funduszu powierniczym, czyli pieniadzach pozostawionych mi przez mame. Prawnik, ktoremu powierzono piecze nad funduszem, nalezy wraz z tata do Klubu Kalifornijskiego i moj stary przejal pelna kontrole nad moja forsa. Mial mnie w garsci. Czulem sie znowu jak dziecko, musialem prosic o kazdego centa. Kazal mi pojsc do szkoly i zaczal kierowac moim zyciem. Chryste, mam trzydziesci szesc lat i chodze do gimnazjum! Jesli dostane dobre oceny, znajdzie sie dla mnie miejsce w Carmichael Oil. Co za czlowiek! Nie dociera do niego, ze w zaden sposob nie zdola mnie zmienic w kogos, kim nie jestem. Czego, do cholery, wlasciwie ode mnie oczekuje?

Popatrzyl na nas blagalnie, jakby proszac o wsparcie. Chetnie bym mu pomogl, ale nie wiedzialem jak.

– Jesli dowie sie o panskiej obecnej profesji, jest pan przegrany, prawda? – odezwal sie po chwili Milo.

– Cholera! – Carmichael pogladzil brode. – Coz moge na to poradzic, ze lubie swoja prace. Bog dal mi wspaniale cialo i piekna twarz. Pragne sie tym podzielic z innymi ludzmi. Moja robota przypomina aktorstwo, ale takie polaczone z bliskoscia i serdecznoscia. Kiedy tanczylem, czulem na sobie spojrzenia setek kobiet. Gralem przed nimi, zabawialem je. Uwielbialem je podniecac. Czulem sie… prawie kochany.

– Powiem ci to samo, co twojej szefowej – oswiadczyl Milo. – Nie obchodzi nas, kto kogo pieprzy w tym miescie.

Dla mnie problem zaczyna sie dopiero wowczas, gdy ktos kogos przy tej okazji zarznie, zastrzeli lub udusi.

Carmichael prawdopodobnie w ogole go nie sluchal.

– Chce pana zapewnic, ze sie nie lajdacze – ciagnal. – Nie potrzebuje pieniedzy… Gdy mam dobry tydzien, wyciagam szesc, nawet siedem setek. – Machnal reka, podkreslajac swoja pogarde dla pieniedzy w gescie typowym dla czlowieka, na ktorego mimo chwilowych klopotow czeka gdzies gora forsy i on dobrze o tym wie.

– Doug – Milo zwrocil sie do niego tonem nieznoszacym sprzeciwu – niech pan sie przestanie tlumaczyc i uwaznie mnie poslucha. Nie interesuje nas, gdzie pakuje pan swojego fiuta. Panskie akta nie zostana ujawnione. Prosze nam tylko opowiedziec o Nonie Swope.

Carmichael chyba wreszcie zrozumial. Wygladal teraz jak dziecko, ktore niespodziewanie otrzymalo prezent. Zdalem sobie sprawe z tego, ze stale mysle o nim jak o przerosnietym chlopcu, mimo zewnetrznych atrybutow meskosci wydawal mi sie bowiem ogromnie niedojrzaly, wrecz dziecinny. Klasyczny przypadek zahamowania rozwoju emocjonalnego.

– Nona jest jak barakuda – zaczal. – Trzeba ja trzymac na lancuchu, w przeciwnym razie staje sie zbyt agresywna. W ramach naszego ostatniego zlecenia obslugiwalismy wieczor kawalerski zorganizowany dla starszego goscia, ktory zenil sie po raz drugi. Byli tam faceci w srednim wieku, wygladajacy na handlowcow. Apartament w Canoga Park. Przed naszym przybyciem ostro popijali i ogladali pornosy. Odstawialismy tamtej nocy sportowca i cheerleaderke. Mialem na sobie stroj futbolisty, a Nona dzersejowy podkoszulek, krotka plisowana spodniczke i tenisowki. Poza tym pompony, wlosy spiete w kitki… i tak dalej. Nasi gospodarze wygladali na nieszkodliwych starych pierdzieli. Zanim sie zjawilismy, pewnie pokrzykiwali i gadali jeden przez drugiego, jak to maja w zwyczaju podnieceni faceci w trakcie ogladania takich filmow. Kiedy tylko weszlismy, od razu zwrocili uwage na None, i pomyslalem, ze zlamie tu kilka serc. Krecila przed nimi tylkiem, trzepotala rzesami, kuszaco wysuwala jezyczek. Mielismy zaplanowany „szkolny” skecz, a tu nagle Nona zdecydowala, ze zmienimy go na „wyzwolona kobiete”. Zgodnie ze scenariuszem mielismy sie troche popiescic, przekomarzajac sie dwuznacznymi tekscikami. Na pewno znacie tego typu pogawedki. Pytam ja, jak sie ma, a ona mi odpowiada: „Mam sie… ochote kochac”. Nawiasem mowiac, Nona byla kiepska aktorka. Lodowata, pozbawiona emocji. Ale widownia ja uwielbiala za sam wyglad. Tak czy owak, stare pryki daly sie zlowic, co prawdopodobnie nakrecilo nasza panne, bo wymyslila rzecz naprawde skandaliczna… Nagle wsadzila mi reke w gacie, chwycila moj czlonek i zaczela mnie podniecac. Przez caly czas gapila sie na facetow. Chcialem jej przerwac, poniewaz nie powinnismy przekraczac scenariusza, no, chyba ze nas o to poprosza.

Przerwal. Sadzac z wyrazu twarzy, czul sie chyba nieswojo.

Вы читаете Test krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату