– Zgadza sie. – Wygladal na zaskoczonego. Wytlumaczylem, ze Milo zatelefonowal do Fordebranda.
– Niezle posuniecie. Napijesz sie jeszcze? – Podniosl butelke. Odmowilem dolewki. Dobrej szkockiej trudno sie oprzec, jednak rozmowa o Moodym przypomniala mi, ze powinienem pozostac trzezwy.
– Ludzie z Foothill zamierzaja go scigac, sadza jednak, ze ukrywa sie gdzies w Angeles Crest.
– Cudownie.
Park Narodowy Angeles Crest to dwiescie czterdziesci trzy tysiace hektarow dziczy otaczajacej miasto od polnocy. Panstwo Moody mieszkali blisko Sunland i las byl dla Richarda dobrze znanym miejscem, a zatem stanowil naturalne miejsce schronienia. Znaczna czesc terenu pozostawala niedostepna – mozna ja bylo przemierzyc jedynie na piechote i obeznany z okolica czlowiek potrafilby sie tam ukrywac wlasciwie bez konca. Las stanowil oaze dla milosnikow pieszych wedrowek, wspinaczek. Byl takze azylem dla gangow motocyklistow, ktorzy calymi nocami imprezowali w jaskiniach. A w tamtejszych wawozach i strumykach czesto odnajdowano ciala zaginionych osob.
Tuz przed naszym starciem na parkingu Moody mowil mi, ze potrafi przetrwac w dziczy i pragnie tego samego nauczyc swoje dzieci. Podzielilem sie z Malem ta mysla.
Ponuro skinal glowa.
– Poradzilem Darlene, zeby wraz z dziecmi opuscila miasto na jakis czas. Jej rodzice maja farme na polnocy, w poblizu Davis. Dzis jada tam we czworo.
– Czy jej byly maz nie odgadnie miejsca ich pobytu?
– Musialby wylezc ze swojej kryjowki. Mam szczera nadzieje, ze przez jakis czas pomieszka w lesie. – Rozlozyl bezradnie rece. – Nic wiecej nie mozemy zrobic.
Uznalem, ze nasza rozmowa zaczyna przybierac niepokojacy obrot, wiec wstalem i pozegnalem sie. Uscisnelismy sobie rece, a przy drzwiach spytalem Mala, czy slyszal o prawniku Normanie Matthewsie.
– Szalejacy Norman? Dziecko szczescia. Wystepowalem przeciwko niemu kilkanascie razy. Potrafil zalatwic najwieksze alimenty kazdej rozwodce z Beverly Hills.
– Specjalizowal sie w rozwodach?
– Obecnie prezentuje nieco inny styl.
– Tak, tak, slyszalem. Mieszka z grupka dziwakow na poludniu, tuz przy granicy. Nazywa siebie Wielkim Szlachetnym Poo Bahem czy jakos podobnie.
– Szlachetnym Matthiasem. Dlaczego porzucil prawo?
Mal zasmial sie zlosliwie.
– Mozna by powiedziec, ze raczej prawo porzucilo jego. Historia zdarzyla sie piec czy szesc lat temu i pisano o niej w gazetach. Dziwie sie, ze jej nie pamietasz. Matthews reprezentowal wowczas zone pewnego dramaturga, ktory wlasnie sie wzbogacil… po dziesieciu latach glodowania. Facet odniosl wielki sukces na Broadwayu, a jego zona w tym czasie znalazla sobie kolejna ofiare losu, bo pewnie lubila matkowac nieudacznikom. Matthews uzyskal dla niej wszystko, co tylko mozna sobie wyobrazic: lwia czesc zyskow ze sztuki i ogromny procent zarobkow eks-malzonka przez nastepne dziesiec lat. Sprawa zrobila sie glosna, zaplanowano nawet konferencje prasowa. Matthews i zona dramaturga wlasnie na nia szli, kiedy rozsierdzony pisarz wypadl nie wiadomo skad z dwudziestkadwojka w lapach. Strzelil obojgu w glowy. Kobieta zginela na miejscu, a Matthews potrzebowal polrocznej kuracji, zeby dojsc do siebie. Znikl wowczas i powrocil po kilku latach jako guru. Typowa kalifornijska opowiesc.
Podziekowalem za
– Hej – spytal – a wlasciwie skad to zainteresowanie?
– Nic waznego. Nazwisko faceta pojawilo sie w jakiejs rozmowie.
– Szalejacy Norman. – Usmiechnal sie. – Uszkodzenie mozgu droga do swietosci.
13
Nastepnego ranka Milo zastukal do moich drzwi i obudzil mnie za kwadrans siodma. Niebo bylo szare niczym siersc dachowego kota. Deszcz padal przez cala noc, totez zapach powietrza przywodzil na mysl wilgotna flanele. W taka pogode w gorskiej dolinie, gdzie stoi moj dom, robi sie strasznie zimno. Dzis rowniez w kosciach poczulem przenikliwy chlod, gdy tylko otworzylem drzwi.
Moj przyjaciel detektyw ubrany byl w lsniacy czarny prochowiec, pod ktorym mial biala koszule, brazowo-blekitny krawat i brazowe spodnie. Jego twarz porosnieta byla szczecina, a powieki opadaly ze zmeczenia. Na butach z niewyprawionej skory dostrzeglem bloto, ktore wytarl o krawedz tarasu przed wejsciem.
– Znalezlismy zwloki obojga Swope’ow, matki i ojca, w kanionie Benedict. Zastrzeleni, strzaly w glowe i w plecy.
Wypowiedzial to szybko, nie patrzac mi w oczy, potem minal mnie i wszedl do kuchni. Podazylem za nim i zabralem sie do przygotowania kawy. Gdy sie parzyla, umylem twarz nad kuchennym zlewem, Milo zas zul tymczasem kawalek chleba. Zaden z nas sie nie odzywal, poki nie usiedlismy przy moim starym debowym stole i
– Pewien starszy gosc z wykrywaczem metali znalazl ich po pierwszej w nocy. To bogaty facet, emerytowany dentysta. Ma duzy dom w poblizu kanionu Benedict, ale lubi wedrowac po okolicy, szukajac nie wiadomo czego. Jego wykrywacz zareagowal na monety w kieszeniach Swope’a… Bo zamordowanych nie zagrzebano zbyt gleboko. Deszcz zmyl nieco blota i poszukiwacz dostrzegl czesc glowy w poswiacie ksiezycowej. Biedny facet byl naprawde roztrzesiony. Gdy zidentyfikowali ciala, detektyw zajmujacy sie sprawa przypomnial sobie moje nazwisko i zadzwonil do mnie. Wlasnie mial wyjechac na wakacje, wiec byl zachwycony, ze moze mi ja przekazac. Siedzialem tam od trzeciej.
– Zadnego sladu Woody’ego i Nony?
Pokrecil glowa.
– Zupelnie nic. Przeczesalismy najblizsza okolice. Znaleziono ich w miejscu, w ktorym droga zaczyna sie piac ku Valley. Wieksza czesc kanionu Benedict zostala dosc gesto zabudowana, lecz w zachodniej czesci znajduje sie maly wawoz, do ktorego technicy nie dotarli. Jest wklesly jak polmisek. Porastaja go krzewy, powierzchnie pokrywa trzydziesci centymetrow zwiedlych lisci. Latwo go przegapic, jesli jedzie sie szybko, poniewaz od strony drogi skrywaja go duze eukaliptusy. Przeszukalismy go dokladnie, metr po metrze. Wykopalismy kolejne zwloki, a raczej same kosci. Po ksztalcie miednicy koroner ocenil, ze jest to trup kobiecy. Lezal w ziemi co najmniej od dwoch lat.
Koncentrowal sie na szczegolach, aby zagluszyc emocjonalna reakcje na morderstwa. Wypil wielki lyk kawy, przetarl oczy i sie wzdrygnal.
– Alez jestem przemoczony.
Zdjal plaszcz przeciwdeszczowy i przewiesil go przez krzeslo.
– Co sie stalo z ta sloneczna Kalifornia? – mruknal. – Czuje sie jak na polu ryzowym.
– Chcesz ciepla koszule?
– Nie, dzieki. – Zatarl dlonie, napil sie jeszcze kawy i wstal po dolewke. – Ani sladu dzieciakow – powtorzyl po powrocie do stolu. – Istnieje kilka mozliwosci. Na przyklad, ze nie byly z rodzicami i zdolaly uniknac tragedii. Po powrocie do motelu zobaczyly krew, przerazily sie i uciekly.
– Czy nie trzymaliby sie razem, gdyby postanowili wrocic do domu? – spytalem.
– Moze siostra wziela brata na lody. A rodzice tymczasem sie pakowali.
– Nie ma mowy, Milo. Chlopiec byl na to zbyt chory.
– Tak, ciagle o tym zapominam.
– Otoz to.
– Dobra, w takim razie rozwazmy hipoteze numer dwa. Nie byli razem, poniewaz siostra uprowadzila malego. Mowiles, ze wedlug Beverly Nona nie mogla sie dogadac z rodzicami. Moze przyszedl jej do glowy pomysl wspolnej ucieczki?
– Trudno do konca wierzyc w to, co Beverly mowila na temat Nony. Ona spotykala sie z mezczyzna, ktorego Beverly kiedys kochala.
– Sam mi mowiles, ze Nona byla jakas dziwna. Opowiadales, jak potraktowala Melendeza-Lyncha. A po obejrzeniu zdjec i po rozmowach z Jan Rambo i Carmichaelem sam sie przekonalem, co z niej za ziolko.
– Chyba ma sporo problemow emocjonalnych. Ale dlaczego mialaby porywac brata? Wszystkie dane na temat jej charakteru sugeruja raczej egocentryzm i brak rodzinnych uczuc. Najwyrazniej nie laczyly ja z Woodym bliskie stosunki. Rzadko go odwiedzala, a jesli juz, to pozno w nocy, kiedy spal. Potrafie zrozumiec, dlaczego unikala rodzicow. Jednak reszta nie trzyma sie kupy.
– Rany, doskonaly z ciebie kumpel – mruknal Milo. – Zawsze, gdy bede w kiepskim humorze, poprosze cie o pomoc. Masz to jak w banku.
Rozdziawil usta, ziewajac poteznie. Kiedy odzyskal oddech, podjal:
– Wszystko, co mowisz, kolego, jest logiczne, musisz jednak dokladnie sie temu przyjrzec. Tuz przed przyjazdem tutaj zadzwonilem do Houtena z La Visty. Obudzilem go i kazalem mu przetrzasnac miasteczko w poszukiwaniu panny Swope i jej malego brata. Porazila go wiadomosc o smierci ich rodzicow. Powiedzial, ze juz skrupulatnie przeszukal miasto, ale gdy poprosilem, zgodzil sie zrobic to powtornie.
– Odwiedzi rowniez siedzibe Dotkniecia?
– W pierwszej kolejnosci. Moze Melendez-Lynch mial od poczatku racje? Jesli nawet Houten wyjdzie z pustymi rekoma, oficjalnie stana sie podejrzani. Jade dzis do La Visty, wiec sprawdze sekte. Zwlaszcza te parke, ktora zlozyla Swope’om wizyte w szpitalu, podczas rozmowy poloze nacisk na ich zwiazki z Valcroix.
Powiedzialem mu, ze Seth Fiacre podkreslal kastowy charakter sekty, ktorej czlonkowie starali sie nikomu nie rzucac w oczy, a nastepnie strescilem opowiesc Mala o Normanie Matthewsie.
– Nie szukaja nowych czlonkow – stwierdzilem. – Zyja w odosobnieniu. Po co mieliby sie pakowac w klopoty innych ludzi?
Odnioslem wrazenie, ze Milo zignorowal moje pytanie, za to wyraznie byl zaskoczony tozsamoscia Szlachetnego Matthiasa.
– Matthews zostal guru? Zawsze sie zastanawialem, jak skonczyl. Pamietam tamta sprawe, chociaz zdarzyla sie w Beverly Hills i nie zajmowalismy sie nia. Dramaturga zamkneli w Atascadero, gdzie pol roku pozniej sporzadzil sobie zabojczy koktajl. – Usmiechnal sie niewesolo. – Kiedys nazywalismy Matthewsa „kanciarzem gwiazd”. Ktoz by sie spodziewal takiej przemiany?
Ziewnal znowu i napil sie kawy.
– Po co mieliby sie pakowac w klopoty? – powtorzyl moje pytanie. – Moze sadzili, ze przekonali rodzicow do „swojej” kuracji dla dziecka, a pozniej sprawy wymknely sie spod kontroli.
– Jesli tak, to bardzo sie wymknely – odburknalem.
– Nie zapominaj, co jej powiedzialem w motelu. Swiat naprawde staje sie coraz bardziej szalony. Poza tym moze w czasie, gdy twoj przyjaciel profesor badal sekte Dotkniecie, jej przedstawiciele unikali rozglosu, a teraz to sie zmienilo. Kto wie, swiry sa nieobliczalne, a w dodatku kazdy z nich jest inny. Jim Jones byl ich bohaterem, poki nie zreinkarnowal sie w Idi Amina.
– Pieknie powiedziane.