– Nie wiem. Nie mial dobrej opinii. Praktykowal w Beverly Hills.

Prawnik, a teraz guru? Nieprawdopodobna metamorfoza.

– Dlaczego zmienil styl zycia? – spytalem.

– Tego rowniez nie wiem. Charyzmatyczni przywodcy miewaja podobno kosmiczne wizje. Zwykle doswiadczaja ich po jakims traumatycznym przezyciu. Wiesz, wariacja, ktora nazywa sie glosem na pustyni. Moze zabraklo mu benzyny na pustyni Mojave i ujrzal Boga?

Rozesmialem sie.

– Szkoda, ze nie moge ci powiedziec wiecej, ale ta sekta naprawde stara sie nie przyciagac niczyjej uwagi. Zreszta, jest bardzo nieliczna, ma okolo szescdziesieciu czlonkow. A poniewaz, jak wspomnialem, nie staraja sie pozyskac nowych, wiec prawdopodobnie liczebnosc grupy nie wzrosnie. Pojawili sie dopiero trzy czy cztery lata temu. Zauwazylem jeszcze cos niezwyklego. Wiekszosc czlonkow sekty to ludzie w srednim wieku. Sekty o charakterze ekspansywnym zwykle rekrutuja mlodziez. W przypadku Dotkniecia zadni rodzice nie wnosili skarg na policje o uprowadzenie dzieci.

– Czy sa holistami w kwestiach zwiazanych ze zdrowiem?

– Prawdopodobnie. Wiekszosc tego typu sekt to holisci. Holizm jest jednym z syndromow odrzucenia wartosci cenionych przez ogol spoleczenstwa. Nie slyszalem jednakze, by czlonkowie Dotkniecia mieli obsesje na tym punkcie. Sadze, ze raczej skupiaja sie na zdrowej zywnosci, ktora sami produkuja. Uprawiaja warzywa, tworza swoj swiat z dala od cywilizacyjnego zepsucia. Podobnie jak zwolennicy pierwotnych utopii: Oneidy, Ephraty czy tez Nowej Harmonii. Moge spytac, po co ci te wszystkie informacje?

Strescilem mu historie Swope’ow, powiedzialem o decyzji, by nie leczyc Woody’ego, i pozniejszej ucieczce calej rodziny.

– Czy Dotkniecie moze byc twoim zdaniem wplatane w cos takiego, Seth?

– Wydaje mi sie to malo prawdopodobne, poniewaz trzymaja sie na uboczu. Konflikt z renomowanym szpitalem zwrocilby na nich uwage i tym samym narazil na kontrole wladz.

– Odwiedzili jednak Swope’ow w szpitalu – przypomnialem mu.

– Gdyby byli ekstremistami, nie afiszowaliby sie w miejscu publicznym, nie uwazasz? Mowiles, ze ta rodzina mieszka w poblizu Ustronia?

– Tak. Przynajmniej tak zrozumialem.

– Moze zatem byli po prostu sasiadami. W tak malym miescie jak La Vista ludzie bywaja nieufni wobec obcych, lecz czesto sie solidaryzuja. Nawet udaja przyjazn. To dobra strategia, by przetrwac.

– Jesli juz mowimy o przetrwaniu, to z czego sie utrzymuja?

– Sadze, ze z datkow czlonkowskich. Matthews byl jednak bogatym czlowiekiem. Moze sam finansuje sekte. Dla wladzy i prestizu. Jesli naprawde jest samowystarczalna, koszty stale nie sa zbyt wysokie.

– Jeszcze jedna rzecz, Seth. Dlaczego nazwali sie Dotkniecie?

Rozesmial sie.

– Cholera ich wie. Na to pytanie takze nie potrafie odpowiedziec.

Nieco pozniej tego samego dnia zadzwonil do mnie Mal Worthy.

– Obawiam sie, ze pani Moody nie otrzymala szczura, poniewaz malzonek przeznaczyl dla niej cos wiekszego. Dzis rano znalazla obcego psa… wypatroszonego i powieszonego na klamce tuz przy jego wnetrznosciach. Zwierze bylo rowniez wykastrowane, a jaja mialo wepchniete w pysk.

Zaniemowilem z odrazy.

– Co za facet, nie? – ciagnal Mal. – W dodatku wbrew wszelkim regulom osmielil sie zatelefonowac. Rozmawial wczoraj z synkiem i namowil go do ucieczki. Dzieciak posluchal i policjanci szukali go przez siedem godzin. W koncu znalezli pozno w nocy. Wloczyl sie po parkingu jakiegos marketu, osiem kilometrow od domu. Najwyrazniej myslal, ze ojciec pojawi sie tam i wezmie go do siebie. Nikt nie przyszedl i chlopiec byl przerazony do szalenstwa. Biedny malec. Rzecz jasna Darlene szaleje z niepokoju. Zadzwonila do mnie z prosba, zebym cie namowil na rozmowe z jej dziecmi. Chodzi przede wszystkim o ich zdrowie psychiczne.

– Czy widzialy psa?

– Nie, dzieki Bogu. Posprzatala, zanim zdazyly wyjsc przed dom. Jak szybko moglbys sie z nimi spotkac?

– Dostep do gabinetu bede mial dopiero w sobote. – Wynajmowalem na tego typu spotkania gabinet od kolegi po fachu w Brentwood, ale tylko w weekendy.

– Mozesz porozmawiac z nimi u mnie. Powiedz tylko kiedy.

– Sciagniesz ich? Wystarczy pare godzin?

– Jasne.

Biura Trenton, Worthy & La Rosa znajdowaly sie na najwyzszym pietrze znanego budynku przy skrzyzowaniu Roxbury i Wilshire. Mal, wystrojony w jedwabno-welniany granatowy garnitur od Bijana, powital mnie osobiscie w poczekalni i poinformowal, ze przeznaczyl dla mnie swoje biuro. Pamietalem je jako przepastne pomieszczenie o ciemnych scianach z wielkim bezksztaltnym biurkiem, ktore przypominalo eksponaty z wystawy bardzo awangardowej rzezby. W dodatku boazeria obwieszona byla nowoczesnymi sztychami oraz polkami pelnymi kosztownych – i kruchych – pamiatek. Miejsce nie bylo idealne na dziecieca terapie, musialo jednakze wystarczyc.

Przestawilem kilka krzesel, przesunalem stolik i utworzylem posrodku pomieszczenia malenki plac zabaw. Wyjalem z teczki papier, olowki, kredki, pacynki i przenosny teatrzyk lalkowy. Wszystko postawilem na stoliku. Potem poszedlem po dzieci Moodych.

Czekaly w bibliotece wraz z Darlene i Carltonem Conleyem. Chlopca i dziewczynke ubrano jak do kosciola.

Trzylatka April miala na sobie biala taftowa sukienke, wykonczone koronka skarpetki i biale sandalki z lakierowanej skory. Jej jasne wloski byly uczesane w warkocz i ozdobione wstazka. Dziewczynka kulila sie na kolanach matki, ogladala strupek na kolanie i ssala kciuk.

Jej braciszek prezentowal sie okazale w bialej kowbojskiej koszuli, sztruksowych brazowych spodniach z wywinietymi mankietami, waskim krawaciku i czarnych bucikach. Mial przylizane ciemne wlosy. Wygladal na nieszczesliwego, zapewne jak kazdy dziewieciolatek w takiej sytuacji. Kiedy mnie dostrzegl, odwrocil glowe.

– No, Ricky, badz uprzejmy dla pana doktora – upomniala go matka. – Powiedz „dzien dobry”. Witam, doktorze.

– Witam, pani Moody.

Chlopiec wepchnal rece w kieszenie i lypal na mnie spode lba.

Siedzacy obok Darlene Conley wstal i uscisnal mi dlon z niepewnym usmieszkiem na twarzy. Przypomnialem sobie, co mowila sedzia. Miala racje. Mimo iz znacznie wyzszy, byl uderzajaco podobny do swego poprzednika.

– Dzien dobry, doktorze – wybaknal.

– Witam, panie Conley.

April poruszyla sie, otworzyla oczy i usmiechnela sie do mnie. Po naszych wczesniejszych spotkaniach ocenialem ja jako beztroskie, otwarte, mile dziecko. Poniewaz byla dziewczynka, ojciec ignorowal ja, oszczedzajac jej w ten sposob swojej destrukcyjnej milosci. Ricky okazal sie jego ulubiencem, co nie wyszlo mu na dobre.

– Witaj, April.

Zamrugala rzesami, pochylila glowke i zachichotala. Urodzona kokietka.

– Pamietasz zabawki, ktorymi bawilas sie ostatnio?

Skinela glowa i znowu zachichotala.

– Mam je tutaj. Chcialabys sie znowu nimi pobawic?

Popatrzyla na matke, proszac o pozwolenie.

– Idz, kochanie.

Dziewczynka zeszla z jej kolan i wziela mnie za reke.

– Przyjde za chwile, Ricky – rzucilem ponuremu chlopcu.

Spedzilem dwadziescia minut z April, glownie obserwujac jej zabawe laleczkami z teatrzyku. Jej dzialania byly przemyslane, naturalne. Dziewczynka odegrala wiele epizodow rodzicielskiego konfliktu, ktore potrafila szybko rozwiazywac przez sklonienie ojca do odejscia; pozniej nastepowalo szczesliwe zycie rodzinne. Ze scenariuszy tworzonych przez April zazwyczaj emanowala nadzieja i determinacja.

Zadalem jej kilka pytan o sytuacje w domu i odkrylem, ze doskonale – jak na swoj wiek – rozumie, co sie zdarzylo. Tato pogniewal sie na mame, a mama na niego, wiec nie beda juz ze soba mieszkac. Za rozstanie rodzicow nie obarczala wina ani siebie, ani Ricky’ego i, o dziwo, lubila Carltona.

W rozmowie z dziewczynka znalazlem potwierdzenie mojej wstepnej oceny. Juz wowczas April niezbyt sie niepokoila nieobecnoscia ojca i powoli przywiazywala sie do Conleya. Gdy spytalem ja teraz o przyjaciela matki, jej ladna buzia sie rozpromienila.

– Carlton jest bardzo mily, panie doktorze. Wzial mnie do zoo. Widzielismy tam zyrafe. I krokodyla. – Pod wplywem wspomnien jej oczka sie rozszerzyly.

Przez kilka minut wychwalala potencjalnego ojczyma, a ja modlilem sie w duszy, by proroctwo sedzi Severe sie nie spelnilo. W moim zyciu poddalem terapii wiele dziewczynek, ktore cierpialy z powodu niezdrowych (albo zadnych) stosunkow laczacych je z ojcami, i bylem swiadkiem bolesnych szkod, jakie wyrzadzaly owe uklady dzieciecej psychice. Ta malutka slicznotka z pewnoscia zasluzyla na lepszy los.

Przypatrywalem jej sie jeszcze przez jakis czas, a gdy upewnilem sie, ze dziewczynka radzi sobie w miare dobrze, odprowadzilem ja z powrotem do matki. Stanela na paluszkach i wyciagnela do mnie szczuplutkie raczki. Pochylilem sie. Pocalowala mnie w policzek.

– Pa, pa, panie doktorze.

– Pa, kochanie. Jesli kiedys zechcesz ze mna porozmawiac, powiedz swojej mamie. Pomoze ci do mnie zadzwonic.

Powiedziala „dobrze” i wczolgala sie z powrotem do bezpiecznego schronienia – na miekkie kolana matki.

Ricky stal sam w rogu pokoju i spogladal przez okno. Podszedlem do niego, polozylem mu reke na ramieniu i odezwalem sie tak cicho, ze tylko on mogl mnie uslyszec.

– Wiem, wiem. Jestes naprawde wsciekly, ze kazali ci tu przyjsc.

Zesztywnial i skrzyzowal rece na piersi. Darlene wstala, ciagle trzymajac w ramionach April. Zaczela cos mowic, lecz gestem polecilem jej usiasc.

– To przykre, ze nie mozesz widywac swojego taty. Musi ci byc naprawde trudno – zauwazylem.

Stal wyprostowany niczym kadet z marines, starajac sie wygladac na twardego, nieustepliwego mlodzienca.

– Slyszalem, ze uciekles.

Brak odpowiedzi.

– Pewnie przezyles prawdziwa przygode.

Cien usmiechu pojawil sie na jego wargach, po czym zniknal.

– Wiedzialem, ze masz silne nozki, Ricky, ale przejsc osiem kilometrow… No, no. Cos takiego!

Вы читаете Test krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату