– Poniewaz dla pana taka sumka prawie nic nie znaczy, jesli nocne orgie, ktorych bylem swiadkiem kilka dni temu, naleza do waszych typowych rozrywek, a tak wlasnie mysle, pan i panskie zombie zuzywacie tygodniowo sporo niezlego towaru.
– Sugeruje pan, ze w naszych rytualach uzywamy niedozwolonych srodkow, jak na przyklad narkotyki? – spytal szyderczo.
– Bez watpienia usuwacie wszelkie slady, towar magazynujecie w przemyslnych kryjowkach i nie lekacie sie policyjnej rewizji. Jak mialo to miejsce podczas mojej pierwszej wizyty w klasztorze. Posiadam jednakze polaroidy z przyjecia, ktore zrobilyby furore jako geriatryczne porno. Wszystkie te zwiotczale ciala kotlujace sie na matach… Misy koki i slomki do nosa. Ze nawet nie wspomne o kilku wyraznych zdjeciach przedstawiajacych skrytke pod panska biblioteczka.
– Fotografie pelnoletnich osob dobrowolnie uprawiajacych seks – wyrecytowal, przybierajac nagle prawniczy ton. – Na stole misy wypelnione jakas substancja. Plastikowe torebki. Nie ma pan za wiele. Panskie rewelacje raczej nie sa warte stu piecdziesieciu tysiecy.
– A ile pan zaplaci, by uniknac kary za morderstwo? Jego oczy zwezily sie, twarz stala sie drapiezna, wilcza.
Matthias probowal traktowac mnie z gory, lecz nie bardzo mu sie to udawalo. Swedzenie stalo sie prawie nie do zniesienia, lecz zapomnialem o nim w tym momencie.
– Prosze kontynuowac – rzucil lodowato.
– Zrobilem trzy kopie znalezionego u pana tekstu, dodalem do kazdej strone interpretacji i zlozylem dokumenty w trzech bezpiecznych miejscach. Wraz ze zdjeciami i instrukcjami dla prawnikow, na wypadek mojej przedwczesnej smierci. Zanim skopiowalem informacje, bardzo uwaznie je przeczytalem. Doprawdy fascynujaca sprawa!
Wygladal na calkowicie opanowanego, lecz wiedzialem, ze jest zdenerwowany. Zdradzila go prawa reka: kosciste biale palce wbily sie nagle w ziemie i wydarly z niej kepe trawy.
– Aluzje do niczego nas nie doprowadza – wyszeptal ochryple. – Jesli ma pan cos do powiedzenia, prosze mowic otwarcie.
– W porzadku – odparlem. – Cofnijmy sie nieco w czasie. Jakies dwadziescia lat z okladem. Na dlugo, zanim postanowil pan zostac guru. Siedzi pan sobie w biurze na Camden Drive w Beverly Hills, gdy zjawia sie szara myszka, drobna kobietka o imieniu Emma. Przyjechala do pana z prowincjonalnego miasteczka La Vista. Placi panu sto dolarow za porade prawnicza. Sporo pieniedzy w tamtych czasach. W zamian prosi o dyskrecje. Historia Emmy jest przerazliwie smutna, chociaz bez watpienia pan uwaza ja za cos w rodzaju trzeciorzednego melodramatu. Kobieta zyjaca w malzenstwie bez milosci szukala pocieszenia w ramionach innego mezczyzny. Mezczyzny, ktory pokazal jej inny swiat i dostarczyl doznan, o istnieniu ktorych wczesniej nawet nie zdawala sobie sprawy. Romans byl cudowny i stanowil dla Emmy prawdziwa ucieczke przed przygnebiajaca rzeczywistoscia. Wszystko ukladalo sie wspaniale, poki kobieta nie zaszla z kochankiem w ciaze. Przerazona ukrywala ten fakt tak dlugo, jak sie dalo, a kiedy brzuch stal sie widoczny, oswiadczyla mezowi, ze dziecko jest jego. Zdradzony malzonek ogromnie sie ucieszyl, niemal nosil ja na rekach, a kiedy uroczyscie otworzyl szampana, jego zona niemal umarla z poczucia winy. Zastanawiala sie nad aborcja, lecz za bardzo sie bala. Modlila sie o poronienie, ale plod rozwijal sie prawidlowo. Gdy ja pan spytal, czy powiedziala kochankowi o ich wspolnym problemie, Emma zaprzeczyla, wyraznie przestraszona sama mysla. Jej wybranek byl filarem miejscowej spolecznosci, zastepca szeryfa, czlowiekiem odpowiedzialnym za przestrzeganie prawa… W dodatku byl zonaty i jego zona rowniez spodziewala sie dziecka. Panska klientka nie chciala niszczyc szczescia dwoch rodzin. Poza tym kochanek od jakiegos czasu zaczal jej unikac, utwierdzajac ja w podejrzeniach, ze w ich zwiazku od poczatku szukal jedynie rozkoszy cielesnych. Czy Emma poczula sie opuszczona? Nie. Uwazala, ze zgrzeszyla i ze teraz placi za swoj blad. Z kazdym miesiacem ciazy coraz bardziej tez doskwieralo jej brzemie sekretu. Zyla w klamstwie przez osiem i pol miesiaca, az w koncu nie mogla juz dluzej go zniesc. Pewnego dnia, gdy maz wyjechal z miasta, wsiadla w autobus i pojechala na polnoc, do Beverly Hills. Do pana. Trafila do panskiego lsniacego biura zaledwie kilka dni przed porodem. Byla zagubiona, spanikowana. Przez wiele bezsennych nocy rozwazala swoja sytuacje i w koncu podjela decyzje. Chciala odejsc od Garlanda. Pragnela rozwodu. Mial byc szybki, bez zadnych wyjasnien. Potem zamierzala opuscic miasto, urodzic dziecko w samotnosci, moze w Meksyku… Oddalaby je do adopcji i zaczela nowe zycie z dala od miejsca, w ktorym grzeszyla. Przeczytala o panu w jakims kolorowym magazynie, na stronach plotek z Hollywood, i uznala pana za najwlasciwszego czlowieka do tej roboty. Wysluchal jej pan z uwaga i natychmiast pojal, ze szybki rozwod jest wykluczony. Sprawa smierdziala, choc oczywiscie panu akurat ten jej aspekt absolutnie nie przeszkadzal. Im paskudniejsze sekrety, tym lepiej mozna na nich zarobic. Tyle ze… Emma Swope nie pasowala do typu klientek, w ktorych pan gustowal. Nijaka, bezbarwna i straszliwie malomiasteczkowa. A co najwazniejsze, nie pachniala pieniedzmi. Przyjal pan od niej sto dolarow i splawil ja, mowiac, ze lepiej zrobi, kontaktujac sie z lokalnym prawnikiem. Wyszla od pana z zaczerwienionymi od placzu oczyma i ciezkim sercem, pan zas zapisal jej dane, schowal raport do szuflady na akta i zapomnial o calej sprawie. Wiele lat pozniej dostal pan postrzal w glowe i postanowil zakonczyc kariere prawnicza. Przez lata pracy poznal pan mnostwo prawdziwych bogaczy, a wsrod nich, co normalne w Los Angeles, narkotykowych bossow. Nie wiem, kto pierwszy wpadl na pomysl wyslania pana jako rezydenta megadolarowego interesu kokainowo-heroinowego, ktos z nich czy pan sam, tak czy owak, zdecydowal sie pan na te wyprawe. Nielegalnosc owej fuchy bardzo pana podniecila, poniewaz postrzegal pan siebie jako ofiare, osobe zdradzona przez system, ktoremu wiernie pan dotad sluzyl. Pieniadze i wladza rowniez byly nie do pogardzenia. Aby przedsiewziecie sie udalo, potrzebowal pan kryjowki w poblizu meksykanskiej granicy. Solidnej kryjowki i legalnej przykrywki. Panscy nowi partnerzy zaproponowali jedna z malych rolniczych osad polozonych na poludnie od San Diego. La Vista. Slyszeli o starym klasztorze na sprzedaz. Teren znajdowal sie tuz za rogatkami miasta, byl odludny i bezpiecznie polozony. Przez jakis czas sami rozwazali jego zakup, potrzebowali jednak jakiegos pretekstu, by powstrzymac tubylcow przed weszeniem. Pan spojrzal na mape i nagle doznal olsnienia. Kulka nie zniszczyla panskiej doskonalej prawniczej pamieci. Przejrzal pan stare akta… Jak mi idzie do tej pory?
– Prosze kontynuowac. – Dlon mial mokra i zielona od mietoszenia trawy.
– Zrobil pan maly wywiad srodowiskowy i odkryl, ze Emma Swope nigdy nie wynajela innego prawnika. Jej wizyta u pana okazala sie jedyna proba pokierowania wlasnym losem, po ktorej kobieta wrocila do swojej codziennej egzystencji. Ponownie podjela prace maszynistki i zyla ze swoim sekretem. Urodzila piekna rudowlosa dziewczynke, ktora wyrosla na zbuntowana nastolatke. Kochanek Emmy rowniez nadal mieszkal w okolicy. Ciagle byl strozem prawa. Zostal szeryfem. Teraz on rzadzil w La Viscie. Byl czlowiekiem powszechnie szanowanym i tak wplywowym, ze jego zdanie mieszkancy miasteczka traktowali jak slowa wyroczni. Wiedzial pan, ze ze swoimi informacjami ma go pan w kieszeni i szeryf na pewno nie odmowi panu pomocy.
Ostatnie pozory spokoju zniknely z pociaglej zarosnietej twarzy. Guru dotknal brody i usmarowal ja na zielono, potem polizal trawe pod dolna warga i splunal.
– Banalni ludzie ze swoimi smierdzacymi, malymi intrygami – odburknal. – Ludza sie przez cale zycie, ze ich egzystencja ma jakikolwiek sens.
– Wyslal mu pan kopie listu, ktory u pana znalazlem, po czym zaprosil szeryfa na rozmowe do Beverly Hills. Bez watpienia obawial sie pan, ze Houten pana zignoruje albo kaze isc do diabla. Co takiego mogloby mu grozic? Niewielki, jak na standardy naszego miasta, skandal? Wczesna emerytura?
A jednak facet zjawil sie w panskim biurze juz nastepnego dnia, prawda?
Matthias rozesmial sie glosno. Nie byl to przyjemny dzwiek.
– Jasne, juz o swicie – odrzekl, kiwajac glowa. – Przyjechal w tym swoim smiesznym stroju kowboja. Staral sie wygladac jak macho, ale trzasl sie jak osika. Kretyn.
Guru sekty Dotkniecie rozkoszowal sie wspomnieniem z okrutnym blyskiem w oku.
– Natychmiast pan sobie uswiadomil – kontynuowalem – ze trafil pan w czuly punkt. Szczegolow domyslil sie pan wprawdzie dopiero nastepnego lata, gdy Nona Swope zaczela dla was pracowac, ale nie musial pan znac do konca powodow czyjegos strachu, by na nim zarobic.
– Houten to kmiotek. – Matthias wydal pogardliwie wargi. – Frajer, na ktorego wystarczyl byle blef.
– Tamto lato – przerwalem mu – bylo zapewne bardzo interesujace. Swiezo stworzona przez pana wspolnota spoleczna o malo sie nie rozpadla. I to przez kogo? Przez szesnastolatke.
– To byla mala nimfomanka – powiedzial drwiaco. – Lubowala sie w starszych facetach. Ciagnela za nimi jak pies gonczy. Odkad sie pojawila, stale slyszalem plotki, a pewnego dnia nakrylem ja w spizami z pewnym szescdziesieciolatkiem. Wyciagnalem ja za uszy i zadzwonilem do Houtena. Przyjechal. Patrzyli na siebie w taki sposob, ze od razu odkrylem, dlaczego moje intencje go zdenerwowaly. Facet nieswiadomie pieprzyl wlasna corke. Tamtego dnia zrozumialem, ze mam go w kieszeni. Na zawsze! Od tamtej pory byl calkowicie na moje uslugi.
– Bez watpienia bardzo sie przydawal.
– Nadzwyczaj. – Usmiechnal sie. – Przed wyborami, kiedy bardziej kontrolowano granice, szeryf Houten pojechal z nami do Meksyku i pomogl przewiezc ladunek. Nie ma to jak policyjna eskorta.
– Tak, to cholernie dobry uklad – przyznalem. – Z pewnoscia warto go pielegnowac.
Zmienilem pozycje. Stopa mi zdretwiala i przez chwile potrzasalem nia, aby przywrocic krazenie krwi.
– Wszystko, co do tej pory od pana uslyszalem, to czyste domysly – stwierdzil chlodno. – Zadnych konkretow, za ktore warto zaplacic choc dolara.
– Spokojnie, to tylko preludium. Porozmawiajmy teraz o doktorze Auguscie Valcroix. Niedopasowany do wspolczesnosci hipis z lat szescdziesiatych. Nie jestem pewny, jak sie spotkaliscie, ale prawdopodobnie nasz drogi lekarz handlowal prochami w Kanadzie i juz tam poznal niektorych sposrod panskich wspolnikow. Tak czy owak, zostal jednym z waszych dilerow i rozprowadzal narkotyki miedzy innymi w szpitalu. Czy istnieje lepsza przykrywka niz prawdziwy tytul doktora medycyny? Podejrzewam, ze otrzymywal od was towar na dwa sposoby. Czasami przyjezdzal tutaj pod pozorem uczestnictwa w seminarium i zabieral paczuszki osobiscie. Innym razem pan mu je wysylal. Wlasnie z nim spotkali sie Graffius i Delilah podczas swojej wizyty w Los Angeles owego dnia, gdy odwiedzili Swope’ow. Kontrolna wizyta po narkotykowym transferze. I oczywiscie, wbrew podejrzeniom Raoula Melendeza-Lyncha, wcale nie zachecali Swope’ow do zakonczenia leczenia Woody’ego, a tym bardziej nie mieli nic wspolnego z uprowadzeniem dziecka. Nastepna sprawa. Valcroix, choc narkoman i flejtuch, potrafil swoich pacjentow i ich rodziny sklonic do zwierzen. Wykorzystywal ten talent do uwodzenia kobiet, a czasem takie informacje przydawaly sie podczas kuracji. Nawiazal dobre stosunki z Emma Swope… Jako jedyny nie nazwal jej nijaka, bezwolna. Malo tego, wydala mu sie wrecz silna osobowoscia. Poniewaz wiedzial o niej cos, czego nikt inny nawet sie nie domyslal. Wykrycie raka u dziecka czesto staje sie przyczyna rozbicia rodziny. Niekiedy zachowanie rodzicow zmienia sie wprost nie do poznania… Widzialem takie transformacje wiele razy. W przypadku Swope’ow stres byl znacznie silniejszy. Z Garlanda uczynil pompatycznego blazna, Emma natomiast z kazdym dniem coraz glebiej pograzala sie w myslach o przeszlosci. Bez watpienia Valcroix namowil ja na szczera rozmowe w chwili szczegolnej slabosci. Choroba synka zwielokrotnila jej poczucie winy, a lekarz wydal jej sie mily i przepelniony wspolczuciem, wiec otworzyla sie przed nim i wylala swoje zale. Ktos inny uznalby opowiesc Emmy za podobna do wielu innych smutnych historii i zachowalby ja dla siebie, jednak dla Valcroix zdobyte informacje mialy daleko idace implikacje. Prawdopodobnie od dawna przygladal sie Houtenowi i zastanawial, dlaczego szeryf tak chetnie wykonuje panskie polecenia. Teraz juz wiedzial. Mial w nosie moralnosc, a tajemnica lekarska nic dla niego nie znaczyla. Kiedy jego zawodowa przyszlosc stanela pod znakiem zapytania, przyjechal tu, na poludnie, podzielil sie z panem swoja wiedza i zazadal wiekszego procentu od zyskow. Udal pan zgode na nowy uklad, po czym podal mu narkotyki. Kiedy Valcroix zasnal, kazal pan jednemu ze swoich wyznawcow wywiezc go w kierunku Los Angeles. Drugi czlowiek jechal za nimi. W dokach Wilmington wspolnie upozorowali smiertelny wypadek. Upewnili sie, ze Kanadyjczyk nie zyje, i odjechali. Technika jest dosc prosta, trzeba tylko deska zablokowac pedal gazu…
– Cos w tym rodzaju. – Matthias sie usmiechnal. – Uzylismy galezi drzewa. Jablonki. Materialu calkowicie naturalnego. Valcroix uderzyl w sciane przy predkosci osiemdziesieciu kilometrow na godzine. Barry powiedzial, ze facet przypominal omlet pomidorowy. – Polizal was i poslal mi twarde znaczace spojrzenie. – To byla zachlanna chciwa swinia.
– Nie dam sie zastraszyc – zapewnilem go. – Sto piecdziesiat tysiecy. Ani centa mniej.
Guru westchnal.
– Sto piecdziesiat tysiecy to spora sumka, ale jakos bym ja przebolal – oswiadczyl. – Kto mnie jednakze zapewni, ze nie wroci pan po wiecej? Sprawdzilem pana, Delaware. Byl pan kiedys niezlym specjalista w swojej dziedzinie i swietnie pan zarabial. Teraz pracuje pan jedynie dorywczo, lecz lubi pan wystawne zycie. Ten fakt mocno mnie martwi. Nie ma nic gorszego niz wielka przepasc miedzy „chciec” i „miec”. Nowy samochod, kilka luksusowych wypadow wakacyjnych, drogie mieszkanko w Mammoth i nagle pieniadze sie koncza. Minie troche czasu, a pojawi sie pan ponownie z kolejnymi zadaniami. Jestem co do tego przekonany.
– Nie jestem zachlanny, Matthias. Gdyby mnie pan dokladniej sprawdzil, dowiedzialby sie pan, ze poczynilem kilka korzystnych inwestycji, ktore nadal przynosza mi niezly dochod. Mam trzydziesci piec lat i nie narzekam na brak funduszy, niech mi pan wierzy. Zyje sobie wygodnie bez panskiej forsy i mogloby to trwac w nieskonczonosc. Podoba mi sie wszakze pomysl oskubania takiego jak pan speca od pomnazania gotowki. Traktuje ten interes jako jednorazowy fuks. Gdy ostatnia piecdziesiatka znajdzie sie w moich rekach, nigdy wiecej juz mnie pan nie zobaczy.
Zamyslil sie.
– Moze dwie setki w kokainie?
– Nie ma mowy. Nigdy nie tykam tego paskudztwa. Musi byc gotowka.
Wydal wargi i zmarszczyl brwi.
– Alez z pana nieustepliwy dran, doktorku. Ma pan instynkt zabojcy. Podziwiam ludzi z takim charakterem. Przyznam, ze Barry mylil sie co do pana. Mowil, ze jest pan uczciwy, szczery i chorobliwie zadufany w sobie. W rzeczywistosci niezly z pana szakal.