opowiedzial krolowi, ze ta niegdys olsniewajaca uroda twarz zmienila sie w bezksztaltna bryle. Abgar nie chcial tego sluchac, zwymyslal poslanca i schronil sie w swoich komnatach. Ze strachu sciskalo go w trzewiach, dostal goraczki, ktora sprawila, ze zaczal majaczyc.
Krolowa jak lwica bronila dostepu do meza. Niektorzy przeciwnicy krola juz zaczeli snuc domysly, kto tez zostanie jego nastepca. Z dnia na dzien napiecie roslo. Najgorsze bylo to, ze nie nadchodzily zadne wiesci od Josara. Zostal z Jezusem z Nazaretu, zapewne opuscil ich na zawsze. Abgar skarzyl sie, ze porzucil go wierny przyjaciel, krolowa jednak wierzyla, ze Josar wkrotce wroci i blagala krola, by nie tracil ducha, choc w niej samej nadzieja trzepotala sie jak motyl w siatce.
– Pani! Pani! Josar wrocil! – Niewolnica wpadla do komnaty, w ktorej lezal Abgar, wachlowany przez krolowa.
– Josar! Gdzie on jest? – krzyknela krolowa.
Wybiegla na korytarz, nie zwazajac na zdumione spojrzenia zolnierzy i dworzan, ktorych mijala po drodze, i zderzyla sie z Josarem.
Jej wierny przyjaciel, majac jeszcze na szatach kurz drogi, wyciagnal reke na powitanie.
– Josarze, sprowadziles go? Gdzie jest Nazarejczyk? – dopytywala sie rozgoraczkowana kobieta.
– Pani, krol bedzie zdrowy.
– Ale gdzie on jest, Josarze? Powiedz natychmiast, kiedy przybedzie Zyd?
W jej glosie slychac bylo dlugo skrywana rozpacz.
– Zaprowadz mnie do Abgara – poprosil Josar.
Krolowa poprowadzila go do komnaty, w ktorej odpoczywal jej malzonek. Krol uniosl powieki. Na widok Josara jego twarz sie rozpogodzila.
– Wrociles, wierny przyjacielu – wyszeptal.
– Wrocilem, Abgarze, a ty wyzdrowiejesz.
Straznicy pilnujacy wejscia do komnaty zastapili droge grupce wscibskich dworzan, ktorzy nie chcieli przegapic sceny powitania krola z jego najlepszym przyjacielem.
Josar pomogl Abgarowi usiasc i podal mu lniane plotno, ktore ten przycisnal do piersi, nie pytajac nawet, czym jest ta tkanina.
– Oto Jezus – rzekl Josar. – Jesli uwierzysz, wyzdrowiejesz. Powiedzial, ze zostaniesz uleczony i dlatego wyslal mnie do ciebie z tym darem.
Pewnosc, z jaka Josar wypowiadal te slowa, przekonaly Abgara, ktory jeszcze mocniej przycisnal tkanine.
– Wierze – wyszeptal.
I wtedy stal sie cud. Na twarz krola powrocily kolory, slady choroby znikly. Abgar poczul, ze wracaja mu sily, ze krew zaczyna szybciej krazyc w jego zylach, a dusze wypelnia spokoj.
Krolowa plakala, oszolomiona cudem. Zolnierze i dworzanie, stloczeni na progu komnaty, zamarli, zdjeci nabozna trwoga.
– Abgarze, Jezus uzdrowil cie, tak jak obiecal – wykrzyknal ze smiechem Josar. – Oto tkanina, w ktora owinieto po smierci jego cialo. Musisz wiedziec, moj panie, ze Pilat i zydowscy kaplani kazali ukrzyzowac Jezusa, wczesniej poddawszy go torturom – dodal, powazniejac. – Nie smuc sie jednak, albowiem On powrocil do swego Ojca, i z miejsca, w ktorym sie znajduje, pomoze nam i bedzie pomagal wszystkim ludziom az po kres czasow.
Wiesc o cudzie rozeszla sie po swiecie, niesiona z kurzem konskich kopyt wszystkimi drogami krolestwa. Abgar wciaz domagal sie, by Josar opowiadal mu o Jezusie, nie chcial uronic niczego z nauk Nazarejczyka. On, Abgar, krolowa oraz wszyscy poddani maja przyjac religie Jezusa, nakaze wiec zburzyc stare swiatynie, by zbudowac nowe, w ktorych Josar bedzie nauczal jego i jego lud, i uczyni z mieszczan gorliwych wyznawcow i nasladowcow Nauczyciela.
Josar przystapil wiec do nauczania Abgara i edessanczykow nowej religii, jak przystalo na ucznia Jezusa, i w miescie nie bylo juz miejsca na jakakolwiek inna wiare.
– Co zrobimy z calunem, Josarze? – spytal pewnego dnia krol.
– Krolu moj, musisz znalezc bezpieczne miejsce, by go ukryc.
Jezus przyslal ci go, bys mogl wyzdrowiec, musimy wiec strzec tej tkaniny jak zrenicy oka. Wielu poddanych prosi mnie, bym pozwolil im dotknac plotna i musze ci powiedziec, ze uczynilo ono nowe cuda.
– Kaze wiec zbudowac swiatynie, Josarze.
Codziennie, gdy slonce wdzieralo sie do miasta od wschodu, Josar, korzystajac z pierwszego swiatla, zasiadal do pisania.
Pragnal opisac cuda Jezusa, ktorych sam byl swiadkiem, oraz te, o ktorych opowiedzieli mu przyjaciele Nauczyciela, gdy mieszkal w Jerozolimie. Potem szedl do palacu i opowiadal Abgarowi, krolowej i wszystkim, ktorzy garneli sie do nowej wiary, to, co wiedzial o naukach Nazarejczyka.
Na twarzach sluchaczy malowalo sie zdumienie, kiedy mowil, ze nie nalezy nienawidzic ani zyczyc zle nawet wrogom.
Jezus nauczal, by nadstawiac drugi policzek. Krolowa, ktora na wlasne oczy widziala uzdrowienie Abgara, i ktorej wiara nie slabla, pomagala Josarowi siac ziarno nauk Jezusowych.
Nie uplynelo wiele czasu, a Edessa stala sie miastem chrzescijanskim, Josar zas wysylal listy do przyjaciol Jezusa, ktorzy podobnie jak on glosili ludowi dobra nowine.
Kiedy zakonczyl spisywanie historii zywota Nazarejczyka, Abgar nakazal swoim skrybom, by sporzadzili kilkanascie kopii. Nie chcial, by ludzie zapomnieli o zyciu i czynach tego niezwyklego Zyda, ktory ocalil go od smierci, choc sam nie chodzil juz po tym swiecie.
Valoni zaparkowal samochod. Mial wrazenie, ze przyjezdzajac tutaj, tylko traci czas. Dwa lata temu nie zdolal wydobyc z zatrzymanego niemowy zadnych zeznan. Skierowal go nawet na badania lekarskie, lecz laryngolog zapewnil, ze wiezien ma dobry sluch – nie stwierdzono zadnych wad fizycznych, ktore przeszkadzalyby w slyszeniu. Niemy wiezien wydawal sie jednak tak zamkniety w swoim swiecie i oderwany od rzeczywistosci, ze nie sposob bylo stwierdzic na pewno, czy slyszy.
Watpliwe, by od ostatniej bezowocnej wizyty Valoniego jego stan sie zmienil, lecz komisarz mial poczucie, ze powinien sie z nim zobaczyc. Postanowil, ze zrobi wszystko, by dowiedziec sie, co ukrywa ten mezczyzna bez linii papilarnych.
Nie zastal naczelnika wiezienia, ten wydal jednak swoim podwladnym polecenie, by udostepnili policjantowi wszystko, o co poprosi. Valoni chcial jedynie zostac sam na sam z niemowa.
– Nie ma problemu – odparl przelozony straznikow. – To spokojny skazany. Nie ma z nim klopotow. Swoja droga, trafil nam sie mistyk z bozej laski. Woli przesiadywac w kaplicy, niz wychodzic z innymi na spacerniak. Niewiele zostalo mu do odsiedzenia. Dostal wszystkiego trzy lata, bo nie spowodowal powaznych strat. Mala szkodliwosc spoleczna… Jeszcze roczek i nasz ptaszek wyfrunie na wolnosc. Gdyby mial adwokata, juz moglby sie starac o wczesniejsze zwolnienie za dobre sprawowanie, ale nikt sie nim nie zajmuje.
– Rozumie, co sie do niego mowi?
– Ha! Tego nikt nie wie. Czasem wydaje sie, ze tak, a czasem nie. Trzyma nas w niepewnosci. To wyjatkowy przypadek, nie wiem, co o nim myslec. Nie wyglada na pospolitego zlodziejaszka. Nie zachowuje sie jak wiekszosc wlamywaczy. Wiele lat temu mielismy tu podobnego wieznia, ale zachowywal sie inaczej, na odleglosc wyczuwalo sie, ze to przestepca… Nie wiem, jak to wytlumaczyc. A ten? Spedza czas, gapiac sie przed siebie, albo przesiaduje w kaplicy.
– Nie czyta? Moze prosil o gazety?
– Ani razu o nic nie poprosil. Telewizji tez nie oglada, nawet transmisji z mistrzostw swiata w pilce noznej. Listow nie dostaje, sam tez ich nie wysyla.
Kiedy niemy wszedl do pokoju, w ktorym czekal na niego Valoni, w jego oczach nie sposob bylo doszukac sie sladu zaciekawienia, ani tym bardziej zaskoczenia, co najwyzej obojetnosc. Stanal obok drzwi, ze spuszczonym wzrokiem. Czekal.
Valoni wskazal krzeslo, lecz niemowa nadal stal bez ruchu.
– Nie wiem, czy mnie pan rozumie, zakladam, ze tak.
Wiezien poruszyl skrzydelkami nosa. Laik nie zauwazylby tego drgnienia, ale komus, kto zawodowo zajmuje sie ludzkimi zachowaniami, a do takich osob zaliczal sie Valoni, ten szczegol nie mogl umknac.