to, ze nie spelnilem nalezycie moich obowiazkow posiadacza niewolnikow i nie maszerowalem z nimi tam i z powrotem po plazy do skonczenia swiata. Zamiast tego poszedlem cie szukac, zostalem schwytany w pulapke i ponownie zostalem niewolnikiem, co mi sie slusznie za moja glupote nalezalo.

Drzwi otwarly sie z trzaskiem i ostre swiatlo sloneczne wdarlo sie do pozbawionego okien pomieszczenia.

— Wstawac, niewolnicy! wrzasnal d'zertano przez otwarte drzwi.

Chor jekow i postekiwan towarzyszyl pobudce. Jason mogl wreszcie zobaczyc, ze jest jednym z dwudziestu niewolnikow przykutych do dlugiej belki wyciosanej najwidoczniej z pnia pokaznego drzewa. Czlowiek przykuty do samego jej konca byl najwidoczniej kims w rodzaju przywodcy, obrzucal bowiem wszystkich klatwami i staral sie ich rozruszac. Gdy niewolnicy wstali, bohaterskim tonem zaczal rzucac rozkazy.

— Ruszac sie, ruszac! Najpierw bedzie wspaniale zarcie. Nie zapominajcie o swoich miskach. Odlozcie je tak, zeby nie spadly. Pamietajcie, nie dostaniecie nic do jedzenia i picia, jezeli nie bedziecie miec miski. Pracujemy dzis wspolnie i niech kazdy sie przylozy, to jedyny sposob. To dotyczy wszystkich, a zwlaszcza nowych. j Dajcie panom dzien porzadnej pracy, a oni dadza wam jesc… ' — Zamknij sie! — wrzasnal ktorys.

—.. i nie mozecie miec o to pretensji — ciagnal dalej mowca, zupelnie nie zmieszany.

— A teraz razem… i raz… schylic sie i objac belke, schwycic ja dobrze… i dwa… uniesc ja z ziemi, o tak. I trzy… wstac i wychodzimy.

Wdreptali na swiatlo sloneczne i zimny wiatr poranka przebil sie przez pyrrusanski kombinezon i pozostalosci skorzanej odziezy Ch'aki, ktora pozwolono Jasonowi zatrzymac. Jego pogromcy zerwali mu pazury przymocowane do obuwia Ch'aki, ale nie zainteresowali sie skorzanymi owijaczami, dzieki czemu nie znalezli butow. Byl to jedyny jasniejszy punkt w tym pasmie najczarniejszych nieszczesc. Jason probowal byc wdzieczny za drobne dobrodziejstwa, ale stac go bylo jedynie na dygotanie z zimna. Te sytuacje nalezalo zmienic jak najszybciej. W koncu odsluzyl juz swoj staz niewolnika na tej zapyzialej planecie, a niewatpliwie byl stworzony do godniejszych zadan.

Niewolnicy na rozkaz oparli swa belke o ogrodzenie podworza i usiedli na niej. W wyciagniete miski inny niewolnik wlewal po chochli letniej zupy, nabieranej z kotla na kolkach. Apetyt Jasona natychmiast sie ulotnil, gdy sprobowal tej brei. Byla to zupa z krenoj i okazalo sie, iz pustynne bulwy smakuja po ugotowaniu jeszcze gorzej, choc nie sadzil, ze jest to w ogole mozliwe. Jednak kwestia przezycia byla wazniejsza od rozkoszy podniebienia i udalo mu sie zjesc te koszmarna polewke do konca.

Po zakonczeniu sniadania przeszli przez brame na inne podworze i zafascynowany nowym widokiem Jason zapomnial o wszelkich innych problemach.

Na srodku widnial wielki kierat, do ktorego pierwsza grupa niewolnikow mocowala juz swoja belke. Grupa Jasona i dwie inne przywlokly sie na swe miejsca i osadzily belki, tworzac jakby cztery szprychy kola, zbiegajace sie na kieracie. Nadzorca krzyknal i niewolnicy stekajac naparli na belki. Drgnely i zaczely sie obracac Podczas tej zmudnej pracy Jason cala swa uwage skupil na poruszanym przez nich prymitywnym mechanizmie. Pionowy wal prowadzacy od kieratu obracal skrzypiace drewniane kolo, ktore z kolei wprawialo w ruch caly szereg skorzanych pasow. Niektore z nich znikaly w wielkim, kamiennym budynku, najgrubszy zas napedzal wahacz czegos, co moglo byc jedynie pompa z przeciwciezarami. Musial to byc wyjatkowo malo wydajny sposob zdobywania wody, gdyz w okolicy zapewne istnialo wiele naturalnych zrodel, rzek czy jezior. Ostry zapach wypelniajacy podworze byl cholernie dobrze znajomy i Jason wlasnie doszedl do wniosku, ze ich praca nie ma na celu pompowania wody, gdy z rury dobiegalo gardlowe bulgotanie i trysnal z niej gesty, czarny strumien.

— Oczywiscie, ropa naftowa — powiedzial glosno. Kiedy jednak nadzorca spojrzal na niego brzydko i strzelil z bata, bez reszty poswiecil sie pchaniu belki.

To wlasnie byla tajemnica d'zertanoj i zrodlo ich potegi. Ponad murami pietrzyly sie wzgorza, a niedaleko widac bylo gory. Ale schwytanych niewolnikow usypiano, dzieki czemu nie wiedzieli ani gdzie znajdowalo sie ukryte miejsce, ani ile czasu trwala podroz. Tu, w tej strzezonej dolinie wydobywali nieoczyszczo-na rope, ktorej ich panowie uzywali, by wprawiac w ruch swe wielkie pojazdy pustynne. Czy rzeczywiscie uzywali nieoczyszczonej ropy? Plynela teraz silnym strumieniem w otwartym korycie i znikala za sciana tego samego budynku, co pasy transmisyjne. Jakie diabelstwo sie tam dzialo? Budynek byl zwienczony wielkim kominem, z ktorego wydobywaly sie chmury czarnego dymu, podczas gdy z rozmaitych otworow w murze wydobywal sie smrod tak przerazliwy, ze glowa puchla.

W chwili gdy Jason zrozumial, co sie tam dzieje, otwarly sie strzezone drzwi i zjawil sie w nich Edipon wydmuchujacy swoj imponujacy nos w kawalek szmatki. Trzeszczace kolo sie obrocilo i gdy Jason ponownie znalazl sie kolo d'zertano, zawolal do niego: — Hej, Ediponie, zbliz sie. Chce z toba pomowic. Jestem dawnym Ch'aka, jezeli mnie nie poznajesz bez mojego mundurka.

Edipon popatrzyl na niego i odwrocil sie plecami, wycierajac nos. Nie ulegalo zadnej watpliwosci, ze niewolnicy zupelnie go nie interesuja, bez wzgledu na to jaka pozycje zajmowali przed swym upadkiem. Nadbiegl z wrzaskiem nadzorca unoszac bat, a powolny obrot kola zaczal oddalac Jasona od Edipona. DinAlt zawolal przez ramie: — Sluchaj… wiem bardzo duzo i moge ci pomoc. W odpowiedzi zobaczyl tylko plecy d'zertano, a bat ze swistem opadl w dol.

Byl to ostatni dzwonek. — Lepiej mnie wysluchaj… bo wiem, ze to co otrzymujesz pierwsze, jest najlepsze. Auu! — Ten ostatni okrzyk byl zupelnie mimowolny. Po prostu bat trafil.

Slowa Jasona byly zupelnie niezrozumiale zarowno dla niewolnikow, jak i dla nadzorcy, ktory unosil juz bat do nastepnego uderzenia, ale na Edipona podzialaly tak, jakby nastapil na rozzarzony wegiel.;— Zatrzymal sie jak wryty i obrocil gwaltownie. Nawet z tej odleglosci Jason mogl zobaczyc, ze jego smagla twarz zszarzala na popiol.

— Zatrzymac kolo! — wrzasnal Edipon.

Ten nieoczekiwany rozkaz zdziwil i zwrocil uwage wszystkich. Nadzorca rozdziawiwszy szeroko usta opuscil bat, podczas gdy niewolnicy, potykajac sie, zaparli sie nogami. Kolo zamarlo z piskiem. W zapad-; tej nagle ciszy glosno zadudnily kroki Edipona. Podbiegl do Jasona, zatrzymujac sie o krok przed nim. Sciagniete wargi obnazyly zeby, jakby szykowal sie do gryzienia.

— Cos ty powiedzial? — krzyknal do Jasona, na wpol wyciagajac noz zza pasa.

Jason usmiechnal sie, zachowywal sie o wiele l spokojniej, niz czul sie w istocie. Jego pocisk trafil, ale jezeli nie bedzie dzialal wyjatkowo ostroznie, noz Edipona ugodzi rownie celnie — w jego brzuch. Byl to najwidoczniej nader delikatny temat dla d'zertanoj.

— Slyszales, co powiedzialem i chyba nie chcesz, zebym to powtarzal przy wszystkich. Wiem, co sie tam dzieje, bo pochodze z dalekiego miejsca, gdzie robimy takie rzeczy przez caly czas. Moge ci pomoc. Pokaze ci, jak uzyskac wiecej najlepszego i jak sprawic, by twoje coro lepiej dzialalo. Tylko sprobuj. Ale najpierw odczep mnie od tej belki i chodzmy gdzies, gdzie bedziemy mogli w spokoju pogadac.

To, o czym myslal Edipon, bylo oczywiste. Przygryzl warge, patrzyl plonacym wzrokiem na Jasona i sprawdzal palcem ostrze noza. Jason zas patrzyl na niego z niewinnym usmiechem i bebnil radosnie palcami po belce, sprawiajac wrazenie, ze tylko czeka na uwolnienie. Ale mimo panujacego chlodu czul, jak po grzbiecie splywa mu zimny strumyk potu. Postawil wszystko na inteligencje Edipona, wierzac, ze jego ciekawosc przezwyciezy poczatkowe pragnienie uciszenia niewolnika, ktory wie zbyt wiele o sprawach okrytych tak wielka tajemnica. Mial nadzieje, ze Edipon pamieta, ze niewolnika mozna zabic w kazdej chwili i ze niczym nie ryzykuje zadajac pare pytan. Ciekawosc zwyciezyla, noz powedrowal znowu do pochwy, a Jason odetchnal z ulga. To bylo duze ryzyko, nawet dla zawodowego gracza. Jego wlasne zycie na szali, to zbyt wysoka stawka jak na jego wymagania.

— Uwolnijcie go i przyprowadzcie do mnie — rozkazal Edipon i odmaszerowal, podniecony. Pozostali niewolnicy patrzyli szeroko rozwartymi oczyma jak przybiegl kowal i przy akompaniamencie wykrzykiwanych rozkazow, w wielkim zamieszaniu odczepil lancuch Jasona od belki.

— Co robisz? — zapytal Mikah i jeden ze straznikow celnym ciosem powalil go na ziemie. Jason usmiechnal sie tylko, przykladajac palec do warg, gdy odprowadzano go do kieratu. Pozbyl sie wiezow i sytuacja ta sie nie zmieni, jezeli uda mu sie przekonac Edipona, ze moze byc bardziej pozyteczny w innej roli niz sila pociagowa.

Komnata, do ktorej go wprowadzono miala pierwsze elementy dekoracyjne, jakie udalo mu sie dostrzec na tej planecie. Meble byly starannie wykonane, tu i owdzie ozdabialy je rzezby, a loze bylo przykryte tkanym kilimem. Edipon stal przy stole, bebniac nerwowo palcami po ciemnym, wypolerowanym blacie.

— Przymocujcie go — rozkazal straznikom, ktorzy poslusznie przyczepili lancuch Jasona do solidnego kolka wmurowanego w sciane. Gdy tylko straznicy odeszli, Edipon stanal przed Jasonem i wyciagnal noz.

Вы читаете Planeta Smierci 2
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату