Straznicy ociagali sie z otwarciem bramy rafinerii przed Jasonem, spogladali spode lba i pobrzekiwali tylko kluczami. Paru smierdzacych oparami ropy naftowej d'zertanoj w podeszlym wieku wylonilo sie ze srodka i przylaczylo do krzykliwej klotni z Ediponem. Ostatecznie Edipon zwyciezyl. Jason, ponownie zakuty w lancuchy i pilnowany jak przestepca, zostal niechetnie wprowadzony do ciemnego wnetrza. To, co w nim zobaczyl, sprawialo przygnebiajace wrazenie.
— Strasznie prymitywne — skrzywil sie i kopnal pudlo wypelnione niezgrabnymi wykutymi recznie narzedziami. Topornie wykonane, stanowily produkt jakiejs neolitycznej ery maszynowej. Retorta destylacyjna byla pracowicie uformowana z miedzianych blach niezdarnie przynitowanych do siebie. Przeciekala straszliwie, podobnie jak zalutowane szwy recznie uformowanej rury. Wiekszosc narzedzi stanowily rozmaite kowalskie szczypce i mloty. Serce Jasona uradowaly jedynie potezna wiertarka pionowa i tokarka, poruszane pasami transmisyjnymi doprowadzonymi od obracanego przez niewolnikow kieratu. W uchwycie narzedziowym tokarki byl zamocowany kawalek jakiegos twardego mineralu, ktory niezle sobie radzil z obrobka zelaza i stali nisko weglowej. Jeszcze bardziej pocieszajacy byl widok gwintowanego przesuwu glowicy nacinajacej, stosowanej do produkcji olbrzymich nakretek i srub mocujacych do osi kola caro.
Moglo byc gorzej. Jason wybral najmniejsze i najbardziej poreczne narzedzia i odlozyl je na bok. Przydadza sie jutro rano. Slonce prawie juz zaszlo i dzis nie bylo sensu zaczynac pracy.
Zbrojna procesja wyszla i dwaj straznicy doprowadzili Jasona do przypominajacego psia bude pomieszczenia, ktore mialo odtad byc jego prywatnym apartamentem. Z hukiem zasunieto rygiel w drzwiach i Jason zamrugal, ogarniety gestymi oparami nafty, przez ktore ledwo przebijalo sie swiatlo lampy.
Ijale siedziala w kucki kolo piecyka, gotujac cos w glinianym garnku. Uniosla glowe, usmiechnela sie niepewnie do Jasona i szybko odwrocila do piecyka. Jason podszedl blizej, pociagnal nosem i wzdrygnal sie.
— Coz za uczta! Zupa z kreno, a potem jak sadze kreno na surowo i salatka z kreno. Musze jutro postarac sie o jakies urozmaicenie naszego jadlospisu.
— Ch'aka wielki — szepnela Ijale nie podnoszac oczu. — Ch'aka potezny…
— Mam na imie Jason. Stracilem posade Ch'aki, kiedy zabrali mi mundurek.
— … Jason jest potezny, rzucil urok na d'zertanoj i zmusil ich, by robili co chce. Jego niewolnica dziekuje.
Uniosl jej podbrodek i przebiegl go dreszcz na widok pokornego posluszenstwa malujacego sie w jej spojrzeniu. — Czy nie moglibysmy zapomniec o niewolnictwie? Razem siedzimy w tym po uszy i razem sie stad wydostaniemy.
— Uciekniemy, Ijale wie. Zabijesz wszystkich d'zer-tanoj, uwolnisz swoich niewolnikow i zaprowadzisz nas znowu do domu, gdzie bedziemy mogli isc i zbierac krenoj, daleko od tego strasznego miejsca.
— Niektore dziewczyny jest cholernie latwo zadowolic. Ogolnie rzecz biorac, to wlasnie mialem na mysli, z tym tylko wyjatkiem, ze pojdziemy w zupelnie druga strone, tak daleko od twoich krenojadow, jak mi sie uda.
Ijale sluchala uwaznie, mieszajac zupe jedna reka, a druga drapiac sie pod skorzana odzieza. Jason uzmyslowil sobie, ze rowniez sie drapie i sadzac po obolalych miejscach na skorze, robil to cholernie czesto od chwili, kiedy wyciagnieto go z oceanu tej niegoscinnej planety.
— Dosyc tego! — wybuchnal. Podszedl do drzwi i zaczal w nie lomotac. — Wiem, ze to miejsce ma niewiele wspolnego z cywilizacja, ale nie widze powodu, dla ktorego nie moglibysmy sie tu urzadzic tak wygodnie, jak to mozliwe. — Rozleglo sie brzeczenie lancuchow i rygli, po czym w drzwiach pojawila sie ponura facjata Narsisiego.
— Dlaczego halasujesz? Co sie stalo?
— Potrzebuje wody, duzo wody.
— Przeciez masz wode — stwierdzil zdziwiony Na-rsisi i wskazal kamienny dzban, stojacy w kacie. — Tyle wody powinno starczyc na wiele dni.
— Wedlug twoich wymagan Nars, staruszku, ale nie moich. Chce przynajmniej dziesiec razy wiecej i chce miec ja zaraz. I troche mydla, jezeli znajdziecie je w tym barbarzynskim miejscu.
Po dlugiej sprzeczce Jason ostatecznie postawil aa swoim, tlumaczac, ze woda jest mu potrzebna do rytualnych ceremonii, ktore maja zapewnic pomysli nosc jutrzejszej pracy. Przyniesiono ja w zadziwiajacej kolekcji rozmaitych pojemnikow, razem z plytka misa pelna miekkiego mydla.
— No, to do roboty — zarechotal Jason. — Zdejmuj ubranie, mam dla ciebie niespodzianke. * — Tak, Jason — odparla Ijale, usmiechajac sie radosr nie i kladac na wznak. — Nie! Bedziesz sie kapac. Nie wiesz, co to takiego kapiel?
— Nie — odrzekla i zadrzala. — Ale to brzmi, jak cos zlego.
— Stan tutaj i sciagaj ubranie — rozkazal, wskazujac dziure w podlodze. — To bedzie odplyw — w kazdym razie woda, ktora tu wlalem, splynela.
Woda zostala podgrzana na piecyku, ale Ijale wciaz siedziala, skulona pod sciana i zadygotala, gdy ja oblal. Wrzasnela, gdy zaczai wcierac mydlo w jej wlosy i musial zakryc jej usta dlonia, by krzyki nie sprowadzily strazy. Sam rowniez namydlil glowe i czul, jak skora zaczela rozkosznie swierzbic. Troche mydla dostalo mu sie do uszu, zagluszajac dzwieki i dopiero ochryply krzyk Mikaha pozwolil mu sie zorientowac, ze drzwi sa otwarte. Samon stal z wyciagnietym palcem, trzesac sie z oburzenia, a przez jego ramie zerkal Narsisi zafascynowany dziwaczna ceremonia religijna.
— Coz za hanba! — grzmial Mikah. — Zmusiles tf biedna istote, by poddala sie twej woli, ponizyles ja, zdarles z niej odziez i patrzysz na nia, choc nie jestescie polaczeni uswieconym przez prawo zwiazkiem malzenskim. — Oslonil oczy uniesionym ramieniem. — Jestes zly, Jasonie, jestes demonem zla i musi cie dosiegnac ramie prawa…
— Won! — ryknal Jason i obrociwszy Mikaha, wyrzucil go za drzwi podpatrzonym u Ch'aki kopniakiem. — To zlo istnieje tylko w twoich myslach, ty wredny hipokryto! Wyszorowalem te dziewczyne po raz pierwszy w jej zyciu i powinienes dac mi medal za krzewienie higieny wsrod tubylcow, zamiast drzec sie tutaj!
Wypchnal obu intruzow za drzwi i wrzasnal na Narsisiego. — Chcialem, zebys mi przyprowadzil tego niewolnika, ale nie teraz! Zamknij go, a rano przyprowadz z powrotem. Zatrzasnal z hukiem drzwi i pomyslal sobie, ze musi zadbac, by zalozono rygiel takze od wewnetrznej strony.
Ijale dygotala. Jason splukal z niej piane ciepla woda i podal kawalek czystego futra, by sie nim wytarla. Teraz, po usunieciu brudu, jej cialo wygladalo mlodo i silnie. Piersi miala jedrne, szerokie biodra… Nagle przypomnial sobie oskarzenie Mikaha. Mruczac ze zlosci pod nosem, odwrocil sie, rozebral i wyszorowal dokladnie, a potem wypral ubranie w pozostalej wodzie. Dawno nie doswiadczane uczucie zystosci znowu podnioslo go na duchu i nucil z cicha, gaszac lampe i wycierajac w ciemnosci. Polozyl sie, przykryl futrami i wlasnie obmyslal, jak zabierze sie jutro rano do pracy nad silnikiem, gdy poczul jak przytula sie do niego gorace cialo Ijale, natychmiast odpedzajac wszelkie problemy techniczne.
— Jestem — powiedziala zupelnie niepotrzebnie.
— Tak — odparl i odkaszlnal. Czul, ze ma pewne klopoty z mowieniem. — Nie to mialem na mysli, robiac ci kapiel…
— Nie jestes za stary. O co wiec chodzi? — powiedziala zaskoczona.
— Po prostu nie chce wykorzystywac… musisz to zrozumiec… Byl nieco zmieszany.
— Co to znaczy? Jestes jednym z tych, ktorzy nie lubia dziewczat! — zaczela plakac i poczul jak drzy.
— Wlazles miedzy wrony… — westchnal i pogladzil ja po plecach.
Na sniadanie znowu byly krenoj, ale Jason czul sie zbyt dobrze, by zwracac na to uwage. Byl wyszorowany i czysciutki, nawet przestala go swedzic rosnaca broda. Metalizowany material pyrrusanskiego kombinezonu wysechl prawie natychmiast po upraniu, mial wiec na sobie rowniez czyste ubranie. Ijale wciaz dochodzila do siebie po psychicznym wstrzasie spowodowanym kapiela, ale wygladala nader pociagajaco — umyta, z czystymi i nieco przyczesanymi wlosami. Bedzie musial znalezc dla niej jakis kawalek miejscowego materialu, bo szkoda by bylo zmarnowac ciezka prace, pozwalajac jej znowu wlezc w te zle wyprawione skory, ktore nosila poprzednio.
To wlasnie owo wspaniale samopoczucie kazalo mu ryknac, by otworzono drzwi i pomaszerowac w rzeski poranek na swoje stanowisko pracy. Mikah juz tam byl — ponury, zly i pobrzekujacy lancuchami. Jason usmiechnal sie don najbardziej przyjacielskojak potrafil, ca jedynie jeszcze bardziej rozjatrzylo moralne rany Samona. * — Dla niego rowniez tylko kajdany na nogi — polecil Jason. — I to predko. Mamy przed soba wielka robote. Obrocil sie w strone silnika, zacierajac rece w radosnym podnieceniu.
Zakrywajaca silnik oslona byla wykonana z cienkiego metalu; nie moglo sie pod nia ukrywac zbyt wiele sekretow. Ostroznie zeskrobal nieco farby i odnalazl tylko” pomarszczony, zalutowany styk dwoch krawedzi. Przez