zamaskowanych Mastreguloj.
— Gin! — wrzasnal mezczyzna i cisnal szklana kula prosto w glowe Jasona.
— Dzieki — odparl Jason, chwytajac kule w powietrzu. Wsunal ja za pazuche i otworzyl drzwi.
Poscig zdolano zorganizowac dopiero, gdy zbiegl po sliskich stopniach i wskakiwal do najblizszej lodzi. Byla zbyt duza, by mogl nia swobodnie kierowac, ale odcial cume i odepchnal sie wioslem w ksztalcie liscia. Leniwy prad w kanale zaczai go niesc, a on tymczasem wkladal wiosla w dulki. Wreszcie naparl na nie z calych sil. Na schodach pojawily sie postacie, rozlegly sie krzyki i rozblysly pochodnie, ale w tej chwili szkwal niosacy deszcz ze sniegiem zaslonil przesladowcow. Jason wioslowal w ciemnosci, usmiechajac sie do siebie.
Rozdzial 13
Wioslowal do chwili, kiedy udalo mu sie rozgrzac, a potem dal sie niesc pradowi. Lodz uderzala o niewidzialne w ciemnosci przeszkody i zaczela wirowac, gdy zblizyla sie do nastepnego kanalu. Jason energicznymi ruchami wiosel skierowal ja nowa droga i plynal przez ledwo widoczny labirynt szlakow wodnych miedzy niskimi wyspami i podobnymi do stromych urwisk murami fortecznymi. Wreszcie uznal, ze w wystarczajacym juz stopniu zmylil tropy i skierowal lodz w strone najblizszego brzegu, na ktorym moglby wyladowac. Lodz zatrzymala sie. Jason wyskoczyl z niej grzeznac po kostki w wilgotnym piachu i wyciagnal ja dalej na brzeg.
Gdy nie mogl przysunac jej ani o cal, znowu wlazl do srodka i by nie rozgniesc przez przypadek szklanej kapsuly, schowal ja w zezie. Usiadl i czekal na swit. Byl tak przemarzniety, ze az dygotal i zanim przez deszcz ze sniegiem przebilo sie szare swiatlo poranka, humor zdazyl mu sie popsuc calkowicie.
Z ciemnosci zaczely wylaniac sie niewyrazne ksztalty — nie opodal kilka malych lodzi wyciagnietych na brzeg i przymocowanych lancuchami do pali, a nieco dalej male, plaskie budynki. Jakis czlowiek wyczolgal sie z takiej wlasnie budy, ale gdy tylko ujrzal Jasona i jego lodz, wrzasnal i zniknal z powrotem w srodku. Dobiegaly stamtad jakies odglosy ruchu, szmery i szepty, Jason wiec wyszedl znowu na brzeg i kilkakrotnie machnal mieczem, by rozgrzac miesnie.
Na brzeg zeszlo, wahajac sie, okolo tuzina mezczyzn sciskajacych kurczowo palki oraz wiosla i niemal dygocacych z przerazenia.
— Odejdz, zostaw nas w pokoju — rzekl przywodca, wysuwajac przed siebie wskazujacy i maly palec, by zapobiec rzuceniu uroku. — Wez swa przebrzydla lodz i opusc nasz brzeg Mastregulo. Jestesmy tylko nedznymi rybakami.
— Zywie do was jedynie uczucia przyjazni — odparl Jason opierajac sie na mieczu. — I podobnie jak wy, wcale nie kocham Mastreguloj.
— Lecz twoja lodz… tam jest znak… — Przywodca wskazal obrzydliwa rzezbe umieszczona na dziobie.
— Ukradlem ja im.
Rybacy jekneli unisono i najwyrazniej wpadli w panike. Niektorzy rzucili sie do ucieczki, kilku padlo na kolana i zaczelo sie modlic. Ktos cisnal palka, ktora Jason odbil bez najmniejszego wysilku.
— Jestesmy zgubieni — jeknal przywodca. — Mastreguloj podazaja jej tropem, odnajda ten przynoszacy nieszczescie statek i zabija nas. Odplyn, odplyn stad natychmiast!
— Cos w tym jest — przyznal mu racje Jason. Lodz istotnie byla jak kula u nogi. Z trudem dawal sobie z nia rade, a poza tym jest tak charakterystyczna, ze nie sposob plynac nia niezauwazenie. Obserwujac bacznie rybakow wydobyl z zezy swa szklana kule, po czym oparl sie ramieniem o dziob i zepchnal ja na wode. Prad natychmiast porwal ja i wkrotce byla juz niewidoczna.
— Ten problem zostal rozwiazany — stwierdzil.
— A teraz musze wrocic do twierdzy Perssonoj. Ktory z was chce zostac przewodnikiem?
Rybacy zaczeli sie rozchodzic, ale zanim przywodca zdolal zrobic to samo, Jason zablokowal mu droge.
— No i co z ta przeprawa?
— Chyba jej nie znajde — odparl rybak. Jego ogorzala, wysmagana wiatrami twarz, zbielala nagle.
— Mgla, deszcz ze sniegiem… Nigdy nie znajde drogi.
— Daj spokoj. Gdy tylko wyladujemy, dobrze ci zaplace. Powiedz, ile chcesz.
Przywodca rozesmial sie nieprzyjemnie i usilowal umknac.
— Domyslam sie, o co ci chodzi — rzekl Jason zagradzajac mu droge mieczem. — Kredyt nie jest tu chyba zbyt popularnym pojeciem.
Jason popatrzyl w zamysleniu na swoj miecz i dopiero teraz uzmyslowil sobie, ze nierownosci rekojesci sa w istocie oszlifowanymi kamieniami w kunsztownej oprawie. Wskazal je rybakowi.
— Widzisz? Zaplace z gory, jezeli znajdziesz noz, zebym mogl je wydlubac. Jako zadatek dostaniesz ten czerwony, ktory wyglada jak rubin, a kiedy dotrzemy na miejsce, ten zielony.
Po krotkiej dyskusji i dodaniu jeszcze jednego czerwonego kamyka, chciwosc przezwyciezyla strach i rybak zepchnal na wode mala, zle uszczelniona lodz. Dzieki mgle, mzawce i odzyskanej nagle przez przewoznika doskonalej znajomosci torow wodnych, przybyli nie zauwazeni do jakichs wyszczerbionych schodow prowadzacych w strone zamknietej bramy. Mezczyzna zaklinal, ze jest to wejscie do twierdzy Perssonoj, ale Jason, swiadom miejscowych obyczajow, zdawal sobie sprawe, ze moze to byc cos zupelnie innego, nawet opuszczona niedawno siedziba Mastreguloj. Przytrzymywal wiec lodz jedna noga i czekal do chwili, gdy zjawil sie straznik z charakterystycznym znakiem slonca wyszytym na plaszczu. Rybak ze zdziwieniem odebral umowiona zaplate i odplynal szybko, mruczac cos pod nosem. Straznik przywolal jeszcze jednego zolnierza. Odebrano Jasonowi miecz i szybko dostarczono do sali audiencjonalnej Hertuga.
— Zdrajca! — wrzasnal Hertug rezygnujac z ceremonialu. — Knowales, by zabic mych ludzi i uciec, ale mam cie wreszcie…
— Daj spokoj! — oznajmil Jason z irytacja i strzasnal z siebie dlonie straznikow. — Powrocilem tu z wlasnej woli, a to powinno cos znaczyc, nawet w Appsali. Zostalem porwany przez Mastreguloj, ktorym pomagal zdrajca z twojej wlasnej strazy.
— Jego imie!
— Benn't. Zmarl tragicznie, zadbalem o to. Twoj zaufany dowodca sprzedal cie konkurencji, ktora chciala, zebym dla nich pracowal, ale sie nie zgodzilem. Nie podobala mi sie ta ich banda i odszedlem, zanim zaczeli robic mi propozycje. Ale przynioslem probke. — Wyciagnal szklana kule z kwasem i straz cofnela sie z okrzykiem przerazenia. Nawet Hartug pobladl.
— Palaca woda! — wykrztusil.
— Otoz to. A gdy tylko zdobede nieco olowiu, stanie sie to czescia ogniwa mokrego, ktore wlasnie wynajduje. Ale musze stanowczo stwierdzic, ze mam juz dosc tego ciaglego porywania. Wszyscy w Appsali naprzykszaja mi sie, a ja mam pewne plany na przyszlosc. Odeslij tych ludzi, a opowiem ci o nich.
Hertug nerwowo przygryzl warge i spojrzal na straznikow.
— Wrociles — powiedzial do Jasona — ale dlaczego?
— Dlatego, ze potrzebuje cie w rownym stopniu, jak ty mnie. Masz mnostwo ludzi, pieniedzy, masz sile. A ja mam wielkie plany. A teraz odeslij sluzbe.
Na stole znajdowala sie misa pelna krenoj. Jason wygrzebal najswiezsze i odgryzl kawalek. Hertug myslal intensywnie.
— Wrociles — powtorzyl. Najwidoczniej ow fakt zdziwil go niepomiernie. — No to porozmawiajmy.
— Ale sami.
— Opusccie komnate. — rozkazal, ale na wszelki wypadek polecil, by podano mu gotowa do strzalu kusze. Jason zignorowal to, nie spodziewal sie niczego innego. Podszedl do zle oszklonego okna i popatrzyl na miasto rozrzucone na wyspach. Niepogoda wreszcie minela i slabe slonce oswietlalo poczerniale od deszczu dachy.
— Czy chcialbys, zeby to wszystko bylo twoje zapytal. Mow. — Male oczka Hartuga rozblysly.
— Wspomnialem juz o tym, ale teraz mowie zupelnie powaznie. Mam zamiar zdradzic ci wszystkie tajemnice wszystkich klanow na tej przekletej planecie. Mam zamiar pokazac ci, jak d'zertanoj destyluja rope naftowa, jak Mastreguloj produkuja kwas siarkowy, jak Trozelligoj robia silniki. Potem mam zamiar ulepszyc wasza bron i wprowadzic tak wiele nowych jej rodzajow, jak tylko zdolam. Uczynie wojne tak straszliwa, ze stanie sie niemozliwa. Oczywiscie, wojny beda, ale twoje oddzialy zawsze beda zwyciezac. Zniszczysz konkurentow jednegp po drugim, zaczynajac od najslabszego, az wreszcie zostaniesz panem calego miasta, a potem calej planety.