– Przestan – poprosil. – Ja tez tego nie chcialem. Przysunela sie i wtulila w jego cialo.
– Jesli teraz zaszlam w ciaze, to bede mogla jedynie skarzyc sie na slepy los – zauwazyla.
Markiz pokrecil glowa.
– Powstrzymaj sie ze skargami chociaz pare dni – zaproponowal. – Nie sadze, zeby cokolwiek moglo sie stac. – Nie wiedziec czemu te slowa wprawily ja w jeszcze wieksze przygnebienie. Czy to mozliwe, zeby zalowala straconej okazji? Czyzby naprawde chciala dac Rothgarowi dziecko? To dziecko, ktorego nie chcial. Ktorego wrecz sie obawial!
Diana westchnela, stwierdziwszy, ze powinna byc racjonalna. Tak, jak Bey. Tak, jak inni ludzie. W zasadzie niemal caly swiat.
Miala wrazenie, ze plynie gdzies w lozku. Ze unosi sie na falach, zeglujac daleko, daleko. Musi sie spieszyc, zeby zdazyc przed zmrokiem. Musi uwazac.
Rothgar patrzyl z usmiechem na zasypiajaca Diane. Tyle jej chcial powiedziec, ale wciaz nie mogl znalezc odpowiednich slow. Teraz, kiedy polozyl jej glowe okolona kasztanowa aureola na poduszce, Diana wygladala jak aniol. Czy ma prawo brukac niebianskie istoty? W tej chwili sprawiala tez wrazenie osoby calkowicie zaspokojonej i odprezonej. Z cala pewnoscia potrzebowala odpoczynku po tak ciezkim dniu.
Podparl sie lokciem i przez dluzszy czas patrzyl na nia z gory. Na pelne usta i jasna cere, ktora tak bardzo kontrastowala z jego karnacja. Liczyl na to, ze sen przyniesie Dianie ukojenie.
Widzial jej zmagania wewnetrzne.
Bez trudu zrozumial symbolike pierscienia.
Co dalej?
To pytanie nie dawalo mu spokoju. Gdyby Diana nie nalezala do osob, ktore naprawde cenil, nie mialby z tym problemow. Ale juz rok temu zaswitalo mu, ze moze byc kims wyjatkowym. A teraz ocalila mu zycie i nie robila przy tym zadnego halasu, jakby to bylo cos zupelnie naturalnego. Wiekszosc kobiet, ktore znal, zemdlalaby juz na poczatku strzelaniny.
Diana otarla sie dzisiaj o smierc i milosc. Dwie najpotezniejsze sily tego swiata. Mial nadzieje, ze nie wplynie to zle na jej stan.
Wygladala zreszta uroczo.
Nie, nie nalezala do osob, ktore by wpadaly w histerie po zabiciu czlowieka, czy utracie cnoty. Jest niezwykla. Niesamowita.
To az dziwne, ze uchowala sie gdzies na polnocy.
Przypomnial sobie ich wczesniejszy pocalunek, a potem to, co wydarzylo sie w jego sypialni i raz jeszcze spojrzal z miloscia na spiaca. To niezwykle, ze oddala mu sie z taka odwaga, chociaz nie miala zadnego doswiadczenia. A jak cudownie sie kochali! Poznal cielesnie wiele kobiet, ale zadna, nawet Safona, nie potrafila byc tak namietna kochanka.
Tylko, co dalej?
Nagle zdal sobie sprawe, ze tuz obok lezy ktos dla niego wazny. Zastanawial sie, jak powinien nazwac Diane. Nie byla jego zona. Nie chcial, zeby stala sie kochanka. Wiec moze przyjaciolka albo towarzyszka?
Safona twierdzila, ze nie potrafi zyc bez rodziny. Czy Diana moglaby mu zastapic rodzine? A jesli tak, to w jaki sposob? Jednego byl pewny. Jesli jest plodna, to chocby najbardziej uwazali, predzej czy pozniej poczna dziecko.
Rothgar skrzywil sie bolesnie.
Dopiero teraz zaczal rozumiec, ze lepiej bylo zostawic Diane w spokoju. Mogl przeciez spic ja winem, zeby uspokoic jej skolatane nerwy, a pozniej odniesc ja z powrotem do pokoju. Nie musial korzystac z okazji.
Co dalej? Co dalej? Co dalej?
Najgorsze bylo to, ze w cala historie wplatali sie jeszcze Francuzi. Nie dbal o wlasne bezpieczenstwo, ale bal sie o Diane. Byc moze ten, ktory uciekl, dobrze ja sobie zapamietal.
Pochylil sie i poglaskal glowe lezacej. Spala jak dziecko. Nawet jedna zmarszczka nie pojawila sie na jej czole. Usta miala pelne, jakby stworzone do pocalunkow.
Nie, nie, wystarczy.
Wstal z lozka i zaczal sie ubierac. Potrzebowal stroju, zeby chronil go przed wlasnymi zadzami. Naciagnal ponczochy i wlozyl atlasowe spodnie, ktorych troczki zwiazal pod kolanami. Scisnal je mocno rowniez w pasie, wlozywszy w nie uprzednio koszule. Podrozny surdut dopelnil stroju.
Teraz on byl ubrany, a ona naga. Ta swiadomosc nie podzialala na niego kojaco. Wciaz przeciez mogl ja piescic. Wciaz mogl na nia patrzec. Przykryla sie wprawdzie koldra, ale jej brzeg zsunal sie, odslaniajac kragla piers.
Rothgar wstal i zaczal krazyc po pokoju. Na nogach mial tylko ponczochy, zeby nie robic halasu.
Uslyszal turkot na zewnatrz i wychylil sie ostroznie, zeby sprawdzic, czy to nie Francuzi. Okazalo sie, ze to przybyly z Londynu jego posilki. Beda wiec mieli bezpieczna podroz. A jutro Diana spotka sie z krolowa, a potem przeprowadzi sie do jej czesci palacu. Beda sie widywac tylko w czasie oficjalnych spotkan.
Pewnie szybko o sobie zapomna.
Markiz odszedl od okna i spojrzal na spiaca. Nagly skurcz wykrzywil mu twarz. Zrozumial, ze stanie sie inaczej, nie zapomni o niej nigdy. Czas byc moze troche usmierzy bol. Ich zycie potoczy sie swoim torem.
W koncu pomyslal, ze czas odpoczac. Przez chwile zastanawial sie, czy nie spoczac na podlodze. Nie mial jednak zadnych dodatkowych pledow. Po krotkim namysle polozyl sie wiec w ubraniu obok Diany, ktora, jakby wyczuwajac obecnosc Rothgara, obrocila sie w jego kierunku i chwycila go za reke.
Trzymala mocno. Nie chcial sie ruszac, zeby nie zbudzic Diany. Spala tak rozkosznie z rozchylonymi wargami. Z trudem sie powstrzymal od pocalunku.
17
Diana obudzila sie czujac, ze nigdy nie byla tak wypoczeta. Po chwili zaskoczona zmieszala sie, poniewaz ktos ja pocalowal.
Przetarla oczy.
Markiz.
Bey.
Wyciagnela rece, chcac go objac, ale odsunal sie od niej.
– Juz prawie swit – powiedzial. – Musisz wracac do swojego pokoju.
Wcale nie miala na to ochoty, lecz zrozumiala, ze powinna to zrobic. Spojrzala niepewnie na ubranego Rothgara, a on zrozumial jej prosbe i odwrocil sie do okna. Poranna szarosc ustepowala wlasnie slonecznym zolciom i amarantom.
Diana odszukala swoja wygnieciona halke, ktora szybko wlozyla przez glowe. Owinela sie tez dokladnie rozowa kolderka.
– Gotowe – poinformowala markiza.
Odwrocil sie od okna i spojrzal na nia tak, jakby znajdowali sie na balu. Podal jej ramie. Zauwazyla, ze nie ma na palcu pierscienia z szafirem. Dianie zrobilo sie zal, chociaz pochwalila w duchu taka przezornosc.
Wiele slow cisnelo jej sie do ust, ale jakos nie mogla niczego powiedziec. Zdecydowala sie na to, co sie stalo z silnym postanowieniem nie wiazania sie z Beyem. Pragnela tylko zaspokoic swoja ciekawosc. Gdy to nastapilo, zamierzala dotrzymac postanowienia, nawet gdyby miala cierpiec z tego powodu.
Podeszli do drzwi i Rothgar wyjrzal pierwszy na korytarz.
– Droga wolna – rzucil, ogladajac sie za siebie. – Mozesz isc. Chciala jeszcze dotknac jego ramienia, ale sie powstrzymala. To markiz zatrzymal ja, kiedy go mijala.
– Mysle, ze jestes bezpieczna. Ale musisz mi powiedziec, gdybys… – zawiesil glos – nie miala kolejnej miesiecznej niedyspozycji.
Pobladla tylko i potrzasnela glowa.
– Przeciez nie chcesz sie ozenic, a ja nie moge wyjsc za maz – szepnela. – To bedzie moj problem.
– Nieprawda! Wzruszyla ramionami.