adwokata i nie beda mu zadawane dalsze pytania.
Teraz niech pan podpisze sie pelnym nazwiskiem. – Delaware pokazala mu odpowiednie rubryki. – Tutaj i tutaj.
Pierwsza rubryka umieszczona byla pod zdaniem:
PRZECZYTALEM POWYZSZA INFORMACJE O PRZYSLUGUJACYCH MI PRAWACH I W PELNI JA ZROZUMIALEM
…Podpis
Steve podpisal.
– I pod spodem – dodala.
Zgadzam sie odpowiadac na pytania i zgadzam sie, zeby w tym momencie w przesluchaniu nie uczestniczyl adwokat. Moja decyzja, aby odpowiadac na pytania bez obecnosci adwokata, jest calkowicie dobrowolna.
…Podpis
– Jak, do diabla, zmuszacie ludzi, ktorzy sa winni, zeby to podpisali? – zapytal, skladajac kolejny podpis.
Delaware nie odpowiedziala. Wpisala na formularzu swoje wlasne nazwisko, po czym schowala go do teczki i zmierzyla Steve'a przeciaglym spojrzeniem.
– Wpadles w klopoty – oznajmila. – Ale wygladasz na porzadnego faceta. Moze powiesz mi po prostu, co sie stalo?
– Nie moge – odparl. – Nie bylo mnie tam. Domyslam sie, ze jestem podobny do tego swira, ktory to zrobil.
Delaware odchylila sie do tylu, zalozyla noge na noge i przyjaznie sie do niego usmiechnela.
– Znam mezczyzn – oswiadczyla konfidencjonalnym tonem. – Maja swoje potrzeby.
Gdybym nie wiedzial, o co jej chodzi, pomyslal Steve, moglbym sadzic, ze sie do mnie podwala.
– Powiem ci, jaka jest moja opinia – kontynuowala. – Jestes atrakcyjnym chlopakiem i ta mala sie w tobie zabujala.
– Nigdy nie spotkalem tej kobiety, pani sierzant.
Ignorujac to, pochylila sie do przodu i polozyla reke na jego dloni.
– Moim zdaniem cie sprowokowala.
Steve przyjrzal sie jej rece. Miala ladne paznokcie, zadbane, nie za dlugie i pociagniete bezbarwnym lakierem. Ale dlon byla pomarszczona; Delaware musiala miec wiecej niz czterdziesci, moze nawet czterdziesci piec lat.
– Sama sie o to prosila, wiec dlaczego mialbys jej zalowac. Mam racje? – zapytala konspiracyjnym szeptem, jakby chciala dac do zrozumienia, ze to zostanie miedzy nimi.
– Skad pani to przyszlo do glowy? – odparl poirytowany Steve.
– Wiem, jakie sa dziewczyny. Zachecala cie, a potem w ostatniej chwili zmienila zdanie. Ale bylo juz za pozno. Mezczyzna nie moze ot, tak po prostu sie zatrzymac, w kazdym razie nie prawdziwy mezczyzna.
– Rozumiem, do czego pani zmierza – stwierdzil. – Podejrzany sie zgadza, zywiac nadzieje, ze zrobi na pani lepsze wrazenie; w istocie jednak przyznaje, ze mial stosunek i wtedy polowe roboty ma pani z glowy.
Sierzant Delaware odchylila sie do tylu ze znudzonym wyrazem twarzy i Steve domyslil sie, ze jego przypuszczenia byly sluszne.
– Dobrze, cwaniaku, chodz ze mna – powiedziala wstajac.
– Gdzie idziemy?
– Do celi.
– Chwileczke. Kiedy bedzie konfrontacja?
– Kiedy tylko skontaktujemy sie z ofiara i sprowadzimy ja tutaj.
– Nie mozecie trzymac mnie w nieskonczonosc bez dopelnienia formalnosci prawnych.
– Mozemy trzymac cie przez dwadziescia cztery godziny bez zadnych formalnosci, wiec przymknij sie i chodz.
Zjechala razem z nim winda i zaprowadzila do pomalowanego na brazowy kolor pomieszczenia. Ostrzezenie na scianie przypominalo funkcjonariuszom, zeby podczas przeszukania trzymali podejrzanych w kajdankach. Za wysokim biurkiem stal czarny, dobiegajacy piecdziesiatki mezczyzna.
– Czesc, Spike – pozdrowila go sierzant Delaware. – Mam dla ciebie cwanego studenta.
Straznik wyszczerzyl zeby w usmiechu.
– Jesli jest taki sprytny, jakim cudem tu trafil?
Oboje sie rozesmieli. Steve zakonotowal sobie w pamieci, zeby w przyszlosci nigdy nie zdradzac policjantom, ze rozszyfrowal ich gre. Taka juz mial wade; w podobny sposob zrazal do siebie nauczycieli. Nikt nie lubi madrali.
Spike byl maly i koscisty, z siwa czupryna i niewielkim wasikiem. Wydawal sie sklonny do zartow, ale mial chlodne spojrzenie.
– Chcesz wejsc do srodka, Mish? – zapytal, otwierajac stalowe drzwi. – Skoro tak, musze cie prosic o zdanie broni.
– Nie, na razie z nim skonczylam. Konfrontacja odbedzie sie pozniej – stwierdzila, po czym odwrocila sie i odeszla.
– Tedy, chlopcze – powiedzial Spike.
Steve przeszedl przez drzwi.
Sciany i podloga aresztu pomalowane byly na ten sam blotnisty kolor. Steve zgadywal, ze zjechali na pierwsze pietro, ale nigdzie nie widac bylo okien. Mial wrazenie, ze znalazl sie w glebokiej podziemnej pieczarze i wydostanie sie z powrotem na powierzchnie zajmie mu duzo czasu.
W malym przedsionku stalo biurko i aparat fotograficzny na trojnogu. Spike wyjal z przegrodki kolejny formularz. Czytajac go do gory nogami, Steve rozszyfrowal naglowek:
POLICJA MIEJSKA BALTIMORE, MARYLAND
KARTA WIEZNIA
Formularz 92/12
Spike zdjal obsadke z wiecznego piora i zaczal wypelniac rubryki. Kiedy skonczyl, wskazal Steve'owi kat pokoju.
– Stan tam.
Steve stanal naprzeciwko aparatu i gliniarz nacisnal migawke. Blysnelo swiatlo.
– Obroc sie na bok.
Kolejny blysk.
Nastepnie Spike wyjal kwadratowa karte z naglowkiem wpisanym rozowymi literami:
FEDERALNE BIURO SLEDCZE.
DEPARTAMENT SPRAWIEDLIWOSCI USA
WASHINGTON, DC
Zaczal przykladac palce Steve'a do nasaczonej tuszem gabki i odciskac je kolejno w kwadracikach oznaczonych napisami l.P.KCIUK, 2.P.WSKAZUJACY itd. Steve zauwazyl, ze Spike, choc niewielkiego wzrostu, ma duze dlonie z wystajacymi zylami.
– W miejskim wiezieniu przy Greenmount Avenue mamy nowe Centralne Biuro Rejestracji – powiedzial Spike. – Jest tam komputer, ktory pobiera odciski palcow bez tuszu. Przypomina wielka fotokopiarke; przyciska sie po prostu rece do szybki i gotowe. Ale tu wciaz poslugujemy sie stara brudna metoda.
Steve zdal sobie sprawe, ze chociaz nie popelnil zadnej zbrodni, zaczyna go ogarniac wstyd. Czesciowo wplywalo na to przygnebiajace otoczenie, ale glownie poczucie bezsilnosci. Od momentu gdy gliniarze wyskoczyli z samochodu przy domu Jeannie, przesuwano go z miejsca na miejsce niczym przedmiot, nie pytajac w ogole o zdanie. Bardzo szybko pozbawialo to czlowieka poczucia wlasnej godnosci.
Kiedy pobieranie odciskow palcow dobieglo konca, Spike pozwolil mu umyc rece.
– A teraz pokaze panu jego apartament – oswiadczyl jowialnym tonem.