wladczym spojrzeniem.
– Wszyscy mezczyzni w naszej rodzinie byli zawsze strasznie porywczy – oswiadczyla, wciagajac powietrze przez rozszerzone nozdrza. – Z domu jestem Marlowe, a to goraca krew.
Wynikalo z tego, ze Dennis nie byl adoptowany albo ze jego adopcja jest trzymana w tajemnicy. Jeannie starala sie ukryc rozczarowanie. Czy Charlotte zaprzeczy, ze Dennis moze byc blizniakiem?
Pytanie trzeba bylo zadac.
– Pani Pinker, czy jest mozliwe, ze Dennis mogl miec brata blizniaka?
– Nie.
Odpowiedz byla prosta: zadnego oburzenia, zadnego zmieszania, zwykle stwierdzenie faktu.
– Jest pani pewna?
Charlotte rozesmiala sie.
– Moja droga, to jedna z niewielu rzeczy, co do ktorych matka raczej nie moze sie mylic.
– Na pewno nie jest adoptowany?
– Nosilam tego chlopca w moim lonie, niechaj mi Bog wybaczy.
Jeannie nie wiedziala, co o tym sadzic. Charlotte Pinker byla bardziej sklonna do mijania sie z prawda niz Lorraine Logan, ale to, iz obie stanowczo zaprzeczaly, ze ich synowie sa blizniakami, wydawalo sie dziwne i niepokojace.
Kiedy wychodzily od Pinkerow, ogarnal ja pesymizm. Obawiala sie, ze Dennis bedzie wygladal zupelnie inaczej niz Steve.
Przed domem stal ich wynajety ford aspire. Dzien byl goracy. Jeannie ubrana byla w sukienke bez rekawow i zakiet, ktory wlozyla, zeby dodac sobie powagi. Klimatyzator w fordzie zakwekal i zaczal pompowac do srodka letnie powietrze. Jeannie zdjela rajstopy i powiesila zakiet na tylnym wieszaku.
– Naprawde wkurza mnie to, ze twoim zdaniem wskazalam niewlasciwego faceta – oswiadczyla Lisa, kiedy wyjechaly na autostrade, kierujac sie w strone wiezienia.
– Mnie tez nie daje to spokoju – odparla Jeannie. – Wiem, ze nie zrobilabys tego, gdybys nie miala pewnosci.
– Jak mozesz byc tak przeswiadczona o tym, ze nie mam racji?
– Nie jestem o niczym przeswiadczona. Mam po prostu glebokie przekonanie, ze to nie mogl byc Steve Logan.
– Wydaje mi sie, ze majac do wyboru glebokie przekonanie i zeznanie naocznego swiadka, powinnas wybrac swiadka.
– Wiem. Ale czy widzialas kiedys ten program Alfreda Hitchcocka? Ten czarno-bialy, powtarzaja go czasami na kablowce.
Tak, widzialam. To ten program, gdzie cztery osoby ogladaja na wlasne oczy ten sam wypadek drogowy i kazda z nich dostrzega co innego.
– Jestes obrazona?
Lisa westchnela.
– Chyba powinnam, ale za bardzo cie lubie, zeby sie wsciekac.
Jeannie wyciagnela reke i uscisnela jej dlon.
– Dzieki.
Zapadlo dlugie milczenie.
– Denerwuje mnie, kiedy ludzie mysla, ze jestem slaba – odezwala sie w koncu Lisa.
Jeannie zmarszczyla brwi.
– Ja wcale tak nie mysle.
– Ale wiekszosc ludzi tak wlasnie uwaza. Dlatego, ze jestem nieduza, mam maly zadarty nos i piegi.
– To prawda, ze nie wygladasz na ostra babke.
– A jednak nia jestem. Mieszkam sama, potrafie o siebie zadbac, mam niezla robote i nikt nie moze mi podskoczyc. Tak przynajmniej mi sie zdawalo do tej niedzieli. Teraz mysle, ze ludzie maja jednak racje: jestem slaba. W ogole nie potrafie sie obronic! Kazdy psychopata chodzacy po ulicy moze mnie zlapac, przystawic noz do twarzy, zrobic co chce z moim cialem i zostawic we mnie swoja sperme.
Jeannie zerknela na pobladla z emocji Lise. Miala nadzieje, ze wyrzucenie z siebie tego wszystkiego dobrze jej zrobi.
– Nie jestes slaba – powiedziala.
– Ty jestes mocna – stwierdzila Lisa.
– Ja mam odwrotny problem: ludzie mysla, ze jestem niewrazliwa. Poniewaz mam szesc stop wzrostu, kolczyk w nosie i zle maniery, uwazaja, ze nie sposob mnie zranic.
– Nie masz wcale zlych manier.
– Chyba zartujesz.
– Kto uwaza, ze jestes niewrazliwa? Ja nie.
– Kobieta, ktora prowadzi Bella Vista, dom opieki, w ktorym jest moja mama. „Pani matka nie dozyje szescdziesiatego piatego roku zycia”, oznajmila mi prosto z mostu. To, ze mam kolczyk w nosie, chcialam jej powiedziec, nie oznacza jeszcze, ze jestem pozbawiona ludzkich uczuc.
– Mish Delaware mowi, ze tak naprawde gwalciciela wcale nie interesuje seks. Najbardziej lubi miec wladze nad kobieta, dominowac, budzic w niej strach i zadawac cierpienie. Wybiera osobe, ktora jego zdaniem mozna latwo nastraszyc.
– Kto nie bylby przestraszony na twoim miejscu?
– Ale ciebie nie wybral. Ty bys mu pewnie przywalila.
– Bardzo bym chciala.
– Tak czy owak, bronilabys sie bardziej zdecydowanie ode mnie. Nie bylabys taka bezradna i przerazona. Dlatego cie nie wybral.
Jeannie domyslila sie, do czego to wszystko zmierza.
– Moze to i prawda, Liso, ale to wcale nie znaczy, ze jest w tym choc troche twojej winy. Nie mozesz miec do siebie pretensji. Znalazlas sie po prostu w rozbitym pociagu; to moglo sie przytrafic kazdemu.
– Masz racje – przyznala Lisa.
Dziesiec mil za miastem zjechaly z autostrady przy znaku prowadzacym do zakladu karnego Greenwood. Wiezienie bylo tradycyjne: kompleks szarych budynkow i wysokie mury zwienczone drutem kolczastym. Zaparkowaly samochod w cieniu drzewa. Jeannie wlozyla z powrotem zakiet, ale rajstopy zostawila w fordzie.
– Jestes gotowa? – zapytala. – Dennis bedzie wygladal dokladnie jak facet, ktory cie zgwalcil, chyba ze moja metodologia jest zupelnie do dupy.
Lisa pokiwala ponuro glowa.
– Jestem gotowa.
Glowna brama otworzyla sie, zeby wpuscic dostawcza ciezarowke, i przez nikogo nie niepokojone weszly do srodka. Mimo drutu kolczastego, pomyslala Jeannie, nie przestrzegano tutaj zbyt rygorystycznie zasad bezpieczenstwa. Byly oczekiwane. Straznik sprawdzil ich tozsamosc i poprowadzil przez spalony przez slonce dziedziniec, na ktorym kilku czarnych mlodziencow w wieziennych drelichach rzucalo pilke do kosza.
W budynku administracji dzialala klimatyzacja. Jeannie i Lisa weszly do gabinetu dyrektora, Johna Temoigne'a. Mial na sobie koszule z krotkim rekawem i krawat, w popielniczce tkwily niedopalki cygar.
– Jestem doktor Jean Ferrami z Uniwersytetu Jonesa Fallsa – przedstawila sie Jeannie, podajac mu reke.
– Czesc, Jean.
Temoigne nalezal najwyrazniej do mezczyzn, ktorzy nie potrafia odezwac sie do kobiety po nazwisku.
– A to moja asystentka, pani Hoxton – dodala Jeannie, celowo nie wymieniajac imienia Lisy.
– Czesc, zlotko.
– Napisalam panu, na czym polega nasza praca, ale jesli ma pan jakies pytania, z przyjemnoscia na nie odpowiem. – Musiala zamienic z nim kilka slow, mimo ze nie mogla sie wprost doczekac, zeby rzucic okiem na Dennisa Pinkera.
Musi pani pamietac, ze Pinker jest agresywnym i niebezpiecznym osobnikiem – oswiadczyl Temoigne. – Zna pani szczegoly jego zbrodni?
– Probowal podobno zgwalcic kobiete w kinie i zabil ja, kiedy mu sie opierala.
– Jest pani blisko. Bylo to w starym kinie Eldorado w Greensburgu. Puszczali jakis horror. Pinker zszedl do