– Wie pani przynajmniej, nad czym pracuje? Staram sie odkryc, co sprawia, ze ludzie staja sie kryminalistami. Jestem pierwsza osoba, ktora opracowala naprawde obiecujaca metode zbadania tego problemu. Jesli wszystko pojdzie dobrze, moje odkrycia sprawia, ze Ameryka stanie sie miejscem, w ktorym lepiej sie bedzie zylo pani wnukom.
– Ja nie mam wnukow.
– To ma byc odpowiedz?
– Nie musze sie przed pania tlumaczyc…
– Moze i nie, ale czy nie powinna pani raczej poszukac przypadku naruszenia czyjejs prywatnosci, przypadku, ktory naprawde kogos obchodzi? Czy nie wyszloby to takze na dobre pani artykulowi?
– Pozwoli pani, ze ja to ocenie.
Jeannie westchnela. Zrobila, co mogla. Zgrzytajac zebami, starala sie zakonczyc rozmowe przyjaznym akcentem.
– Coz, w takim razie zycze powodzenia.
– Dziekuje za wspolprace, doktor Ferrami.
– Do widzenia – pozegnala ja chlodno Jeannie. – Ty dziwko – dodala, odkladajac sluchawke.
Ted podal jej kubek kawy.
– Rozumiem, ze oglosili wycofanie z uzytku twojego programu.
– Nie moge tego pojac. Berrington powiedzial, ze porozmawiamy jeszcze na ten temat.
– Nie znasz Berry'ego tak dobrze jak ja. – Ted sciszyl glos. – Mozesz mi wierzyc, to waz. Nie ufalbym mu nawet przez chwile.
– Moze to jakies nieporozumienie – czepiala sie nadziei Jeannie. – Moze sekretarka doktora Obella wysiala faks przez pomylke.
– Moze – mruknal Ted. – Ale ja stawialbym na teorie weza.
– Myslisz, ze powinnam zadzwonic do „Timesa” i powiedziec, ze telefon odebral ktos inny?
Ted rozesmial sie.
– Mysle, ze powinnas pojsc do Berry'ego i zapytac, czy mial zamiar wyslac oswiadczenie przed rozmowa z toba.
– Dobry pomysl. – Jeannie dopila kawe i wstala.
Ted podszedl do drzwi.
– Powodzenia. Trzymam za ciebie kciuki.
– Dziekuje. – Zastanawiala sie, czy nie pocalowac go w policzek, ale potem sie rozmyslila.
Drzwi do gabinetu Berringtona pietro wyzej byly zamkniete. Jeannie zajrzala do sekretariatu.
– Czesc, Julie, wiesz moze, gdzie jest Berry?
– Wyszedl juz do domu, ale prosil mnie, zebym umowila cie z nim na jutro.
Niech to diabli. Sukinsyn unikal jej. Teoria Teda byla sluszna.
– O ktorej?
– Wpol do dziesiatej?
– W porzadku.
Zeszla z powrotem na swoje pietro i zajrzala do laboratorium. Lisa stala przy stole, sprawdzajac stezenie DNA Stevena i Dennisa. Zmieszala dwa mikrolitry z kazdej probki z dwoma mililitrami fluorescencyjnego barwnika. W zetknieciu z DNA barwnik swiecil i mozna bylo okreslic ilosc kwasu dezoksyrybonukleinowego na podstawie stopnia jasnosci, mierzonego przez specjalny fluorymetr DNA w nanogramach DNA na mikrolitr probki.
– Jak sie czujesz? – zapytala Jeannie.
– Dobrze.
Jeannie uwaznie jej sie przyjrzala. Lisa byla wciaz w fazie zaprzeczenia, to nie ulegalo watpliwosci. Pochylona nad probowkami, sprawiala wrazenie spokojnej, ale wewnatrz wyczuwalo sie napiecie.
– Rozmawialas juz ze swoja mama? – Rodzice Lisy mieszkali w Nowym Jorku.
– Nie chce jej martwic.
– Po to wlasnie jest matka. Zadzwon do niej.
– Moze dzis w nocy.
Jeannie opowiedziala jej o dziennikarce z „New York Timesa”. Lisa zmieszala tymczasem probki DNA z enzymem zwanym endonukleaza restrykcji. Endonukleaza niszczyla obce DNA, ktore dostalo sie do wnetrza organizmu, tnac dluga czasteczke kwasu na tysiace krotszych fragmentow. O przydatnosci endonukleazy w inzynierii genetycznej decydowalo to, ze przecinala DNA zawsze w tym samym punkcie. Dzieki temu mozna bylo porownac fragmenty dwoch probek krwi. Jesli do siebie pasowaly, krew pochodzila od tego samego osobnika albo od dwu jednojajowych blizniat. Jesli byly rozne, musialy pochodzic od dwu innych osob.
Przypominalo to wycinanie mierzacego cal kawalka tasmy z nagrania opery. W obu przypadkach sprawdzamy fragment wyciety piec minut od startu: jesli za kazdym razem slyszymy duet, ktory spiewa Se a caso Madama, oznacza to, ze oba pochodza z Wesela Figara. Aby zabezpieczyc sie przed mozliwoscia, ze dwie zupelnie rozne opery maja te sama sekwencje nut dokladnie w tym samym momencie, konieczne bylo porownanie nie jednego, lecz paru fragmentow.
Proces fragmentacji trwal kilka godzin i nie mozna go bylo przyspieszyc; jesli DNA nie zostalo do konca pociete, wyniki nadawaly sie do kosza.
Opowiesc o „Timesie” wstrzasnela Lisa, ale nie wspolczula jej tak bardzo, jak tego oczekiwala Jeannie. Przed trzema dniami sama doznala silnego urazu i w porownaniu z nim problem Jeannie nie wydawal sie moze az tak tragiczny.
– Co zamierzasz badac, jesli bedziesz musiala przerwac ten program? – zapytala.
– Nie mam pojecia – odparla Jeannie. – Nie wyobrazam sobie przerwania tych badan.
Zdala sobie sprawe, ze Lisa nie rozumie po prostu pasji poznawczej, ktora ozywia naukowca. Dla niej jako laborantki jeden program byl tak samo dobry jak inny.
Wrocila do swojego gabinetu i zadzwonila do domu opieki Bella Vista. Wlasne problemy sprawily, ze zapomniala porozmawiac z matka.
– Czy moge mowic z pania Ferrami? – zapytala.
– Jedza teraz lunch – padla natychmiastowa odpowiedz.
Jeannie zawahala sie.
– Czy moglaby pani przekazac, ze dzwonila jej corka Jeannie i ze zadzwonie pozniej?
– Dobrze.
Jeannie miala wrazenie, ze kobieta wcale tego nie zapisala.
– Imie pisze sie J-E-A-N-N-I-E. Jestem jej corka – dodala.
– Tak, dobrze.
– Dziekuje bardzo.
– Nie ma za co.
Jeannie odlozyla sluchawke. Musiala wydostac mame z tego miejsca. W dalszym ciagu nie poczynila jednak zadnych krokow, by zaczac dawac korepetycje.
Zerknela na zegarek; minelo dopiero poludnie. Wziela do reki mysz i spojrzala na ekran komputera, ale teraz, kiedy w kazdej chwili mogli przerwac jej badania, dalsza praca wydawala sie bezsensowna. Wsciekla i bezradna postanowila wrocic do domu.
Wylaczyla komputer, zamknela gabinet i wyszla z budynku. Wciaz miala jeszcze swoj samochod. Wsiadla do mercedesa i z zadowoleniem pogladzila wyslizgana od dotyku dloni kierownice.
Probowala dodac sobie jakos otuchy. W domu czekal na nia ojciec, to bylo cos nowego. Powinna spedzic z nim troche czasu, nacieszyc sie rzadkim przywilejem. Mogli pojechac do portu i pospacerowac razem wzdluz nabrzezy. Mogla fundnac mu nowa kurtke Brook Brothers. Nie miala pieniedzy, ale kupi na kredyt. Do diabla, zycie jest krotkie.
Parkujac przed domem, poczula sie troche lepiej.
Wrocilam, tato! – zawolala, wbiegajac po schodach.
Stajac na progu salonu wyczula, ze cos jest nie w porzadku. Po chwili spostrzegla, ze zniknal telewizor. Moze tato zabral go do drugiego pokoju, zeby poogladac program w lozku. Zajrzala do sypialni: nie bylo go tam.
– Och nie – jeknela, wracajac do salonu. Nie bylo rowniez jej magnetowidu. – Tato, nie mogles tego zrobic! – Z polki zniknela wieza stereo, z biurka komputer. – Nie. Nie moge w to uwierzyc! – Pobiegla z powrotem do sypialni i