Ogarnal ja strach. Nigdy jeszcze nie znalazla sie w srodku pozaru.

Bardziej odwazne dziewczyny zlapaly swoje torby i ruszyly szybkim krokiem do drzwi. Inne wpadly w histerie i krzyczac wnieboglosy, biegaly w kolko. Jakis durny ochroniarz z zawiazana na nosie i ustach poplamiona chustka szerzyl jeszcze wiekszy poploch, popychajac je i wydajac krzykiem rozkazy.

Jeannie wiedziala, ze nie powinna tracic czasu na ubieranie, nie mogla jednak wybiec gola z budynku. Strach rozlewal sie po jej zylach niczym lodowata woda, ale starala sie uspokoic. Odnalazla swoja szafke. Lisy nie bylo nigdzie widac. Wyjela rzeczy, wlozyla dzinsy i naciagnela przez glowe podkoszulek.

Zajelo jej to tylko kilka sekund, ale w tym czasie szatnia zupelnie opustoszala i wypelnila sie dymem. Nie widziala juz przed soba drzwi i zaczela kaszlec. Mysl, ze nie bedzie mogla oddychac, przerazila ja. Wiem, gdzie sa drzwi i musze po prostu zachowac spokoj, powiedziala sobie. Klucze i pieniadze miala w kieszeniach dzinsow. Zlapala swoja rakiete do tenisa i wstrzymujac oddech ruszyla szybko wzdluz szafek do wyjscia.

W korytarzu unosily sie kleby dymu. Jeannie zaczely lzawic oczy i przestala cokolwiek widziec. Zalowala teraz, ze nie wybiegla nago i nie zyskala tych kilku drogocennych sekund. Dzinsy nie pomagaly jej wcale oddychac w gestych oparach dymu. A to, czy ktos jest nagi, czy ubrany, nie ma zadnego znaczenia w godzinie smierci.

Stapajac korytarzem i wciaz wstrzymujac oddech, macala drzaca reka sciane, zeby nie stracic orientacji. Bala sie, ze wpadnie na inne kobiety, ale wszystkie najwyrazniej znacznie ja wyprzedzily. Sciana sie skonczyla i Jeannie domyslila sie, ze znajduje sie w niewielkim hallu. Wciaz jednak widziala przed soba wylacznie kleby dymu. Schody powinny byc prosto przed nia. Ruszyla srodkiem korytarza i wpadla na maszyne do coca-coli. Czy schody byly teraz z lewej czy z prawej strony? Doszla do wniosku, ze z lewej. Ruszyla w lewo i widzac przed soba drzwi do meskiej szatni, zdala sobie sprawe, ze popelnila blad.

Nie mogla juz dluzej wstrzymywac oddechu i zaczerpnela z jekiem powietrza. Skladalo sie glownie z dymu, ktory przyprawil ja o konwulsyjny kaszel. Nie widzac przed soba wlasnych dloni, zatoczyla sie z powrotem na sciane. Nozdrza plonely jej, oczy lzawily, a cale cialo modlilo sie o jeden haust powietrza, ktore przez dwadziescia dziewiec lat uwazala za cos raz na zawsze danego. Drepczac wzdluz sciany, trafila ponownie na automat do coca- coli i obeszla go dookola. A potem potknela sie o najnizszy stopien i zorientowala sie, ze ma przed soba schody. Wypuscila z reki rakiete. To byla szczegolna rakieta – wygrala nia turniej Mayfair Challenge – ale zostawila ja na podlodze i wspiela sie na czworakach na gore.

Kiedy znalazla sie w obszernym hallu na parterze, dym przerzedzil sie. Zobaczyla przed soba otwarte drzwi budynku. Stojacy tuz za nimi ochroniarz dawal jej energiczne znaki reka. – Szybciej, szybciej! – wrzeszczal.

Kaszlac i slaniajac sie na nogach wybiegla na blogoslawione swieze powietrze.

Przez nastepne dwie albo trzy minuty stala zgieta wpol na schodach, lapiac kurczowo oddech i wydychajac dym z pluc. Po jakims czasie uslyszala dobiegajace z oddali syreny karetek. Rozejrzala sie dookola, ale nigdzie nie widziala Lisy.

Nie zostala chyba w srodku? Wciaz roztrzesiona, ruszyla przez tlum, przygladajac sie twarzom. Teraz, kiedy niebezpieczenstwo minelo, wszedzie slychac bylo nerwowe smiechy. Ci, ktorym udalo sie zabrac torby, pozyczali garderobe tym, ktorzy mieli mniej szczescia. Nagie dziewczyny przyjmowaly z wdziecznoscia przepocone i brudne podkoszulki przyjaciolek. Kilka osob zdazylo sie tylko owinac recznikami.

Lisy nie bylo w tlumie. Coraz bardziej zaniepokojona Jeannie wrocila do ochroniarza przy drzwiach.

– Wydaje mi sie, ze na dole zostala moja przyjaciolka – powiedziala, slyszac drzenie w swoim glosie.

– Ja tam nie pojde – odparl szybko.

– Dzielny chlopak – prychnela. Nie bardzo wiedziala, czego od niego oczekuje, nie spodziewala sie jednak, ze okaze sie zupelnie bezuzyteczny.

Ochroniarz spojrzal na nia z pretensja.

– To ich robota – stwierdzil, pokazujac nadjezdzajaca straz pozarna.

Jeannie zaczela sie obawiac o zycie Lisy, nie miala jednak pojecia, co robic. Patrzyla bezradnie, jak strazacy wyskakuja ze swojego samochodu i zakladaja aparaty tlenowe. Poruszali sie jak muchy w smole i miala ochote potrzasnac nimi i krzyknac, zeby sie pospieszyli. Po chwili podjechal nastepny woz strazacki i bialy samochod z niebiesko-srebrnym paskiem baltimorskiej policji.

Strazacy wbiegli do srodka, rozwijajac waz, a ich komendant podszedl do ochroniarza przy drzwiach.

– Gdzie zaczal sie pozar? – zapytal.

– W damskiej szatni.

– Gdzie to jest dokladnie?

– W piwnicy, na tylach budynku.

– Ile jest wyjsc z podziemi?

– Tylko jedno. Schodami do hallu wejsciowego – odparl ochroniarz.

– W kotlowni jest jeszcze drabina, ktora prowadzi do wlazu z tylu budynku – poprawil go stojacy obok pracownik administracji.

Jeannie udalo sie zwrocic na siebie uwage strazaka.

– Mysle, ze tam na dole jest wciaz moja przyjaciolka.

– Jak wyglada?

– Niska blondynka, dwadziescia cztery lata.

– Jesli tam jest, na pewno ja znajdziemy.

Przez chwile Jeannie poczula sie razniej. A potem zdala sobie sprawe, ze nie obiecal jej wcale, ze znajda ja zywa. Nigdzie nie widac bylo ochroniarza, ktory krecil sie w szatni.

– Na dole byl jeszcze jeden ochroniarz – powiedziala, zwracajac sie do komendanta. – Nie ma go tutaj. Wysoki facet.

– W tym budynku nie ma wiecej pracownikow ochrony – stwierdzil autorytatywnym tonem straznik przy drzwiach.

– Mial na czapce napis SECURITY i mowil dziewczynom, zeby opuscily budynek.

– Nie obchodzi mnie, co mial na czapce – upieral sie straznik.

Na litosc boska, niech pan sie ze mna nie kloci – zgromila go Jeannie. – Moze mi sie przysnil, ale jesli nie, jego zycie moze byc teraz w niebezpieczenstwie!

Obok nich stala dziewczyna w meskich spodniach khaki z podwinietymi nogawkami.

– Widzialam tego faceta – wtracila. – Prawdziwy wieprz. Probowal mnie obmacywac.

– Prosze sie nie – denerwowac, znajdziemy wszystkich – powiedzial strazak. – Dziekuje panstwu za pomoc.

Jeannie piorunowala przez moment wzrokiem ochroniarza. Czula, ze komendant strazy uznal ja za histeryczke, bo wrzeszczala na tego glaba. Odwrocila sie od nich z niesmakiem. Co miala teraz robic? Do srodka wbiegali strazacy w helmach i wysokich butach. Bosa, ubrana tylko w dzinsy i podkoszulek, nie miala tam czego szukac. Gdyby probowala sie do nich przylaczyc, wyrzuciliby ja z budynku. Zacisnela piesci ze zdenerwowania. Skup sie, dziewczyno! Gdzie jeszcze moze byc Lisa?

Nie opodal sali gimnastycznej stal gmach imienia Ruth W. Acorn, nazwany tak na czesc zony fundatora, okreslany jednak przez wszystkich, lacznie z pracownikami mieszczacego sie tam wydzialu psychologii, mianem Wariatkowa. Czy Lisa mogla tam pojsc? W niedziele drzwi byly zamkniete, ale pewnie miala klucz. Mogla wbiec do srodka, zeby poszukac jakiegos fartucha, ktorym moglaby sie okryc, albo usiasc po prostu przy swoim biurku i ochlonac. Jeannie postanowila to sprawdzic. Wszystko bylo lepsze od stania w miejscu.

Pobiegla przez trawnik do glownego wejscia i zajrzala przez oszklone drzwi do srodka. W hallu nie bylo nikogo. Wyjela z kieszeni plastikowa karte, ktora sluzyla jako klucz, i wsunela ja w otwor czytnika. Drzwi sie otworzyly.

– Lisa! Jestes tam?! – zawolala, biegnac po schodach. Laboratorium bylo puste, krzeslo Lisy dosuniete porzadnie do jej biurka, komputer wylaczony. Jeannie zajrzala do damskiej toalety na koncu korytarza. Nikogo. – Niech to diabli! – zaklela nerwowo. – Gdzie ona sie podziala?

Zdyszana wybiegla na zewnatrz. Postanowila obejsc caly budynek sali gimnastycznej. Moze Lisa siedzi gdzies na trawie i probuje zlapac oddech. Z tylu budynku, za wielkimi kontenerami na smieci znajdowal sie maly parking. Zobaczyla biegnaca sciezka, oddalajaca sie postac. Byla wyzsza od Lisy i dalaby sobie reke uciac, ze to mezczyzna. To mogl byc ten zagadkowy ochroniarz, ale nim zdazyla mu sie lepiej przyjrzec, zniknal za rogiem Zwiazku Studentow.

Ruszyla dalej wokol budynku. Po drugiej stronie znajdowala sie opustoszala teraz bieznia. W koncu, zatoczywszy pelne kolo, wrocila do glownego wejscia.

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату