temat procesow o gwalt. Matka Steve'a na chwile sie polozyla. Charles zrobil swieza lemoniade i wyszedl razem z Jeannie na patio ich domu w Georgetown.

Jeannie obudzila sie z drzemki ze wspanialym pomyslem. Wiedziala, jak znalezc czwartego klona. Zeby to zrobic, potrzebowala pomocy Charlesa, nie byla jednak pewna, czy zgodzi sie wykonac to, o co miala zamiar go prosic.

Charles podal jej wysoka chlodna szklanke, a potem wzial sobie taka sama i usiadl w ogrodowym fotelu.

– Czy moge zwracac sie do pani po imieniu? – zapytal.

– Bardzo prosze.

– Mam nadzieje, ze odwzajemnisz mi sie tym samym.

– Oczywiscie.

Przez chwile popijali w milczeniu lemoniade.

– O co w tym wszystkim chodzi, Jeannie? – zapytal w koncu.

– Mysle, ze to byl eksperyment – odparla, odstawiajac szklanke. – Przed zalozeniem Genetico Berrington i Proust sluzyli obaj w wojsku. Podejrzewam, ze firma byla pierwotnie przykrywka dla scisle wojskowych badan.

– Bylem zolnierzem przez cale swoje dorosle zycie i jestem gotow uwierzyc we wszystkie niesamowite rzeczy, ktore opowiadaja o armii. Ale dlaczego zainteresowaly ich problemy kobiecej plodnosci?

– Zastanow sie. Steve i jego sobowtory to wysocy, silni i przystojni mezczyzni. Sa rowniez bardzo bystrzy, chociaz sklonnosc do gwaltownych zachowan przeszkadza im w osiagnieciu zyciowych sukcesow. Zarowno Steve, jak i Dennis maja bardzo wysoki iloraz inteligencji i podejrzewam, ze to samo mozna powiedziec o dwoch pozostalych. Wayne zostal milionerem w wieku dwudziestu dwoch lat, a czwarty klon jest wystarczajaco sprytny, zeby nie dac sie zlapac.

– Jaki z tego wyciagasz wniosek?

– Nie wiem. Zastanawiam sie, czy w armii nie chcieli czasami wyhodowac idealnego zolnierza.

Bylo to tylko luzne przypuszczenie i rzucila je lekkim tonem, ale Charles przyjal je bardzo powaznie.

– O moj Boze – szepnal z przejeta mina. – Wydaje mi sie, ze cos o tym slyszalem.

– To znaczy o czym?

– W latach siedemdziesiatych w silach zbrojnych krazyly plotki, ze Rosjanie maja jakis niezwykly program. Produkuja idealnych zolnierzy, mowiono, idealnych sportowcow, idealnych szachistow. Niektorzy uwazali, ze powinnismy pojsc w ich slady. Inni twierdzili, ze juz to robimy.

– Wiec to prawda! – Jeannie zaczynala w koncu rozumiec. – Wybrali zdrowych, agresywnych, inteligentnych, jasnowlosych rodzicow, sklonili ich do oddania jaja i spermy, i polaczyli je, tworzac embrion. Najbardziej jednak interesowala ich mozliwosc powielania idealnych zolnierzy. Najwazniejsza czesc eksperymentu polegala zatem na podzieleniu embrionu i umieszczeniu wielu embrionow w macicach wielu matek. I to im sie udalo. – Jeannie zmarszczyla czolo. – Zastanawiam sie, co stalo sie potem.

– Moge ci powiedziec – stwierdzil Charles. – Watergate. Zrezygnowano wtedy z tych wszystkich zwariowanych pomyslow.

– Ale Genetico zalegalizowalo swoja dzialalnosc podobnie jak mafia. A poniewaz naprawde odkryli, jak produkowac dzieci z probowki, firma byla dochodowa. To pozwalalo im finansowac badania w dziedzinie inzynierii genetycznej. Przypuszczam, ze moj wlasny projekt stanowi fragment ich wielkiego planu.

– Jakiego planu?

– Wyhodowania idealnych Amerykanow: inteligentnych, agresywnych i jasnowlosych. – Jeannie wzruszyla ramionami. – To stara idea, ale teraz, w dobie rozwinietej genetyki, mozna ja urzeczywistnic.

– Wiec dlaczego sprzedaja firme? To nie ma sensu.

– Wprost przeciwnie. Kiedy zlozono im oferte kupna, zobaczyli w tym mozliwosc rozwiniecia skrzydel. Pieniadze pozwola sfinansowac kampanie prezydencka Prousta. Po opanowaniu Bialego Domu moga prowadzic wszelkie badania… i zrealizowac swoje marzenia.

Charles pokiwal glowa.

– W dzisiejszym „Washington Post” jest artykul na temat pogladow Prousta. Nie sadze, zebym chcial zyc w rzadzonym przez niego swiecie. Jesli bedziemy wszyscy poslusznymi agresywnymi zolnierzami, kto bedzie pisal wiersze, gral bluesa i bral udzial w antywojennych protestach?

Jeannie uniosla brwi. Nie spodziewala sie takich mysli u zawodowego wojskowego.

– Chodzi nie tylko o to – odpowiedziala. – Ludzkie zroznicowanie ma swoj sens. Jest pewien powod, dla ktorego roznimy sie od swoich rodzicow. Ewolucja jest procesem prob i bledow. Nie sposob wyeliminowac jej klesk bez wyeliminowania jej sukcesow.

Charles westchnal.

– A z tego wszystkiego wynika, ze nie jestem ojcem Steve'a.

– Nie mow tak.

Otworzyl portfel i wyjal z niego fotografie.

– Musze ci cos powiedziec, Jeannie. Nigdy nie wpadlo mi do glowy, ze moze byc klonem, ale czesto patrzylem na Steve'a i zastanawialem sie, czy cos po mnie odziedziczyl.

– Nie widzisz tego?

– Czego? Podobienstwa?

– Nie chodzi mi o zewnetrzne podobienstwo. Steve ma na przyklad gleboko zakorzenione poczucie obowiazku. Zaden z pozostalych nie wie, co to takiego. Przejal je od ciebie!

Charles wciaz mial ponura mine.

– Jest w nim cos zlego, wiem o tym.

Dotknela jego ramienia.

– Posluchaj mnie. Steve byl tym, co nazywam dzikim dzieckiem: nieposlusznym, impulsywnym, odwaznym, kipiacym energia. Mam racje?

Charles usmiechnal sie ze smutkiem.

– To prawda.

– Tacy sami byli: Dennis Pinker i Wayne Stattner. Bardzo trudno jest wychowac takie dzieci. Dlatego wlasnie Dennis jest morderca, a Wayne sadysta. Ale Steve rozni sie od nich. Rozni sie miedzy innymi dzieki tobie. Tylko obdarzeni najwieksza cierpliwoscia i oddaniem rodzice potrafia wychowac takich osobnikow na normalnych ludzi. A Steve jest normalny.

– Modle sie, zebys miala racje.

Charles otworzyl portfel, chcac wlozyc z powrotem zdjecie, ale Jeannie powstrzymala go.

– Czy moge rzucic okiem?

– Naturalnie.

Przyjrzala sie fotografii. Zrobiono ja calkiem niedawno. Steve ubrany byl w niebieska koszule w krate i mial troche za dlugie wlosy. Usmiechal sie niesmialo do obiektywu.

– Nie mam jego zadnego zdjecia – poskarzyla sie, oddajac odbitke.

– Zachowaj je.

– Nie moge. Trzymasz je przy sercu.

– Mam miliony zdjec Steve'a. Wloze do portfela inne.

– Dziekuje. Naprawde jestem ci bardzo wdzieczna.

– Wyglada na to, ze bardzo go lubisz.

– Ja go kocham, Charles.

– Naprawde?

Jeannie pokiwala glowa.

– Kiedy mysle, ze moglby trafic do wiezienia za gwalt, mam ochote pojsc tam zamiast niego.

Charles poslal jej smutny usmiech.

– Ja tez.

– To chyba milosc?

– Na pewno.

Jeannie poczula sie skrepowana. Nie miala wcale zamiaru mu tego mowic. Wlasciwie wcale tego nie wiedziala; samo wymknelo jej sie z ust i nagle zdala sobie sprawe, ze to prawda.

– Co czuje do ciebie Steve? – zapytal Charles.

– Powinnam moze ujac to skromniej, ale…

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату