kacikach jej ust.
– Ze mnie sie smiejesz? – zapytal, przesuwajac ustami po jej wlosach.
Potrzasnela glowa.
– Po prostu czasami bardzo przypominasz mi Kserkse-sa. Gdy wlozyles mi w reke ten kubek kawy, skojarzylo mi sie z tym, jak Kserkses wtyka mi nos w dlon, gdy chce, zebym go poglaskala. Co ja mam z wami zrobic?
– Poglaskac. – Przesunal palcami po jej karku. Emelina zadrzala.
– Czy chcesz mnie w ten sposob przeprosic za to, ze oskarzyles mnie o uwodzenie biednego Joe'ego?
– Moze. – Westchnal. – Nie przywyklem do przepraszania, Emmy.
– Sprobuj.
Uslyszala, ze wciagnal oddech, po czym powiedzial rownym tonem:
– Przepraszam, Emmy. Nie powinienem byl tak sie na ciebie rzucac bez powodu.
– Nie, nie powinienes – przyznala gladko.
– Po prostu jestem troche przewrazliwiony na tym punkcie.
– Nie masz prawa! – zawolala, wciaz zwrocona twarza do okna.
– I ty to mowisz? Po ostatniej nocy? – Nadal przesuwal pieszczotliwie palcami po jej karku.
– To, co zdarzylo sie ostatniej nocy, nie daje ci do mnie zadnych praw, Julianie – powiedziala.
– Mysle, ze sama nie wierzysz w to, co mowisz, kochanie. Wiesz chyba, ze teraz, kiedyjuz jestes moja, nie mam zamiaru oddac cie zadnemu mezczyznie – odparl Julian z napieciem. -Ale nie wpadaj w panike. Nie bede cie popedzac.
– Nawet nie potrafie powiedziec, jak bardzo jestem ci wdzieczna! – zdobyla sie na sarkazm.
– Ciesze sie. A teraz, skoro juz wyczerpalismy temat, proponuje, zebysmy przeszli do nastepnego. Chcialem ci dzisiaj zaproponowac kolacje w restauracji na wybrzezu. Ale nie mam tu samochodu, wiec musielibysmy pojechac twoim.
– Czy to zaproszenie obejmuje rowniez Joe'ego?
– To nie wchodzi w gre. Joe zaraz po zalozeniu podsluchu wyjezdza. Nie wroci, dopoki go nie przywolam.
– A kiedy to nastapi? – zapytala zaczepnie. -Wtedy, gdy bede mial powody do przypuszczen, ze cos sie nagralo na tasmach zainstalowanych w domu Leightona. A teraz przestan mnie prowokowac, kochanie. Do dwudziestego osmego zostaly nam jeszcze cztery dni.
– Jesli sadzisz, ze bede sie tu krecic dokola ciebie, zebys nie umarl z nudow… – zaczela, ale on natychmiast jej przerwal. Podszedl o krok blizej i wyjal kubek z jej dloni. Pocalunek przywolal wszystkie wspomnienia namietnej nocy i skutecznie uciszyl Emeline. Gdy Julian odsunal sie od niej, oboje mieli przyspieszone oddechy.
– Zapraszam cie tylko na kolacje. Nie do lozka – powiedzial.
Julian przebywal z nia prawie bezustannie, ale nie probowal zaciagnac jej do lozka. Chodzila z nim i z Kserksesem na dlugie spacery po plazy, czasami takze do wsi na kawe i po poczte. Wyprawy do wioski przynosily jej pewna satysfakcje: otwarte spojrzenia i ciche szepty ustaly. Najwyrazniej po wiosce roznioslo sie, ze pan Colter nie ma ochoty byc przedmiotem otwartych dociekan. Nikt tez nie probowal juz wiecej ostrzegac Emeliny, ze dobiera sobie niewlasciwych przyjaciol.
– Sterroryzowalas ich, kochanie – zauwazyl Julian.
– Chcesz powiedziec, ze to ty ich sterroryzowales, a ja tylko uswiadomilam im ryzyko, na jakie sie narazaja. Julianie, czy nie przeszkadza ci, ze wszyscy tak o tobie gadaja?
– Nieszczegolnie. Przyjechalem tu, bo potrzebowalem odpoczynku i samotnosci. Dzieki podejrzanej reputacji uzyskalem jedno i drugie. Uslyszalem kilka przyciszonych uwag na swoj temat, a poza tym nikt mnie nie zaczepial – odrzekl swobodnie.
– Oprocz mnie – zauwazyla Emelina sucho. – Popsulam wszystkie twoje plany dotyczace spokoju i izolacji, prawda?
– Ty – odrzekl miekko – sprawilas, ze cala ta wycieczka nie byla strata czasu.
Emelina napotkala jego cieple spojrzenie i zebrala sie na odwage.
– Julianie, dlaczego wlasciwie przyjechales do Ore-gonu na urlop?
– Probowalem uciec przed stresami w pracy – odrzekl lagodnie.
Co nie znaczy absolutnie nic, pomyslala, i pospiesznie zmienila temat.
– Julianie, dzisiaj jest dwudziesty osmy. Moze wieczorem dowiemy sie czegos kompromitujacego o Ericu Leightonie.
– Moze.
– Brzmi to sceptycznie.
– Kochanie, mowilem juz, ze twoj plan jest raczej bezsensowny. Widac w nim duza wyobraznie, ale…
– Ale myslisz, ze nic nam z niego nie przyjdzie? W takim razie po co zawracales sobie i Joe'emu glowe z zakladaniem podsluchu?
– Bo zawsze staram sie dotrzymac zobowiazan ze swojej strony. Tak jak i ty – odpowiedzial po prostu.
Gdy Julian wieczorem odprowadzal Emeline, w domu Leightona nadal nie bylo zadnych oznak zycia. Julian pozwolil jej wejsc na szczyt urwiska i rozejrzec sie szybko, by mogla sie upewnic, ze niczego nie przeoczyli.
– Emmy, jesli cokolwiek zdarzy sie dzisiaj w tym domu, bedziemy to mieli na tasmie. Masz sie nie zblizac sama do tego miejsca, slyszysz?! – nakazal kategorycznie.
– Slysze, Julianie – westchnela.
– Nie martw sie – powiedzial z krzywym usmieszkiem – nic przez to nie stracisz. Siedz w domu do rana. I mysl o mnie – dodal. Pociagnal ja w ramiona i pocalowal szybko i mocno. Kserkses tracil ja nosem w reke, domagajac sie czulego pozegnania, i po chwili Emelina patrzyla na dwie postacie plci meskiej oddalajace sie droga. Czy Julian mial racje? Czy nic sie dzisiaj nie stanie? I co wtedy zrobi? Bardzo liczyla na to, ze jej plan przyniesie efekty. Jesli nie, bedzie musiala wymyslic jakis inny sposob ochrony Keitha.
Wygladalo na to, ze Julian chetnie poczynilby dla niej kolejne kroki. Z lekkim dreszczem Emelina opuscila firanke i poszla do lozka. Bedzie sie zastanawiac nad innymi mozliwosciami dopiero wowczas, gdy jej pierwotny plan nie przyniesie zadnych efektow. Nie ma sensu martwic sie na zapas. Juz i tak ma wobec Juliana wystarczajace zobowiazania.
Ta mysl sprawila, ze nie mogla zasnac przez nastepne dwie godziny. W koncu zirytowana odrzucila koldre i poszla do kuchni sprawdzic zawartosc lodowki.
Ksiezyc swiecil jasno i nie musiala zapalac swiatla, stala wiec w mroku i gryzla krakersa z serem topionym, gdy nagle w pewnej odleglosci zobaczyla tylne swiatla samochodu. Ktos jechal w strone plazy. Scisle biorac, ktos jechal w strone domu Erica Leightona. Emelina przelknela reszte krakersa i poczula, ze w jej zylach zaczyna plynac czysta adrenalina. A wiec jednak cos sie tej nocy mialo wydarzyc! Nie mylila sie!
Pobiegla do sypialni. W ciemnosciach znalazla tenisowki, spodnie i czarny sweter. Zakaz Juliana poszedl w zapomnienie. Emelina wysunela sie z domu i ruszyla w strone morza.
Na skraju urwiska polozyla sie na brzuchu i ostroznie zerknela na plaze. Miala racje. Samochod, ktory wczesniej zauwazyla, duzym lukiem dojezdzal wlasnie do domu Leightona po zwirowej drodze prowadzacej od dalszego konca plazy. Emelina obserwowala samochod, drzac z zimna w wilgotnym nocnym powietrzu. Czy Erie Leighton znajdowal sie w srodku?
Auto zatrzymalo sie na tylach domu. Czlowiek, ktory z niego wysiadl, w jednej rece niosl papierowa torbe, a w drugiej walizke. Emelina wpatrywala sie w mrok, usilujac sobie przypomniec, jak dokladnie wygladal Leighton. To musial byc on. Kto inny moglby tu przyjechac o tej porze?
Przesunela sie o cal dalej po krawedzi urwiska. Gdy drzwi domu zamknely sie za mezczyzna, wziela gleboki oddech i chylkiem przekradla sie w dol, na plaze.
Co tam moze sie dziac? Dlaczego nikogo wiecej nie bylo w poblizu? Co sie znajdowalo w tej walizce? Emelina zeszla z urwiska i ukryla sie za skalnym nawisem. Na szczescie plaza byla nierowna i kamienista. W skalach wzdluz krawedzi urwiska z latwoscia mozna bylo znalezc schronienie.
Nikt wiecej jednak nie przyjechal i wygladalo na to, ze w domu nic sie nie dzieje. Emelina przeczolgala sie wzdluz odkrytego kawalka plazy i dotarla do duzej skaly w poblizu domu. Skulila sie za nia i dla rozgrzewki przesunela dlonmi po ramionach. Dlaczego, do diabla, nie wziela zadnej kurtki? Zamarznie, jesli bedzie musiala czekac tu dlugo.
W tej samej chwili uslyszala za plecami cichy dzwiek i natychmiast zapomniala o chlodzie. Odwrocila sie instynktownie, zareagowala jednak zbyt wolno. Twarda dlon nakryla jej usta i ktos pociagnal ja na piasek u podnoza skaly. Jakis mezczyzna nakryl ja swym cialem i unieruchomil.