– Jestem!
– Wybierzesz z plutonu dziewiatego paru sensownych chlopakow do pierwszej wiezy. Niech cwicza dzien i noc. Zeby sie nauczyli!
– Tak jest.
– Pluton saperow?
– Strat nie ma.
– Pluton lacznosci?
– Kilka pogietych anten. Naprawiamy.
– Pluton transportowy?
– Trzech zabitych, siedmiu rannych. Oba BMD i dziewiec GAZ-ow-166 w porzadku. BMD ladowano z trudem. Wszystkie straty w ludziach ponieslismy przy zaladunku. Jeden GAZ-166 silnie uszkodzony, pozostawilismy na nasypie. Nie bylo sensu ani czasu go zaladowywac.
– Slusznie. Oddzial zabezpieczenia?
– Zabity lekarz i trzech sanitariuszy. Probowali ratowac kolejarzy, ale w tych stronach nie respektuje sie opasek z czerwonym krzyzem.
– Plutony bojowe? Pierwszy? Drugi? Trzeci?… Dziewiaty?
– Strat nie ma. Nie ma. Nie ma. Nie ma…
– Batalion! Mielismy dzis sporo szczescia. W tym parowie starczylo rzucic na tory za pociagiem jedna wiazke granatow, a potem caly batalion spalic miotaczami ognia. Udalo nam sie. Wszyscy spisali sie dobrze. Dowodcy pododdzialow przedstawia do wieczora listy tych, ktorzy sie wyroznili. Ja widzialem w walce tylko kilku ludzi. Tych, ktorych nalezy ukarac, ukarze. Nagradzam plutonowego Salymona. Plutonowy Salymon!
– Jestem! – szczeknal glosnik
– Za inicjatywe i odwage, za uratowanie zycia dowodcy wyrazam wdziecznosc i nadaje wam stopien sierzanta!
– Ku chwale ojczyzny!
– Przez tyle lat sluzby zadnego awansu, a teraz w ciagu tygodnia od razu trzy. Ej, Salymon, jeszcze zostaniesz generalem!
– Ku chwale ojczyzny!
– Batalion! Przed dworcem sie zatrzymamy. Plutony z numerami parzystymi oslaniaja prawa strone eszelonu. Plutony z nieparzystymi – lewa. Rozczepic eszelon. Lokomotywe przetoczyc na tyl. Wagon artyleryjski – na obrotnice i ustawic przed lokomotywa. Potem calkowicie przeformowac sklad: platformy z BMD i gazikami maja znalezc sie na samym koncu. Obydwa BMD oblozyc workami z piaskiem; bedziemy sie starac w miare moznosci nie ruszac ich z platform: uzyjemy ich jako stalych punktow ogniowych. Sa pytania?
– Nie ma.
– Zblizamy sie do stacji. Batalion – gotowosc bojowa!
Dracz ma mnostwo roboty. I o tym pamietac, i to zrobic, i tamtego dopilnowac, i owego nie przegapic. Biega po wagonach, krzyczy, wymysla, beszta, podpowiada. Ale w kazdej spokojniejszej chwili przypomina sobie, ze nie zostal jeszcze ukarany.
Dobrze jest sluzyc pod glupim przelozonym, takim, ktory nie zna sie na psychologii. Zawinisz – i glupi dowodca zaraz reaguje. Dostajesz po uszach i od razu ci lzej. A kiedy jeszcze glupi dowodca zaczyna wrzeszczec, to mozna i odszczeknac. Ale jak czlowiek trafi pod komende takiego Zubrowa – to meka. Dracz juz pare razy stawal na drodze dowodcy, chcialby sie jak najszybciej dowiedziec, jak go Zubrow ukarze – zeby sie nie dreczyc niepewnoscia. Ale Zubrow zna sie co nieco na psychologii. Nie wymierza kary i juz nie krzyczy. Przechodzi obok, jakby nie dostrzegal, ten wiec musi odskakiwac, pozostawac w cieniu.
Dracz dlugo sie tak meczyl, wreszcie nie wytrzymal i zastukal do drzwi dowodcy.
– Mozna wejsc, towarzyszu pulkowniku?
– No, wejdz.
Dracz przestepuje w progu z nogi na noge, nie wie, jak zaczac, ale Zubrow tez milczy.
– Ukarzcie mnie, towarzyszu pulkowniku…
– Za co?
– Ponioslo mnie w tej cholernej fabryce…
– Jak mam cie ukarac?
– Rozstrzelajcie mnie, towarzyszu pulkowniku – mowi Dracz i mysli: co za przebiegly lis! Kaze mi samemu wybierac kare, a lagodnej wybrac nie wypada…
– No dobra, Wania, chytrus z ciebie, widze, ze nie uda mi sie ciebie przechytrzyc. Gdybys poprosil o nagane, to bym cie rozstrzelal. A skoro prosisz o rozstrzelanie, to nie wypada mi cie nawet objechac. Wsadzic cie do aresztu nie ma gdzie. Trzymac w przedziale w areszcie domowym tez mi nie na reke, bo kto cie zastapi na twoim stanowisku? Zrobimy wiec tak: warto, zebys zrzucil pare kilo, widze, ze dziewczyny na ciebie zerkaja. Zatem dla twojego wlasnego dobra wymierzam ci kare trzech dni leczniczej glodowki.
– Tak jest, dziesiec dni leczniczej glodowki! Prosze pozwolic sie odmeldowac.
– Mozesz odejsc!
Rozdzial 8
Wczesny poranek. Swiezy. Slonce jeszcze nie wzeszlo. Rosa na trawie, i caly eszelon pokryty rosa, i tory.
Zupelnie jakby nie bylo niedawnej bitwy, jakby nie lala sie krew. Eszelon budzi sie z usmiechem. Jak tu sie zreszta nie usmiechac w taki poranek! O, jak ptaki swiergoca! To oznacza, ze zaraz wzejdzie czerwone, pyzate slonce i jeszcze pozyjemy, bracia, jeszcze pozyjemy!
– Lej, lej, nie zaluj wody!
Kazdy przystanek wykorzystuje sie do maksimum. Trzeba i bron oczyscic, i pozwolic sie umyc ludziom, nakarmic, rozprowadzic warty. I wedruja zolnierze wzdluz pociagu. Kazdy w swoich sprawach – najpilniejszych. Juz zabrzeczaly menazki, juz nozdrza zolnierzy wesza fale zapachow: co tam dzis Tarasycz upichcil?
– Lej, palancie, lej!
No bo co to za mycie w umywalce w wagonie! Zolnierz nie przywykl do tego, zeby wode czerpac garscia. Wysypal sie wiec caly batalion do stacyjnego hydrantu, zolnierze leja na siebie wode wiadrami, sikawkami. Tloczno i wesolo.
– Nie lej mi w portki, swinio! Czekaj, ja ci zaraz naleje!
Wnosza tez wiadra do wagonu. Oczywiscie dla wartownikow, ktorzy nie moga zejsc z posterunku.
– Kapral Bieriozow!
– Jestem!
– Wyznaczysz ze swego plutonu w poludnie ludzi do sluzby w kuchni!
– Gabka!
– Jestem!
– A lufe czolgu to koza ma wyczyscic?
– Wszystkie samochody, ktore wczoraj byly w akcji – do przegladu technicznego!
– Bizon, taka twoja mac, odebrales chleb dla plutonu?!
– Ej, przepusccie dziewczyne!
– Pomoc ci z tym wiadrem, laleczko?
– Skarbie, nie masz przypadkiem na imie Katierina?
– Z drogi, ogiery, przepusccie te panie, nie pora na zaloty!
– Pluton siodmy, ustawic sie! Z menazkami!
– No, Tarasycz, nie zaluj! Nie zaluj, Tarasycz! Doloz jeszcze jedna chochle!
Tarasycz, kochany przez wszystkich za swoj typowo kucharski wyglad i dobroc, usmiecha sie pod wasem, ale nikogo nie rozpieszcza dolewkami. Do podstawionej menazki wrzuca chochle kaszy i splywaj. Nastepny, taki owaki! Nie rob zatoru!
– Skapisz cos dzisiaj, Tarasycz! Nie walisz do pelna! Jezeli z calego batalionu zaoszczedzisz po pol menazki – to wyjdzie sto piecdziesiat pelnych! Sam tego przeciez nie zezresz!
– No, no, bo ci dam chochla po lbie za takie gadanie! Patrzcie go, madrala, Tarasycza chce pouczac! Jeszcze u mamy w cipce siedziales, kiedysmy z chlopcami bronili przeleczy Salang!
– Nie zoladkuj sie, Tarasycz! Obraziles sie? Ja przeciez zartowalem!
– Jakzes to, Tarasycz, tej przeleczy bronil? Czym walczyles z duszmanami? Pewnie warzachwia?
Maslo kroi sie na wielkie kawaly – jeden na caly przedzial, a chleb wydaje sie bochenkami – tez na przedzialy. Zolnierze z przedzialu rozscielaja nieopodal palatke i siadaja wokol jak w rodzinnym gronie. Siedem osob – dwa bochny chleba. Masla, jesli nie do woli, to i tak sporo. I po menazce gryczanej kaszy z tuszonka. Masla i kaszy Tarasycz nie zalowal.
– Powiem ci, Saszka, zes niepotrzebnie na Tarasycza naskoczyl.
– Mowilem przeciez, ze to zart! Co za ludzie bez poczucia humoru!
Przed wagonami partyjnych bonzow wisi obwieszczenie:
SZKOLENIE POLITYCZNE ODBYWA SIE CODZIENNIE W CZASIE PIERWSZEGO POSTOJU. DODATKOWE SEMINARIA – FAKULTATYWNIE. OBECNOSC NA SZKOLENIU POLITYCZNYM OBOWIAZKOWA.
Wszyscy przywykli juz do tego obwieszczenia, nawet sie nie smieja. Oczywiscie nikt na to szkolenie nie chodzi, z jednym wyjatkiem. Paul Ross, czlowiek zadny wiedzy, nie omija zadnej okazji dowiedzenia sie czegos wiecej o Rosji.