– Pierwszy konsultant zginal wczoraj w wypadku samochodowym, ktory wydarzyl sie w pietnascie minut po tym, jak konsultant opuscil gmach KGB, gdzie przez dwie doby udzielal konsultacji.
Drugi sekretarz dosc dlugo celebrowal milczenie. Przez ten czas Mudrakow zdazyl w wyobrazni przekazac zwawego referenta do specobrobki z zaleceniem, zeby ten nie zmarl bez wyraznego rozporzadzenia. Wreszcie drugi sekretarz przemowil:
– A wiec, towarzysze, powierzmy przeprowadzenie operacji „Mydlo” ministrowi obrony. Kontener z ladunkiem i tego agenta niech dostarcza na nadzwyczajne posiedzenie Biura Politycznego, i wtedy razem zbadamy, o co tu chodzi. W cieplej przyjacielskiej atmosferze. Czy ktos jest przeciw?
Nikt nie byl przeciw i wszyscy przystapili do dyskusji nad emisja banknotow o dziesieciotysiecznym nominale.
– Mozna wejsc?
– No, wchodz.
Mlodo wygladajacy pulkownik dziarsko stuknal obcasami i zameldowal:
– Towarzyszu generale, pulkownik Zubrow melduje sie na rozkaz!
Dowodca Odeskiego Okregu Wojskowego Gusiew obrzucil ciezkim spojrzeniem ramiona eleganckiego pulkownika.
– Umiesz tanczyc hopaka?
– Nie probowalem.
– A gdybys sprobowal?
– Potrafie! – z przekonaniem wyrabal pulkownik.
– Potrafie! – przedrzeznial go general. – Pisales raporty z prosba o przeniesienie?
– Pisalem.
– Duzo?
– Duzo.
– Nie zdazyl jeszcze zagrzac miejsca na stanowisku, a juz napisal wiecej raportow niz Wysocki piosenek. W twoim wieku, pulkowniku, powinienes jeszcze byc majorem, a ty juz jestes szefem wywiadu Odeskiego Okregu Wojskowego. Sluzysz na etacie generalskim. Wkrotce bedziesz generalem, dostaniesz portki z lampasami. Napisalem juz wniosek. Nie mozesz tu usiedziec?
– Nie moge, towarzyszu generale.
– Przeciez nie jest ci u mnie zle. Cenie cie. Wyrozniam.
– Praca biurowa to nie dla mnie. Ciagnie mnie do akcji. Jestem przeciez wywiadowca. I cale zycie pracowalem w terenie.
– A generalskie portki cie nie neca?
– Neca. Ale w dzialaniu, towarzyszu generale! W smiertelnie ryzykownych akcjach. Skapcanialem tutaj.
– Patrzcie go, rwie sie do akcji! – burknal general. – A myslisz, ze ja chce tutaj kisnac? Jestem zolnierzem. Caly Afganistan przemierzylem. Ale przeciez ktos musi siedziec w sztabach! No i siedzimy. I nie piszemy raportow. A jezeli nawet piszemy, to nie az tyle… co poniektorzy pulkownicy. Ech, ty, pisarzu. Nie badz taki Mendelejew. Chojrak. Pawlik Morozow. Juz niedlugo bedziemy mieli akcje. Rozwalili kraj. Doigrali sie. Napaskudzili. Ale do rzeczy. Powierzam ci, pulkowniku, odpowiedzialne zadanie rzadowe. Sformujesz z zolnierzy Specnazu samodzielny batalion. Dwustu-trzystu chlopa. Wybierzesz ich sam. Uzbroisz, jak bedziesz chcial. Amunicji wezmiesz, ile uznasz za stosowne, i ruszysz pelnym gazem. Zadanie: odebrac w porcie tajny ladunek szczegolnego znaczenia i dostarczyc go do Moskwy. Tam beda czekac ludzie z Biura Politycznego. Na przygotowania masz trzy dni. Udziele ci wszelkiej pomocy. Dam wszystko, o co poprosisz. Wszystkie wydzialy sztabu okregu sa do twojej dyspozycji. Od szefa topografii pobierzesz wszystkie potrzebne mapy. W wydziale osmym otrzymasz jutro przepustki z podpisami czlonkow Politbiura. Co prawda, teraz nie na calym terytorium kraju uznaja te podpisy, tak ze bedziesz sie musial przedzierac.
– Przedre sie.
– Jestes spod Smolenska, pulkowniku?
– Tak jest.
– Twoja wioska lezy nad Dnieprem, niedaleko poligonu artylerii?
– Tak jest – z niejakim zdziwieniem przytaknal pulkownik.
– Wiec jest tak: twoja wioske moga ostrzelac ogniem artyleryjskim. Przez pomylke. Jezeli nie dostarczysz ladunku. I moja wioske tez. Jestem spod Kalugi, cala moja rodzina tam mieszka. Natomiast za wykonanie zadania nie obiecuja nam niczego. Ale jezeli go nie wykonasz, pulkowniku, powiesza cie na lufie armatniej. Jesli jeszcze bedziesz zyl. A twoich chlopcow przerobia na mydlo – mamy wlasnie deficyt! No i czego szczerzysz zeby?! Cieszysz sie, zes sie wyrwal z gabinetu? Ze idziesz do akcji?
– Tak jest.
– Bardzo?
– Bardzo.
– No to tancuj hopaka, sukinsynu!
Gdziekolwiek pojawial sie Czyrwa Lider w swoim samochodzie, wszedzie zwracano nan uwage. Obstepuja, ogladaja, dotykaja. A bylo na co patrzec. Samochod mocno stal na szesciu grubych terenowych kolach, po trzy z kazdego boku, jedno tuz przy drugim. Czulo sie sile w krociutkim, niskim kadlubie, widzialo sie od razu, jak ten niezwykly woz gna po nieprzebytych blotach i trzesawiskach, i mozna bylo sobie wyobrazic, ze to cacko potrafi takze plywac: jego kadlub bardzo przypominal lodke, krotka, szeroka, plaska lodke na jakies piec osob. Kazdy staral sie odgadnac nazwe tego samochodu. Ale nikomu sie to nie udalo. A kierowca auta, Czyrwa Lider, w wyplowialym niebieskim berecie wojsk powietrznodesantowych, milczal wyniosle, nie odpowiadajac na pytania gapiow. Samochod zas nazywal sie GAZ-166. Na uzbrojenie wojsk powietrznodesantowych i pododdzialow Specnazu zostal przyjety jakies piec lat temu, ale zaliczono woz do wyposazenia tajnego i malo kto go widzial. Teraz jednak nastaly takie czasy, ze nie bylo juz po co ukrywac takich rzeczy i sporo do niedawna tajnych typow wozow bojowych pojawilo sie na ulicach miast oraz na polnych drogach. No i wlasnie Czyrwa Lider siedzi za kierownica swego GAZ-a-166, milczy, czeka. Na kogo i na co czeka, to tajemnica. A czeka na samego dowodce, pulkownika Zubrowa, ktorego przywiozl do sztabu okregu. Minuty mijaja, a pulkownika nie ma. Czyrwa Lider siedzi, nie traci czasu, popatrujac na kobitki. Cholernie ladne sa kobitki w Odessie. Jedna w druga, jedna w druga. Nie daja Czyrwie Liderowi spokoju. Czyrwa siedzi dumnie, nic po sobie nie pokazuje, nie oglada sie za nimi. Bron Boze. Ale dusza zolnierzyka az sie do nich wyrywa. Niczego w zyciu tak by nie chcial, jak dorwac taka, uch, dorwac! O, tam, jaka panna zasuwa…
– Nie czekaj na mnie.
Czyrwa Lider az podskoczyl – dowodca! Zupelnie nie zauwazyl kiedy pulkownik podszedl. Ale Zubrow nie spostrzegl roztargnienia swego kierowcy. Byl zaabsorbowany czym innym.
– Nie czekaj na mnie – powtorzyl. – Przejde sie, musze poglowkowac.
– Tak jest, nie czekac! – szczeknal Czyrwa Lider. Silnik zaryczal, dmuchnal siwym dymem, GAZ-166 zakolysal sie sprezyscie i pognal, zadzierajac drapiezny pysk, przyciagajac spojrzenia przechodniow.
Pulkownik Zubrow zostal sam. Mial nad czym glowkowac.
Rozdzial 3
POSKROMIENIE NIESFORNYCH (ZLOSNIKOW)
Wszyscy w Odessie jak jeden maz twierdzili, ze na ulicach jest teraz niebezpiecznie. Krazyly sluchy, ze patrole sie rozbestwily i strzelaja do kazdego, kto sie nawinie, nawet w dzien. Ze wladze szykuja sie, zeby dac noge. Ze KGB na ostatek niszczy nie tylko archiwa, ale i wykancza ludzi wedlug list – a z tego wniosek, ze siedziec w domu tez niebezpiecznie.
– Skoro na ulicy takie okropienstwa i w domu takie okropienstwa, to pojezdze sobie tramwajem! – filozofowal kosmaty staruszek ku uciesze calego wagonu.
Zubrow mial przejechac trzy przystanki. Najlepszy sposob na koncentracje – to odprezyc sie przed skokiem. Dlatego wlasnie wybral tramwaj, chociaz samochodem byloby szybciej. W tramwaju bylo ciasno i wesolo. Poteznej postury dama z mocarnym biustem na kazdym zakrecie walila sie na Zubrowa, powtarzajac:
– Przepraszam, mlody czlowieku! Toz to nie motorniczy, to koszmar! Ze juz nie wspomne o tym, ze rozgnietli wszystkie pomidory i trzymam je, zeby na pana nie kapac.
Na przednim pomoscie zastanawiano sie, czy przecinkowiec cholery zniknie z zatoki, kiedy komunisci opuszcza miasto:
– Cholera ciagnie do cholery!
Z tylu kilku wyrostkow dostosowywalo stare przyspiewki do nowej sytuacji:
Na Deribasowskiej Wieczorem o szostej Wode wylaczyli A jednej staruszce…
Jaki los mlodzi chuligani przewidywali dla „jednej staruszki”, pozostalo tajemnica.
– Spiewacie, dzieci grzechu? Narodzie bezecny, narodzie skazony bezprawiem, plemie bandyckie, na pohybel wam! – wykrzykiwal, przepychajac sie na przedni pomost, zasuszony oberwaniec z blednym wzrokiem, w dzieciecym kapelusiku.
– Misza! Przepuscie Misze! – zaczal naraz krzyczec caly wagon.
Misza-prorok byl najwybitniejszym wariatem w miescie, postacia nawet bardziej popularna, niz starucha z czarna kura. Mowiono o nim, ze jak Misza rzuci klatwe, to swiety Boze nie pomoze. Kiedys przewodniczacy rady miejskiej Sinica mial nieszczescie zwrocic na siebie jego uwage. Misza spokojnie przechodzil przez jezdnie, jak zwykle ignorujac sygnalizacje swietlna, samochody i cala reszte. W tej wlasnie chwili czarna Wolga przewodniczacego o malo Miszy nie przejechala, zaklocajac jego medytacje. Misza podniosl dlon w slad za oddalajaca sie Wolga i rzucil klatwe.
Po tygodniu Sinice zdjeto ze stanowiska i postawiono przed sadem za przekrety mieszkaniowe. Najbardziej fascynujace bylo zas to, ze zaden z jego nastepcow nie utrzymal sie dlugo na stanowisku i wszyscy trafiali do paki.
Zubrow, oczywiscie, nie mial o tym pojecia. Ale i na nim zrobil wrazenie przemarsz Miszy przez zatloczony wagon. Prorok nie musial nawet zwalniac kroku.
– Ziemia wasza spladrowana; miasta wasze spalone ogniem; pola wasze na waszych oczach pustosza obcy…
W ten sposob doszedl do Zubrowa; tu sie nagle zatrzymal i wycelowal w pulkownika koslawy palec z peknietym paznokciem.
– Ty! Sluchaj, bezecny! Albowiem jarzmo, skuwajace go, bulawe, porazajaca go, palka ciemiezcy jego – kto skruszy? W rece twoje przekazuje Pan cale naczynie plugastwa!
Zubrow usilowal sie cofnac, nie mial jednak postury myszy, wiec tylko wbil sie lopatkami w sprasowany tlum za soba. Wionelo nan czosnkiem i brudnymi lachami. Misza ruszyl dalej, nie zaszczycajac go juz uwaga.