– Tu sa ostatnie wyciagi bankowe.

Alichan pobieznie przejrzal wydruki. Jego osobiste konto w Credit Swiss wciaz jeszcze nie osiagnelo stu milionow. Co prawda, gdyby przelac wszystko z innych bankow, to moze dociagneloby sie do pozadanej kwoty… Alichan byl jednak madrym czlowiekiem, a nie zapalczywym chlopaczkiem. Umial czekac.

– Mow dalej.

– Nasz afganski dostawca Mahmud-Chan prosi o dodatkowa zaplate. W czasie ostatniej przeprawy przez granice stracil trzech ludzi.

– Prosi uprzejmie czy jest natretny?

– Uprzejmie, Alichanie Ibrahimowiczu. Zwraca sie jak do starszego.

– Co chce dostac, poza tym co zawsze?

– Blondynke. Ale nie dwudziestoletnia staruche, tylko dziewczyne.

– Przekaz te sprawe Karimowi. On wie. Przypomnij mu tylko, zeby ja zaprowadzil do ginekologa, bo poprzednim razem glupio wyszlo. Za cztery dni leci do Pakistanu nasza delegacja zwiazkow zawodowych. Oni ja dostarcza. Mow dalej.

– Rodzina Saida Umarowa proponuje zawieszenie broni.

– To dobra nowina. Nareszcie w tym rodzie szalencow znalezli sie madrzy ludzie. Przerwac na razie dzialania wojenne przeciwko nim. Przekaz Saidowi w naszym imieniu, ze jego ojciec byl przyjacielem mojego ojca, a on jest dla mnie jak mlodszy brat. Mow dalej.

– To juz wszystko, Alichanie Ibrahimowiczu.

– Dobrze. A teraz sluchaj. Z Odessy do Moskwy wyruszy wkrotce pociag z ladunkiem pod kryptonimem „Mydlo”. Dowiedz sie od naszych ludzi w Odessie, kiedy i jak. Pociag bedzie konwojowalo wojsko. Procz kontenera z ladunkiem beda wiezli jeszcze Amerykanina. Nazywa sie Ross. Interesuje mnie i ladunek, i Ross. Zorganizuj porwanie. Tu, w Moskwie, ze sprawa jest powiazany pewien dyplomata nazwiskiem Harding. Niech sie nim zajmie ktos z naszych ludzi. Zeby wszystko wyspiewal. Tylko nie zrobcie mu krzywdy. Nie chce sobie psuc stosunkow z Amerykanami. Jezeli masz jakies pytania, zadaj je od razu.

– Alichanie Ibrahimowiczu, przejecia ladunku mozna dokonac tylko pod Wolgogradem. Skoro to jest pociag wojskowy – beda potrzebne smiglowce i tak dalej. Ale z Odessy do Moskwy pociag moze jechac takze inna trasa.

– To zrobcie tak, zeby nie pojechal inna. Co to jest kolej? Czytasz gazety? Kolej to arteria kraju. Latwo ja przeciac. Do tego nie potrzeba smiglowcow. Jasne?

– Jasne, Alichanie Ibrahimowiczu!

– Madry z ciebie chlopiec.

Reszte wieczoru Alichan spedzil w swoim haremie. Fatima, wesole dziecko, tak go rozruszala, ze zapomnial o przekletej watrobie.

Sanka, jak zawsze, budzil sie powoli po drugiej filizance kawy. Trzymal ja delikatnie jak kanarka i krzywil sie, slyszac dzwieki porannej muzyki, ktora Krewniak puscil dzisiaj zbyt glosno. Siedzac w przytulnym starym fotelu, Sanka popatrywal jak Krewniak cwiczy hantlami; wreszcie sennosc minela i Sanka odzyskal swoj zwykly refleks.

Nie spieszyl sie jednak i rozpoczal rozmowe dopiero wtedy, gdy Krewniak zrobil szpagat i jal cwiczyc sklony, trykajac broda w podloge.

– Krewniak, moj chlopcze, zdaje mi sie, ze o czyms myslisz. A rano to szkodliwe dla zdrowia.

– Cos ty, wujku Sania, ja przeciez nic nie mowie! – wybuchnal Krewniak, zbierajac z podlogi swoje kolana i stopy.

– Bylbym zlym wujem, gdybym czekal, az zaczniesz mowic, dzieciatko moje najmilsze. To niedobrze, kiedy chlopiec ma sekrety przed wujkiem.

– Jakie znowu sekrety, wujku Sania!

– I kiedy chlopiec sie wypiera – to tez nieladnie. Od tego uszy pieka. No, idz, przejrzyj sie w lustrze! Aha, na toaletce lezy cukierek, specjalnie dla ciebie. Przeczytaj, co jest napisane na papierku!

Krewniak rzucil sie we wskazane miejsce i odczytal zlamanym glosem:

– „Skoncz z tym”… Zawsze robisz podpuchy, wujek! Skad sie dowiedziales? Przeciez dopiero przedwczoraj…

– Dla was, moczymordow, moze i przedwczoraj, a ja o tej melinie wiedzialem juz miesiac temu. Wiec bierz swoj kefir i chodz tutaj. Przejrzalem twoje mysli, jak widzisz. Poznaj teraz moje. Badzmy naiwni i bezinteresowni jako dzieci, moj chlopcze, a nasze bedzie krolestwo niebieskie. Czego cie uczyli w szkole? Oto tresc zadania: juz przeszlo rok dzialaja w Moskwie nielegalne spoldzielnie ochroniarskie. I nawet sie specjalnie nie ukrywaja. Oraz tacy solisci jak ty. Zapotrzebowanie na tego rodzaju uslugi rosnie, na zarobki nikt sie nie uskarza. I w sytuacji, kiedy wszystko sie tak swietnie uklada, pojawiaja sie faceci z inicjatywa. No i ci towarzysze chca nie wiadomo po co zrzeszyc wszystkich ochroniarzy w jakims zwiazku zawodowym, noszacym nazwe popularnych cukierkow. A teraz pytanie: po co? No, Krewniak, rusz glowa!

Krewniak podrapal sie po poteznym karku i poslusznie wytezyl umysl.

– No, robota jest ciezka i niebezpieczna, to jakby to bylo bez organizacji? Znowu zarobki beda gwarantowane, nikt czlowieka nie wyslizga.

– A wiec, moj chlopcze, chodzi o pieniadze?

– No, nie tylko o pieniadze. Wspolpraca i w ogole…

– Wobec tego, moje dziecie, rozpatrzymy oba te aspekty. Przerabiales w szostej klasie prawo zachowania energii? Uczono cie w radzieckiej szkole, ze nic nie bierze sie znikad? Forsa takze! Wszystkie zwiazki zawodowe utrzymuja sie z pieniedzy swoich owieczek. W takim zwiazku potrzebni sa biurokraci, kierownicy, i wszyscy chca jesc, a pasza jest dzisiaj droga. To zas oznacza, ze statystyczna owieczka zawsze daje wiecej, niz otrzymuje. No, a takie gwiazdy jak ty – o wiele wiecej. Przyswajasz?

– Aha. A co to jest aspekt, wujku Sania?

– To cos takiego jak kolanka u dziewczyny: zeby dojsc do sedna, mozesz zlapac albo za jedno, albo za drugie. I wlasnie drugi aspekt nazwales wspolpraca. Jak to sobie wyobrazasz, jezeli ty ochraniasz mnie, a twoj kolega ze zwiazku jakiegos reketiera, co? Moze ta wasza wspolpraca zwiazkowa doprowadzi do tego, ze w ogole nie bedzie bojek? Tylko komu wtedy beda potrzebni ochroniarze? A moze dla utrzymania stalego poziomu zarobkow zamierzacie spuszczac lomot nawzajem swoim klientom?

– Alez skad, wujku Sania, po co?

– Skoro po nic, to rusz glowa: komu bylby na reke taki zwiazek zawodowy? Milczysz. No to sluchaj. Jest taka instytucja, nazywa sie KGB. Przypomnij sobie popularne dowcipy i podziekuj Bozi, ze znasz te instytucje tylko z kawalow. Jak, twoim zdaniem, ci ludzie maja sie wpisac w pierestrojke i w ogole w cala te sielanke, skoro ich zadanie jest takie jak dawniej: zeby nikt nie cwierkal bez pozwolenia? Rozmaite stowarzyszenia wyrastaja jak grzyby po deszczu, wszystkich tych ludzi nie da sie posadzic za kratki – wiec co robic? To sie rozumie samo przez sie – trzeba sie pchac do tych stowarzyszen, do ich zarzadow, a jesli sie nie uda – tworzyc wlasne, o takiej samej nazwie i o przeciwstawnych celach, albo, jeszcze lepiej, zorganizowac cos wlasnego, wykorzystujac istniejacy material. Taki na przyklad jak wasz zwiazek zawodowy.

– A po co im to, wujku Sania?

– A po to, ze oni wlasnie zaczna kierowac, a wy bedziecie im skladac sprawozdania: kto dla kogo pracuje, ile zarabia. I kogo bije po mordzie. Jako czlonkowie zwiazku zawodowego bedziecie im placic skladki, a jako szpicle…

– Ostroznie ze slowami, wujku Sania!

– A potrafisz znalezc inne okreslenie? Przeciez wszystkich was beda mieli jak na dloni – i przy okazji nas takze! Tez mi ochroniarze! Nie, Krewniak, nie niszcz moich uczuc rodzinnych, ktore z takim trudem wypracowalem! Nie po to stworzylem nasze pokrewienstwo, nie po to cie zameldowalem w tym mieszkaniu i wyreklamowalem z wojska, zebys zakablowal wujka Sanie, nie wiedzac co czynisz. I pamietaj, ze chocby te jolopy w zwiazku zarabialy nie wiadomo ile, wujek Sania da ci dwa razy wiecej przez pamiec o swojej zmarlej, nigdy nieistniejacej siostrzyczce. Umowmy sie, ze w tym miejscu oczy wezbraly mi lzami. Jedz buleczke, grzeszniku!

Rozdzial 5

W DROGE

W jaki sposob Zubrow wszedl do trzynastej kompanii, nikt nie mial pojecia. Ale jego wyjscie zauwazono. Zubrow wyszedl z trzynastej kompanii i zaczely sie dziac cuda. W slad za nim wysypalo sie na plac ze trzystu chlopa, ustawili sie plutonami, zagrzmiala muzyka i cala rezerwa zaczela wymachiwac rekami i nogami. I to nie byle jak, ale do taktu, rytmicznie. Plutonowi pokrzykiwali w najlepsze. Przez jakies dwie godziny zamiast obiadu cwiczyli musztre, a potem kazdy plutonowy cwiczyl swoj pluton wedle wlasnych zasad: jeden – padnij-powstan, drugi – czolgac sie brzuchem po asfalcie (a brzuszki rezerwy juz znowu zrobily sie wrazliwe), trzeci kazal biegac w maskach przeciwgazowych. I grzmialy zolnierskie piesni o taczance i o trzech pancernych, ktorzy dali odpor podstepnemu wrogowi. I lomotaly zolnierskie buty. I slychac bylo szczek saperek, bagnetow i kolb – tak zajadly, jakby cwiczyli najbardziej agresywni pierwszoroczni.

Pod wieczor po brygadzie rozeszly sie pogloski, ze rezerwa postanowila sie zemscic na dowodztwie, stosujac nowy, dotychczas nieznany sposob. Krazyly tez inne wiesci. Mowiono o masowej psychozie, o wplywie narkotykow, o szkodliwych skutkach wojny afganskiej, ktore beda sie odbijac nawet w pietnastym pokoleniu specnazowcow. Wspominano o odpowiedzialnym zadaniu rzadowym, o tajemniczym ladunku. Dziwki, nagle porzucone przez rezerwe, przyniosly z portu plotki o mydle. To zrodzilo nowa dziwaczna pogloske, jakoby rezerwisci po pijanemu zezarli jakies zagraniczne mydlo, biorac je czort wie za co. Te same dziwki wyniosly z brygady na miasto wstrzasajace rewelacje o masowej psychozie wsrod rezerwy, o magicznej sile nowej aparatury, sprowadzonej z zagranicy, za pomoca ktorej to aparatury niejaki pulkownik Zubastow (vel Zubrastow) zmusza tlumy krnabrnych ludzi, by robili to, co jemu, Zubiejewowi (vel Zachwarastujewowi) przyjdzie do glowy. Cudowna aparatura w jakis sposob wiaze sie z mydlem. Albo jest mydlem napedzana, albo po prostu zagraniczna nazwa aparatury brzmi podobnie jak rosyjskie slowo „mydlo”. Plotce o tajemniczym pulkowniku, kierujacym psychika niepokornych, przeciwstawiano pogloske o zupelnie innym pulkowniku, skromnym i lagodnym, ktory jezdzi tylko tramwajami i ktoremu sam Misza-prorok przepowiada wielka przyszlosc. Dwie pogloski wspolistnialy pokojowo przez pare dni, po czym zlaly sie w jedna, obrosly bardzo wiarygodnymi szczegolami i od tej chwili staly sie juz faktem, ktory gotowe byly potwierdzic tysiace swiadkow, utrzymujacych, ze widzieli wszystko na wlasne oczy.

A trzynasta kompania nagle przestala istniec, przeobraziwszy sie w batalion. Podwojono liczbe patroli i naprawiono ogrodzenie z drutu kolczastego, dodajac nowy. I spoza tego drutu slychac bylo wrzaski i strzelanine. Z gornych pieter sasiednich budynkow mozna bylo zobaczyc cwiczenia walki wrecz, czyszczenie broni grubo po polnocy, pobudki przed switem, a nawet calonocne cwiczenia taktyczne. I zolnierze wzdychali: czekamy na to, zeby zostac rezerwa, jak raju na ziemi – czyzby i nam los szykowal taki ostatni miesiac?

Вы читаете Zloty Eszelon
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату