Hajducy stali nieruchomo. Nie popedzili koni. Nie nawlekli Tarasa...
Dantez uderzyl rumaka ostrogami, osadzil go przed miejscem kazni.
– Co to ma byc?! Nawlekac!
Zolnierze nie wypelnili rozkazu. Francuz opuscil glowe, a jego wargi poczely drzec.
– Tiedemann, Ludendorff! Do roboty!
Wezwani knechci bez wahania podbiegli do obersztera. Chwycili za wodze konie powodowe i... Zawahali sie, gdy ich spojrzenia skrzyzowaly sie ze wzrokiem Przyjemskiego i Sobieskiego, z lodowato zimnymi oczami towarzyszy i pocztowych z husarii, z wykrzywionymi zloscia twarzami pancernych oraz zolnierzy spod lekkich znakow. Niemcy zadrzeli, widzac dlonie opadajace na rekojesci szabel i czekanow.
Nie wypelnili rozkazu.
– Nawlekac! – zawyl Dantez. – Ruszac sie, kurwe syny!
Rajtarzy milczeli.
Na majdanie zapanowala cisza. Wiatr szumial wsrod choragwi, bunczukow i husarskich skrzydel, wyl, jakby wokol placu pedzila i coraz bardziej wsciekala sie sama Smierc.
– Sto dukatow nagrody dam! – wrzasnal Dantez. – Kto na ochotnika?
Cisza.
– Dwiescie!
Nikt sie nie poruszyl.
– To moze ja dopomoge! – rzekl czyjs zimny, beznamietny glos.
Baranowski! Jechal na swym karym, pokrytym krwia, blotem i piana koniu, na czele choragwi wisniowiecczykow. Dotarli wlasnie na majdan obozowy i rozgladali sie ciekawie. Dantez bez slowa wskazal im Tarasa. Wnet kilku zolnierzy zsiadlo z koni, odepchnelo Niemcow, krzepkie ramiona chwycily za wodze i rzemienie.
– Tak, moje male – wyszeptal do siebie Baranowski. – Nasyccie sie nim do woli. Rozedrzyjcie go na strzepy...
Ktos smagnal konie po zadach batem. Taras nawet nie jeknal. Zbladl tylko i zadrzal, gdy swiezo zaciosany pal poczal zaglebiac sie w jego ciele... Konie naciagaly go coraz dalej na gladko ociosane drewno.
– Hospodyyyyyyyyyyy! – zawyl. – Wybacz im! Daruuuuuj...
I juz bylo po wszystkim. Zolnierze sprawnie odczepili postronki od nog Kozaka. Chwycili pal i podniesli. Taras uniosl sie w gore. Potem opadl, nabijajac sie mocniej na ostrze, gdy zoldacy wpuscili grubszy koniec bala w przygotowany dol i poczeli obsypywac go ziemia.
– Przeklinaj nas, Kozaku! – syknal Baranowski. – Krzycz! Ciskaj gromy. Chce slyszec twoj bol i gniew!
– Modle sie... za was... pane... I umieram, byscie zrozumieli...
Porucznik zadrzal, wyszeptal cos, czego nikt nie doslyszal, poszarzaly na twarzy.
Zolnierze zaszeptali, spuscili glowy, zegnali sie znakiem krzyza.
Sobieski odwrocil sie i ruszyl przed siebie, przeciskajac sie przez tlum. Szukal wzrokiem swego rekodajnego.
– Konia! – krzyknal. – Konia!
Pacholek przybiegl co tchu, prowadzac wierzchowca. Pulkownik chwycil za uzde Zlotogrzywego i wskoczyl na kulbake. Pognal galopem w strone miejsca kazni, osadzil rumaka przed palem, na ktorym wil sie i jeczal Taras. Wargi umierajacego poruszyly sie lekko.
– Krolu... moj panie zlocisty... – szeptal. – Podnies korone zlota, nim ja rozedra na strzepy... Ja wam wszystko... wybaczam. Ja wam odpuszczam. A i wam grzechy odpuszczone beda, jesli tylko pokoj Bozy zawrzecie z Kozakami. Tak mnie Bogurodzica kazala, tak jest zapisane... Spasi Chryste... Ja juz nie moge... Nie...
– Spij, Tarasie – wyszeptal Sobieski. – Spij, aniele – dodal, ujmujac rekojesc pistoletu.
A potem strzalem w skron skrocil meke Kozaka.
Rozdzial V
Unia batowska
Witaj Korono albo Rzeczpospolita trojga narodow ? Duma Bohuna ? Czarna sakwa bat’ki Chmiela ? Diariusz transakcji wojennej miedzy wojskiem polskim a zaporoskim ? Rozterki Danteza ? Precz z hetmanem albo o kole generalnym zolnierza koronnego ? Obuchem w leb, czyli kim jest Smierc ? Unia batowska albo uzdrowienie pulkownika ? Rzyc, picza i grabie, to jest o heraldyce kozackiej slow kilka
Taraszcza byla spalona. Dzis nikt juz nie pamietal, kto winien byl dziela zniszczenia. Czy zrujnowal ja polski zagon, czy tez podpalili Tatarzy? Czy wymordowano chlopow za to, ze polaczyli sie z Chmielnickim, czy tez za to, ze nie chcieli sie do buntu przylaczyc? Stare dzieje.
Sobieski, Przyjemski i Czaplinski jechali w strone zrujnowanej cerkwi. Jej wrota byly wylamane, rozwarte szeroko, w dachu widnialy dziury, krzyze na trzech kopulach przekrzywily sie, a okna latarn zialy niczym dziury po wylupionych oczach.
Pulkownicy zeskoczyli z koni, oddali cugle pacholkom i przestapili prog. Wnetrze swiatyni tonelo w polmroku. Nawe rozjasnialy smugi swiatel wpadajace przez wybite okna. Jasnosc padala wprost na mandylion, przydawala blasku frasobliwej twarzy Chrystusa, poznaczonej czarnymi smugami krwi.
Bohun z Kozakami czekal na nich w carskich wrotach.
– Wy posly od hetmana?
– Od zwiazku wojskowego.
Kozak drgnal. Odgarnal z czola kosmyk posiwialych wlosow. Mial zmeczona, pobruzdzona twarz, jego lewa reka zwisala bezwladnie. Widac pulkownik jeszcze nie ozdrowial po tym, jak na bagnach Plaszowej stratowal go tlum uciekajacej czerni.
– Tedy prawde gadal Wyhowski, ze w waszym wojsku bunt?
– Jesli dojdziemy do porozumienia, zdejmiemy Kalinowskiego z hetmanstwa. Przyszlismy tu w imieniu towarzystwa choragiewnego, aby mowic o pokoju.
– O pokoju?! – parsknal Bohun. – Wasza mosc drwisz z nas. Nigdy ja nie myslalem o ugodzie z Lachami. Bo za szczo? Za miasta popalone, za molojcow na Solonicy wyrznietych? Za krzywdy wojsku zaporoskiemu wyrzadzane? Za Kozakow dobrych w chlopy obroconych, za wdowy z futorow wygnane, zdzierstwa i okrucienstwa Wisniowieckich i detyny Koniecpolskiego? Za tyranstwa pulkownikow i komisarzy regestrowych? Albo ze Zydzi cerkwie zamykali, dzieci chrzcic nie dawali, jesli sie Kozak nie okupil zlotem? Za to pokoju byc nie moze!
– Do rzeczy, mosci pulkowniku kalnicki – powiedzial Sobieski. – Bo zaraz ja wypomne waszej mosci koscioly spladrowane, dwory popalone, niewiasty pohanbione, okrucienstwa i zdrady. Tudziez bunty i wszeteczenstwa przeciwko Rzeczypospolitej popelniane. I zamiast do ukladow, za szable sie wezmiemy.
– Prawda – rzekl po chwili Bohun juz spokojniej. – Zaszly sprawy, ktore kaza nam okolo pokoju miec staranie. Dlatego tez, wiedzac co sie w obozie waszym dzieje, wolimy gadac z wami, a nie z hetmanem. Wy zolnierze, wy zrozumiecie...
– Tedy co sie stalo?
– Chmielnicki chce poddac Ukraine carowi moskiewskiemu.
Sobieski i Przyjemski spojrzeli po sobie.
– Nie moze to byc! – wybuchnal general. – Jakze to? Dlaczego? Jezu Chryste!
– Ot i dudy w miech, Lachy – mruknal Bohun. – I co teraz, jasnie wielmozne pany? Zagarnie car Litwe i Ukraine. Zajmie wlosc az po Lublin, Brzesc. Dojdzie i do samej Warszawy. A od polnocy przyjda Szwedy i Niemce – ci wezma Prusy Krolewskie i Wielka Polske. I juz wam kat poswieci.
– Breszesz, panie bracie – stwierdzil Sobieski. – Po co tyran moskiewski mialby buntownikow kozackich wspierac?! Po co przywilejow waszych bronic, skoro sam ludzi wiesza, scina, pali i na zadna wolnosc w Moskwie nie pozwoli?!
– Ukraina to dla moskiewskiego niedzwiedzia wielce nadobna molodycia – odparl Bohun. – Ma wszakze jedna wade: pelno na niej Kozakow. Ale i na to rada sie znajdzie – starczy przyozdobic nimi drzewa Kijowszczyzny, a juz na wieki uspokojona bedzie. Chcemy miec z wami pokoj po to, aby powstrzymac Chmielnickiego. Mielismy juz ugody z sejmem, z krolem. Jedne zerwano, drugich – jak bialocerkiewska – nie zatwierdzono, zlamano krwia i mieczem na Zadnieprzu. Teraz chcemy rozmawiac z wojskiem koronnym. Nie z panami, nie z hetmanami, ale z zolnierzami takimi jak my. Wy nam ugode zatwierdzicie i zmusicie Rzeczpospolita, aby jej przestrzegala. Bo jesli tego nie uczyni, to upadnie rozdarta na strzepy. Sil jej nie stanie, aby bronic sie przed wrogami.
– A zatem – rzekl Sobieski – warunki, jakie mozemy wam przedstawic, to...
– To my warunki przedstawimy, wedle tego, co Wyhowski obmyslil. Mozecie je przyjac, albo odrzucic. A jak odrzucicie, tedy hore wam i nam... – dodal Bohun cicho.
– Jak zatem brzmia wasze kondycje?
Bohun usmiechnal sie bolesnie. Skurcz przeszyl jego pokryta bliznami twarz. Slonce przesunelo sie po niebie, a snopy swiatla padaly teraz nie tylko na oblicze Chrystusa, ale rozswietlily caly ikonostas, przydaly blasku porabanym, pokrytym zbrazowiala krwia i kurzem ikonom swietych.
– Dawno temu pradziadowie wasi przyjeli do swych rodow Litwinow dzikich, ledwie z poganstwa wyszlych. Skoro oni nie bali sie przypuscic do sie pogan, tedy czemu nie mieliby uczynic tego z Kozakami w chrzescijanstwie od wiekow pozostajacymi?
– Chcecie naszych... herbow? Przywilejow szlacheckich dla wojska zaporoskiego?
– I tego – Bohun odchrzaknal – aby trzy wojewodztwa ukrainne, to jest kijowskie, czernihowskie i braclawskie takim sposobem, jak Litwa z Korona polaczone byly...
* * *
Bylo juz ciemno, gdy wyszli z cerkwi. Pulkownik kozacki stapal ciezko, potknal sie i bylby upadl, gdyby nie podtrzymal go starosta.
– Mnie mogila, nie bulawa – rzekl Kozak. – Ja po beresteckiej juz nie dawny Bohun molojec, jeno trup.
– Przysle wam moich medykow.
– Pokoj mnie uleczy. Przywiezcie podpisana ugode tu, do cerkwi, a zaraz zdrow bede. Poki pysma nie podpiszecie, my ciagle wrogowie. Tedy zwolajcie kolo i zatwierdzcie ugode jak najszybciej.
– To nie takie proste – mruknal Sobieski. – Pomnij, mosci pulkowniku, ze to, co czynimy, to bunt przeciw Rzeczypospolitej. Nie mozemy zawierac pokoju bez zgody sejmu. Zwlaszcza takiego pokoju.