Dantez milczal.
– Ile ci zaplacili za zdrade, mosci kawalerze? Piec tysiecy? Dziesiec? Co dali ci Sobieski i Przyjemski, ze nagle zaczales ich wspierac?!
– Dali mi samego siebie – wykrztusil Dantez. – Polacy pokazali mi... takiego mnie, jakim niegdys bylem. Nie obawiaj sie, nie zdradzilem. To byla jeno krotka chwila sentymentu.
– Sentymentu?! Ty oszalales, Dantez! Co mam napisac do Smierci? Ze juz nie stoisz po naszej stronie?!
– Sobieski nie zaszkodzi naszym planom. Konfederacja jeszcze nie zostala zawiazana...
Rozesmiala sie zjadliwie, a potem spojrzala mu prosto w oczy.
– Sobieski i Przyjemski nawiazali rokowania z Kozakami. Jeszcze dzien, dwa, a podpisza nowa ugode, nie ogladajac sie na krola, hetmana i szlachte. A potem rusza na Warszawe. Jesli to sie stanie, wszystkie nasze starania niewarte beda funta klakow.
– Ugode? Z Kozakami? Jak to?! – zakrzyknal Dantez. – Jak to mozliwe?
– Wyprowadzili nas w pole, panie bracie. Co teraz? Co mamy robic?
Dantez spuscil wzrok. To bylo... nie do uwierzenia.
– Skad wiesz o tym wszystkim?
– Przespalam sie ze sluga Przyjemskiego. Mial dlugi jezyk. Jak wszyscy mezczyzni.
Dantez ukryl twarz w dloniach.
– To... to niemozliwe. Szlachcice polscy... Z rezunami? To nie moglo sie stac!
– Lepiej mysl, co wypada nam uczynic!
– Nie mozemy do tego dopuscic. Czy wiesz, gdzie tocza sie rokowania?
– W Taraszczy, w starej cerkwi.
– A wiec, Eugenio, musimy dzialac. Wez trzydziestu rajtarow, odnajdz pana Baranowskiego i powiedz mu o wszystkim.
– A co potem?
– Potem? Odnajdzcie kozackich wyslannikow. I poslijcie ich na samo dno piekla!
Pokiwala glowa.
– Nie nazywam sie Eugenia – wyszeptala.
– A wiec jak? – porwal ja w ramiona i zlozyl na wargach kobiety dlugi, namietny pocalunek.
– Jestem Justyna Godebska.
– Nie jestes Francuzka? Myslalem, ze nalezysz do fraucymeru krolowej?
– Moze. A teraz bywaj, luby...
– Eugenio... to... Justyno... Ty... wrocisz?
– Nie pojedziesz ze mna?
– Jesli wybuchnie bunt, bede jedynym stronnikiem Kalinowskiego. Nie moge sie stad ruszyc.
– A wiec bywaj.
– Wrocisz do mnie?
– Moze.
* * *
Ledwie slonce rozjasnilo tumany mgiel wiszacych nad Bohem, ledwie z oparow wyjrzaly wzgorza i lasy, przed brama obozu zaczernialy ludzkie i konskie sylwetki.
Wracali pokonani. Ranni na pokrwawionych, pokrytych piana koniach wlokacych sie wolno, utykajacych, prowadzonych za uzdy przez towarzyszy i pocztowych. Nadciagali zolnierze pokryci blotem i krwia z ran, w porwanych zupicach i rajtrokach, w powyginanych zbrojach, pocietych kolczugach.
– Chmielnicki idzie! – krzyknal do dragonow przy obozowej bramie Stanislaw Gorski, porucznik choragwi pancernej, trzymajacy sie za rozrabany leb, przewiazany zakrwawionymi szarpiami. – Orda! Pobili nas! Budzcie hetmana!
Zagrano larum i oboz napelnil sie szczekiem broni, konskim rzeniem, loskotem, gwarem i okrzykami. Od ust do ust, od namiotu do namiotu, od wozu do wozu, szlo jedno, wstrzasajace slowo:
– Kozacy!
Pospiesznie narzuciwszy wams i rajtrok, Przyjemski skoczyl na koniu ku bramie obozowej. Wkrotce pojawil sie Sobieski, dojechal Odrzywolski, Korycki, Niezabitowski i cala reszta starszyzny. Za nimi wypadali z obozu towarzysze i pocztowi spod choragwi i wkrotce caly tlum zolnierzy zgromadzil sie na bloniach przed nim.
– Co sie dzieje?! – wykrzyknal Przyjemski. – Gdzie Chmielnicki? Gdzie Tatarzy?!
– Osaczyli nas! – jeknal Gorski. Na jego bandazu pojawily sie nowe plamy krwi. – Orda Karaczy-beja przeszla Boh pod Czetwertynowka!
– Jakze to? Przeciez pod Ladyzynem przeprawa zdobyta! Bohun pobit. Cofnal sie? Nie moze to byc!
– Fortel to byl! Figiel Bohunowy! Kiedysmy Kozakow zabawiali, reszta kosza razem z orda przeszli brody pod Czetwertynowka i Soroka! Gorze nam!
Podniesli glowy, slyszac loskot kopyt ciezkich, rajtarskich fryzow, szum konskiej kity na szczycie bunczuka i lopot choragwi koronnej. To nadciagal Kalinowski w otoczeniu rajtarow z regimentu Boguslawa Radziwilla.
– Mosci panie hetmanie – rzekl Przyjemski. – Kozacy przeprawili sie przez Boh powyzej obozu!
Kalinowski zbladl. Osadzil konia tuz przy rannym Gorskim, podtrzymywanym przez zakrwawionych towarzyszy i tracil go bulawa w ramie.
– Pojdziesz pod sad, panie poruczniku, za sianie zametu! Za podzeganie do buntu! – wycedzil przez zeby. – Wracac do choragwi! Gotujemy sie do boju!
– Nie utrzymamy sie w obozie – odezwal sie Przyjemski. – Mamy za malo wojska, aby obsadzic waly. Umknij z jazda, mosci panie hetmanie! Zachowaj dla Rzeczypospolitej rycerstwo koronne. Ja zostane w redutach z piechota i wezme na siebie impet nieprzyjacielski. W tym czasie zdazysz zebrac reszte choragwi i przyjsc mi z odsiecza.
Pomruk rozszedl sie miedzy starszyzna.
– Jego mosc pan general ma racje – rzekl sedziwy Jan Odrzywolski. – Obrona w obozie to kleska. Uchodzac, ocalimy husarie i choragwie pancerne. A gdy nadejda posilki i wojska z Kamienca, wrocimy poprobowac szczescia z Chmielnickim!
Kalinowski popatrzyl na oficerow. Przesuwal wzrok od jednego spalonego sloncem, poznaczonego bliznami oblicza do drugiego. Wyczytal w nich kleske.
– Zostajemy w obozie i przyjmujemy bitwe! Do choragwi! – warknal Kalinowski.
Nikt sie nie poruszyl.
– Danteeeeez! – krzyknal hetman. – Danteeeeez!
– Nie masz go przy nas, milosciwy panie!
– Sprowadzic go! – wykrzyknal Kalinowski. – Natychmiast!
* * *
Kim byl pan Smierc? Jakie oblicze skrywal czlowiek, w imie ktorego Dantez poslac mial na smierc tysiace ludzi? Dlaczego chcial doprowadzic do tak strasznej nemezis?
Francuz pil w swoim namiocie otoczony strazami. Sam dolewal sobie wina i ciagle myslal nad swym niewesolym losem. Zastanawial sie, czy Smierc byl magnatem, jednym z ukrainnych krolewiat, czy tez dworakow z otoczenia Jana Kazimierza? Jesli pod maska kryl sie polityczny statysta, to Dantez moglby od biedy zalozyc, ze byl ktoryms z senatorow Rzeczypospolitej. Chociaz mial watpliwosci. Do diabla, ktory kasztelan czy wojewoda powazylby sie na taki czyn? Janusz Radziwill, hetman polny litewski, ktory zerwal ostatni sejm? A moze jego krewny, krajczy litewski Boguslaw, ktorego regimentem dowodzil Dantez? Czyzby ktorys z Lanckoronskich? Ba, byc moze nawet sam podkanclerzy Radziejowski, skazany w styczniu na wieczysta banicje za zajazd na palac Kazanowskich, dokonany w obecnosci krola. Gdyby zyl stary kanclerz Ossolinski, Francuz podejrzewalby jego. Jednak Ossolinski dawno juz oddal ducha Bogu, podobnie jak jego zaprzysiegly wrog, Jeremi Wisniowiecki.
Do diabla, skoro nie byl to Jarema, to kto? Przeciez nie poczciwy wojewoda braclawski Kisiel ani hetman Kalinowski!
Tylko ktory magnat polski nosil na szyi zlota kollane z symbolem baranka? Baranka... Dantez chwycil sie za glowe. Oto czul, ze jest o krok od odkrycia wielkiej tajemnicy. Wiedzial, ze Smierc popelnil blad, pozostawiajac przy swoim stroju ten strojny lancuch, bo – Bertrand byl tego pewien – tak zacnego i kosztownego klejnotu nie nosilby na szyi byle posesjonat czy magnat na dorobku, majacy w swym reku zaledwie kilka wsi.
– Wasza milosc! Wasza milosc...
Dantez byl pijany, wiec nie od razu zorientowal sie, co sie swieci. Do namiotu wpadl jego wachmistrz i pozostawieni na strazy rajtarzy. Wszyscy z dobytymi palaszami i pistoletami.
– Wasza milosc, co czynic?! Bunt w obozie!
– Co?!
– Polacy kolo oglosili. Nie chca sluchac hetmana. Bunt, wasza milosc!
Wachmistrz przypadl do jego reki, zerwal kapelusz z glowy i sklonil sie nisko.
– Laski, milosciwy panie! – zakrzyknal. – Toz nas Polacy rozsiekaja na dzwona! Uchodzmy, pokismy zywi!
– Skladalismy przysiege Najjasniejszemu Panu! Sprowadzcie konie! Jedziemy do hetmana! Podsypac panewki, bron w pogotowiu! Oglosic alarm na kwaterach! Regiment na kon!
Dantez sam pierwszy skoczyl ku wyjsciu. Szybko podano mu jego dzianeta; rajtarzy w skorzanych koletach otoczyli go ze wszystkich stron.
– W skok! Do hetmana!
Pomkneli jak burza obozowa ulica pomiedzy rzedami wozow i namiotow. W obozie panowal zamet i wrzawa. Slyszeli loskot werbli, tetent kopyt dochodzacy z majdanu. A potem doszedl do nich ryk z tysiecy ludzkich gardzieli. Gdzies z prawej, miedzy namiotami huknely strzaly.
Dantez osadzil konia tuz przed hetmanskim namiotem, budzac poploch wsrod strzegacych go hajdukow. Czeladz Kalinowskiego miala rusznice na podoredziu, kryla