rzucili sie ratowac swego wodza, przypadl don Sobieski i Odrzywolski. Bohun miotal sie i rzezil, czerwone strumyczki saczyly sie z jego ust.

– Koniec – jeknal. – Koniec, panowie molojcy. Ale nie zal mi niczego... Nie zal odchodzic, kiedy ugoda... W stepie... W stepie pochowajcie – wyszlochal. Z jego oczu splywaly lzy.

Sobieski nie wiedzial, co sie z nim dzieje. Patrzyl na umierajacego pulkownika i zdawac by sie moglo, ze jego postac rosnie, poteznieje, ze swiatlo bije z oczu i podniesionego czola.

– Panie pulkowniku! – zakrzyknal, wznoszac w gore rece. – Zal umierac w taki czas. Jeszcze nie nadszedl twoj kres!

Jednym szybkim ruchem do reszty rozerwal zakrwawione bandaze na boku Bohuna, odslaniajac okropna, sina rane. Jednym gestem, niemal nie wiedzac, co czyni, zaglebil palce w opuchliznie.

Bohun zawyl, prawie poderwal sie ze stolu.

– Co wy... Ja konam...

Sobieski wyrwal mu z trzewi cos malego, ociekajacego posoka. Zlozyl to na stole, a wowczas ow maly przedmiot potoczyl sie, zostawiajac czerwony slad. To byla muszkietowa kula...

Bohun zamarl. Rumience wrocily na jego lica. Porwal sie z jekiem za poszarpany bok, spojrzal ze zdumieniem na Sobieskiego.

– Wa... wasza krolewska mosc... Ja... Mosci pulkowniku. Ja nie wiem...

– Spij, hetmanie – wyszeptal Sobieski. – Zabierzcie go i opatrzcie.

Kozacy krzyczeli, wiwatowali. Wiesc o zgodzie na kozackie kondycje rozeszla sie juz wsrod molojcow, wiec wokol cerkwi strzelano z pistoletow, krzyczano: u-ha!, tancowano, rozbijano beczki z miodem i palanka.

– Jak ty tego dokonales, panie bracie!? – zapytal Odrzywolski.

– Ja... – wyszeptal Sobieski – ...nie wiem.

– Dobrzes sprawil – mruknal Przyjemski. – Beda Kozacy nam przychylniejsi.

– A jakimze herbem sie pieczetujesz, panie Marku?

– To wasc nie wiesz? Janina!

– Janina? Tarcza na tarczy? – rzekl w zamysleniu stary pulkownik. – Toz ja o waszmosci juz slyszalem.

– Gdzie slyszales? Co?

– Kiedy wstydze sie rzec...

– Nie powiadajcie byle czego, panie bracie!

– Gadali, ze zostaniesz krolem Rzeczypospolitej – rozesmial sie Odrzywolski.

– Kto gadal?

– Kozacy. I baby na jarmarku.

Bohun omdlal. Bylby moze zszedl ze swiata z uplywu krwi; na szczescie Przyjemski wezwal Kozakow i kazal im opatrzyc atamana. Potem padli sobie w objecia z Baranem, Groickim i pozostalymi pulkownikami.

– Teraz trzeba ugode sporzadzic i podpisac – wydyszal Przyjemski, ledwie wyzwolil sie z zaporoskich usciskow.

– Nie masz u nas Wyhowskiego, a niewielu molojcow pisac potrafi – rzekl Groicki. – Wy sporzadzcie ugode i przyslijcie ja podpisana za dwa dni. To bedzie dwudziestego pierwszego trawnia.

– Czyli... pierwszego juni wedle naszego kalendarza. A coz uczyni Chmielnicki, kiedy sie o tym dowie?

– Nic nie powie.

– Niby dlaczego?

– Bo juz bedzie kesim! A kiedy Bohdana nie stanie, przyjdziemy do obozu waszego zaprzysiegac ugode. Ze wszystkimi pulkami.

– Tak i radzi poczekamy na was. Tedy za dwa dni przysle imc Czaplinskiego z papierami.

– Tak jest, mosci panie generale.

* * *

– Slyszeliscie, skurwysynowie! – mruknal Sirko, nie wypuszczajac z geby cybucha zdobycznej fajki. – Ugoda zawarta!

Kozacy Bohuna porwali sie na nogi.

– Tedy szlachta jestesmy, panowie bracia! – zakrzyknal Krysa.

– To ja teraz jasnie wielmozny pan!

– A ja jasnie oswiecony!

– Glupis! Ty cale zycie chlopem bedziesz!

– Caluj ruki! – Krysa wyciagnal do Sirki obie rece ozdobione czterema szlacheckimi sygnetami: Kosciesza, Rawiczem, Naleczem i Prawdzicem. – Caluj ruki pana!

– Fylyp! Dawaj czare hetmanska! Jest okazja do horylki zasiasc!

– Pierscienie koronne, szlacheckie! – zawolal Krysa, odrywajac od swojego pasa garsc szlacheckich sygnetow. – Za szostaka, za orta, za tymfa oddam! Hej, kupujcie panowie szlachta zaporoska, bo kto sygnetu na palcu nie nosi, ten cham, plebejusz czci rycerskiej niegodny! I takiemu jeno czekanem w zeby!

Kozacy rzucili sie do Krysy. Poczeli zaraz wyrywac sobie pierscienie, ogladac, podawac z rak do rak.

– Ten! – krzyknal Sirko. – Ten moj bedzie! Tu trzy sa spisy, znaczy sie rycerski rod! Ile chcesz!?

– Ot, co tu duzo gadac! Tymfa dawaj!

– Co? Za co tymfa? Jak to?! Dlaczego tak drogo?

– Bos ty chlop, a to jest herb zacny. Za dobry na twoje chamskie rece!

– Patrzajcie, jakie to bestyje sa na pierscieniach – zakrzyknal mlody Kozaczek. – Smoki, labedzie, czarty jakowes. A tutaj, co widze, grabie?!

– Jakze to grabie? Znaczy sie, to chlopski pierscien, nie szlachecki! Hej, Sirko, chamie, dobry bedzie ten dla ciebie, czubaryku!

– A ty co bierzesz?

– Ten z lilija!

– He, zaraz widac, ze ladacznicy to sygnet! Lilija! Dobre sobie!

– Hy, hy, patrzajcie, Saracena glowa!

– A tu picza kurewska...

– Jaka picza, pokaz!

– To nie picza! – zawyrokowal Krysa. – To jest chusta niewiescia. Znaczy sie, Nalecz.

– Eeee, znaczy sie, ten herb dla bab dobry!

– A to co za herb, Krysa? Jako sie zowie?

– No jak to jak? Trzy kutasy...

– Ha! Tos mi brat! Udatny sygnet. Od razu bedzie po nim widac, zem pan szlachcic pelna geba! I chlop na schwal jak sie patrzy! Toz to brzmiec bedzie: Matwiej Holoniec herbu Trzy Kutasy!

– Jakie kutasy, durniu?! To konary sosny! A herb sie zwie Godziemba.

– A mi ten dawaj ze strzala srebrna!

– To ty zaplacisz szostaki dwa!

– Jak to?! Dlaczego?

– Bo to znaczny herb, sauromacki i wandalski.

– Skad wiesz?

– Bo znaki na nim sa, jako na kurhanach nad Dnieprem, kpie. Znaczy, Sauromaci polscy je zostawili!

– Patrzajcie, bracia. Panna na niedzwiedziu! Dawaj Krysa!

W pol pacierza wszystkie pierscienie znikly z pasa Krysy. Molojcy zaopatrzyli sie w nie sowicie. Niektorzy, co zamozniejsi, pobrali po dwa, po trzy. I zaraz poklocili sie, wymieniali je, bili i wydzierali sobie co znaczniejsze sygnety.

– Mosci panowie! – zakomendrowal Sirko. – A teraz do palanki! Wypijmy za nobilitacje nasza!

– A ja z toba nie pije! – zakrzyknal Krysa.

– A to czemu?

– Bos cham, a ja szlachcic. A i herb mam znaczniejszy. Patrzaj, trzy lby diable sa ryte! A ty co masz? Stog wsiowy? Na pohybel z takim herbem! Starym babom na smiech!

– Uz, ty skurwysynu! Czekaj no!

A potem poszlo juz szybko. W polmroku zablysly zaporoskie szable i tak odprawil sie pierwszy pojedynek szlachetnie urodzonych Kozakow.

Rozdzial VI

Initias Calamitatis Regni

Pokuta JM Daniela Czaplinskiego, podstarosciego czehrynskiego ? Co znaczy I.C.R., tudziez dlaczego poczatkiem jest nieszczesc Krolestwa Polskiego i Wielkiego Ksiestwa Litewskiego. Pogrzeb Tarasa ? Nobilitacja post mortem ? Zemsta diabla Baranowskiego ? Przysiega Bohuna

Daniel Czaplinski, porucznik choragwi pancernej narodowego autoramentu, a przed czterema laty podstarosci czehrynski z laski jasnie oswieconego Aleksandra Koniecpolskiego, dzwigal krzyz od czterech lat... Od chwili, gdy wypedzil z futoru w Subotowie Bohdana Chmielnickiego, kiedy kazal swoim Tatarom obic prawie na smierc Tymofieja, gdy w koncu oskarzyl starego Kozaka o zdrade i odebral mu Helene.

Gdybyz wiedzial, ze Chmielnicki rozmawial juz wowczas z wyslannikami krolewskimi! Gdyby domyslal sie, ze Zaporoze mialo gotowac sie do wojny z Turcja!

Вы читаете Bohun
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату