ktorej widnieje krolewski podpis – wyjasnil Dantez. – I w koncu, mosci panowie, dlaczego czlowiek taki jak ja mialby zdradzac wojsko koronne, o ile nie szly za tym rozkazy krolewskie? Coz takiego moglby dac mi Chmielnicki za plany obozu? Beczke dziegciu? Palac na Ukrainie? Alboz to jakies palace ostaly sie przy Kozakach, poza tymi, ktore odebrali panom ruskim? Chyba predzej futor bym dostal na Ukrainie!

Burza, ktora wybuchla po tych slowach, zda sie zatrzesla w posadach hetmanska kancelaria. Pulkownicy krzyczeli, wrzeszczeli, wywijali szablami. Niektorzy plakali, wsparlszy glowe na rekach. Inni stali z otwartymi ustami, oszolomieni. Piorun, gdyby uderzyl w srodek namiotu, nie uczynilby wiekszego wrazenia niz slowa Danteza.

– Jesli to prawda – rzekl Przyjemski, ktory jako jedyny zachowal spokoj – to... gorze nam, waszmosciowie. Ioannes Casimirus Rex pisze sie Najjasniejszy Pan. ICR znaczy sie. A powinno byc: Initias Calamitatis Regni!

– To niemozliwe... Niemozliwe... – powtarzal Odrzywolski.

– Mow, mosci kawalerze. Mow, dlaczego tak sie stalo. Coz obiecowal sobie Jan Kazimierz Waza po tej zdradzie? Dlaczego chcial wydac nas na smierc?!

Dantez zachwial sie. Przez pustkowia i wypalone stepy swej pamieci wrocil do tamtej chwili, gdy w kaplicy krasiczynskiego zamku rozmawial z panem Smiercia. Czyli z Janem Kazimierzem, wielkim ksieciem ruskim, pruskim, mazowieckim, inflanckim...

– Krol chce zbudowac nowa Rzeczpospolita. Nowe krolestwo Polski i Litwy, w ktorym zaprowadzilby absolutum dominium. Nasz pan zazdrosci Ludwikowi Slonce, cesarzowi i wladcom Hiszpanii. Zazdrosny jest nawet o Cromwella, ktory tyranem jest okrutnym i w Anglii wedle swej woli pali i scina. Wie jednak krol Jan Kazimierz, ze najwieksza przeszkoda w jego zapedach jest narod szlachecki Rzeczypospolitej. A ostatnia jego ostoja to armia Korony Polskiej; rycerstwo, ktore moze zbuntowac sie przeciwko krolowi. Nasz pan zatem postanowil zdradzic was i wydac na rzez Kozakom. A wszystko po to, aby na przyszlym sejmie wstrzasnac Rzeczpospolita i pokazac, ze rycerze koronni niezdatni sa dla obrony kraju przed wrogiem. Wowczas sejm dalby mu pieniadze na wojsko cudzoziemskiego autoramentu, ktore bedzie posluszne krolowi. Jan Kazimierz chcial zastapic rycerska jazde polska, husarie i pancernych cudzoziemskim zolnierzem, bo gdy juz mialby taka sile w reku, wywolalby wojne domowa, pobil szlachte i zniosl wasza wolnosc szlachecka. Na zawsze.

Przyjemski spuscil wzrok.

– To brzmi tak strasznie, ze az... prawdziwie.

– Bo jest prawda. Co moge potwierdzic przed sejmem i senatem. I przed kazdym sadem Rzeczypospolitej.

Sobieski powiodl wzrokiem po srogich obliczach pulkownikow i rotmistrzow.

– Jan Kazimierz zdradzil nas, jakoby psow niewiernych, a za krew nasza za Rzeczpospolita przelana, ofiarowal nam smierc.

– Za co?! – jeknal stary Odrzywolski. – Za co to wszystko? Za ma siwizne i blizny? Za tyle lat sluzby?

– Za polityke – mruknal Przyjemski. – Jest bowiem w Europie rzecz, ktora zwie sie polityka jasnie oswieconych monarchow i ich dynastii. I w imie tej polityki poswieca sie ludzi honoru, dosypuje trucizny do kielichow, dzga w plecy sztyletami i zamyka w Bastylii. Ot i my – rycerstwo koronne – zbedni jestesmy Jego Krolewskiej Mosci. Jeno kto bedzie za nas Rzeczpospolita piersiami oslanial? Pludracy niemieccy i francuscy, co za srebrnika do obozu wroga przejda?

– Jesli cos moge rzec – powiedzial Dantez spokojnie – to smiem twierdzic, ze kazdy wladca swiata skazalby was na smierc. Czy bylby to Ludwik, czy Filip, Cromwell, czy Fryderyk. Nie pasujecie zgola do ich obrazu swiata. Albowiem jestescie wolnymi ludzmi... Obywatelami, co ustanawiaja wladcow i obalaja tyranow. Wyscie panowie polscy, co chca rzadzic Rzeczpospolita, a nie jeno byc rzadzeni. I jako tacy smiertelnym zagrozeniem jestescie dla kazdego wladcy. Jego Krolewska Mosc chce byc jak Ludwik Slonce, ktory jest panstwem i wszystkim, co do niego nalezy. Nie widzi jednak, ze oto z woli narodu szlacheckiego przyszlo mu panowac nad wolnymi ludzmi, ktorzy sami chca swoje prawa ustanawiac. I nie rozumie tego, ze wladajac z woli narodu szlacheckiego nie musi obawiac sie skrytobojczego ataku, zdrady, zasadzki i podstepu, gdyz jesli nawet ktos wystapi przeciwko niemu, to na sejmie, czy sejmiku, jako wolny czlowiek, a nie knujac zdrady, spiski i podstepy.

– Na rany Chrystusowe, dlaczego mowisz to wszystko? Dlaczego nie zatailes takiej strasznej prawdy? – wybuchnal Odrzywolski. – Smierc lepsza nizli twe slowa!

– Najgorsza nawet prawda lepsza jest nizli zycie w klamstwie. Jestem nikczemnym czlowiekiem – powiedzial glucho Dantez. – Niegdys bylem mezem honoru. Zostalem jednak zdradzony i skazany na smierc. Ze strachu przed szubienica wyparlem sie wszystkiego, w co wierzylem. I podjalem sie tak ohydnej misji. Zgodzilem sie, by byc waszym katem. Popelnilem tak wiele zla, ze... nie chce wam dalej klamac. Tym bardziej iz jak widzicie, wszystkie me intrygi spalily na panewce.

– I po co to mowisz? Szukasz naszej laski?

– Przestajac z wami, panie marszalku... zrozumialem, ze wy... jestescie jak ja dawniej. Ze widze w was odbicie tego, w co kiedys wierzylem. Myslalem, gdy przyjechalem do Polski, ze jestescie cum barbaris, ze to dziki kraj pomiedzy Moskwa, Szwecja i Brandenburgia. Ale teraz, gdy was poznalem, twierdze, ze jestescie jak moi wielcy przodkowie, co zgineli wystrzelani z angielskich lukow i cesarskich arkebuzow pod Agincourt i Pawia, na wojnach i buntach. Wy jestescie ostatnimi rycerzami tego swiata. Nawet stroje macie rycerskie... I lby podgalacie jak nasza dawna szlachta.

– Nie kadz nam, pludraku! – rzekl zimno Przyjemski. – Za to, cos uczynil, czeka cie sad sejmowy. A potem – moze kat z mieczem. Nie czas teraz na dusery, panie Francuz. Lepiej polec dusze Bogu. I paciorek zmow, dobrze radze!

– Ja prosze tylko o jedna laske.

– Slucham.

– Jesli dojdzie do potrzeby bitewnej, chcialbym... stanac do walki u waszego boku. Chociazby w smiertelnej koszuli i bez zbroi.

– Nie moze byc!

– Waszmosciowie – szepnal Sobieski – wszak rzekl nam wszystko. A w dodatku ocalil mi zycie w bitwie. Okazmy mu laske!

Pulkownicy zaszeptali. Przyjemski westchnal cicho.

– Jesli dojdzie do bitwy, w ktorej wazyc sie beda losy nas wszystkich, zezwalam, abys stanal do walki u boku jego mosci pana Sobieskiego.

Dantez poklonil sie az do ziemi.

– A do tego czasu pozostaniesz wasc pod straza. Wyprowadzic!

Dantez sklonil sie raz jeszcze. Ruszyl do wejscia poprzedzany przez dragonow Przyjemskiego. Dopiero teraz w namiocie zawrzalo.

– Za to, co uczynil Jan Kazimierz, mamy prawo zadac jego abdykacji! Waza musi zlozyc korone! – krzyknal trzesacy sie Odrzywolski.

– Zwolajmy kolo generalne wojska!

– I wybierzmy wlasnego kandydata na elekcje! – rzekl blady Przyjemski.

Dantez zatrzymal sie nagle jak wryty. A potem odwrocil sie, roztracil dragonow i padl na kolana przed Przyjemskim.

– Wasza milosc! – wykrzyknal. – Wasza milosc!

– Co sie, do krocset, stalo?!

– Kazcie zatrzymac... Eugenie... Moja meretryce. I pana Baranowskiego! Oni chca pokrzyzowac wam szyki, napasc na Kozakow, z ktorymi gadaliscie w cerkwi.

Przyjemski spojrzal na niego bystro.

– Choragiew Baranowskiego wyszla z obozu trzy dni temu w podjazd. Jesli nie wrocila dotad, to juz nie przyjdzie, bo wkolo obeszli nas Kozacy. A co do Eugenii, nie turbuj sie waszmosc. Jesli nawet uszla z obozu, chwyca ja Zaporozcy albo i orda. Nigdy nie dotrze do Baranowskiego.

– Obys sie nie mylil, panie generale.

– Nie myle sie, bo ugode juz podpisalismy. Godzine temu wrocil jego mosc Czaplinski i przywiozl nam pismo podpisane przez Bohuna i starszyzne wojska zaporoskiego. Jak zatem widzisz, Kozacy cali sa i zdrowi.

* * *

Byl wieczor, gdy skladali cialo Tarasa do mogily na wzgorzu. Kiedy zolnierze chcieli przymknac wieko, Sobieski wstrzymal ich i polozyl na piersiach mlodzienca potrzaskana bandure.

– Spij, Tarasie – wyszeptal. – Spij i niechaj przysni ci sie Ukraina. Mlody byles i watly, a jednak sprawiles cos, czego hetmani, statysci i panowie wielcy dokonac nie mogli. Chlopem sie urodziles, ale wolny opuscisz ten swiat. Albowiem ja, Marek Sobieski, szlachcic polski, dopuszczam cie po smierci do mego herbu.

Zdjal z palca srebrny sygnet z Janina i wlozyl go na palec Tarasa.

Zolnierze z gluchym stukiem nasuneli wieko i opuscili trumne w glab dolu. Pop modlil sie i blogoslawil ja krzyzem. Starosta krasnostawski uklakl. Odmawial modlitwe niemal bezglosnym szeptem, wsluchany w gluchy lomot ziemi opadajacej na trumne. Ten dzwiek byl tak zlowieszczy, tak ponury, ze Sobieski nie mogl go dluzej zniesc. Przezegnal sie, wstal i odszedl. Czul pustke w sercu, tak bardzo braklo mu Tarasa. To nie mialo... nie powinno skonczyc sie tak strasznie...

Deputaci od kola choragiewnego czekali na niego przy koniach. Kiedy podszedl blizej, zdjeli czapki i kolpaki.

– Milosciwy panie...

– Tak... – Podniosl glowe i spojrzal im prosto w oczy.

– Panowie pulkownicy i towarzystwo uradzili, aby domagac sie abdykacji krola. Wybralismy naszego kandydata, za ktorego oddamy kreski na elekcji... Wybralismy was... wasza milosc.

Sobieski zamarl. Wszystko spelnialo sie co do joty...

– Krolu... moj panie zlocisty... – wyszeptal w jego uchu Taras. – Podnies korone zlota, nim ja rozedra na strzepy... Ratuj Rzeczpospolita, uchron ja od upadku...

– Dobrze – rzekl Sobieski ochryple. – Niechaj sie wypelni proroctwo.

* * *

– Hej, bywaj tutaj!

Nikt nie odpowiedzial na wolanie, wszedzie panowala glucha cisza.

– Popili sie, czy jak?! – mruknal Bohun. – Czekajcie, sam sprawdze.

Pulkownik kalnicki zeskoczyl z trudem z konia. Chwycil pochodnie i ruszyl ku zrujnowanej cerkwi. Przechodzac przez prog, schylil sie, oddajac poklon wszystkim swietym. Gdy byl w mrocznym wnetrzu, wyprostowal kark i wowczas uderzyl czolem o pare zwieszajacych sie z powaly nog...

Uniosl pochodnie i dostrzegl najpierw bose stopy, potem hajdawery, na koniec porwany, pokryty krwia zupan, a wyzej, nad latarnia, przez ktora wpadalo swiatlo ksiezyca, jego wzrok napotkal szeroko otwarte, sciete oczy wisielca.

Baran Chudyj wisial na belce wsrod ikon i obrazow swietych. Bohun ruszyl ku ikonostasowi. Po drodze oswietlal kolejne martwe, nabrzmiale, poranione twarze, zrenice zasnute bielmem smierci. Przy obrazie Chrystusa Pantokratora kolysal sie Sawa Sawicz. Obok, opierajac sie zakrwawionym czolem o obraz swietego Jana

Вы читаете Bohun
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату