– Chinaski, czy czegos panu brakuje? – spytal instruktor. – Ja wiem, ze pan spiewajaco przejdzie przez ten egzamin.

– No jasne. To pewne jak w banku. Wlasnie mysle teraz o tym.

– A nad czym konkretnie pan tak teraz mysli?

– Nic takiego.

Odwrocilem sie plecami do niego.

Tydzien pozniej stalem znowu w moim szykownym garniturze z rekami w kieszeniach. Jakis nieprzytomny pomocnik listonosza podbiegl prawie bezszelestnie do mnie.

– Sir, mysle, ze opanowalem juz moja tabele!

– Jestescie tego pewni? – zapytalem chlodno.

– Cwiczac sortowanie mialem na sto listow 97, 98, 99, a nawet pare razy sto trafien.

– Pan musi zrozumiec, ze poczta amerykanska wydaje duze pieniadze na szkolenie wlasnych pracownikow. Oczekujemy wiec od pana, ze opanuje pan swoja tabele na wiecej niz tylko piatke.

– Sir, jestem gotowy do zlozenia egzaminu.

– To wspaniale – chwycilem jego reke i pogratulowalem – nic wiec nie stoi na przeszkodzie, zeby odbebnil pan wreszcie ten egzamin, mlody czlowieku. Duzo szczescia.

– Dziekuje, Sir.

Pobiegl potem do pomieszczenia gdzie odbywaly sie egzaminy, oszklonego ze wszystkich stron jak akwarium, zeby ci z komisji mogli dokladnie patrzec na rece egzaminowanego. Biedne wyploszone plotki za szklem. A ja bylem jedna z nich. I trzeba tak nisko upasc, kiedy postanowilo sie nie byc wiecej takim malomiasteczkowym nic – nierobem! Poszedlem do sali, w ktorej odbywaly sie szkolenia, rzucilem egzaminacyjne rekwizyty w kat i popatrzylem na swoje lustrzane odbicie.

– Ale siedzisz po pachy w gownie!

Uslyszalem smiejacych sie kolegow. A potem ktorys z instruktorow zakomunikowal glosno: – Minelo trzydziesci minut. Wracamy na stanowiska pracy.

To oznaczalo powrot do dwunastu godzin potwornie monotonnej i oglupiajacej pracy.

Ponaglali tych, ktorzy sie dawali jeszcze ponaglac! Ale tych ostatnich bylo coraz mniej. Ludzie nie wytrzymywali i odchodzili. Ci, co zostawali, musieli zasuwac ostro i bez wytchnienia.

Regulamin pracy przewidywal, ze po dwoch tygodniach roboty, nalezalo sie cztery dni wolnego. I tylko perspektywa czterodniowego nierobstwa trzymala ludzi w pracy, motywujac ich do diabelskiego wysilku i wydajnosci. Ostatniej nocy, przed ta oczekiwana przez wszystkich czterodniowa pauza, uslyszelismy komunikat nadany przez glosnik:

– UWAGA, UWAGA, WSZYSCY CZLONKOWIE GRUPY 409!

Ja bylem czlonkiem tej grupy.

– WASZE CZTERY DNI WOLNE ZOSTALY SKRESLONE. JUTRO KONTYNUUJECIE NORMALNY PROGRAM WASZYCH OBOWIAZKOW!

21

Joyce znalazla prace w zarzadzie dystryktu i to w oddziale miejscowej policji. Ozeniony bylem wiec z glina.

Ona pracowala dniem, a ja noca, wiec mialem troche wiecej spokoju od tych jej oblapiajacych mnie rak. Kupila za to dwie papuzki i te cholerne ptaszyska nie tyle, ze nie rozmawialy ze soba, co calymi dniami wydzieraly sie na siebie, i chyba takze na nas.

Ogladalismy sie z Joyce tylko przy sniadaniach, a poniewaz ona ciagle pedzila, byly to wiec dla mnie bardzo mile chwile. I mimo, ze udawalo sie jej mnie gwalcic od czasu do czasu, to moje polozenie w tym wzgledzie bardzo sie polepszylo… tylko te papugi zaklocaly harmonie i spokoj.

– Sluchaj, baby!…

– Co znowu nowego?

– Wiec do spadajacych geranii, much i Picassa przyzwyczailem sie juz, ale ty musisz zdawac sobie sprawe takze z tego, ze kazdej nocy zasuwam dwanascie godzin, ze musze sie uczyc jebanych tabel na pamiec, a ta resztka energii zostajaca we mnie… to mnie fatyguje i zamecza!

– Zamecza?

– Wyrazilem sie niewlasciwie. Przepraszam, baby!

– Jak ty to rozumiesz – zamecza i fatyguje?

– Jak to wlasnie powiedzialem. Przejezyczylem sie. Zapomnijmy o tym. Ale te pieprzone papugi…!

– Aha, wiec teraz chodzi o papugi? One tez cie nagabuja i sie naprzykrzaja?

– Tak. Dokladnie tak! Posluchaj!

– A kto przy nich spi! Ja spie na gorze!

– Och, przestan sie wyglupiac!

– A teraz chcesz mi powiedziec, jaka to ja mam byc, co?

– Koniec! Mordy na skobel! Kurwa! To ty lezysz, na workach z pieniedzmi! Ty, nie ja! – wiec chociaz pozwol mi sie wygadac do samego konca, co?! Tak czy nie!

– Dobrze, male baby – wygadaj sie.

– Wiec male baby mowi: Mama! Mama! Te upierdliwe papugi doprowadzaja moj mozg do stanu wrzenia!

– A teraz powiedz, prosze, mamie, jak to sie dzieje, ze te male ptaki stanowia zagrozenie dla twojego mocarnego przeciez mozgu?

– To jest tak, mamusiu, ze te stworki paplaja, plota, bajdurza, bredza i gledza calymi dniami, nigdy nie zmeczone, a ja ciagle czekam, ze one wreszcie cos do mnie powiedza, ale one tego nie chca, a ja nie moge spac, bo musze wsluchiwac sie w ten idiotyczny dialog takiego duetu.

– No to male baby, jesli nie mozesz usnac, to je wynies stad.

– Wyniesc je, mamulku?

– Tak, wyniesc.

– Dobrze, mamuska!

Pocalowala mnie w czolo i ostro zarzucajac biodrami zbiegla schodami na dol, zeby juz wkrotce zamienic sie w przedstawiciela prawa i porzadku. Gliny i polipy! A ona jedna z nich!

Rzucilem sie do lozka, probowalem zasnac. Ale one nawijaly i nawijaly. Kazdy najmniejszy muskul w nogach i rekach pelen byl bolu i cierpienia. Wszystko jedno, czy lezalem na prawym boku, czy na lewym, na plecach. Droga usilnych prob i bledow stwierdzilem, ze bol stawal sie najmniej dokuczliwy, kiedy lezalem na brzuchu. Ale bylo to piekielnie niewygodne. Wytrzymywalem na nim nie dluzej niz dwie do trzech minut. Kotlowalem sie na tym wyrze raz tak, raz inaczej, klnac, krzyczac, smiejac sie rozpaczliwie. Przyznawalem sam sobie, ze cala ta moja sytuacja byla w najwyzszym stopniu niebywale smieszna. A te nawijaly, jakby nigdy nic. Zalatwialy mnie, jak tylko chcialy. Bo co one mogly w swojej klatce wiedziec o mekach zjebanego praca czlowieka? Same piora i nic wiecej. Mozg tak duzy, jak glowka szpilki.

Kompletnie zmachany i odmozdzony wstalem z lozka, poszedlem do kuchni, napelnilem szklanke woda i wylalem im to wszystko na lby.

– Pierdolone ptactwo – obrzucilem je jeszcze przeklenstwami.

Popatrzyly na mnie smetnie spod tych swoich pior. Ale milczaly! Cisza! Terapia wodna zawsze odnosi skutek. Ci wszyscy lekarze rozwalonych ludzkich dusz wiedza, co czynia!

A potem ta zielona z zolta plama skubnela sie we wlasna piers, spojrzala na mnie i zaczela nawijac do tej czerwonej z zielona plama. Wszystko zaczelo sie od poczatku.

Usiadlem na brzegu lozka i wsluchiwalem sie w ten trajkot nocny i wtedy nadbiegl Picasso i ugryzl mnie w stope.

No – to teraz mialem juz tego wszystkiego naprawde dosyc. Chwycilem klatke i wynioslem ja na zewnatrz. Picasso podazal za mna. Dziesiec tysiecy much spokojnie unioslo sie do gory. Postawilem klatke na ziemi, otworzylem ja i usiadlem na schodach.

Ptaki jak zamurowane siedzialy wpatrzone w otwarte drzwi klatki. Niczego nie kapowaly i kapowaly wszystko. Mialem wrazenie, ze dostrzegam, jak te ich male mozgi nabieraly coraz szybszych obrotow. Dostrzegaly przed soba pojemniki z woda i zarciem, a otwarte drzwi klatki wprawialy je w coraz wieksze zaklopotanie i bezradnosc.

Zielony z zolta plamka ruszyl pierwszy. Zeskoczyl z drazka i usiadl w otworze drzwiowym. Siedzial tak i siedzial, kurczowo obejmujac lapkami metalowe prety klatki. Reagowal tylko na muchy i ich brzek. Wiecej niz jedna minute trwalo to, zeby podjac decyzje. I nagle cos zaskoczylo w tej lepetynie. Jego czy jej? Nie odlecial – wystrzelil jak z katapulty pionowo w strone nieba. Do gory! Prosto jak strzala! Picasso i ja siedzielismy dalej i wpatrywalismy sie w to przedstawienie. Jedno uskrzydlone bydle juz mielismy z glowy!

A potem przyszla kolej na czerwonego z zielona plamka. Ten wahal sie duzo dluzej. Nerwowo przemierzal klatke.

Ciezko mu bylo podjac decyzje. Ludzie, ptaki, wszyscy musimy podejmowac decyzje. Zycie jest jednak kurewsko ciezkie.

A ten czerwony spacerowal, spacerowal i prawdopodobnie rozmyslal. Zolte promienie slonca, bzyczace muchy, czlowiek i pies wpatrzeni w niego i cale niebo nad nami!

To wszystko chyba dla niego za duzo. Wskoczyl na drzwiczki klatki, a trzy sekundy pozniej juz go nie bylo. Odlecial.

Picasso i ja wrocilismy z pusta klatka do domu.

Od wielu juz tygodni nie spalem tak spokojnie. Zapomnialem nawet nastawic budzik. Na bialym koniu galopowalem przez Brodway w Nowym Jorku. Zostalem wlasnie wybrany na burmistrza tego miasta. Podniecenie rozwalalo mi majtki. A potem ktos rzucil we mnie kawalkiem blota… A to Joyce potrzasala moimi ramionami.

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×