– O.K. – zgodzila sie.

Weszlismy na gore. Bylo tam chlodniej i luzniej. Pare osob tanczylo. Wyczuwalo sie jakis brak srodka ciezkosci, mankament wszystkich przyjec. Poczulem, ze ogarnia mnie przygnebienie. Oproznilem kieliszek do dna.

– Wezme sobie jeszcze drinka – powiedzialem Sarze. – Mialabys tez ochote?

– Nie, idz sam…

Zszedlem po schodach, ale zanim dotarlem do baru, gruby kudlacz w ciemnych okularach chwycil mnie za reke i zaczal nia potrzasac.

– Chinaski, czytalem wszystko, co napisales, wszystko co do slowka!

– I jak? – spytalem.

Nadal potrzasal moja dlonia.

– Ktoregos wieczoru spilismy sie razem w Jadlodajni Barneya. Pamietasz mnie?

– Nie.

– Chcesz powiedziec, ze nie pamietasz, jak upilismy sie razem w Jadlodajni Barneya?

– Nie.

Przesunal okulary z nosa na czolo.

– A teraz mnie poznajesz?

– Nie. – Wyrwalem reke i odmaszerowalem do baru. – Podwojna wodka – polecilem barmance.

Postawila przede mna kieliszek.

– Mam kolezanke, ktora nazywa sie Lola – oznajmila. – Znasz jakas Lole?.

– Nie.

– Twierdzi, ze byla twoja zona przez dwa lata.

– Nic podobnego – zaprzeczylem.

Ruszylem od baru w strone schodow. Czekal tam kolejny grubas, tym razem lysy, za to z gesta broda.

– Chinaski – powital mnie.

– Tak?

– Andre Wells… Zagralem epizod w panskim filmie… Tez jestem pisarzem… Skonczylem powiesc, jest gotowa do druku. Chcialbym, zeby ja pan przeczytal. Czy moge wyslac panu egzemplarz?

– W porzadku… – Podalem grubasowi numer skrytki pocztowej.

– Nie ma pan adresu domowego?

– Oczywiscie, ze mam. Ale ksiazke przyslij na skrytke pocztowa.

Doszedlem do schodow. Wchodzac na gore, wypilem polowe wodki. Sara rozmawiala ze statystka. Zauwazylem Jona Pinchota. Stal samotnie, z kieliszkiem w reku. Podszedlem do niego.

– Hank – powiedzial – jestem zdumiony, ze cie tu widze…

– A ja jestem zdumiony, ze Firepower szarpnela sie na bankiet…

– Nas obciazaja kosztami…

– Rozumiem… Co dalej?

– Siedzimy w montazowni, pracujemy nad materialem. Potem bedziemy zgrywac muzyke… Moze byscie wpadli zobaczyc, jak to wyglada?

– Kiedy?

– Kiedy zechcesz. Pracujemy 12, 14 godzin na dobe.

– Dobrze… Sluchaj, co sie dzieje z Popppy?

– Z kim?

– Z ta, ktora wylozyla 10 tauzenow, kiedy mieszkaliscie przy plazy?

– A, Popppy. Jest teraz w Brazylii. Zalatwimy te sprawe.

Dopilem wodke.

– Nie zejdziesz na dol potanczyc? – spytalem go.

– Nie, czulbym sie jak idiota…

Ktos zawolal Jona po imieniu.

– Przepraszam – pozegnal mnie. Nie zapomnijcie wpasc do montazowni.

I Jon zniknal, przecinajac sale na ukos.

Podszedlem do balustrady i popatrzylem w dol na bar. Kiedy rozmawialem z Jonem, do baru wkroczyl Jack Bledsoe z kumplami motocyklistami. Kumple staneli twarzami do tlumu, opierajac lokcie na ladzie baru. Wszyscy z wyjatkiem Jacka mieli po butelce piwa. Jack popijal 7 – up. Nosili skorzane kurtki, szaliki, skorzane spodnie i buty.

Podszedlem do Sary.

– Schodze zobaczyc sie z Jackiem Bledsoem i jego banda… Idziesz ze mna?

– Jasne.

Zeszlismy na dol i Jack przedstawil nam po kolei swoich kumpli.

– To jest Henek Pala…

– Sie masz, stary…

– To Nahaj…

– Siemanko…

– Nocny Gwint…

– Czesc, czesc…

– Hycel…

– Jak rany!

– Edek 3 – jajca…

– Kurrna…

– ZaPierd…

– Milo poznac…

– I Pizdoboj…

– Ten, tego…

I to by bylo na tyle. Wygladali na fajnych chlopakow, tyle ze oparci o bar, z butelkami w reku, nosili sie troche teatralnie.

– Jack, zagrales znakomicie – pochwalilem.

– I to jak! – poparla mnie Sara.

– Dziekuje… – Poslal mi olsniewajacy usmiech.

– Wracamy na gore, cholernie tutaj goraco… Moze byscie poszli z nami? – zaproponowalem.

Skinalem na barmanke, zeby nam dolala.

– Napiszesz jeszcze kiedys scenariusz? – spytal Jack.

– Watpie… Zbytnia utrata prywatnosci… Lubie siedziec i gapic sie w sciane…

– Jakbys sie namyslil, daj mi znac.

– Jasne. Sluchaj, dlaczego twoi chlopcy stoja plecami do baru? Szukaja dziewczyn?

– Nie, dziewczyn mieli po uszy. Musza troszke ochlonac. – No dobra, do zobaczenia Jack…

– Tak trzymac – dorzucila Sara.

Wrocilismy na gore. Jack wkrotce ulotnil sie ze swoim gangiem.

Oparlismy sie z Sara o balustrade. Zobaczylem Jona. Juz wczesniej podpatrzylem, ze tanczyl. Pomachalem mu.

– Ty, co sie dzieje z Francine? Dlaczego nie dotarla na przyjecie?

– Dzisiaj nie bedzie prasy.

– Kapuje.

– Bede spadal – oswiadczyl Jon. – Jutro od rana montuje.

– Lec…

Jon ulotnil sie.

Na dole zrobilo sie pusto i chlodniej, wiec zeszlismy do baru. Bylismy z Sara ostatnimi goscmi. Zostala tylko jedna barmanka.

– Po jednym na droge – zaordynowalem.

– Alkohol jest juz platny – oswiadczyla.

– Jak to?

– Firepower wynajela lokal tylko do polnocy. Jest juz dziesiec po dwunastej… Przemyce wam cos do picia, bo strasznie lubie panskie ksiazki, blagam, tylko nie mowcie o tym nikomu.

– Moja droga, nikt sie o tym nigdy nie dowie…

Napelnila kieliszki. Do lokalu zaczal naplywac tlum nocnych dyskomanow. Byl juz czas na nas. Najwyzszy czas. Czekalo na nas 5 naszych kotow. Troche mi bylo zal, ze zdjecia sie juz skonczyly. Co by nie mowic, byla to jakas podroz w nieznane. Dopilismy i wyszlismy na ulice. Auto stalo tam, gdzie je zostawilem. Otwarlem

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату