Przedstawiono nas Corbellowi, nastepnie Corbell przedstawil nam swoich asystentow.

– David…

– William…

Usmiechneli sie blado.

Zjawila sie Francine.

– Ach, och, ach! – wykrzyknal Corbell Veeker, rzucajac sie, aby ja ucalowac.

Cofnal sie o krok.

– Zaraz, zaraz… O to, to – zawolal gestykulujac. – Dokladnie to! Znakomicie!

Na zapleczu baru stala porzucona stara kanapa. Wzrok Corbella padl na zdezelowany mebel.

– Ty – spojrzal w moja strone – siadziesz na kanapie…

Poslusznie wykonalem polecenie.

– Francine, siadziesz mu na kolanach…

Francine miala jaskrawoczerwona sukienke z rozcieciem u dolu, do tego czerwone buty, czerwone ponczochy i biale perly. Siadla mi na kolanach. Poszukalem wzrokiem Sary. Puscilem do niej oko.

– Doskonale! Tak trzymac!

– Bardzo cie gniote? Mam strasznie koscisty tylek – zaniepokoila sie Francine.

– Nie przejmuj sie. Nie ma sprawy – uspokoilem ja.

– Aparat numer CZTERY! – wrzasnal Corbell Veeker. David podskoczyl z aparatem numer cztery. Corbell zawiesil aparat na szyi. Przyklakl na jedno kolano… Pstryknelo i blysnelo…

– TAK, WLASNIE! BARDZO DOBRZE!

Znowu pstryknelo i blysnelo.

– TAK, WLASNIE TAK!

Pstryk, blysk…

– FRANCINE, ODSLON JESZCZE TROCHE NOG! O TO, TO! TAK JEST!

Pstryk, blysk, pstryk, blysk…

Fotografowal namietnie, z wielka pasja…

– FILM! FILM! – wrzasnal nagle.

William rzucil sie i zaladowal nowy film do aparatu, a naswietlona klisze schowal do specjalnego pudeleczka. Corbell opadl na oba kolana, nastawil ostrosc.

– KURWA MAC, NIE CHCE TEGO APARATU! POPROSZE APARAT NUMER SZESC! PREDZEJ, PREDZEJ! – naglil.

David podbiegl z aparatem numer szesc, zarzucil go Veekerowi na szyje, a aparat numer cztery uniosl na strone.

– WIECEJ NOG, FRANCINE! ZNAKOMICIE! FRANCINE, UWIELBIAM CIE! JESTES OSTATNIA WIELKA GWIAZDA HOLLYWOOD!

Pstryk, blysk… Pstryk, blysk… jeszcze raz… i jeszcze raz… i jeszcze raz.

Nadszedl Jack Bledsoe.

– PRZYSIADZ SIE DO NICH, JACK! PO JEDNYM Z KAZDEJ STRONY! TAK, WLASNIE TAK!

Pstryk, blysk… Pstryk, blysk…

– FILM! FILM! – wrzasnal Corbell Veeker.

Fotografie mialy ukazac sie w eleganckim, wysokonakladowym pismidle dla pan.

– W PORZADKU, PANOWIE! A TERAZ JAZDA Z KANAPY! CHCE MIEC SAMA FRANCINE!

Kazal Francine wyciagnac sie na kanapie. Jednym lokciem miala sie wesprzec na bocznym oparciu, druga reke, uzbrojona w dlugi papieros, przerzucic przez oparcie za plecami. Pozycja bardzo przypadla Francine do gustu.

Pstryk, pstryk, blysk, blysk…

Ostatnia wielka gwiazda Hollywood.

Chlopcy pedem donosili nowe filmy i nowe aparaty… Czuli pewnie, ze na stacji benzynowej musieliby sie zwijac dwa razy predzej.

Wzrok Corbella padl na. ogrodzenie z drutu.

– DRUCIANA SIATKA! wrzasnal.

Kazal sie oprzec Francine o siatke w wyzywajacej pozie. My z Jackiem Bledsoem mielismy stanac po obu bokach Francine.

– BARDZO DOBRZE! BARDZO DOBRZE!

Strasznie sie napalil na te siatke i pstrykal jedno zdjecie za drugim. Siatka wyraznie go podniecila, siatka czy moze to, co bylo zza niej widac.

Blysk, pstryk, blysk, pstryk…

I nagle okazalo sie, ze jest po wszystkim.

– Bardzo wam dziekuje…

Jeszcze raz ucalowal Francine. Jego chlopcy krzatali sie, zbierajac sprzet do kupy, pakujac, numerujac… William mial notes, w ktorym spisywal kazdy drobiazg: numer zdjecia, godzine, temat, uzyty aparat i rodzaj kliszy.

Potem wszyscy sobie poszli, a my z Sara udalismy sie do baru. W barze siedziala regularna zaloga. Teraz, kiedy zostali gwiazdami ekranu, nabrali dostojenstwa. Przycichli, jakby pograzeni w glebokich rozwazaniach. Wolalem, kiedy zachowywali sie po dawnemu. Film dobiegl konca. Zalowalem troche, ze opuscilem tyle dni zdjeciowych, ale gra na wyscigach wymaga wielu wyrzeczen.

Postanowilismy z Sara potraktowac te okazje ulgowo. Ja zamowilem piwo, Sara czerwone wino.

– Myslisz, ze jeszcze kiedys napiszesz scenariusz? – spytala.

– Watpie. Za duzo tych pieprzonych kompromisow. Stale musisz sie wczuwac w punkt widzenia kamery. Czy publicznosc zalapie, o co chodzi? W dodatku publicznosc kinowa z byle powodu czuje sie zniewazona i sprowokowana. Czytelnicy powiesci i opowiadan uwielbiaja, kiedy sie ich prowokuje i zniewaza.

– Trzeba przyznac, ze jestes w tym niezly…

Do baru wszedl Jon Pinchot. Usiadl po mojej lewej rece.

– Jasna cholera – zaklal z usmiechem.

– Co sie stalo? – zaniepokoila sie Sara.

– Znowu zatrzymano produkcje? – spytalem domyslnie.

– Nie, nie, chodzi o cos innego…

– Co takiego?

– Jack Bledsoe odmowil zgody na publikacje zdjec, ktore Corbell zrobil przed chwila.

– Co?

– No wlasnie. Jeden z chlopcow Corbella Veekera przyniosl mu do przyczepy papiery do podpisania, ale Jack odmowil zgody na publikacje. No to poszedl do niego Corbell. To samo.

– Ale czemu? – zdziwilem sie. – Najpierw pozwolil sie sfotografowac, a teraz nie chce podpisac zgody?

– Nie wiem. Zawsze jednak mozemy opublikowac zdjecia z toba i z Francine. Przyjdziecie obejrzec nastepna scene?

– Jasne…

– Zajde po was…

– Dzieki…

Siedzielismy z Sara rozmyslajac o calej sprawie. To znaczy tylko przypuszczam, ze Sara o niej rozmyslala, bo ja tak.

Doszedlem do wniosku, ze aktorzy stanowia odrebny gatunek ludzkosci, kierujacy sie niepojetymi dla nas pobudkami. Rozumiecie, kiedy przez wiele lat po iles godzin dziennie spedzasz udajac, ze jestes kims, kim nie jestes, to moze ci sie cos od tego zrobic. Ile wysilku wymaga samo bycie soba. A tu nagle za wszelka cene masz stac sie kims, kim w ogole nie jestes. Kolejnym kims, kim wcale nie jestes. I jeszcze kims. Jasne, ze na poczatku to moze byc podniecajace. Ale po jakims czasie ktos, kto przedzierzgnal sie w dziesiatki osob, moze miec trudnosci z przypomnieniem sobie, kim w ogole jest, zwlaszcza jezeli sam ukladal swoje kwestie.

Jack Bledsoe musial pogubic sie wlasnie w ten sposob, po czym uznal, ze do zdjec pozowal nie on, tylko ktos inny. W tej sytuacji jedyne, co mu zostalo, to odmowa zgody na publikacje. Postanowilem wyjasnic wszystko Sarze.

Patrzylem, jak odstawia kieliszek i zapala papierosa.

E tam, machnalem reka, powiem jej kiedy indziej. Pociagnalem solidny lyk mojego piwa, zastanawiajac sie, czy w eleganckim czasopismie dla pan wykorzystaja zdjecia, na ktorych Francine wbija sie koscistym tyleczkiem w moje kolana…

38

32 dni zdjeciowe minely jak z bicza trzasl i przyszedl czas na bankiet.

Na parterze byl dlugi bar, troche stolikow i duzy parkiet taneczny. Na pietro prowadzily schody. Przyszla glownie ekipa filmowa i aktorzy. Nie wszyscy zaproszeni dopisali, za to krecilo sie troche osob, ktorych w zyciu na oczy nie widzialem. Nie bylo orkiestry, tylko z glosnikow dobywalo sie gromkie disco; niemniej alkohol dawano taki jak trzeba. Docisnelismy sie z Sara do baru. Za lada staly dwie barmanki. Wzialem wodke, a Sara czerwone wino.

Jedna z barmanek poznala mnie i wyniosla z zaplecza ktoras z moich ksiazek. Zlozylem autograf.

Panowal upal i scisk – letnia noc, brak wentylacji.

– Wezmy jeszcze po drinku i chodzmy na gore – zaproponowalem Sarze. – Tutaj jest za goraco.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату