piwa, kiedy czyjas dlon spoczela na moim ramieniu. Stal za mna facet o milej powierzchownosci. Rowno przycieta broda, mily usmiech, mile spojrzenie. Widywalem go przedtem, ale nie wiedzialem, kim jest. Nie mialem pojecia, jaka funkcje pelni ani tez o to nie dopytywalem. Prawde mowiac, podejrzewalem, ze naprawde jest jednym z
– Bardzo mi przykro – oswiadczyl ale nie wolno pic na planie.
– Dlaczego?
– Umowa, ktora podpisalismy z wlascicielami posesji, zezwala na filmowanie na tym terenie, zabrania jednak picia.
– Wody tez?
– Pan dobrze wie, o czym mowie.
– Owszem, wiem, ze eks – pijaczkowie nie moga zniesc widoku pijacych.
– Oni nie uznaja alkoholu.
– Przeciez caly ten film obraca sie wokol picia.
– Z trudem doszlismy z nimi do porozumienia. Szkoda by bylo, gdyby pan zaprzepascil nasze wysilki.
– Niech ci bedzie, brachu. Ale robie to dla Pinchota, nie dla ciebie.
Odszedl, unoszac swoj notatnik z zaszczypnietymi kartkami. Krecil szczuplym, gladkim tylkiem. Az sie prosil, zeby mu dokopac.
Stanalem plecami do budynku, pociagnalem jeszcze raz i schowalem butelke do kieszeni plaszcza.
– Moga cie zobaczyc – przestraszyla sie Sara.
– Chcesz powiedziec, ze wszyscy eks – pijaczkowie wisza w oknach, podgladajac, jak pije piwo?
– Nie, ale wszedzie kreca sie ich ludzie.
– Dobra, bede pociagal w ukryciu.
– Stroisz fochy jak niektorzy z tutejszych gwiazdorow.
Sara miala racje. Nie mialem prawa stroic fochow. Czolowy aktor zarabial 750 razy wiecej ode mnie. Zjawil sie Jon Pinchot.
– Sie masz, Saro… Sie masz, Hank…
Podobno Friedman rozeslal juz nowe czeki. Czek dla mnie zostal wyslany na adres domowy, powinien juz czekac w skrzynce. Nasza intryga sie powiodla.
– Musze juz isc – powiedzial Jon. – Zaraz zaczniemy krecic scene na poletku kukurydzy. Chodzcie popatrzec. Powiecie mi, jak sie wam podoba…
Wreszcie kamery poszly w ruch. Francine wbiegala na pagorek, na ktorym rosl zagon kukurydzy.
– Dajcie mi kukurydzy! – darla sie.
Pamietam, jak Jane wbiegla na ten pagorek, a ja wloklem sie za nia z wielkim worem butelek. Tylko ze kiedy Jane wolala: „Dajcie mi kukurydzy”, to brzmialo tak, jakby chciala odzyskac cale zycie, zycie, ktorego nie zakosztowala, zycie, z ktorym sie rozminela. Ta kukurydza miala byc jej zadoscuczynieniem, jej zemsta, zewem triumfu.
Francine krzyczala: „Dajcie mi kukurydzy!” jekliwym, rozkapryszonym glosem, w ktorym nie bylo nawet cienia pijackiej desperacji. Szlo jej nie najgorzej, ale to nie bylo to.
Kiedy zaczela zrywac kolby, wiedzialem juz, ze to nigdy nie bedzie to samo. Francine byla aktorka, Jane byla pijana wariatka. Byla klasycznym okazem skonczonej wariatki. Jednak widz nie oczekuje od sztuki aktorskiej az takiej doskonalosci. Widz zadowala sie przyzwoita imitacja.
No wiec Francine rwala kolby, upychajac je do torebki, a Jack mowil: „Zalalas sie… Te kolby sa jeszcze zielone…”
Zajechal woz policyjny, migocac czerwonymi swiatelkami i oslepiajac kradnacych blaskiem reflektorow. Francine i Jack zaczeli uciekac do domu, tak jak my wtedy z Jane. Wlasnie dobiegali do windy, kiedy z megafonu rozlegl sie wrzask gliniarza: „STAC, BO STRZELAM!”
Jednak gliny wcale nie wyskoczyly za Jackiem i Francine, tylko siedzialy w samochodzie. Kamery zatrzymaly sie.
Przez dobre pare minut rozgladalismy sie z Sara za Jonem Pinchotem. W koncu znalezlismy go, stal spokojnie gdzies z boku.
– Sluchaj, stary, przeciez gliny mialy wyskoczyc z auta i biec za nimi.
– Wiem, ale drzwi w wozie sie zaciely. Nie mogli wysiasc.
– Co takiego?
– Wiem, ze to nieprawdopodobne. Bedziemy musieli naprawic te drzwi i nakrecic cala scene od poczatku.
– Strasznie nam przykro – pocieszyla go Sara.
Jon byl przygnebiony. Zwykle kiedy cos mu nie szlo, potrafil sie z tego smiac.
– Przyjde do was, jak powtorzymy scene.
Wrocilismy na druga strone ulicy. Martwilem sie, ze Jon jest taki oklaply. Zawsze promieniowal jakas wrodzona pewnoscia siebie. Niektorzy nie lubili go za to, uwazali, ze sie popisuje, ale jego pewnosc siebie byla z gruntu szczera. Kazdy z nas lubi strugac twardziela. Tez nie naleze do wyjatkow. Widok Jona tracacego ducha sprawial mi przykrosc.
Francine, Jack i inni czlonkowie ekipy pochowali sie do swoich przyczep. Nie cierpialem dlugich przerw miedzy ujeciami. Filmy kosztuja majatek z tego powodu, ze przez wiekszosc czasu nikt nic nie robi, tylko wszyscy czekaja i czekaja. Nic sie nie dzieje, dopoki
Nigdy nie odwazylem sie tego powiedziec. Bylem tylko scenarzysta, malo znaczaca pozycja w ich budzecie.
Wtem moje ego zostalo dowartosciowane. Na planie pojawila sie ekipa telewizyjna z Wloch i jeszcze jedna z Niemiec. Jedna i druga kierowaly kobiety. Obie chcialy przeprowadzic ze mna wywiad.
– My pierwsi uzyskalismy zgode – upierala sie Wloszka.
– Tak, ale wy go calkiem wyeksploatujecie – denerwowala sie Niemka.
– Taka mam wlasnie nadzieje – oswiadczyla Wloszka. Zasiadlem przed wloskimi jupiterami. Wlaczono kamere.
– Co pan sadzi o kinie?
– Unikam jak moge.
– Czym sie pan zajmuje w czasie wolnym od pisania?
– Konmi. Gram na wyscigach.
– Czy konie pomagaja panu w tworczosci?
– Tak, pozwalaja o niej zapomniec.
– Czy w swoim filmie pije pan?
– Tak.
– Czy uwaza pan, ze picie jest dowodem meskosci?
– Niczego nie uwazam za dowod meskosci.
– Jaka jest wymowa panskiego filmu?
– Zadna.
– Zadna?
– Zadna. No, chyba ze zagladanie smierci w tylek.
– Co pan widzi, kiedy pan zaglada smierci do tylka?
– To samo co pan.
– Jaka jest panska dewiza zyciowa?
– Jak najmniej myslec.
– To wszystko?
– Nie. Jeszcze: badz dobry, jesli nie masz lepszego pomyslu.
– Ladne.
– Ladne niekoniecznie znaczy dobre.
– Dziekujemy, panie Chinaski. Co chcialby pan powiedziec wloskim odbiorcom?
– Nie drzyjcie sie tak strasznie. Czytajcie Celine'a.
Jupitery Wlochow pogasly.
Wywiad z Niemcami byl jeszcze mniej interesujacy.
Ich dziennikarka chciala wiedziec,
– Pije, ale juz nie tyle, co kiedys – poinformowala ja Sara.
– Nie powiem ani slowa wiecej, jezeli natychmiast nie dostane jeszcze jednego drinka.
Drink pojawil sie w okamgnieniu, w papierowym kubeczku, ktory osuszylem do dna. Palce lizac. Nagle to, ze ktos chce wiedziec, co mysle, wydalo mi sie idiotyczne. Najlepsza czesc swojej istoty pisarz przelewa na papier. Reszta to brednie.
Niemka sie nie omylila. Wloszka wyeksploatowala mnie do cna.
Bylem teraz rozgrymaszonym gwiazdorem. W dodatku niepokoilem sie o scene na poletku kukurydzy.
Chcialem koniecznie porozmawiac z Jonem, powiedziec mu, ze Francine powinna byc bardziej pijana i bardziej szalona, powinna stac na krawedzi zycia i smierci, rwac jedna reka kukurydze posrod domow, ktorych fasady przypominaly twarze ze snow, twarze, ktore z wysoka obserwuja nasza zalosna egzystencje: bogaczy i biedakow, pieknych i szpetnych, zdolnych i bezuzytecznych.
– Nie lubi pan filmu? – spytala Niemka.