Niektorzy w ekipie mieli moje ksiazki i prosili mnie o autograf. Wziete do kupy, tworzyly przedziwny zestaw. Inaczej mowiac, nie uwazalem ich za moje najlepsze ksiazki. (Moja najlepsza ksiazka jest nieodmiennie ta, ktora wlasnie skonczylem.) Niektorzy mieli zbiorek swinskich opowiadan, ktore wydalem w mlodosci, zatytulowany
Dzien wlokl sie bez zaklocen, ale i bez mocnych wrazen
Cholernie dlugu ta scena w lazience, pomyslalem. Francine musi byc juz czysta jak lza.
Nagle do pokoju wpadl truchtem Jon Pinchot, caly w nieladzie. Nawet rozporek mial nie dopiety. Wlosy rozczochrane. Toczyl martwym, oblednym spojrzeniem.
– Tutaj jestescie, chwala Bogu!
– Jak wam leci?
Nachylil sie, szepcac mi do ucha:
– Potwornie, mozna oszalec! Francine sie denerwuje, ze cycki moga jej wyskoczyc z wody. Caly czas nas zamecza, czy widac jej cycki.
– Coz komu szkodzi malenki cycuszek?
Jon nachylil sie jeszcze bardziej.
– Nie jest juz taka mloda, jak by chciala… Hyans z kolei uwaza, ze swiatlo jest koszmarne… Nie moze zniesc takiego oswietlenia, wiec pije jeszcze wiecej niz zwykle…
Hyans byl operatorem. Zdobyl chyba kazda mozliwa nagrode i wyroznienie w swoim fachu. Niewielu moglo sie z nim rownac, ale, jak kazda poczciwa dusza, raz na czas lubil sobie wypic.
– Jack z kolei nie moze sobie poradzic z jedna kwestia – ciagnal Jon zaaferowanym szeptem. – Bez konca powtarzamy to samo ujecie. Cos mu nie lezy w tekscie. Ile razy zaczyna kwestie, nie moze powstrzymac kretynskiego usmieszku.
– Co to za kwestia?
– „Przy kazdej inspekcji obowiazkowo masturbuje oficera do spraw zwolnionych warunkowo”.
– Dobra, sprobujcie: „Przy kazdej inspekcji obowiazkowo wali konia oficerowi do spraw zwolnionych warunkowo”.
– Swietnie, dziekuje! TO BEDZIE 19. DUBEL!
– O Jezu…
– Zycz mi powodzenia…
– Powodzenia…
Wyszedl z pokoju. Weszla Sara.
– Co sie stalo?
– 19. dubel. Francine boi sie pokazac cycki, Jack nie jest w stanie powiedziec swojej kwestii, a Hyansowi nie odpowiada oswietlenie…
– Francine potrzebuje drinka. To ja rozluzni – zawyrokowala Sara.
– Hyans za to nie potrzebuje drinka.
– Wiem. Poza tym Jackowi latwiej bedzie powiedziec te kwestie, kiedy Francine sie rozluzni.
– Mozliwe.
Francine akurat weszla do pokoju. Wygladala na kompletnie nieprzytomna i zagubiona. Miala na sobie szlafrok i turban z recznika.
– Powiem jej to – ofiarowala sie Sara.
Podeszla do Francine. Zaczela cos wyjasniac polglosem. Francine sluchala z uwaga. Skinela leciutko glowa i weszla do sypialni po lewej. Po chwili Sara wylonila sie z kuchni z filizanka w reku. W tej kuchni, wyobrazcie sobie, byly szkocka i wodka, i whisky, i dzin. Sara sporzadzila z tego miksture. Drzwi sypialni uchylily sie i zatrzasnely, pochlaniajac filizanke.
– Zaraz jej sie poprawi… – zapewnila Sara, wracajac spod drzwi.
Minely dwie czy trzy minuty i drzwi otwarly sie z impetem. Francine sunela raznym krokiem na spotkanie kamer w lazience. Przechodzac, odszukala wzrokiem Sare:
– Dziekuje!
Coz, nie pozostawalo nam nic innego, jak siedziec dalej, gawedzac o tym i owym.
Nie moglem sie opedzic od wspomnien. Siedzialem w domu, z ktorego wyrzucono mnie kiedys za to, ze ktorejs nocy przyjalem na raz 3 kobiety. W tamtych czasach nie istnialo nic takiego jak prawa najemcy.
– Panie Chinaski – zwrocila sie do mnie wlascicielka kamienicy. – Mieszkancy naszego domu to bogobojni ludzie, pracowici, obarczeni rodzinami. Nie zdarzylo mi sie dotad, zeby przyszli do mnie z podobnymi zazaleniami. Ja rowniez slyszalam panskie przeklenstwa i spiewy… tluczenie przedmiotow… wulgarny jezyk i smiechy… Jak zyje nie slyszalam niczego, co przypominaloby odglosy, jakie zeszlej nocy dochodzily z panskiego pokoju.
– Juz dobrze, wyprowadze sie…
– Bede panu wdzieczna.
Musialem wygladac jak wariat. Nie ogolony. Podkoszulek caly w dziurach od papierosow. Moje marzenia sprowadzaly sie do tego, zeby miec na kredensie wiecej niz jedna butelke. Nie przystawalem do swiata, a swiat nie przystawal do mnie. Szukalem towarzystwa pokrewnych dusz. Zwykle okazywaly sie kobietami z gatunku, ktorego wiekszosc mezczyzn unika jak ognia, ja jednak uwielbialem je, szukalem w nich natchnienia, zgrywalem sie przed nimi, klalem, paradowalem w moim podkoszulku, snujac napuszone opowiesci o tym, jaki to jestem niezwykly, opowiesci, w ktore ja jeden wierzylem.,,Przestan pieprzyc, dolej wody” darly sie na mnie te niewiasty z piekla rodem, niewiasty, z ktorymi dzielilem pieklo.
Do salonu razno wkroczyl Jon Pinchot.
– Udalo sie! – oznajmil. – Wszystko sie udalo! Co za dzien! Jutro znowu to samo!
– Sukces zawdzieczasz Sarze i jej umiejetnosci preparowania czarodziejskich mikstur – powiedzialem.
– Co takiego?
– Wlala we Francine filizanke nalewki rozluzniajacej.
– Bardzo ci jestem wdzieczny – zwrocil sie Jon do Sary.
– Do uslug – odpowiedziala.
– Robie w filmie od Bog wie kiedy, ale jeszcze nigdy nie zdarzylo mi sie
– Slyszalem, ze Chaplinowi zdarzalo sie po sto, zanim uznal, ze scena mu wyszla – pocieszylem go.
– Chaplin to Chaplin – oswiadczyl Jon. – U nas sto dubli wyczerpaloby budzet filmu.
I to by bylo wszystko, co sie wydarzylo tego dnia, jesli nie liczyc faktu, ze Sara powiedziala:
– Tam do diabla, chodzmy do Musso.
Co uczynilismy. Siedlismy przy stoliku w Starej Sali i przerzucajac menu zamowilismy pare drinkow.
– Pamietasz jeszcze? – spytalem. – Pamietasz, jak kiedys przychodzilismy tutaj i patrzylismy po stolikach obstawiajac, kto jest aktorem, kto producentem czy rezyserem, kto pracuje w branzy porno, kto jest tajniakiem, a kto tylko udaje filmowca? „Zobacz, jak tokuja o szemranych interesach ubitych przy okazji filmu, o kontraktach, o swoim ostatnim filmie”. Nedzne szczury, pokraki… rzygac sie chce, kiedy niosa im te polmichy z plastuga i ryba mieczem.
– Mielismy ich za bucow i na co nam przyszlo – zadumala sie Sara.
– No coz, nie umkniesz widmom przeszlosci…
– Swieta prawda! Chyba zamowie sobie plastuge…
Kelner sterczal nad nami z niechetna mina, przestepujac z nogi na noge. Krzaczaste brwi wpadaly mu do oczu. Musso istnial bez naszej pomocy od 1919 roku; bylismy tylko zawada w lokalu, ja, Sara i cala reszta gosci. W duchu przyznawalem mu racje. Stanelo na rybie mieczu. Z
33
Plan byl zlokalizowany w 3 miejscach. Ekipe stale przerzucano z pokoju do pokoju, z zaulkow w uliczki, z baru do baru.
W jednej z nocnych scen aktorzy mieli krasc kukurydze z opustoszalej parceli, a potem uciekac przed policja.
Posadzona kukurydza czekala juz na kradziez.
Wynajecie parceli kosztowalo 5 tysiecy dolarow. Parcela byla obecnie wlasnoscia Osrodka Rehabilitacji Alkoholikow. Pinchot rozgladal sie za czyms tanszym, w koncu jednak stanelo na tej wlasnie parceli. Nawiasem mowiac, tej samej, z ktorej dama mojego serca kradla kukurydze przed ponad 30 laty. Nowa kukurydze zasiano w tym samym miejscu, gdzie rosla kiedys. Inne rzeczy nieco sie pozmienialy. Kamienica, w ktorej mieszkala moja luba, kiedy sie do niej sprowadzilem, byla teraz zajeta przez dom starcow.
Sasiadujace z opustoszala parcela solidne gmaszysko, gdzie miescilo sie obecnie Centrum Rehabilitacji, w tamtych latach bylo popularna tancbuda, co dzien wypelniona po brzegi, zwlaszcza w sobotnie wieczory. Caly parter zajmowala olbrzymia sala taneczna. Pod sufitem wolniutko obracaly sie wielkie swietliste kule. Orkiestra przygrywala do bialego rana. Na jezdni staly rzedem eleganckie samochody. W niektorych czekali szoferzy.
Nienawidzilismy tancbudy i jej klientow. Sami zylismy o pustym zoladku, zrac sie miedzy soba, na bakier z policja i wlascicielka kamienicy, od kiedy wyszlismy za kaucja z Lincoln Heights.
Teraz gmach roil sie od nawroconych pijakow, ktorzy czytali Biblie, palili papierosa za papierosem i grali w bingo w dawnej sali tanecznej.
Tylko opustoszala parcela ani troche sie nie zmienila. Przez te wszystkie dziesieciolecia nikt na niej nic nie postawil.
Francine i Jack mieli juz za soba kilka prob. Poznikali w przyczepach, a my stalismy w poblizu, czekajac na rozpoczecie zdjec. Wlasnie przytknalem do ust butelke