– Patrz na tych pojebancow! Widzisz te bande pojebanych idiotow?

Oddalilem sie od niego i stanalem pod sciana po drugiej stronie magazynku.

– A ty co? Jestes jednym z nich? - krzyknal do mnie przez pokoj. – Tez jestes popaprancem?

– Owszem, laskawy panie.

– A chcesz kopa w dupe? - odwrzasnal natychmiast.

– Dzieli nas jedynie pusta przestrzen – odparlem z godnoscia.

Hugh, jak antyczny wojownik – ktorym bezsprzecznie byl – postanowil wypelnic te przestrzen czynem, w zwiazku z czym popedzil w moja strone, niezdarnie przesadzajac rzad stojacych na podlodze kublow. Zrobilem unik. Przelecial obok mnie, odwrocil sie, pobiegl z powrotem i schwycil mnie obiema rekami za gardlo. Palce, jak na tak starego czlowieka, mial bardzo silne, a w dodatku dlugie. Czulem wyraznie kazdy z nich, nawet kciuki. Hugh smierdzial. Jechalo od niego jak z zatkanego zlewu z pomyjami. Probowalem rozewrzec mu palce, ale nic z tego nie wyszlo. Dusil mnie coraz mocniej. W glowie zaczely mi migotac czerwone, niebieskie i zolte swiatelka. Nie mialem wyjscia. Unioslem do gory kolano. Staralem sie to zrobic jak najdelikatniej. Nie wcelowalem za pierwszym razem, dopiero za drugim. Czulem, jak jego palce i kciuki wiotczeja. Hugh upadl na podloge, trzymajac sie za genitalia. Do magazynku wszedl Jacob.

– Co sie tu dzieje?

– Nawymyslal mi od popaprancow, prosze pana, i zaczal mnie dusic.

– Sluchaj, Chinaski, ten czlowiek jest moim najlepszym sprzataczem. Od pietnastu lat nie mielismy nikogo lepszego. Badz laskaw obchodzic sie z nim delikatnie. Rozumiesz?

Odszedlem na bok, wyjalem moja karte zegarowa i odbilem ja. Porywczy staruszek patrzyl na mnie z podlogi, a gdy wychodzilem, warknal:

– Zabije cie, mister!

No dobra, pomyslalem, przynajmniej teraz jest uprzejmy. Ale tak naprawde wcale mnie to nie ucieszylo.

66

Nastepnej nocy przepracowalem jakies cztery godziny, a potem poszedlem do damskiej toalety, nastawilem budzik i wyciagnalem sie na sofie. Musialem spac jakas godzine, gdy nagle otworzyly sie drzwi. Przyszli obaj, Herman Barnes i Jacob Christensen. Staneli i zaczeli sie ha mnie gapic. Unioslem glowe, spojrzalem na nich, po czym z powrotem opadlem na poduszke. Uslyszalem, jak przechodza do sracza. Gdy wyszli stamtad, nie spojrzalem nawet w ich strone. Zamknalem oczy i udalem, ze spie.

Nastepnego dnia, gdy obudzilem sie w domu, gdzies okolo poludnia, opowiedzialem o tym Jane.

– Przylapali mnie na spaniu i nie wylali z roboty. Pewnie po tej awanturze z Hughem musieli sie niezle przestraszyc. Oplaca sie byc twardym skurwysynem. Swiat nalezy do silnych.

– Na pewno nie puszcza ci tego plazem.

– Trzeba miec jaja. Jaja, wyczucie i styl. A ja to wszystko mam. Zawsze ci to mowilem. Ale ty rownie dobrze moglabys uszu nie miec. I tak nie sluchasz, co sie do ciebie mowi.

– Nie slucham, bo stale mowisz to samo. Na okraglo.

– Prosze bardzo! Napijmy sie i porozmawiajmy powaznie. Odkad sie zeszlismy, do reszty ci sie w glowie przewrocilo. Albo raczej w dupie. A prawda jest taka, ze ani ja nie jestem ci do niczego potrzebny, ani ty mnie. Spojrzmy wiec, kurwa, prawdzie w oczy.

Zanim klotnia wybuchla na dobre, rozleglo sie pukanie.

– Chwileczke! – zawolalem, szukajac jakichs portek.

Otworzylem drzwi. W progu stanal doreczyciel z Western Union. Dalem mu dziesiec centow i przeczytalem depesze:

HENRY CHINASKI: „TIMES CO” WYPOWIADA PANU PRACE ZE SKUTKIEM NATYCHMIASTOWYM.

HERMAN BARNES

– Co to takiego? – spytala Jane.

– Wylali mnie z roboty.

– A czek?

– Nie ma wzmianki o zadnym czeku.

– Przeciez sa ci winni jakies pieniadze.

– Wiem. Chodz, pojdziemy je odebrac.

– Dobra.

Samochod nalezal juz do przeszlosci. Zaczelo sie od tego, ze stracil wsteczny. Bylo to pewne wyzwanie, ale potrafilem mu sprostac poprzez ustawiczne planowanie, czyli wybieganie mysla do przodu w trakcie jazdy. Potem wysiadl mu akumulator, w zwiazku z czym moglem go uruchomic jedynie wtedy, gdy stal na gorce, z ktorej dalo go sie stoczyc. Przez pare tygodni jakos sobie z tym radzilem, az ktoregos wieczora upilem sie z Jane, zapomnialem o wszystkim i zaparkowalem na plaskiej uliczce przed knajpa. Oczywiscie nie dalo go sie stamtad ruszyc, zadzwonilem wiec do jakiegos calonocnego serwisu. Przyjechali, odholowali woz do warsztatu, a gdy po kilku dniach przyszedlem, by go odebrac, wtopili juz w koszty naprawy 55$, a woz dalej nie chodzil. Wobec tego wrocilem do domu na piechote i zawiadomilem ich listownie, ze zwalniam ich z roboty ze skutkiem natychmiastowym.

Do budynku „Timesa” musielismy wiec pojsc na piechote. Jane wiedziala, ze lubie ja na wysokich obcasach, wlozyla wiec szpilki i ruszylismy w droge. Byl to spory kawal, dobre dwadziescia przecznic w jedna strone. Jane usiadla na lawce przed budynkiem, zeby odpoczac, a ja udalem sie na gore do Dzialu Rachuby.

– Nazywam sie Henry Chinaski. Dostalem wypowiedzenie i przyszedlem po czek.

– Henry Chinaski… – powtorzyla dziewczyna. – Prosze chwilke poczekac.

Przejrzala plik jakichs papierow.

– Przykro mi, panie Chinaski. Panski czek jeszcze nie jest gotowy.

– Dobra. Zaczekam.

– Pan wybaczy, ale nie jestesmy w stanie przygotowac czeku wczesniej niz na jutro.

– Przeciez skoro dostalem wypowiedzenie…

– Przykro mi, prosze pana. Prosze przyjsc jutro. Wyszedlem na dwor. Jane wstala z lawki. Wygladala na zglodniala.

– Chodz, skoczymy na Grand Central Market, kupimy na bazarku mieso na gulasz i jakies jarzynki… A potem pare butelek dobrego francuskiego wina.

– Jane… Powiedzieli mi, ze czek jeszcze nie jest gotowy.

– Przeciez musza ci zaplacic. Takie jest prawo.

– Pewnie tak. Nie wiem zreszta. Powiedzieli, ze przygotuja czek na jutro.

– O Jezu! A ja szlam taki kawal w szpilkach…

– Dobrze w nich wygladasz, zabciu.

– No i co z tego…

Ruszylismy z powrotem. W polowie drogi Jane zdjela szpilki i szla dalej, w ponczochach. Kilku kierowcow zatrabilo na nasz widok. Kazdemu pokazalem wala. Gdy dotarlismy do domu, okazalo sie, ze starczy nam pieniedzy na taco i piwo. Kupilismy jedno i drugie, zjedlismy, wypilismy, a potem – po niewielkiej klotni – wykochalismy sie i poszlismy spac.

67

Nastepnego dnia, kolo poludnia, wybralismy sie tam ponownie. Jane znowu miala na nogach swoje szpilki.

– Chcialabym, zebys zrobil nam dzis ten gulasz – powiedziala. – Zaden mezczyzna nie potrafi tak udusic mieska jak ty. To twoj najwiekszy talent.

– Stokrotne dzieki – burknalem.

Dwadziescia przecznic to jednak kawal drogi. Jane znow usiadla na lawce, zdjela buty, a ja poszedlem do Dzialu Rachuby. Natrafilem na te sama dziewczyne.

– Nazywam sie Henry Chinaski.

– Slucham pana.

– Bylem tu wczoraj.

– Tak?

– Powiedziala pani, ze dzis bede mogl odebrac czek.

– Och, chwileczke.

Przejrzala papiery.

– Przykro mi, panie Chinaski, ale panskiego czeku jeszcze nie ma.

– Przeciez powiedziala mi pani, ze bedzie na dzis gotowy.

– Prosze nam laskawie wybaczyc. W pewnych wypadkach przygotowanie wyplaty wymaga czasu.

– Chce dostac czek.

– Przykro mi, prosze pana.

– Wcale pani nie jest przykro. Nie ma pani pojecia co to jest przykrosc. A ja mam. Chce sie natychmiast widziec z kims kompetentnym. Z szefem pani szefa.

Dziewczyna podniosla sluchawke.

– Pan Handler? Chce z panem rozmawiac niejaki pan Chinaski. Zostal zwolniony, a nie dostal czeku.

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату