Mama milczala. Podparla policzki rekami i nieoczekiwanie usmiechnela sie:

– Kiedy mialam jedenascie lat, przez caly miesiac bylam przekonana, ze jestem chora na jakas nieuleczalna chorobe. To, przez co przechodza wszystkie mlode dziewczyny, bylo dla mnie strasznym przezyciem... kiedy trzeba bylo po prostu otworzyc usta i podzielic sie z mama problemem. Zwierzyc sie ze wszystkiego.

– No i masz porownanie – Wlad mimowolnie usmiechnal sie w odpowiedzi.

– A co ty myslisz? – niewzruszenie ciagnela dalej mama.

– Nawyobrazales sobie Bog wie co... Dlaczego nie powiedziales wczesniej?! Jezeli to jest wszystko, co cie niepokoi... Przeciez znajomi zawsze przychodza do ciebie, kiedy jestes chory, w klasie wszyscy cie lubia, cieszysz sie nawet autorytetem. To cie tak przeraza?

– A Iza?

Mama westchnela:

– W mojej klasie jedna dziewczyna prawie odebrala sobie zycie z powodu nieszczesliwej milosci. Glowe jej z petli wyjeli. A teraz – idealna zona i matka, ma trojke dzieci, mlodsze jest w twoim wieku. Tak, to prawda, zakochala sie w tobie ta Iza, a ty, zreszta, jak wszyscy mlodziency w twoim wieku, po prostu oczu nie macie... zwyklych rzeczy nie widzicie.

– A oboz?

– Co – oboz? Kiedys w wiadomosciach mowili, ze w jednej wiosce, na weselu, czternastu ludzi otrulo sie na smierc. I wcale nie grzybami ani ciastem.

– Ale na obozie...

– Wladek, nie wygaduj glupstw. W drugiej klasie byles miesiac w sanatorium... czy nawet poltora miesiaca... Twoi znajomi z klasy najspokojniej w swiecie przezyli ten okres bez ciebie. W trzeciej klasie, Dymek, twoj przyjaciel, trafil do szpitala... Dymek, niestety, nie ma zelaznego zdrowia, ma wiele chronicznych przypadlosci... i na dodatek jest bardzo podatny na wszelkie wirusy. Pamietasz, w czwartej klasie jego takze chcieli wyslac do sanatorium – na cale lato. I jak mu, niewiadomo czemu, temperatura podskoczyla? Odlozyli wyjazd – temperatura spadla. Wyznaczyli termin kolejnego wyjazdu – znowu skoczyla...

– Moze nacieral termometr – powiedzial Wlad.

Mama pokrecila glowa:

– Nie, Wladziu... „nacierany termometr” to dziecieca legenda. Kto wychowal chociaz jedno dziecko, ten reka mierzy temperatura z dokladnoscia do dwoch dziesietnych... – popatrzyla na swoja dlon. – A ja wtedy latem, przez nieuwage, potknelam sie... przeciez strasznie sie denerwowalam, Wlad. Syn uciekl z obozu, nie wiadomo dokad – mimo wszystko, balam sie... Co ty na to?

– Mamo – powiedzial Wlad szeptem. – Przepraszam.

– Nie przejmuj sie, nie mam do ciebie zadnych pretensji – zdziwila sie mama. – Wrecz przeciwnie... spadl mi kamien z serca...

Wlaczyli telewizor, usiedli obok siebie na tapczanie i do polnocy ogladali jakis glupi film, od czasu do czasu rzucajac zlosliwe komentarze na jego temat.

* * *

– Aha, Wlad, zapomnialam ci powiedziec, jade na szkolenie – radosnie wyznala mama. – Chciales samodzielnosci – prosze, oto ona. Tylko mi domu nie spal ze swoimi kolegami.

– Przeciez nigdy nie jezdzilas na zadne szkolenia – wyjakal Wlad, zaskoczony takim obrotem rzeczy.

– To prawda, nie jezdzilam... ale teraz jade. Na caly tydzien.

– Na tak dlugo?!

– Mama rozlozyla rece:

– Wybacz, ale na krocej nie oplaca sie jechac... Ucz sie tej swojej samodzielnosci. Juz niedlugo konczysz szesnascie lat...

Wlad otworzyl usta – i momentalnie zamknal, zagryzajac wargi. Przestraszyl sie, choc nie wiedzial do konca, czego. Moze ironicznego usmiechu mamy...

A moze bal sie utracic te spokojna pewnosc mamy, ze wszystko bedzie w porzadku.

Ta pewnosc nieraz pomagala mu w zyciu. W dziecinstwie wydawalo mu sie, ze spokoj mamy wyglada jak wyciagnieta w przyszlosc reka, ktora wybiera tam dla niego tylko to, co najlepsze i chroni od nieszczescia.

I, ktory to juz raz, wierzac w mamy wewnetrzna sile, Wlad nic juz wiecej nie powiedzial.

* * *

Trzeciego dnia, rano, Wlad wyskoczyl jak oparzony z lozka, kiedy rozlegl sie dzwiek telefonu. Telefon trzeszczal, nie chcac zamilknac. Wlad odebral – miala byc rozmowa miedzymiastowa.

– Tak?!

– Lacze z Makowka – beznamietnie obwiescila telefonistka.

– Z jaka... halo?

Zatrzeszczalo w sluchawce.

– Wladek – powiedziala mama, a jej glos slychac bylo, jak spod grubej koldry. – Co slychac?

– U mnie wszystko w porzadku... Skad dzwonisz? Z tej, jak jej tam... Makowki?

– Wracam do domu – powiedziala mama. – Bede juz po poludniu.

– Ale u mnie wszystko w porzadku...

– Ciesze sie, czekaj na mnie...

Znowu cos zatrzeszczalo. Minute po tym, jak Wlad odlozyl sluchawke, telefon znowu zadzwonil i telefonistka spytala:

– Rozmowa skonczona?

– Tak, skonczona – powiedzial Wlad.

Kiedy byl wyrywany ze snu, zawsze bylo mu ciezko myslec.

Makowka...

Mama wraca.

Ledwo udalo mu sie dosiedziec do konca lekcji. Pedem wrocil do domu, zaczal odgrzewac sobie obiad. Dlaczego niejaka Makowka, wspomniana przez telefonistke, nie dawala mu spokoju. Znajoma nazwa? Makowka, Makowka...

Podszedl w koncu do regalu z ksiazkami i zaczal szukac „Atlas samochodowy”, kiedys kupiony w antykwariacie, chyba wlasnie dlatego, ze zawieral krotkie opisy nie tylko duzych, ale i malych miejscowosci.

Makowka. Sto tysiecy mieszkancow. Muzeum krajoznawcze, skansen archeologiczny, regionalny dom dziecka...

W tym momencie rozlegl sie ledwo slyszalny zgrzyt klucza w zamku i jednoczesnie z nim Wlad poczul, ze dom zaczyna wypelniac sie zapachem odsmazanego na patelni puree.

– Mama!

Patrzyla na niego, jakby go widziala po raz pierwszy na oczy. Polozyla mu rece na ramiona, przyciagnela do siebie, objela:

– Okropny sen mi sie przysnil... Za stara juz jestem na takie wyjazdy. Pracowac spokojnie nie mozna, kiedy snia sie takie rzeczy. A to pozar... a to, ze wpadles pod samochod... Przestraszylam sie, ze cos ci sie moze stac. Zawsze cie rozpieszczalam i chyba dalej musisz trzymac sie mojej spodnicy...

Zartowala. W ogole nie wygladala na chora, nie byla nawet blada. Delikatnie obejmujac ramiona mamy pod wilgotnym plaszczem, Wlad goraczkowo zastanawial sie, co teraz bedzie, co mu powie, jak sie zachowa.

– Mamo...

– Nic mi nie jest. Po prostu... stesknilam sie za toba. Nie wyobrazaj sobie nie wiadomo czego, zwyczajnie zatesknilam za synem...

Zaczal odgrzewac nowa porcje puree. Bylo go jeszcze duzo – prawie caly garnek. Zanosilo sie przeciez, ze Wlad bedzie caly tydzien sam w domu...

– Bylas w Makowce?

Nie wytrzymal. Wypadalo najpierw dac mamie zjesc, troche odpoczac i dopiero wtedy zapytac. Mama nie potrafila klamac, jej zachowanie powiedzialo mu znacznie wiecej niz jakiekolwiek slowa.

– Przyniose salate – powiedzial Wlad, odwracajac wzrok.

– Dobrze, przynies – cicho zgodzila sie mama. – Tak, bylam w Makowce... Trudno tam dojechac...

Wlad chcial powiedziec, ze mama miala miec szkolenie w zupelnie innym miescie, ale przemilczal to.

– Pojechalam do tego Grodnowa – bez entuzjazmu powiedziala mama. – Wynajelam pokoj w hotelu... okropnym zreszta... poszlam na konferencje... wysluchalam kilku wykladow... i zdalam sobie sprawe, ze przyjechalam na prozno. Jakies drugorzedne sprawy, trzeciorzedni wykladowcy... I do tego jeszcze te sny. Krotko mowiac, na drugi dzien przeczytalam swoj referat i postanowilam wrocic...

Wlad chcial powiedziec, ze Makowka znajduje sie w ogole gdzie indziej, nie przy drodze z Grodnowa, tylko w zupelnie innym miejscu, po przeciwnej stronie. Ale przemilczal to.

– I tak dotarlam do Makowki – westchnela mama.

– Do domu dziecka – niemalze dodal Wlad.

Mama podniosla na niego zmeczone, jakby troche szklane oczy:

– A dlaczego nie mialabym zatrzymac sie wlasnie w Makowce? Mialam tam... Zostali tam moi dobrzy znajomi... Ci, ktorzy pomogli mi ciebie adoptowac...

Ale przeciez nie widzialas sie z nimi chyba z pietnascie lat, chcial powiedziec Wlad.

– Dawno sie nie widzielismy... Okazalo sie, ze niektorzy juz nie zyja...

– Masz ochote na sledzia? – spytal Wlad. – Ze smietana?

– Nie – mama pokrecila glowa. – W ogole nie bede jadla. Zrob mi herbaty, jezeli mozesz...

Wlad przykryl czajnikiem niebieski wianek gazu.

Czul, ze mama wszystkiego mu nie powiedziala. I on nigdy nie odwazy sie zapytac pierwszy, nie bedzie wypraszal odpowiedzi. I wiedzial jeszcze, ze to niedomowienie na zawsze pozostanie miedzy nimi. Nie da im spokoju.

Dlugo milczeli. Potem, pozornie, zaczeli rozmawiac – Wlad opowiadal o tym, co w szkole, mama narzekala na przeciag w pociagach, na drogie bilety, jednak, tak naprawde, dzielila ich ogromna przepasc. Oboje to czuli i chcieli jakos przerwac te gadanine – ale nie wiedzieli jak.

– Pojde do siebie – powiedzial w koncu Wlad. – Mam lekcje do odrobienia...

– Tak, tak, idz – powiedziala mama. – Oczywiscie...

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×