Zmierzchalo. Zeby zobaczyc w oknie cokolwiek oprocz swojego mrocznego odbicia, trzeba bylo przylozyc glowe do szyby i rozplaszczyc nos.

Za plecami odezwaly sie, otwierane, drzwi przedzialu. Powazna dziewczyna przemaszerowala na koniec korytarza – i po dwoch minutach wrocila z powrotem. Zatrzymala sie przy sasiednim oknie, utkwila w nim wzrok.

– Na egzaminy wstepne? – spytal Wlad. Dziewczyna zdawkowo kiwnela glowa.

– Do szkoly pedagogicznej?

Spojrzala na niego z krolewska pogarda:

– Do teatralnej.

– A gdzie ona jest? – spytal Wlad po krotkiej przerwie.

– W stolicy, oczywiscie – odezwala sie zdumiona. – Czy o cos innego ci chodzi?

Zupelnie nie pasowala na dziewczyne, ktora ma byc artystka. Tak w ogole, to Wlad wyobrazal sobie takie dziewczyny calkiem inaczej.

– A co tam sie zdaje? – zapytal tylko po to, zeby pozbyc sie nieprzyjemnej ciszy.

– Sztuke – powiedziala dziewczyna, jakby oblizujac slodkiego cukierka. – Proze, basn, etiude, wiersz, monolog, taniec, piosenke...

– Duzo – powiedzial Wlad. – A chemii tam sie nie zdaje?

Nie wytrzymala i parsknela ze smiechu.

– A biologie?

– Biologia powinna byc w czlowieku – powiedziala wyjasniajaco i Wlad zauwazyl, ze powtarza cudza fraze. – Aktorska biologia...

– Masz ja?

Zmierzyla go takim wzrokiem, jaki zwykle wymieniaja miedzy soba dziewczyny przed bojka:

– Mam. O co ci chodzi?

Przez korytarz przeszedl mezczyzna w pogniecionym sportowym ubraniu, tak gruby, ze i Wlada, i jego rozmowczynie prawie wgniotlo w sciane.

– Jak masz na imie? – spytal Wlad troche za pozno.

– Agna – podniosla podbrodek. – Jak masz na imie, wiem... – I dodala, obejrzawszy sie na przymkniete drzwi: – I przynioslo te pomylona ciotke do naszego przedzialu!

I oboje cicho rozesmiali sie.

* * *

Latwosc egzaminow do szkoly teatralnej porazila Wlada. Jak przekonywala go Agna, nauczyc sie tekstu – to jeszcze nie wszystko. Jezeli ktos zdaje chemie – wiadomo, o co chodzi. Jezeli ktos czyta wiersz przed komisja... to jak go ocenic, jesli na przyklad przeczyta glosno, wyraziscie i ani razy sie nie pomyli?!

I jeszcze jedno – Wlad nigdy nie byl w stolicy.

A po drugie – egzaminy do szkoly teatralnej sa w lipcu, a na Akademie Medyczna – w sierpniu.

– Mamo – powiedzial Wlad rano, kiedy do stacji Starogrod pozostawalo jeszcze dwadziescia minut drogi. – Chce ci cos powiedziec...

Mama wysluchala wszystkich jego racji, milczac. Pociag zwolnil bieg, po obu stronach okien pojawily sie szare, starogrodzkie bloki.

– Nie chcesz, zeby dowiedzieli sie, gdzie jestes – powiedziala mama, kiedy Wlad stracil juz nadzieje, ze uslyszy odpowiedz.

– Chce zobaczyc stolice... – w zmieszaniu zaintonowal. – Do egzaminow w Starogrodzie mam jeszcze troche czasu...

– Ale powinnam chyba jakos uprzedzic... ze nie przyjedziemy teraz...

Wlad najpierw nie uwierzyl. Objal mame, dotknal nosem pachnacego, miekkiego ucha:

– Tak po prostu sie zgadzasz?!

– Nie rozumiesz, Wladek. Wystarczy, ze zadzwonie do krewnych cioci Wiery, wyjasnia, gdzie jestesmy i co sie z nami dzieje, dlaczego nie przyjechalismy...

– Dobrze, ale w stolicy nas nie znajda! Nawet jezeli przez policje beda szukac!

Gadatliwa sasiadka, w momencie kiedy wychodzila z przedzialu, uslyszala ostatnie zdanie. Nie wiadomo, co mogla sobie pomyslec, ale patrzec na nia bylo zabawnie.

– Ty rzeczywiscie w to wszystko wierzysz – w zadumie powiedziala mama.

Pociag zblizal sie juz do stacji.

* * *

Budynek instytutu przypominal nawiedzony dom – wysokie surowe sklepienia, glosne mroczne przestrzenie, galeria obrazow wzdluz scian. Ramy byly gipsowe, pozlacane. Przedstawieni na portretach ludzie patrzyli gdzies w bok, a na kazdej twarzy malowala sie swiadomosc wielkiej slawy, jakby nawet przez poklady wieloletniego kurzu docieralo do namalowanych uszu echo oklaskow. Tam, gdzie nie bylo portretow – wisialy plaskorzezby, przygladajace sie przechodzacym abiturientom przerazajacymi bialkami oczu. Wlad nie tyle sie bal, co gubil sie na poczatku. Nie mogl uwierzyc, ze odstawiany tu cyrk ktos bierze na powaznie.

Instytut przezywal oblezenie dziwnej, ekscentrycznej mlodziezy. Od ilosci dziewczyn ciemno robilo sie przed oczami – blondynki, brunetki, grubsze, szczuplejsze, ladne i naprawde piekne, i do tego cala masa „szarych myszek”, ktore tez chcialy zostac artystkami. Chlopakow bylo troche mniej, ale wszyscy mowili tak glosno i mieli glosy tak donosne, ze zatykalo uszy. Rozsiadlszy sie po katach, abiturienci mowili nienaturalnie brzmiacymi glosami, piszczeli, smiali sie, przesadnie szlochali, belkotali, przewracali sie, szczekali, wydzierali, spiewali przy rozstrojonej gitarze – w ogole robili wszystko po to, zeby zaskoczony Wlad uznal ich za pomylencow.

Raz w ciemnym korytarzu Wlad natknal sie na blada dziewczyne z oczami skierowanymi w sufit. Bez przerwy poruszala ustami. Wlad przestraszyl sie.

– Krolewska krew – nie jest po to, zeby wylewac ja na ogrody – wyraziscie wyglosila dziewczyna. Popatrzyla na Wlada, jakby szukajac pomocy: – Kim jestes, ty, ktory tak zuchwale... naruszasz moj spokoj?

Wlad zaczal sie powoli cofac. Na szczescie dziewczyna juz o nim zapomniala – wlekla sie dalej, wymachiwala rekami, powtarzajac, z histerycznym smiechem:

– Ach, kimze on jest... Stracic go! Stracic! Stracic!

Ta na pewno sie dostanie, z przerazeniem pomyslal Wlad.

Agna od razu wtopila sie w ten chory tlum i nawet odgrywala teraz „etiude” – to znaczy niema scenke – pod tytulem „Dworzec”. Namawiala Wlada, ale ten sie wykrecil. Nie nadawal sie do tego, zeby brac udzial w takich wyglupach. Ogloszono, ze pierwszy egzamin bedzie z czytania wiersza i bajki. W szkole uczyl sie dobrze, moze z zajec z literatury cos jeszcze bedzie pamietal...

Czekajac na swoja kolej, sluchajac krzykow i zawodzen, dochodzacych zza wysokich, kolorowych drzwi, doszedl do wniosku, ze jezeli od razu dostanie dwojke – bardziej go to ucieszy, niz gdyby mial sie dalej meczyc i przechodzic kolejne etapy. To bedzie oznaczalo, ze sie pomylil, przyjezdzajac tutaj za Agna do szkoly teatralnej. Lepiej chyba, jakby uczyl sie chemii na plazy...

Uslyszal swoje nazwisko.

W wielkim, pustym audytorium byl tylko stol, za ktorym siedzieli zmeczeni czlonkowie komisji, podobni do swietej inkwizycji – mieli po okolo piecdziesiat lat, a niektorzy chyba nawet wiecej. Wladowi zrobilo sie ich zal: duszne audytorium, kolejka abiturientow nie majaca konca, a oni siedza i siedza, sluchaja i sluchaja wszystkich tych krzykow i jekow, kiedy na dworze jest lato, piekna pogoda, najlepszy czas, zeby zabrac wnuki nad wode...

– Co pan nam przeczyta? – spytala, blada jak ksiezyc, egzaminatorka.

– Cos krotkiego, nie chce was zanudzac – powiedzial Wlad z dobrego serca.

Czlonkowie komisji spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

* * *

Dziewczyny mialy byc egzaminowane pozniej. Agna, cala rozpalona, krecila sie po korytarzu, mamrotala cos, wymachiwala rekami, co chwile natykajac sie na inne kandydatki, tak samo cos mamroczace i zatopione w sobie. Wlad chcial do niej podejsc. Po prostu powiedziec, ze komisja wcale nie jest taka straszna – zwyczajni, zmeczeni wujaszkowie i ciotki, nawet zyczliwi – tak lagodnie z Wladem rozmawiali... Zrobil juz pierwszy krok – ale w tym, zeby pojsc dalej, przeszkodzila mu nieuswiadomiona, w polowie pograzona w podswiadomosci mysl.

Jechali w tym samym przedziale, stali przy tym samym oknie, teraz spotykaja sie kazdego dnia, rozmawiaja. Ale, niestety, chyba juz niedlugo sie rozstana (Wlad, w przeciwienstwie do innych zdajacych, doskonale wiedzial, ze jego miejsce jest w Starogrodzie, gdzie bedzie mial egzaminy wstepne na Akademie Medyczna). Kto moze wiedziec, jak bedzie wygladala jeszcze jedna rozmowa Agny z Wladem... Ile ich powinno byc, zeby Agna na wlasnej skorze odczula skutki tej przypadkowej znajomosci? Nawet jezeli mialoby to byc zwykle oslabienie... W czasie egzaminow moze byc niepozadane...

I, tak to sobie wytlumaczywszy, Wlad nie podszedl do Agny. Zszedl po niebezpiecznie sliskich schodach do marmurowej piwnicy i napil sie gazowanej wody ze starego automatu, ktory chodzil glosno jak traktor. Mimo wszystko, chyba nie bylby zadowolony, gdyby postawili mu od razu dwojke. Trzeba bedzie wyciagnac papiery i pojechac do Starogrodu. Ale z drugiej strony, jak dostanie trojke – bedzie musial wymyslic jakas durna etiude... „Wyobraz sobie, ze otwierasz puszke sledzi w sosie pomidorowym, a z niej wyskakuje zywa zmija...”

Nie wytrzymal i rozesmial sie. W kazdym badz razie mozna by zatrzymac sie na tydzien. Zwyczajnie pochodzic po miescie... Przeciez stolicy do tej pory jeszcze nie poznal. Ledwo co znalezli instytut, pokoj, zeby sie zatrzymac... Pokoj jest maly, a w kuchni bez przerwy siedzi stara gospodyni. Ale czy ktos mowil, ze u krewnych cioci Wiery bedzie lepiej...

– Ej, ty, sa juz twoje oceny – wytracil Wlada z rozmyslan jakis dryblas z pierwszego roku.

Wlad poszedl zobaczyc.

Na karcie egzaminacyjnej, na ktorej bylo nalepione nieudane zdjecie Wlada (wytrzeszczone oczy, kartoflany nos, sterczace wlosy) miescila sie, troche niezgrabna, piatka. U pozostalych osob zdajacych w tej turze widnialy trojki i tylko u jednej – czworka.

Dziewczyny tez wypadly slabo. Wlad zostal, zeby podniesc na duchu Agne. Dziewczyny wychodzily z audytorium czerwone, blade, dumne, zmieszane, przestraszone...

Potem wyniesli oceny. Wlad widzial, jak Agna pierwsza schwycila swoja karte...

I jak sie skrzywila, jak zadrzaly jej wargi. Wlad rzucil sie w jej kierunku, manewrujac miedzy spoconymi abiturientami. Dwojki nie miala, ale dostala trzy, a to oznaczalo – prawie koniec.

* * *

Kazdego rana, budzac sie, pierwsza rzecza jaka robil, bylo myslenie o Dymku.

Ze zal mu jego rodzicow.

Czy Dymek jest jeszcze w szpitalu, czy juz nie? Czy znowu lezy pod kroplowka – czy tym razem mu sie upieklo?

Tesknil za Zdanem, za Marta, za Antonem, nawet za najmniej lubianymi kolegami i kolezankami z klasy, nieoczekiwanie bardzo zatesknil. Przypominal sobie, jak w osmej klasie prawie pojechali

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×