powtarzalam sobie raz po raz, ze ten czlowiek czarno na bialym spelnia wszystkie warunki, ze nie ma sie co balamucic jego niewinnoscia, poniewaz ma on jak nic szesc osiowych objawow deliryzmu. Inny znow deliryk, co goscil tu przed kilku laty, w cywilu lekarz urolog, zamiast samemu leczyc sie z deliryzmu i na tym sie skupic, i na tym poprzestac, maniakalnie zajmowal sie innymi delirykami i leczyl ich z dolegliwosci urologicznych, w najgorszym razie sluzyl urologiczna porada.

Mialem wielka ochote z wyzszoscia i nie baczac na prawde powiedziec, ze porady urologiczne to nie to samo, co literatura, ale zmitygowalem sie – nie mozna ani w zboznych polemicznych zamiarach, ani w obronie rzemiosla, ani nawet w obronie wlasnej – mowic nieprawdy; porady urologiczne to moze byc wielka literatura.

Poza tym Kasia w jakiejs mierze miala racje: ja juz nie chcialem byc tylko pisarzem, ja teraz chcialem byc tylko z toba. Poniewaz jednak nikt, ani Kasia, ani terapeuta Mojzesz alias Ja Alkohol, ani doktor Granada, ani sam Pan Bog nie polecil mi, bym dokonal wyboru miedzy toba a literatura – pisze dalej, choc teraz czynie to w dyskrecji. Jesli natomiast Pan Bog przemowil do mnie ustami terapeucicy Kasi i jesli to On polecil mi, bym wybral deliryzm lub literature, leczenie deliryzmu lub pisanie ksiazki, to gne sie w pokorze, ale mowie: Panie Boze, zbyt krucha wybrales dla swych slow poslanniczke, zbyt krucha na tak zatwardzialego opoja, jakim bylem ja.

Terapeucica Kasia spogladala na mnie przenikliwie, ja jednak sprostalem jej spojrzeniu, w miare uplywu czasu ona rozluzniala sie w sposob widoczny, ja rozluznialem sie w sposob niewidoczny (powinno byc odwrotnie). Ja podnioslem glowe, ona opuscila glowe i powiedziala bardzo wyciszonym glosem:

– I tak nikt, ani ja, ani nikt inny nie bedzie sprawdzal twoich rekopisow.

O to bylem spokojny. Jesli szwadron terapeucie urzadzal kipisz w szafce deliryka, czyniono to wylacznie, by znalezc spirytus w tubce pasty do zebow, gorzka zoladkowa w butelce po szamponie, relanium pod podeszwa. Antydeliryczne ksiazki i broszury, kwestionariusze, wypracowania, konfesje i dzienniki uczuc fruwaly w powietrzu, pozolkle i wywabione do cna z kropli alkoholu manuskrypty delirykow nie ciekawily nikogo. Ale oczywiscie sam fakt, ze ktokolwiek w ogole smie mowic o sprawdzaniu albo niesprawdzaniu moich papierow, wzbudzil we mnie skrajne obrzydzenie i postanowilem pisac w dyskrecji.

Kiedy zas w trakcie konwersatorium na temat: Jak tlumaczylem i usprawiedliwialem swoje picie?”, otoz kiedy w trakcie tego konwersatorium jedna z terapeucie (mniejsza o jej imie) wyrwala mi zeszyt z notatkami i jela ryc wzrokiem w moim pismie, postanowilem – na wszelki wypadek – zejsc do calkowitego podziemia. Wzmoglem krepujaca dyskrecje, tak az nabrala znamion tworczej konspiracji.

Wstaje o czwartej rano, nad oblakanczymi ogrodami podnosza sie mgly, cichcem zakradam sie do pokoju ciszy i cichcem pisze. W niedziele z gotowym rekopisem za pazucha czekam pod szpitalna brama. Kolo jedenastej biegniesz wzdluz peronu, idziemy nasza sciezka, siadamy na kamiennej lawce nad Utrata. Poznym popoludniem bezpiecznie szmuglujesz kolejny rozdzial przez obstawiona straznikami brame. Wsiadasz do kolejki WKD, dojezdzasz do Dworca Centralnego, tam masz przesiadke na ekspres InterCity, tam juz jestes bezpieczna. (Przed laty, a moze przed paru miesiacami, niemal zgadlem: bylas trzysta kilometrow stad). Teraz jest juz wieczor, ciemnosc spowija pawilon delirykow. Siedze na lozku w moim piecioosobowym pokoju i czytam twoje listy. Ty siedzisz w przedziale i gdyby nie to, ze jestes bardzo blisko, powiedzialbym sentymentalnie: jestes coraz dalej i dalej. Ale nie: ona jest. Ona siedzi przy oknie, patrzy na przesuwajace sie plasko i daleko rowniny, rozprostowuje na kolanach (zielone letnie spodnie prawie calkiem wyschly) kiepski kratkowany papier i gladko odczytuje chybotliwe pismo: “Dreszcze zygzakami ida przez nasze ciala, siedzimy na kamiennej lawce nad Utrata, ja mowie: mlyn nad Utrata, ty mowisz: mlyn nad Lutynia…”.

24. Nieopisana ucieczka Szymona.

Noc zapadla nad oddzialem delirykow, rozgromiona armia pokotem lezy, korytarz jedna oswietla zarowka, spia. (Lecz jeden z nich nie spi, on widzi wolnosc za mgla). Szymon Sama Dobroc budzi sie z plytkiej, czujnej drzemki, wstaje, wyjmuje spod lozka brezentowy worek i bezszelestnie, by nie zbudzic spiacego wspoltowarzysza, zaczyna sie pakowac. Szymon Sama Dobroc nie lubi swego spiacego wspoltowarzysza, walczy z tym uczuciem, nieustannie powtarza: miluj nieprzyjaciol swoich, nieustannie przypomina sobie dwanascie krokow anonimowych alkoholikow, ale wrogosc ciagle jest w sercu jego. Spiacy wspoltowarzysz chrapie i Szymon nocami nie moze spac. Spiacy wspoltowarzysz pozyczyl od Szymona dziesiec zlotych i Szymon wie, ze nigdy tych pieniedzy nie ujrzy, choc zwlaszcza teraz, gdy postanowil uciec, kazdy grosz bylby na wage zlota. Spiacy wspoltowarzysz bez pytania uzywa zapalniczki i dlugopisu Szymona i Szymon nie ma w sobie dosc sily, by zwrocic mu uwage. Za to tamten bez ceregieli poucza Szymona, by zamykal szafe i by dokladniej zamiatal pokoj, jak jest jego kolej. Wtedy wrogosc jest nie tylko w sercu Szymona, wtedy on caly staje sie wrogoscia.

– Co to jest wrogosc? – zapytal na jednym z wykladow terapeuta Mojzesz alias Ja Alkohol. Co to jest wrogosc? – powtorzyl, a gdy milczenie w sali amfiteatralnej stalo sie nie do zniesienia, oglosil, a nastepnie podyktowal osowialym delirykom definicje wrogosci. Wrogosc jest to – pisala zgodnie i ospale ledwo zywa armia – wrogosc jest to wscieklosc – pisal razem ze wszystkimi Szymon Sama Dobroc – wrogosc jest to wscieklosc skierowana przeciwko komus lub czemus. Szymon odczytal zapisane w ordynarnym szescdziesieciokartkowym zeszycie zdanie, rozjasnily sie mysli jego i poczul niepokoj. Zdaniem Szymona, gdyby umial on swoje zdanie wypowiedziec, nadmierne rozjasnienie umyslu prowadzi do nerwowosci. Wiedziec cos do konca to znaczy nie miec juz zadnego zapasu wiedzy na dany temat, a jak czlowiek nie ma zadnego zapasu – glupio sie czuje; czlowiek wtedy czuje sie tak, jakby konczyly mu sie papierosy. Nie “czlowiek”, ale ja Szymon, nie “sie”, ale ja Jurus. I nie “czuje”, ale “pije”.

Czyzby piczka-terapeuciczka Kasia miala racje? Czyzby faktycznie odechcialo mi sie pisac o piciu? A moze odechcialo mi sie pisac, bo odechcialo mi sie pic? Pisalem i scigalem sie z moim pisaniem o piciu, z odzwyczajaniem sie od picia i przegralem, a moze wygralem gonitwe? A moze zdarzylo mi sie to samo co Marcelemu Proustowi? Pourquoi pas? Why not? Warum nicht? U Marcelego Prousta – teza zapamietana z wykladu Jana Blonskiego sprzed dwudziestu osmiu lat – u Marcelego Prousta stracony czas bohatera jest odzyskanym czasem narratora. U mnie jest prawie tak samo: ja, narrator Jurus, nie tylko odzyskuje stracony czas bohatera Pijaka, ale znajduje tez to, czego on daremnie od pierwszego zdania szukal. Odzyskuje przy tym roztrwoniony i przepity czas innych postaci. Pomiedzy mna a moimi postaciami bardzo male sa nieraz roznice. (Zadnej sprzecznosci z innym miejscem poematu). Pomiedzy mna a mna tez niewielkie sa subtelnosci, moze jest nawet przez to na odwrot, moze Pijak jest narratorem, a Jurus daremnie szuka milosci przedsmiertnej i w efekcie jeden drugiemu moze skoczyc.

Czyli nie Don Juan Ziobro, ale Ja Don Juan Ziobro. Nie doktor Granada, ale Ja doktor Granada. Nie siostra Viola, ale Ja siostra Viola. Und so weiter.

Nie mowie jezykami obcymi, ale terapeucice dzialaja na mnie tak intensywnie, ze niekiedy czuje: lada chwila przemowie jezykami obcymi. Moja uspiona w dzieciectwie niemczyzna rozbudzi sie, moja szkolna ruszczyzna stanie sie perfekt w mowie i pismie, moja nigdy porzadnie nie wyuczona angielszczyzna stanie sie very fluently Nie takie rzeczy, jak nagle mowienie jezykami, dzieja sie na oddziale delirykow.

Szymon Sama Dobroc rozglada sie po obliczach zgromadzonych w sali amfiteatralnej towarzyszy broni i widzi, jak po tygodniu, po trzech tygodniach, po miesiacu oblicza szlachetnieja i klesna, nosy bledna, oczy nabieraja blasku. Przodownik Pracy Socjalistycznej zmienil sie nie do poznania. Jeszcze niedawno leb mial obrzekly jak neon, siwe klaki w nieladzie, odziez w rozgardiaszu, rece w dygocie. A teraz jak on wyglada? Szczupla, opalona meska twarz, bujna siwa czupryna, elegancka flanelowa w czerwono-czarna krate koszula, rece zelaznym, precyzyjnym gestem ujmuja kubek z kawa zbozowa. Przodownik Pracy Socjalistycznej wyglada teraz jak starszy brat Clinta Eastwooda.

Delirycy odzyskuja wzrok, sluch i mowe. Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Swiata for example. Nie wiem, czy wspominalem: dodatkowa trudnoscia w spisywaniu bezladnych opowiesci Terrorysty byl fakt, iz mowil on nieczytelnym, chrapliwym szeptem. Slynny glos Jana Himilsbacha w fazie calkowitego zaniku, struny spopielone. A teraz? Po kilku tygodniach? Teraz Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Swiata mowi nie tylko tak, ze mozna go zrozumiec, teraz Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Swiata mowi tak, ze uwiecznic jego mowienie jest zadaniem pierwszym. Zatrzymuje mnie na korytarzu i konfidencjonalnie szepcze do ucha:

– Nie martw sie, Jurusiu, nie martw sie, jeszcze znajda lekarstwo na nasza chorobe. Na fujare znalezli.

– Jesli po paru zaledwie tygodniach absolwenci tej uczelni sa w stanie przejsc od niemoty i otepienia do

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×