wypadlem z garderoby, pobieglem do portierki, zamknalem sie w niej na klucz i zadzwonilem do pana dyrektora Davidsona, a potem nie ruszalem sie z miejsca az do przyjazdu policji i pana dyrektora, tylko modlilem sie i czekalem…

– A czy w ciagu tego czasu morderca, jezeli byl w gmachu, mogl uciec?

– Uciec, prosze pana? – Stary zastanowil sie. – W zaden sposob, prosze pana. Teatr zostal dwa lata temu przebudowany i cale zaplecze sceny jest odgrodzone od widowni ogniotrwala sciana. Prowadza przez nia tylko trzy male wyjscia z korytarza za kulisy i waziutki korytarzyk do foyer. Ale one wszystkie maja stalowe drzwi i automatyczne zamki, a po przedstawieniu inspicjent zamyka je i oddaje klucz portierowi, tak ze wyjscie jest tylko tedy. Okna tez sa okratowane, jeszcze z czasow, kiedy byl tu teatrzyk komediowy, piecdziesiat lat temu… Pamietam go jeszcze jako chlopiec…

– Chwileczke… – Parker wyszedl na korytarz i Joe uslyszal go mowiacego do Jonesa: – Wezcie ludzi i przeszukajcie caly teatr od strychu do piwnic, zeby sprawdzic, czy morderca nie mogl wyjsc albo czy nie ma gdzies wylamanego okna lub drzwi.

– Tak jest, szefie!

Parker powrocil do portierki.

– A ten Gullins, wasz kolega, czy nie mogl, na przyklad, przepuscic jakiejs obcej osoby, nie zauwazyszy jej?

– Nie wiem, prosze pana. Mysle, ze nie, bo stad widac cale schody, prosze pana, a po wyjsciu personelu zamyka sie drzwi, wiec chyba nie.

– A dlaczego mialby zamykac drzwi, jezeli pan Vincy jeszcze nie wyszedl?

– Wlasnie tego to juz nie wiem, prosze pana… – Stary zawahal sie. – Byly zamkniete, kiedy przyszedlem…

– Czy macie cos jeszcze do powiedzenia? – zapytal szybko Parker.

– Nie, nie, nic… – Stary znowu zawahal sie. – Nic, prosze pana.

– Pamietajcie, ze tu zamordowano czlowieka! – inspektor wstal i podszedl do niego. – Jezeli dostrzegliscie jakis drobiazg, nawet najmniejszy, to nie wolno wam go ukrywac, nawet jezeli zdaje sie wam, ze nie ma on najmniejszego znaczenia.

– Tak jest, prosze pana – portier wstal szybko i wyprostowal sie sluzbiscie.

– Siadajcie – Parker polozyl mu reke na ramieniu i zmusil go, zeby usiadl. Nie zdejmujac reki, pochylil sie nad nim. – Mowcie, Soames, tylko mowcie cala prawde, bo inaczej mozecie zostac pociagnieci do odpowiedzialnosci za ukrywanie przed policja istotnych dla sledztwa informacji.

– Kiedy, prosze pana… To nie jest istotne, bo…

– O tym ja bede sadzil. Mowcie, prosze.

– Wiec, prosze pana, chodzi tylko o to, ze Gullinsowi urodzilo sie wczoraj dziecko… W nocy sie urodzilo. Synek… I on cala noc poprzednia nie spal, a potem przyszedl, oczywiscie, do pracy…

– Tak. I co?

– Wiec kiedy ja przyszedlem i zapukalem do drzwi, to nie odpowiedzial. Musialem dzwonic pare razy. Dopiero wtedy sie obudzil. Ale niech pan nie mowi tego panu dyrektorowi, bo Gullins stracilby prace… A on… jemu zona trzecie dziecko wlasnie urodzila… I to byloby dla niego straszne.

– Rozumiem. Nikt sie o tym nie dowie, kto nie musi sie dowiedziec. Ale jakie to wedlug was ma znaczenie?

– A takie, prosze pana, ze to on, William Gullins, mial obowiazek obejsc za pietnascie dwunasta wszystkie garderoby i scene, zeby oddac mi teatr po swoim obchodzie. Taki jest przepis. Jezeli spal, to znaczy, ze nie obszedl. Bo gdyby obszedl, to on by znalazl pana Vincy. Poza tym musial chyba byc senny i nie spojrzal na tabliczke, boby zobaczyl, ze brak klucza od jednej garderoby. A jezeli brakowalo tego klucza, to mial obowiazek sprawdzic dlaczego. Wszyscy wychodzac oddaja klucze. Klucze od kazdej garderoby zawsze oddaja garderobiani, bo zostaja chwile po wyjsciu aktorow, zeby uporzadkowac garderobe. Nie wiem, jak to bylo dzisiaj. Pewnie pan Vincy odprawil Ruffina…

– Kto to jest Ruffin?

– Oliver Ruffin to garderobiany, ktory obslugiwal w Krzeslach pana Vincy.

– Aha, to znaczy, ze wedlug was Gullins zaspal. A jezeli zaspal, to roznie moglo sie tu dziac. Czy tak?

– Tak, prosze pana… Ale niech pan, prosze pana…

– Mozecie byc spokojni. Chodzi o wykrycie mordercy, a nie o przekroczenie przepisow przez waszego kolege, ktory mogl byc przeciez „zmeczony po nocy, kiedy oczekiwal przyjscia na swiat potomka. Nie bojcie sie, nic mu nie bedzie, jezeli powie nam cala prawde. A badzcie przekonani, ze powie. Dyrektor Davidson nie dowie sie o tym.

– Dziekuje panu, prosze pana… – Stary czlowiek podniosl sie z miejsca. – Czy mam isc, prosze pana, czy zostac do konca mojego dyzuru?

Parker spojrzal na niego uwaznie.

– Czy jestescie zonaci?

– Jestem wdowcem, prosze pana.

– A macie dzieci?

– Dwie corki, prosze pana.

– Czy mieszkaja z wami?

– Nie, prosze pana. Jedna i druga wyszly za maz. Jedna jest w Szkocji, a druga az w Australii. Jej maz tam dostal prace…

– Wiec mieszkacie sami?

– Tak, prosze pana.

– Dobrze. Idzcie do domu, ale nie wolno wam slowa nikomu pisnac do jutra, dopoki sie tu rano nie zglosicie. Teraz przespijcie sie troche. Policja bedzie pilnowala dzis w nocy tego teatru w waszym zastepstwie. – Usmiechnal sie. – Ale pamietajcie, ze jestescie obowiazani do milczenia.

– Tak jest, prosze pana.

– I nie fatygujcie sie do Gullinsa, zeby go ostrzec o tym, ze policja wie o jego nadmiernej sklonnosci do snu przy pracy, bo za minute pojedzie po niego samochod i przegoni was.

Stary czlowiek zatrzymal sie jak wryty, a potem przez jego pomarszczona twarz przewinal sie cien usmiechu.

– Ale pan dyrektor Davidson nie dowie sie, prawda?

– Powiedzialem wam juz.

– No, to moge isc spokojnie spac i nikomu nie pisne slowa. Dobranoc panom!

– Dobranoc, Soames!

Portier wyszedl. Przez okienko zajrzala twarz dyzurujacego policjanta. Parker potakujaco kiwnal glowa. Rozleglo sie pukanie do drzwi.

– To ja, szefie! – powiedzial sierzant Jones. -. Teatr przeszukany jak stog siana, ale igly nigdzie nie ma. Wszystkie wejscia i okna w porzadku. Oni maja tu nawet instalacje alarmowa, takze nie naruszona. Morderca musial wyjsc tedy, tymi drzwiami.

– Dobrze. Niech ktos pojedzie natychmiast do dziennego portiera, Williama Gullinsa… Adres macie?

– Mamy juz adresy calego personelu i wszystkich aktorow. Zaraz odjedzie woz po niego!

– A kiedy go przywioza, niech zaczeka na mnie tu w portierce.

– Tak jest, szefie! Parker zwrocil sie do Alexa.

– Poznam cie teraz z panem dyrektorem Johnem Davidsonem, wladca absolutnym tego teatru i moim stalym dostawca miejsc w pierwszych rzedach. Chodzmy.

Wyszli z portierki i ruszyli korytarzem, omijajac garderobe Vincy’ego. Spoza nie domknietych drzwi dochodzily odglosy krzatania sie pracujacych ludzi. Slyszac kroki, doktor wychylil sie i zawolal:

– Chcialbym go zabrac do siebie i zrobic dokladna sekcje, chociaz wszystko wydaje sie jasne.

– Dobrze. Niech go pan bierze. Samobojstwo wykluczone, prawda?

– Wykluczone. Nikt nie jest w stanie zadac sobie tego uderzenia lezac na wznak. Zamordowany jednym ciosem. Smierc nastapila od razu.

– A kiedy mniej wiecej zginal?

– Na oko, miedzy dziewiata a dziesiata, ale raczej blizej dziewiatej niz dziesiatej.

Вы читаете Smierc mowi w moim imieniu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×