Strzelali do Tygrysa. Czolg pokrecil swoim osiemdziesiecioosmiomilimetrowym ryjem, jakby weszyl, i zobaczyl strzale na sniegu. Wystrzelil i zabil wszystkich zolnierzy z obslugi dzialka oprocz Weary’ego. Zdarza sie i tak.

* * *

Roland Weary mial osiemnascie lat. Dobiegal kresu swego nieszczesliwego dziecinstwa, ktore uplynelo glownie w Pittsburghu, w stanie Pensylwania. Nie lubiano go tam w Pittsburghu. Nie lubiano, poniewaz byl glupi, gruby, zlosliwy i zalatywalo od niego bekonem, chocby nie wiadomo jak starannie sie myl. Nikt w Pittsburghu nie chcial sie z nim zadawac i wszyscy go odpedzali.

Weary nie mogl tego przebolec. Ilekroc go odpedzono, znajdowal sobie kogos jeszcze bardziej pogardzanego i krecil sie przez jakis czas kolo tego kogos, udajac przyjazn. A potem pod byle pretekstem katowal go do nieprzytomnosci.

Byl to niezmienny wzorzec. Weary nawiazywal z ludzmi szalencze, seksualne nieomal, mordercze stosunki, a potem bil ich i katowal. Opowiadal im o kolekcji broni palnej i siecznej, kajdan i narzedzi tortur swego ojca. Ojciec Weary’ego, hydraulik, rzeczywiscie zbieral takie rzeczy i ubezpieczyl swoja kolekcje na cztery tysiace dolarow. Nie byl w tym odosobniony. Nalezal do licznego klubu ludzi, ktorzy zbierali takie rzeczy.

Ojciec Weary’ego dal kiedys matce Weary’ego jako przycisk do papierow doskonale dzialajace hiszpanskie urzadzenie do lamania palcow. Kiedy indziej podarowal jej stojaca lampe, ktorej podstawe stanowila miniatura slynnej Zelaznej Dziewicy z Norymbergi. Autentyczna Zelazna Dziewica byla sredniowiecznym narzedziem tortur, czyms w rodzaju kotla o ksztaltach kobiety, najezonego od srodka kolcami. Z przodu figury znajdowaly sie drzwi na zawiasach. Idea urzadzenia polegala na tym, aby wsadzic przestepce do srodka i nastepnie powoli zamykac drzwi. Byly nawet dwa specjalne kolce na wysokosci oczu skazanca. A w dnie znajdowal sie otwor, ktorym mogla odplywac krew.

Zdarza sie.

* * *

Weary opowiedzial Billy’emu o Zelaznej Dziewicy, o otworze w dnie i do czego to sliizylo. Opowiedzial mu o pociskach dum-dum. Opowiedzial mu, ze jego ojciec ma pistolet marki Derringer, ktory jest tak maly, iz miesci sie w kieszonce kamizelki, a mimo to robi w czlowieku dziure, przez ktora moglby swobodnie przeleciec nietoperz.

Weary stwierdzil kiedys z pogarda w glosie, ze Billy pewnie nawet nie wie, co to jest struzynka do krwi. Billy odpowiedzial, ze otwor w dnie Zelaznej Dziewicy, ale to nie bylo to. Struzynka, jak sie dowiedzial Billy, to wyzlobienie biegnace wzdluz brzeszczotu szabli.

Weary opowiedzial Billy’emu o roznych wymyslnych torturach, ktore widzial na filmach, o ktorych czytal w ksiazkach lub slyszal przez radio — i o innych wymyslnych torturach, ktore sam zaprojektowal. Jednym z jego wynalazkow bylo wiercenie facetowi w uchu wiertarka dentystyczna. Spytal tez Billy’ego, jaki jest jego zdaniem najgorszy rodzaj egzekucji. Billy nie mial zadnego pogladu na te sprawe. Okazalo sie, ze poprawna odpowiedz brzmi nastepujaco:

— Przywiazuje sie faceta na mrowisku gdzies w pustyni, kapujesz? Kladzie sie go twarza do gory i smaruje mu sie jaja miodem, a potem odcina mu sie powieki, zeby musial patrzec na slonce, dopoki nie umrze.

Zdarza sie.

* * *

Lezac teraz w rowie z Billym i zwiadowcami, w chwile po tym jak do nich strzelano, Weary podsunal Billy’emu pod nos swoj noz. Noz nie byl wlasnoscia panstwowa. Weary dostal go w prezencie od ojca. Jego ostrze mialo dziesiec cali dlugosci i bylo trojgraniaste. Rekojesc, bedaca jednoczesnie kastetem, skladala sie z pierscieni, do ktorych Weary wsunal swoje krotkie, grube paluchy. Pierscienie tez nie byly zwykle — sterczaly z nich metalowe kolce.

Weary przylozyl kolce do policzka Billy’ego i uklul go czule, z krwiozercza powsciagliwoscia.

— Chcialbys dostac czyms takim — hm? Hmmmm? — dopytywal sie.

— Nie chcialbym — odpowiedzial Billy.

— Wiesz, dlaczego ostrze jest trojgraniaste?

— Nie.

— Zeby rana sie nie zamykala.

— Aha.

— Robi w facecie trojkatna dziure. Jak dziabniesz faceta zwyklym nozem, to robisz szpare, tak? Szpara zamyka sie natychmiast, tak?

— Tak.

— Gowno. Co ty wiesz? Czego was ucza na tych studiach?

— Studiowalem bardzo krotko — powiedzial Billy, co bylo prawda. Mial za soba zaledwie szesc miesiecy wyzszej uczelni, a wlasciwie nie byla to nawet uczelnia w pelnym tego slowa znaczeniu. Byla to tylko Wieczorowa Szkola Optyki w Ilium.

— Studenciak — rzucil Weary zjadliwie.

Billy wzruszyl ramionami.

— Z ksiazek niewiele sie dowiesz o zyciu — powiedzial Weary. — Sam sie przekonasz.

Billy nic na to nie odpowiedzial tam w rowie, gdyz nie chcial przeciagac tej rozmowy dluzej, niz to bylo konieczne. Czul jednak niejasna pokuse wyznania, ze on tez ma niejakie pojecie o makabrze. Ostatecznie Billy kontemplowal torture i odrazajace rany na poczatku i przy koncu kazdego dnia przez caly prawie okres swojego dziecinstwa. Na scianie jego dzieciecej sypialni w Ilium wisial wyjatkowo okropny krucyfiks. Chirurg wojskowy musialby pochwalic kliniczny realizm, z jakim artysta przedstawil wszystkie rany Chrystusa — rane od wloczni, rany od cierni, dziury od zelaznych hufnali. Chrystus Billy’ego mial straszna smierc. Budzil litosc.

Zdarza sie.

* * *

Billy nie byl katolikiem, mimo ze rosl pod upiornym krucyfiksem na scianie. Jego ojciec nie wyznawal zadnej religii. Matka grywala w zastepstwie organistow w kosciolach kilku roznych wyznan w miescie. Zawsze brala wtedy ze soba Billy’ego i poduczala go gry na organach. Mowila, ze zostanie czlonkiem jednego z tych Kosciolow, gdy tylko zorientuje sie, ktory z nich ma racje.

Nigdy sie jakos nie zdecydowala, ale za to niezwykle upodobala sobie krucyfiksy i wreszcie kupila jeden w sklepie z pamiatkami w Santa Fe, gdy ich mala rodzina wyruszyla na Zachod w latach wielkiego kryzysu. Podobnie jak wielu Amerykanow, usilowala nadac sens zyciu za pomoca przedmiotow nabytych w sklepach z pamiatkami.

W ten to sposob krucyfiks znalazl sie na scianie sypialni Billy’ego Pilgrima.

* * *

Dwaj zwiadowcy, ktorzy lezac w rowie piescili orzechowe kolby swoich karabinow, szepneli, ze czas ruszac dalej. Minelo dziesiec minut i nikt nie przychodzil sprawdzic, czy zostali trafieni i czy nie trzeba ich dobic. Ktokolwiek do nich strzelal, musial byc daleko i sam jeden.

Wszyscy czterej wypelzli z rowu i tym razem nikt juz nie strzelal. Czolgali sie w strone lasu jak wielkie, nieszczesliwe ssaki, ktorymi zreszta byli. Potem wstali i poszli szybkim krokiem. Bor byl ciemny i stary. Sosny rosly rownymi rzedami. Nie bylo zadnego poszycia. Ziemie zascielala czterocalowa warstwa nietknietego sniegu. Amerykanie nie mieli wyboru i musieli zostawiac slady rownie latwe do odczytania jak wykresy w podreczniku tanca — krok, przesuniecie, pauza — krok, przesuniecie, pauza.

Вы читаете Rzeznia numer piec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×