jakis przedmiot, chyba torebke. Caly czas cos wykrzykiwala, ale nie wiem co, bo albo jej nie rozumialem, albo bylem zbyt zaskoczony, a moze ze strachu. – Ponownie odwrocil recznik. Rana wciaz krwawila. – Podbiegla i uderzyla mnie w glowe, a potem zaczela drzec papiery na biurku. Wlasnie wtedy zjawili sie sanitariusze. Jednemu zadala cios, po ktorym zwalil sie na podloge, drugi potknal sie o lezacego i tez upadl. Nie wiem, co sie dzialo dalej, bo krew zalala mi oko. Kiedy ja otarlem, kobiety juz nie bylo. Dwaj sanitariusze jeszcze nie zdazyli wstac, a ona pewnie uciekla.

Brunetti rzucil Vianellowi pytajace spojrzenie.

– Nie, panie komisarzu, nie opuscila budynku. Po prostu zniknela. Rozmawialem z tymi dwoma sanitariuszami. Nie wiedza, co sie z nia stalo. Dzwonilismy do schroniska, zeby sprawdzic, czy nie zginal im ktorys z podopiecznych, ale powiedzieli, ze nie. Akurat jedli obiad, wiec z latwoscia ich policzyli.

Komisarz zwrocil sie do Bonaventury:

– A panu, dottore, nic nie przychodzi do glowy, gdzie ona moze byc?

– Nic, absolutnie. Przedtem nigdy jej nie widzialem. Nie mam pojecia, gdzie ona tutaj moglaby sie ukryc.

– Zajmowal sie pan pacjentami?

– Nie. Mowilem panu, ze siedzialem nad papierkowa robota. Robilem notatki. Ale ona chyba tu nie weszla z poczekalni, lecz tamtedy – powiedzial lekarz, wskazujac drzwi do sasiedniego pomieszczenia.

– Co tam jest?

– Prosektorium. Mniej wiecej pol godziny temu skonczylem tam sekcje i wlasnie uzupelnialem notatki.

Zaabsorbowany rozmowa z Bonaventura, komisarz zapomnial o swojej wscieklosci i teraz byl calkiem opanowany, choc nagle zmrozila go pewna mysl.

– Jak ona wygladala, dottore?

– Zwyczajnie. Niska, otyla staruszka, ubrana na czarno.

– Jakie notatki pan uzupelnial, doktorze?

– Juz mowilem, ze z tej sekcji.

– Ktorej sekcji? – zapytal Brunetti, choc znal odpowiedz.

– Jak sie nazywal ten mlody czlowiek, coscie go przywiezli w nocy? Rigetti? Ribelli?

– Nie, dottore, Ruffolo.

– No wlasnie! Dopiero co skonczylem. Juz jest pozszywany. O drugiej ma zabrac go rodzina, ale ja sie uwinalem z tym troche wczesniej i chcialem uzupelnic wyniki przed nastepna sekcja.

– Czy pan pamieta choc coskolwiek z tego, co ta kobieta wykrzykiwala?

– Juz mowilem, ze nie moglem jej zrozumiec.

– Bardzo prosze, niech pan sprobuje sobie przypomniec, dottore – nalegal Brunetti, z trudem zachowujac spokoj w glosie. – To moze miec duze znaczenie. Jakies zwroty? Wyrazenia?

Bonaventura milczal.

– Czy ona mowila po wlosku, doktorze?

– Tak jakby. Niektore slowa byly wloskie, ale reszta to najgorsza gwara, jaka slyszalem. – W tym momencie lekarz stwierdzil, ze caly recznik jest zakrwawiony. – Chyba powinienem isc, zeby mi to ktos opatrzyl.

– Jedna chwileczke, dottore. Czy pan rozumial jakies slowa?

– No oczywiscie. Ona krzyczala: Bambino, bambino, ale przeciez ten mlody czlowiek nie byl jej bambino. Musiala miec szescdziesiat pare lat.

Nie miala, lecz Brunetti nie widzial powodu, zeby mu o tym mowic.

– Czy pan jeszcze cos zrozumial?

Bonaventura zamknal oczy nie tylko dlatego, zeby sie bardziej skoncentrowac, ale rowniez z bolu.

– Krzyknela „Morderca!”, jakby pod moim adresem. Wrzeszczala, ze mnie zabije, lecz tylko przylozyla mi w glowe. To wszystko bylo chaotyczne i bez zadnego sensu, zarowno jej zachowanie, jak i to, co wykrzykiwala. Po prostu zwierzecy ryk. Tak to wygladalo do chwili, gdy przyszli sanitariusze.

Brunetti sie odwrocil, ruchem glowy wskazal drzwi do prosektorium i spytal:

– Czy cialo jest tam?

– Tak. Juz to panu mowilem. Rodzinie kazano sie zglosic o drugiej i je zabrac.

Zblizywszy sie do drzwi, komisarz je otworzyl. W odleglosci paru metrow zobaczyl nagie cialo Ruffola na wysokim metalowym wozku. Przescieradlo, ktorym je przykryto, lezalo zmiete na posadzce, jakby ktos je zdarl i cisnal.

Brunetti wszedl na kilka krokow do prosektorium i przyjrzal sie zwlokom. Widok zbyt duzego ucha denata sprawil, ze na chwile zamknal oczy. Glowa Ruffola byla odwrocona w bok, wiec komisarz wyraznie widzial, gdzie Bonaventura odcial czerep, zeby okreslic stopien uszkodzenia mozgu. Przez srodek zwlok bieglo dlugie ciecie, takie samo jak na ciele martwego Amerykanina. Brunetti pomyslal, ze sie znajdowal w kregu smierci i zatoczywszy pelne kolo, dotarl do miejsca, z ktorego wyruszyl.

Zostawil to, co niegdys bylo Ruffolem, i wrocil do gabinetu. Jakis mezczyzna w bialym fartuchu pochylal sie nad Bonaventura, delikatnie obmacujac brzegi rany.

Brunetti kiwnal glowa na policjantow, ale nim zdazyli za nim ruszyc, Bonaventura spojrzal na komisarza i rzekl:

– Przypomnialem sobie jeszcze jedna dziwna rzecz.

– Mianowicie, dottore?

– Ta kobieta myslala, ze ja jestem z Mediolanu.

– Nie rozumiem. Co pan chce przez to powiedziec?

– Kiedy krzyczala, ze mnie zabije, nawymyslala mi od „mediolanskich zdrajcow”. To zupelnie bez sensu.

Nagle do Brunettiego dotarlo, ze jednak jest w tym sens.

– Vianello, masz lodz? – spytal.

– Tak, panie komisarzu, czeka przed szpitalem.

– Miotti, zadzwon do komendy i powiedz, zeby do palazzo Viscardiego natychmiast wyslali lotna brygade. Idziemy, Vianello.

Policyjna motorowka, z silnikiem na wolnych obrotach, byla przycumowana z lewej strony szpitala. Brunetti skoczyl na poklad. Tuz za nim to samo zrobil Vianello.

– Bonsuan – odezwal sie komisarz ucieszony, ze widzi go przy sterze – zatrzymaj sie niedaleko San Stae, przy tym odnowionym palacu kolo Palazzo Duodo.

Pospiech Brunettiego okazal sie zarazliwy, wiec Bonsuan nie musial o nic pytac, tylko wlaczyl dwutonowa syrene, pchnal manetke gazu do przodu i lodz blyskawicznie ruszyla kanalem. Przy jego koncu skrecila w Rio San Giovanni Crisostomo i pomknela w kierunku Canale Grande. Kilka minut pozniej wypadla na jego szerokie wody, niemal ocierajac sie o taksowke i tak gwaltownie skrecajac, ze zostawila za soba wysokie fale, ktore plasnely w lodzie i domy po obu stronach kanalu. W pedzie minela vaporetto stojace przy San Stae; fala jej kilwateru sprawila, ze tramwaj wodny uderzyl w nabrzeze i kilku turystow zatanczylo na pokladzie, chwilowo tracac grunt pod nogami.

Bonsuan dobil do brzegu tuz za Palazzo Duodo i Brunetti z Vianellem natychmiast wyskoczyli z motorowki, pozostawiwszy sternikowi jej cumowanie. Komisarz wbiegl po waskich stopniach, na moment przystanal, by sie zorientowac, ktoredy od strony wody najblizej do palazzo, i ruszyl w lewo.

Kiedy zobaczyl, ze grube drewniane drzwi wiodace na dziedziniec sa otwarte, od razu zrozumial, ze juz jest za pozno i dla Viscardiego, i dla signory Concetty. Znalazl ja na schodach prowadzacych do palacu. Dwaj znajomi gospodarza trzymali ja za rece wykrecone do tylu. Jeden z nich wciaz jeszcze mial serwetke zatknieta za kolnierzyk koszuli.

Brunetti uznal, ze obaj mezczyzni sa zbyt wysocy i silni, aby musieli signorze Concetcie brutalnie wykrecac rece. Po pierwsze, spoznili sie, a po drugie, ona nie stawiala zadnego oporu. Wygladala na zadowolona, mozna by nawet rzec szczesliwa, kiedy patrzyla na to, co lezalo na dziedzincu. Viscardi upadl na twarz, wiec nie bylo widac dwoch ziejacych dziur, jakie powstaly w jego klatce piersiowej wskutek strzalow z dubeltowki, choc nikt nie zdolalby powstrzymac krwi saczacej sie spod ciala na granitowe kostki, ktorymi wybrukowano dziedziniec. Przy zwlokach, lecz blizej signory Concetty, lezala lupara. Bron zmarlego meza spelnila swoje zadanie, sluzac zemscie w obronie honoru rodziny.

Nim komisarz zdazyl cokolwiek powiedziec, w wejsciu u szczytu schodow pojawil sie mezczyzna w znajomym mundurze. Vianello.

– Jak panu sie udalo tak szybko tu dotrzec? – spytal sierzant.

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×