– Ze to Amerykanin.

– Nie rozumiem – baknal technik, wyraznie zdezorientowany.

– Wlasnie tam jest pelno Amerykanow – wyjasnil komisarz.

Kazdy Wloch z okolicy znal baze w Vicenzy, gdzie w jakichs koszarach mieszkaly tysiace amerykanskich zolnierzy wraz z rodzinami, nawet obecnie, prawie piecdziesiat lat po wojnie. Jesli komisarz mial racje, po tym morderstwie zacznie sie mowic o widmie terroryzmu i z pewnoscia wyniknie kwestia jurysdykcji. Amerykanie dysponowali tam wlasna zandarmeria i wystarczy, by ktos napomknal o terroryzmie, a zaraz sie zjawia przedstawiciele NATO i przypuszczalnie Interpolu, byc moze nawet CIA. Na sama mysl komisarz sie skrzywil, wyobrazajac sobie, jak Patta bedzie sie rozkoszowal tym, ze jest osoba tak wazna i celebrowana, kiedy tamci przyjada. Brunetti nie uwazal tego morderstwa za akt terroryzmu, poniewaz uzyto noza, zbyt pospolitego narzedzia zbrodni. Poza tym nie wiadomo, kto jest morderca. Moze sie go znajdzie, ale wowczas juz bedzie za pozno.

– Oczywiscie, oczywiscie. Ze tez o tym nie pomyslalem – odparl Bocchese i umilkl, aby komisarza dopuscic do slowa. Brunetti jednak milczal, wiec technik spytal: – Ma pan jeszcze cos do mnie?

– Tak. Po rozmowie z tym znajomym z dworca zawiadom mnie, czy ustalil, ktorym pociagiem jechal denat.

– Watpie, by mu sie udalo, panie komisarzu. To tylko dziurka w bilecie. Z tego trudno wywnioskowac, w ktorym pociagu go skasowano. Niemniej zadzwonie do pana. To wszystko?

– Tak. Dziekuje, Bocchese.

Rozlaczywszy sie, Brunetti wbil wzrok w sciane i myslal o zdobytych informacjach. Mlody mezczyzna, w idealnej kondycji, przyjezdza do Wenecji z miasta, gdzie jest amerykanska baza wojskowa. Ma amerykanskie plomby, a w kieszeni amerykanskie monety.

Komisarz siegnal po sluchawke i nakrecil numer centrali.

– Prosze mnie polaczyc z amerykanska baza wojskowa w Vicenzy.

Rozdzial 3

Czekajac na polaczenie, Brunetti wywolal z pamieci twarz denata i jego szeroko otwarte oczy. Mogla to byc twarz kazdego z amerykanskich zolnierzy, jakich widywal na fotografiach z czasow wojny w Zatoce Perskiej: czerstwa, gladko ogolona i tryskajaca zdrowiem w sposob tak typowy dla Amerykanow. Jednakze dziwnie powazna mina mlodego Amerykanina, lezacego na nabrzezu, kryla tajemnice jego smierci.

Zabrzeczal telefon wewnetrzny i komisarz podniosl sluchawke.

– Brunetti – mruknal.

– Trudno bylo odszukac tych Amerykanow – powiedzial telefonista. – W ksiazce Vicenzy nie figuruje zadna baza amerykanska, ani NATO, ani Stany Zjednoczone, ale znalazlem ich pod haslem zandarmeria. Prosze chwileczke poczekac, panie komisarzu, zaraz bedzie polaczenie.

Dziwne, ze taka duza baza jest prawie nie do odszukania w ksiazce telefonicznej, pomyslal Brunetti. Uslyszal dzwieki zazwyczaj towarzyszace laczeniu rozmowy miedzymiastowej, potem sygnal, ze nikt nie odbiera, a wreszcie odezwal sie jakis kobiecy glos:

– Komenda zandarmerii, slucham.

– Dzien dobry. Tu komisarz Guido Brunetti z weneckiej policji – odpowiedzial po angielsku. – Chcialbym rozmawiac z komendantem.

– Moge wiedziec, w jakiej sprawie, panie komisarzu?

– Sluzbowej. Prosze mnie polaczyc z komendantem.

– Chwileczke.

Przez dluzszy czas komisarza dobiegal szmer stlumionej rozmowy, a potem odezwal sie inny glos:

– Tu sierzant Frolich. Slucham.

– Dzien dobry, sierzancie. Komisarz Brunetti z weneckiej policji. Chcialbym rozmawiac z panskim przelozonym.

– Moglby mi pan powiedziec, o co chodzi, panie komisarzu?

– Juz wyjasnilem panskiej kolezance, ze to sprawa sluzbowa – odparl Brunetti, starajac sie zachowac spokoj. – Pragne rozmawiac z komendantem.

Zastanawial sie, ile razy jeszcze bedzie musial powtarzac to samo.

– Przykro mi, ale w tej chwili nie ma go w komendzie.

– A kiedy wroci?

– Trudno powiedziec, panie komisarzu. Nie moglby mi pan z grubsza opisac, czego dotyczy ta sprawa?

– Zaginionego zolnierza.

– Kogo?

– Chcialbym wiedziec, czy nie otrzymaliscie meldunku, ze zaginal jakis zolnierz.

– Moze mi pan przypomniec, z kim rozmawiam? – spytal sierzant powazniejszym tonem.

– Komisarz Brunetti z weneckiej policji.

– Ma pan jakis telefon, pod ktorym moglibysmy sie z panem skontaktowac?

– Prosze dzwonic do komendy w Wenecji. Numer 5203222, kierunkowy do Wenecji 041, ale prawdopodobnie zechcecie sprawdzic ten numer w ksiazce. Czekam na wasz telefon. Moje nazwisko Brunetti.

Odlozyl sluchawke pewien, ze sprawdza i oddzwonia. Zmiana w tonie glosu sierzanta nie wskazywala na zaniepokojenie, lecz jedynie ciekawosc, wiec chyba jeszcze nikt nie meldowal o zaginieciu zolnierza.

Minelo okolo dziesieciu minut, gdy odezwal sie telefon i centrala zawiadomila, ze jest rozmowa z Vicenzy.

– Brunetti.

– Panie komisarzu – powiedzial nie znany mu glos. – Mowi kapitan Duncan z zandarmerii w Vicenzy. Czego pan sobie ode mnie zyczyl?

– Chcialbym wiedziec, czy otrzymaliscie meldunek o zaginieciu zolnierza, niebieskookiego blondyna w wieku mniej wiecej dwudziestu pieciu lat. – Chwile zajelo komisarzowi przeliczanie centymetrow na stopy i cale. – Okolo pieciu stop i dziewieciu cali wzrostu.

– Moglby mi pan powiedziec, dlaczego to interesuje wenecka policje? Czy on ma jakies klopoty?

– Cos w tym rodzaju, panie kapitanie. Dzis rano znalezlismy w kanale zwloki mlodego mezczyzny. W kieszeni mial bilet powrotny z Vicenzy, a jego ubranie i plomby sa amerykanskie, wiec pomyslelismy, ze to ktos z waszej bazy.

– Czy on utonal?

Brunetti tak dlugo nie odpowiadal, ze oficer powtorzyl:

– Czy on utonal?

– Nie, prosze pana, nie utonal. Sa slady przemocy.

– To znaczy?

– Zostal zasztyletowany.

– Obrabowano go?

– Na to wyglada.

– Brzmi to, jakby pan mial watpliwosci.

– Brakowalo portfela i dokumentow – odparl Brunetti, a potem wrocil do swojego pierwszego pytania: – Moze mi pan udzielic informacji, czy otrzymaliscie meldunek, ze ktos zaginal lub nie przyszedl do pracy?

– Moglbym zadzwonic mniej wiecej za godzine? – odezwal sie kapitan po dluzszej chwili.

– Oczywiscie.

– Musimy sie skontaktowac ze wszystkimi komisariatami, zeby sprawdzic, czy kogos nie brakuje w pracy albo w koszarach. Prosze przypomniec mi rysopis.

– Okolo dwudziestu pieciu lat, niebieskie oczy, jasne wlosy, wzrost w przyblizeniu piec stop i dziewiec cali.

– Dziekuje, panie komisarzu. Moi ludzie natychmiast sie do tego wezma i zadzwonimy, jak tylko czegokolwiek sie dowiemy.

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×