Szymon predko pochylil sie w strone jezdzca.

– Gratulacje naleza sie temu szlachetnemu mezowi, sir. – Wskazal na powozacego Mansura. – To nasz medyk.

Poborca podatkow okazal zaciekawienie.

– Naprawde? Powiedziano mi, ze stamtad, gdzie odbywal sie zabieg, dobiegal niewiesci glos.

Naprawde? A kto to powiedzial, zastanowil sie Szymon. Szturchnal Mansura.

– Odezwij sie – polecil mu po arabsku. Mansur go zignorowal. Ukradkiem Szymon kopnal go w kostke.

– Odezwij sie do niego, klocu.

– A co to tluste lajno chce, zebym powiedzial?

– Medyk jest rad, ze mogl sluzyc wielmoznemu przeorowi – oznajmil Szymon poborcy podatkow. – Mowi, ze ma nadzieje rownie dobrze przysluzyc sie wszystkim w Cambridge, ktorzy zechca zasiegnac u niego porady.

– Czyzby? – spytal sir Rowley Picot, nie przyznawszy sie, iz zna arabski. – Mowi zdumiewajaco wysokim glosem.

– W rzeczy samej, sir Rolandzie – odparl Szymon. – Jego glos mozna pomylic z niewiescim – przybral konfidencjonalny ton. – Powinienem wyjasnic, ze wielmozny Mansur, bedac jeszcze dzieckiem, zostal przygarniety przez mnichow, a jego spiew okazal sie tak piekny, ze oni… ee, zadbali o to, aby taki pozostal.

– Na Boga, to castrato – stwierdzil sir Roland, patrzac uwaznie.

– I oczywiscie, teraz poswiecil sie medycynie – dodal Szymon. – Ale kiedy spiewem chwali Pana, aniolowie placza z zachwytu.

Mansur doslyszal slowo castrato i zaczal klac tak, iz aniolowie rzeczywiscie zaplakali, glownie z powodu obelg rzucanych na chrzescijan, a takze oskarzen o chore zwiazki miedzy wielbladami i matkami bizantyjskich mnichow, zwlaszcza tych, ktorzy go okaleczyli. Glos mowiacy po arabsku brzmial sopranem, ktory mogl isc w zawody ze spiewem ptakow, roztapial sie w powietrzu niczym slodkie sople.

– Slyszysz, sir Rowleyu? – zapytal Szymon. – To bez watpienia ten glos, ktory tam slyszano.

– Z pewnoscia – stwierdzil sir Roland. – Z pewnoscia – powtorzyl, usmiechajac sie przepraszajaco.

Probowal wciagnac do rozmowy Adelie, ale odpowiadala mu krotko i sucho. Miala juz dosc klejacych sie do niej Anglikow. Skupiala sie na podziwianiu krajobrazu. Wychowana wsrod wzgorz, oczekiwala raczej, ze nie spodobaja jej sie rowniny, i nie spodziewala sie tak rozleglego nieba ani znaczenia, jakiego przydawalo ono samotnemu drzewu, pojawiajacym sie z rzadka kominom czy pojedynczej koscielnej wiezy, sterczacym na jego tle. Mnogosc zieleni sugerowala, ze moga sie tam kryc nieznane ziola, zaorane pasiaste pola tworzyly zas szachownice szmaragdu i czerni.

I te wierzby. Bylo ich pelno, rosly wzdluz strumieni, rowow oraz walow. Wierzba krucha, aby wzmocnic brzegi, wierzba biala, wierzba szara. Wierzba iwa, wierzba na kije, wierzba na loze, wierzba laurowa, wierzba trojprecikowa, drzewa piekne, kiedy promienie slonca przenikaja przez galazki, a jeszcze piekniejsze, bo wywar z wierzbowej kory usmierza bol…

Mansur wstrzymal muly, szarpnelo nia do przodu. Cala procesja przystanela nagle na znak dany przez przeora uniesieniem reki i zaczela sie modlic. Mezczyzni zdjeli czapki, trzymali je przy piersi.

Przez bramy miasta wjezdzal niski woz ochlapany blotem. Lezala na nim brudna plocienna plachta, przykrywajaca trzy niewielkie zawiniatka. Woznica prowadzil konie ze spuszczona glowa. Podazala za nim kobieta, plakala glosno i rwala szaty.

Zaginione dzieci zostaly odnalezione.

Kosciol pod wezwaniem Swietego Andrzeja Mniejszego na gruntach klasztoru Swietego Augustyna w Barnwell mial ponad szescdziesiat yardow dlugosci, ku bozej chwale ozdobiono go rzezbami i malowidlami. Dzis jednak blask wiosennego slonca przefiltrowany przez wysokie okna jakby omijal masywny strop, kamienne twarze lezacych wzdluz scian podobizn przeorow, figure swietego Augustyna, zdobna ambone, polyskujace oltarz i tryptyk.

Jego strumienie padaly natomiast na trzy male katafalki w nawie glownej, z ktorych kazdy przykryty byl fioletowym suknem, a takze na glowy kleczacych wokol kobiet i mezczyzn w skromnych ubraniach.

Szczatki dzieci, wszystkich trojga, odnaleziono rankiem na sciezce dla owiec, nieopodal Fleam Dyke. Pasterz, ktory potknal sie o nie o swicie, wciaz jeszcze sie trzasl.

– Ich tam w nocy nie bylo, przysiegam, przeorze. Nie moglo byc, prawda? Lisy sie do nich przeciez nie dobraly. Lezaly schludnie w rownym rzadku, jedno obok drugiego, tak bylo, niech Bog swieci nad ich duszami. Jezeli mozna tak o nich powiedziec, lezaly schludnie – przerwal i zaczal wymiotowac.

Na kazdym z cial lezal przedmiot podobny do tego, ktory pozostawiono w miejscu, gdzie dzieci zniknely. Spleciony z sitowia, przypominal gwiazde Dawida.

Przeor Gotfryd nakazal, aby te trzy zawiniatka zaniesiono do kosciola, nie ulegl rowniez prosbom jednej z matek, w rozpaczy blagajacej, aby je rozwinac. Poslal czlowieka do zamku z ostrzezeniem dla szeryfa, ze moga nastapic kolejne rozruchy, i zadaniem, aby przyslal swojego urzednika, ktory jako koroner dokonalby ogledzin cial oraz nakazal wszczecie publicznego sledztwa. Na zewnatrz duchowny okazywal spokoj – w jego wnetrzu buchal zar.

Teraz pewnym glosem uspokajal jedna z matek, jej glosny placz z wolna przechodzil w ciche lkanie. Czytal zapewnienie o zwyciestwie nad smiercia: „Oto oglaszam wam tajemnice: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy bedziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dzwiek ostatniej traby…' Zapach konwalii dochodzacy z zewnatrz przez otwarte drzwi i mocna won kadzidel wewnatrz prawie calkiem stlumily odor smierci.

Czysty spiew kanonikow niemal zagluszyl brzeczenie much dobiegajace spod fioletowych okryc.

Slowa swietego Pawla troche zlagodzily smutek przeora, wyobrazil sobie dusze niewiniatek, baraszkujace teraz na pastwiskach niebieskich. Nie stlumily jednak jego gniewu, iz poslano je tam przedwczesnie. Dwojga z tych dzieci nie znal, jednak trzecim byl Harold, syn sprzedawcy wegorzy, uczacy sie w szkolce klasztornej u Swietego Augustyna. Bystry szesciolatek raz w tygodniu zjawial sie, by poznawac abecadlo. Rozpoznano go po rudych wlosach. Byl to rowniez prawdziwy maly Sakson, w kazdym calu – ostatniej jesieni podwedzil jablka z przyklasztornego sadu.

A ja zloilem mu wtedy tylek, pomyslal Gotfryd.

Adelia, skryta w cieniu kolumny z tylu, patrzyla, jak na twarze wokol katafalkow splywa swoista ulga. Bliskosc miedzy przeorem a mieszczanami stanowila dla niej cos niezwyklego. W Salerno mnisi, nawet ci, ktorzy ruszali w swiat czynic swoja posluge, utrzymywali dystans miedzy soba a swieckimi.

– Ale my nie jestesmy zwyklymi zakonnikami – tlumaczyl jej przeor Gotfryd – jestesmy kanonikami. Mniej czasu poswiecamy modlitwie i choralnym spiewom, a wiecej nauczaniu, pomocy ubogim i chorym, wysluchiwaniu spowiedzi i pracy w parafii. – Probowal sie usmiechnac. – Spodoba ci sie, moja droga medyczko. Umiar we wszystkim.

Teraz patrzyla na niego, jak opuszcza chor po blogoslawienstwie konczacym msze i wraz z rodzicami wychodzi na swiatlo dnia, jak obiecuje, ze osobiscie odprawi nabozenstwo pogrzebowe.

– I odkryje tego diabla, ktory to zrobil.

– Przeorze, my wiemy, kto to zrobil – odezwal sie jeden z ojcow. Pozostali mu przytakneli, zabrzmialo to jak powarkiwanie psow.

– To nie moga byc Zydzi, moj synu. Nadal sa zamknieci w zamku.

– Jakos stamtad wychodza.

Ciala, wciaz przykryte fioletowym suknem, z czcia wyniesiono na sucha trawe obok bocznego wejscia, towarzyszyl im przedstawiciel szeryfa w czapce koronera.

Kosciol opustoszal. Szymon i Mansur rozsadnie uznali, ze lepiej bedzie, jesli tu nie przyjda. Zyd i Saracen w swietych murach? I to w takiej chwili?

Adelia, z przybornikiem z kozlej skory lezacym u stop, czekala w cieniu zakatka nieopodal grobowca Paulusa, przeora kanonii Swietego Augustyna w Barnwell, ktory odszedl do Boga w roku Panskim 1151. Byla podenerwowana tym, co mialo sie stac.

Nigdy jeszcze nie opuscila zadnych ogledzin zwlok. Nie zamierzala tez opuscic i tych. Wlasnie po to sie tutaj znalazla.

– Wysylam cie na te misje wraz z Szymonem z Neapolu nie dlatego, ze jestes medykiem od umarlych i mowisz po angielsku, ale dlatego, ze jestes najlepsza.

– Wiem – odparla. – Ale ja nie chce na nia ruszac. Musiala. To byl rozkaz krola Sycylii. W chlodnej kamiennej sali Szkoly Medykow w Salerno, tam gdzie dokonywano sekcji, miala zawsze przy sobie niezbedne instrumenty, a takze Mansura do pomocy. Mogla polegac tez na swoim przybranym ojcu, przelozonym wydzialu, wiedziala, ze to on przekaze wyniki badan wladzom. Bo chociaz Adelia potrafila odczytywac z cial zmarlych wiecej niz ojczym, wiecej niz ktokolwiek inny, stwarzano fikcje, iz raporty z badan przesylane przez Signore sa efektem prac medyka Gerszoma bin Aguilara. Nawet w Salerno, gdzie pozwalano praktykowac kobietom medykom, sekcja zwlok, wyjasniajaca, w jaki sposob umarli odeszli – i bardzo czesto, za czyja sprawa – spotykala sie z protestami Kosciola.

Na razie nauka zwyciezala w starciu z religia; inni medycy wiedzieli o pracy Adelii, dla swieckich wladz stanowila tajemnice poliszynela. Jednak wystarczylaby jedna oficjalna skarga do papieza, a dziewczyna zostalaby wygnana z kostnicy i calkiem mozliwe, rowniez ze Szkoly Medykow. Zatem, choc czujac obrzydzenie do tej hipokryzji, Gerszom firmowal nie swoje osiagniecia.

Co zreszta bardzo odpowiadalo Adelii. Podobalo jej sie to, ze stoi sobie w cieniu. Po pierwsze, unikala czujnego wzroku Kosciola, po drugie, nie wiedziala, jak rozmawiac o zwyklych niewiescich sprawach, na ktorych sie nie znala, takich zas rozmow po niej sie spodziewano. Zle jej wychodzily, bo takie tematy ja nudzily. Niczym jez ukryty w jesiennych lisciach stroszyla sie na wszystkich, ktorzy probowali wydobywac ja na swiatlo dnia.

Co innego, gdy przychodzil do niej ktos chory. Zanim poswiecila sie ogledzinom zmarlych, cierpiacy widywali te strone natury Adelii, ktora niewielu dostrzegalo, i zapamietywali medyczke jako aniola bez skrzydel. Pacjenci mezczyzni, gdy odzyskiwali zdrowie, zakochiwali sie w niej, a przeor zdziwilby sie, gdyby uslyszal, ze otrzymala wiecej propozycji malzenstwa niz sporo bogatych pieknosci z Salerno. Wszystkie oferty jednak odrzucila. W kostnicy szkoly mawiano, ze Adelia zwraca na kogos uwage dopiero po jego smierci.

Na marmurowy stol szkoly przywozono zwloki ludzi w kazdym wieku z calej poludniowej Italii, a takze z Sycylii. Przysylali je Signora i praetori, ktorzy mieli powody, aby dowiedziec sie, jak i dlaczego zmarli ci ludzie. Zazwyczaj Adelii udawalo sie uzyskac dla nich te informacje. Badanie trupow bylo jej praca, tak zwyczajna jak dla szewca robienie butow. Podobnie, na chlodno, starala sie podchodzic do zwlok dzieci, z mocnym postanowieniem, ze prawda o ich smierci nie powinna zostac pochowana wraz z nimi. Jednak widok malych cial sprawial jej przykrosc. Zawsze wzbudzaly wielka zalosc, ofiary morderstw zas po prostu wstrzasaly. A czekajace na nia teraz zwloki prawdopodobnie wygladaly tak straszliwie jak jeszcze zadne inne wczesniej. W dodatku bedzie musiala przyjrzec im sie potajemnie, bez instrumentow, ktorymi dysponowala szkola, bez Mansura do pomocy i przede wszystkim bez wsparcia przybranego ojca: „Adelio, nie wolno ci zadrzec. Musisz zmierzyc sie z brakiem czlowieczenstwa'.

On nigdy nie mowil jej, ze musi zmierzyc sie ze zlem; w kazdym razie nie Zlem pisanym wielka litera, poniewaz Gerszom bin Aguilar wierzyl, ze czlowiek sam czyni zlo i dobro, zas ani szatan, ani Bog nie maja z tym nic wspolnego. Taka doktryne mogl glosic tylko w Szkole Medykow w Salerno i to tez niezbyt glosno.

Fakt, iz pozwolono jej na przeprowadzenie owego szczegolnego sledztwa w zapadlym angielskim miescie, gdzie za cos takiego mogli ja przeciez ukamienowac, sam w sobie stanowil cud, o ktorego urzeczywistnienie Szymon z Neapolu musial stoczyc zaciety boj. Przeor nie chcial sie zgodzic, zdjety niesmakiem na mysl, ze jakas kobieta jest gotowa do podobnego zajecia. Obawial sie tez, co nastapi, jesli sie rozniesie, ze cudzoziemka ogladala i badala biedne szczatki.

– Cambridge uzna to za profanacje. Sam nie wiem, czy rzeczywiscie nia nie bedzie.

– Panie – odparl Szymon – pozwol nam sie dowiedziec, jak umarly te dzieci, bo pewne jest, ze ci zamknieci Zydzi nie mogli do tego przylozyc reki. Jestesmy ludzmi nowoczesnymi, wiemy, ze z ludzkich ramion nie wyrastaja skrzydla. A morderca chodzi sobie wolno. Pozwol tym nieszczesnym, malym cialkom, aby powiedzialy nam, kim on jest. Zmarli przemawiaja do medyk Trotuli. To jej fach. I te dzieci do niej przemowia.

Przeor Gotfryd uwazal, ze rozmowa ze zmarlymi jest rownie malo prawdopodobna jak skrzydlaci ludzie.

Вы читаете Mistrzyni sztuki smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату