Ona lubi dominowac, pomyslal przeor Gotfryd. I ona pochodzi z Sycylii? Jego doswiadczenie z Sycylijkami – krotkie, lecz niezapomniane
– przypomnialo mu powaby Arabii. Ciemne oczy usmiechajace sie do niego zza welonu, dotyk pomalowanych henna palcow. Slowa tak miekkie jak skora, won…
Na kosci Boga, pomyslala nagle Adelia, dlaczego oni tak wielka wage przykladaja do glupich ozdobek?
– Po prostu mi sie nie chce – rzucila.
– Ee? Westchnela niecierpliwie.
– Widze, iz zalujesz, ze jako niewiasta nie jestem przyozdobiona, a jako medyk jestem szorstka w slowach. Zawsze tak sie dzieje. – Spojrzala prosto na niego. – Powiem ci prawde i o jednym, i o drugim, przeorze. Jesli szukasz przystrojonej niewiasty, idz sobie gdzie indziej. Podnies tez jakikolwiek kamien – wskazala lezacy nieopodal kawal krzemienia – a znajdziesz tam szarlatana, ktory omami cie dogodna koniunkcja Merkurego i Wenus, przepowie jasna przyszlosc, za sztuke zlota sprzeda zabarwiona wode. Mnie sie tego nie chce. Ode mnie dostaniesz tylko czysta prawde.
Az sie odsunal. To byla poufalosc, wrecz arogancja uzdolnionego rzemieslnika. Zachowala sie, jakby byla tu kims wezwanym do naprawy zepsutej rury.
Tyle ze, przypomnial sobie, ona wlasnie naprawila jego wlasna rure. Ale przeciez nawet spraw czysto praktycznych nie trzeba zalatwiac az tak, bez ogrodek.
– Zawsze jestes taka szczera w stosunku do swoich pacjentow? – spytal.
– Zazwyczaj nie mam pacjentow – odparla.
– Nie jestem zaskoczony. Rozesmiala sie.
Urocza, pomyslal oczarowany przeor. Przypomnial sobie slowa Horacego,
Cos mu podala.
– Skad masz papier? – zapytal.
– Robia go Arabowie.
Zerknal na spisana na arkuszu liste, kobieta bazgrala straszliwie, jednak zdolal ja rozczytac.
– Woda? Gotowana woda? Osiem kubkow dziennie? Moja panno, chcesz mnie zabic? Poeta Horacy uczy nas, ze niczego dobrego nie mozna spodziewac sie po tych, ktorzy pija wode.
– Zajrzyj wiec do Marcjalisa – odparla. – On zyl dluzej.
Pokrecil glowa, zdziwiony.
– Blagam, zdradz mi swoje imie – spytal unizenie.
– Wezuwia Adelia Rachela Ortese Aguilar – powiedziala – albo
Wcale nie wolal.
– Wezuwia? Ladne imie, brzmi niezwykle.
– Adelia – poprawila. – Chodzi o to, ze znaleziono mnie na stokach Wezuwiusza.
Wyciagnela dlon, jakby chciala uchwycic jego reke. Wstrzymal oddech.
Zamiast dloni, zlapala jednak przegub, kciuk polozyla na gorze, reszte palcow na miekkiej dolnej czesci. Paznokcie miala krotkie i czyste, podobnie jak reszte ciala.
– Gdy bylam niemowleciem, zostawiono mnie na zboczu, w koszyku.
Mowila z nieobecnym wzrokiem, dostrzegl, ze tak naprawde go nie informuje, tylko sprawia, aby siedzial cicho, gdy sprawdza mu tetno.
– Medycy, ktorzy odnalezli mnie i wychowali, sadzili, ze moge byc Greczynka, porzucenie to grecki sposob na niechciana corke.
Puscila jego nadgarstek, pokrecila glowa.
– Za szybki – stwierdzila. – Naprawde powinniscie schudnac, panie.
Koniecznie trzeba go zachowac w zdrowiu, pomyslala. Jego brak bylby niepowetowana strata.
W glowie przeora az wirowalo od tych nastepujacych po sobie niezwyklosci. I choc moze Pan sprawia, ze ostatni staja sie pierwszymi, nie bylo potrzeby, aby ona objawiala wszem wobec swoje niezbyt chwalebne pochodzenie. Dobry Boze, z dala od swego ludu stawala sie wrazliwa niczym slimak pozbawiony skorupy.
– Wychowywalo cie dwoch mezczyzn? – zapytal. Poczula sie urazona, tak jakby sugerowal, ze w jej wychowaniu bylo cos nienormalnego
– To bylo malzenstwo – odparla, marszczac brwi. – Moja przybrana matka jest rowniez Trotula. Chrzescijanka z Salerno.
– A twoj przybrany ojciec?
– Zydem. I znowu. Czy ci ludzie zawsze podchodzili do tego tak beztrosko?
– A zatem wychowano cie, pani, w jego wierze?
Mialo to dla niego znaczenie. Ona byla plomieniem, jego plomieniem, jego najjasniejszym plomieniem, ktory nalezalo chronic przed zgasnieciem.
– Nie wierze w nic poza tym, co mozna udowodnic – odparla. Poczul sie zaszokowany.
– Nie wierzysz, pani, w stworzenie? W Bozy plan? Moj Boze, moj Boze, nie ciskaj w nia gromu. Potrzebuje jej. Ona nie wie, co mowi.
Wstala. Eunuch przygotowal juz woz do zjechania w strone traktu. Szymon szedl w ich strone.
– Pani Adelio – powiedzial przeor – jestem twoim dluznikiem i na swojej szalce wagi poloze stosowne odwazniki. Nalezy ci sie nagroda i z boza laska otrzymasz ja ode mnie – mowil tak, bowiem nawet zaprzancom nalezy placic. A tego tu zaprzanca zalowal calym sercem.
Kobieta odwrocila sie, przyjrzala mu uwaznie. Zobaczyla mile oczy, jasny umysl, dobroc. Lubila go. Ale jej profesja sprawiala, ze przede wszystkim najwazniejsze dla niej bylyby jego zwloki – choc jeszcze nie teraz, lecz przeciez w koncu, pewnego dnia… Ten gruczol, ktory zatykal pecherz. Zwazyc go, porownac…
Szymon ruszyl biegiem. Juz widywal u niej takie spojrzenie. Nia nie kierowalo nic poza medycyna; jeszcze chwila i poprosi przeora o pozwolenie na zbadanie jego ciala po smierci.
– Panie, panie – wydyszal. – Panie, jesli pragniesz wyswiadczyc nam uprzejmosc, wplyn na przeorysze, zeby pozwolila medyczce Trotuli obejrzec szczatki swietego Piotrusia. To moze rzucic nowe swiatlo na sposob jego odejscia z tego swiata.
– Naprawde? – Przeor Gotfryd spojrzal na Wezuwie Adelie Rachele Ortese. – A jak tego, pani, dokonasz?
– Jestem medykiem od umarlych – odpowiedziala.
Rozdzial 4
Kiedy zblizali sie do wielkiej bramy opactwa Barnwell, w oddali widzieli zamek Cambridge, stojacy na jedynym wzniesieniu w promieniu wielu mil. Jego kontury byly poszarpane i nierowne za sprawa zrujnowanej wiezy, ktora splonela rok temu. Teraz otaczaly ja rusztowania. Warownia wydawala sie malenka w porownaniu ze znanymi Adelii wielkimi cytadelami wiszacymi na zboczach Apeninow, miala w sobie jednak majestatyczny urok.
– Zbudowana na rzymskich fundamentach – oznajmil przeor Gotfryd – aby strzec przeprawy przez rzeke, lecz tak jak wiele innych nie zdolala powstrzymac ani wikingow, ani Dunow, ani tez ksiecia Normandii, Wilhelma. Zawsze po tym, jak zostawala zburzona, znowu ja odbudowywano.
Kawalkada byla teraz mniejsza. Przeorysza pospieszyla naprzod, zabierajac ze soba swoja mniszke, rycerza oraz krewniaka, Rogera z Acton. Mieszczanie skrecili ku Cherry Hinton.
Przeor Gotfryd, znowu na koniu i znowu zajmujacy godne miejsce na czele procesji, musial sie schylac, aby rozmawiac ze swoimi wybawicielami, siedzacymi na kozle wozu zaprzezonego w muly. Jego rycerz, sir Gerwazy, trzymal sie z tylu, spogladajac na to niechetnie.
– Cambridge was zaskoczy – opowiadal duchowny. – Mamy znakomita Szkole Pitagorejska, do ktorej studenci przybywaja ze wszystkich stron swiata. Choc miasto znajduje sie w glebi ladu, jest portem i to ruchliwym, niemal jak Dover, choc na szczescie mniej tu francuszczyzny. Wody Cam nie sa zbyt wartkie, ale za to zeglowne az do ujscia do rzeki Ouse, ktora wiedzie do Morza Polnocnego. Moge chyba rzec, iz niewiele jest krain na Wschodzie, z ktorych do naszych przystani nie przybywalyby dobra. Z nich zas na grzbietach mulow rozwozone sa do wszystkich zakatkow Anglii po rzymskiej drodze, ktora wiedzie przez miasto.
– A co wy zawozicie do nich, panie? – zapytal Szymon.
– Welne. Znakomita welne ze wschodniej Anglii. – Przeor Gotfryd usmiechnal sie z satysfakcja, wskazujaca na to, ze jest dostojnikiem, ktorego pastwiska dostarczaja sporo owej welny. – Poza tym wedzone ryby, wegorze, malze. Och tak, mistrzu Szymonie, dostrzezesz, ze Cambridge prosperuje dzieki handlowi, i osmiele sie rzec, wyroslo na miasto prawdziwie swiatowe.
Zaraz, czy na pewno osmielil sie tak rzec? Scisnelo mu sie serce, kiedy przyjrzal sie tej trojce na wozie. Czy nawet w miescie przyzwyczajonym do wasatych Skandynawow, przybyszow z Niderlandow w drewniakach, kosookich Rusinow, templariuszy i szpitalnikow z Ziemi Swietej, Madziarow w zawinietych czapkach, zaklinaczy wezy, czyz tam owa trojka dziwakow nie zwroci na siebie uwagi? Przyjrzal sie im, potem pochylil jeszcze nizej i szepnal:
– Jak zamierzacie sie przedstawiac?
– Skoro naszemu poczciwemu Mansurowi przypisano juz twoje wyleczenie, panie – niewinnie odparl Szymon – to mysle, ze bedziemy dalej korzystac z tego przebrania, przedstawiajac go jako medyka, zas pania Trotule i mnie jako jego pomocnikow. Moze zatrzymamy sie na placu targowym? To osrodek, z ktorego prowadzic mozemy dalsze sledztwo…
– W tym przekletym wozie? – Skromnosc mistrza Szymona byla wrecz porazajaca. – Chcesz, panie, aby pania Adelie opluwaly przekupki? Zniewazali wloczedzy? – Przeor sie uspokoil. – Rozumiem potrzebe ukrycia jej profesji, niewiasty zajmujace sie leczeniem sa nieznane w Anglii. W rzeczy samej, moglaby zostac uznana za dziwadlo. – I to nawet wieksze niz naprawde jest, pomyslal. – Nie ponizajmy jej, traktujac jak jakas poslugaczke. To porzadne miasto, mistrzu Szymonie, mozemy dac jej cos wiecej.
– Panie… – Szymon dotknal dlonia czola w gescie wdziecznosci. W duchu zas dodal: No tak, tak wlasnie sadzilem, ze mozecie.
– Nie byloby tez dla zadnego z was rozsadnie wyjawiac swoja wiare albo jej brak – ciagnal przeor. – Cambridge jest jak napieta kusza, kazde odstepstwo od zwyczajnosci moze sprawic, ze znowu wystrzeli.
Zwlaszcza, pomyslal, trzy takie odstepstwa od zwyczajnosci, majace rozdrapywac rany tego miasta.
Urwal. Podjechal do nich poborca podatkow i wstrzymal konia, aby szedl w rownej linii z mulami. Z szacunkiem uklonil sie przeorowi, sklonil sie tez lekko Szymonowi i Mansurowi, potem zwrocil do Adelii:
– Pani, razem wedrujemy, a jeszcze nie zostalismy sobie przedstawieni. Jestem sir Roland Picot, do twych uslug. Pozwole sobie pogratulowac uleczenia przeora.