Wsrod trzcin rozleglo sie cmokniecie i zaszelescila pardwa. Cos, jakis wodny szczur, wslizgnelo sie do rzeki i odplynelo, zostawiajac za soba oswietlone ksiezycem zmarszczki na wodzie. Plaskodenna lodz wplynela w kolejny tunel.
Zabrzmial w nim glos sir Rowleya.
– Adelio.
– Tak? – Zamknela oczy.
– Zrobilas juz w tej sprawie wszystko, co moglas. Kiedy dotrzemy do domu Starego Beniamina, pojde razem z toba zamienic slowo z mistrzem Szymonem. Musze go przekonac, aby tym razem zadbal, zebys wrocila do Salerno.
– Nie rozumiem – odparla. – Morderca nie zostal jeszcze wykryty.
– Osaczamy go, jesli zas sploszymy, stanie sie niebezpieczny, poki go nie zlapiemy. Nie chcialbym, zeby skoczyl na kogos z nagonki.
Zlosc, jaka zawsze wzbudzal w niej poborca podatkow, teraz rozpalila ja do czerwonosci.
– Kogos z nagonki? Jestem wyksztalcona, powtarzam, wyksztalcona i wybrana do tej misji przez krola Sycylii, a nie przez Szymona i z pewnoscia nie przez ciebie.
– Pani, ja tylko martwie sie o twoje bezpieczenstwo. Bylo juz za pozno. Nie powinien sugerowac komus o jej pozycji, aby wracal do domu. Obrazil jej profesjonalizm.
Adelia przerzucila sie na arabski, jedyny jezyk, w ktorym mogla swobodnie klac, bo Malgorzata go nie rozumiala. Uzywala wyrazen podsluchanych w trakcie czestych klotni Mansura z marokanskim kucharzem u jej przybranych rodzicow. Tylko ow jezyk potrafil zmniejszyc furie, jaka wzbudzil w niej sir Rowley Picot. Mowila o chorych oslach i jego niezdrowym do nich pociagu, o jego psich atrybutach, jego pchlach, jego dziurawym jelicie i tym, co zwykl jadac. Powiedziala mu, co moze sobie zrobic ze swoimi zmartwieniami, a co tyczylo sie znowu jego trzewi. Nie dbala, czy Picot ja zrozumie. I tak juz pojal, co miala na mysli.
Mansur, smiejac sie szeroko, wyprowadzil lodz z tunelu.
Reszta podrozy minela w ciszy.
Kiedy dotarli do domu Starego Beniamina, Adelia nie pozwolila Pilotowi sie odprowadzic.
– Czy mam zabrac go na zamek? – dopytywal sie Mansur.
– Gdziekolwiek, zabierz go gdziekolwiek – odparla. Nazajutrz, kiedy rzeczny bajlif przybyl, aby oznajmic Gylcie, iz na zamek wioza wlasnie trupa Szymona, Adelia wiedziala, ze gdy przeklinala, ich lodz mijala jego cialo, dryfujace twarza do dolu, wsrod trzcin Trumpington.
Rozdzial 10
Czy ona mnie slyszy? – sir Rowley zapytal Gylthy.
– Slysza cie az w Peterborough – odparla kobieta. Poborca krzyczal. – Tyle ze ona cie nie slucha.
Sluchala, ale nie sir Rowleya Picota. Sluchala glosu Szymona z Neapolu, jasnego i wyraznego. Nie mowil niczego szczegolnego, tylko gawedzil swym zwyklym, czystym i zaaferowanym tenorem – w tej wlasnie chwili o welnie i jej obrobce. „Mozecie sobie wyobrazic, jakie problemy sa z otrzymaniem czarnego koloru?'
Chciala mu powiedziec, ze ma teraz trudnosc z wyobrazeniem go sobie martwego, ze opoznia te chwile, bo strata jest zbyt wielka i dlatego nalezy ja zignorowac, jego utracone zycie odslonilo przepasc, ktorej wczesniej nie dostrzegala, bo on ja wlasnie wypelnial.
Oni sie mylili. Szymon nie byl taka osoba, zeby, ot tak sobie, umrzec.
Sir Rowley rozejrzal sie po kuchni Starego Beniamina, szukajac wsparcia. Czy wszystkie kobiety tu ogluszono? A chlopak? Czy ona zamierzala juz zawsze tak siedziec i wpatrywac sie w ogien?
Odezwal sie do eunucha, ktory stal z zalozonymi rekoma, przez drzwi spogladajac na rzeke.
– Mansurze. – Musial podejsc blisko, by ich twarze znalazly sie na jednym poziomie. – Mansurze. Cialo jest na zamku. W kazdej chwili Zydzi moga sie dowiedziec, ze ono tam jest i sami je pochowac. Oni wiedza, ze byl jednym z nich. Posluchaj mnie. – Zlapal Araba za ramiona, potrzasnal nim. – Nie ma czasu na zalobe. Musi pierwsza obejrzec cialo. On zostal zamordowany, nie widzisz tego?
– Ty mowisz po arabsku?
– A ty co myslales, ty wielki wielbladzie? Obudz ja, niech sie ruszy.
Adelia przechylila glowe na bok, by zastanowic sie nad owa rownowaga, ktora dawalo im sie utrzymac, jej i Szymonowi, tym pozbawionym cielesnych podtekstow przywiazaniem oraz akceptacja, szacunkiem nie bez wesolosci. Podobna przyjazn miedzy mezczyzna a kobieta zdarzala sie zbyt rzadko, by jeszcze kiedys znowu byc jej dana. Teraz wiedziala juz, jak by sie czula, gdyby utracila swojego przybranego ojca.
Rozezlila sie, czyniac zarzuty zmarlemu. Jak mogles okazac sie tak nieostrozny? Byles dla nas wszystkich taki cenny. Ponieslismy strate. Umieranie w bagnie angielskiej rzeki bylo czyms glupim.
Nieszczesna kobieta, ktora bardzo kochal. Jego dzieci.
Na jej ramieniu spoczela dlon Mansura.
– Ten czlowiek mowi, ze Szymon zostal zamordowany. Od razu zerwala sie na nogi.
– Nie. – Patrzyla prosto na Picota. – To byl wypadek. Ten czlowiek, ten od wody, powiedzial Gylcie, ze to byl wypadek.
– Kobieto, on znalazl rachunki, on juz wiedzial, o kogo chodzi! – Sir Rowley zacisnal zeby ze zlosci, potem zaczal mowic powoli: – Sluchaj mnie. Czy ty mnie slyszysz?
– Tak.
– Spoznil sie na uczte Joscelina. Slyszysz mnie?
– Tak – powiedziala. – Widzialam go.
– Podszedl do glownego stolu i przeprosil za spoznienie. Marszalek pokazal mu jego miejsce, ale kiedy Szymon przechodzil obok mnie, zatrzymal sie i poklepal po trzosie przy pasie. I powiedzial… sluchasz mnie? On powiedzial: „Mamy go, sir Rowleyu. Znalazlem rachunki'. Powiedzial to cicho, ale wlasnie to powiedzial.
– „Mamy go, sir Rowleyu' – powtorzyla Adelia.
– Tak powiedzial. Wlasnie ogladalem jego cialo. Przy pasie nie ma trzosa. Zostal zabity wlasnie z jego powodu.
Adelia uslyszala, jak Matylda B. piszczy z przerazenia. Gyltha zaklela. Czyzby ona i Picot rozmawiali po angielsku? Pewnie tak.
– Dlaczego mialby ci to powiedziec? – zapytala.
– Wielkie nieba, kobieto, zajmowalismy sie tym razem przez caly dzien. To bylo nie do pomyslenia, zeby jedynymi rejestrami dlugow byly te, ktore splonely. Ci przekleci Zydzi mogli je dostac w swoje rece w kazdej chwili, gdyby tylko wiedzieli. Byly u bankiera Chaima.
– Nie mow tak o nich! – Przycisnela dlon do jego piersi. – Nie mow tak. Szymon byl Zydem.
– Wlasnie. – Zlapal ja za rece. – Wlasnie dlatego musisz teraz ze mna pojsc zbadac jego cialo, zanim zabiora je Zydzi. – Ujrzal wyraz jej twarzy i pozostal bezlitosny. – Musisz sie dowiedziec, co mu sie stalo. Kiedy. Wiedzac to, przy odrobinie szczescia, bedziemy mogli wydedukowac, kto to zrobil. Sama mnie tego nauczylas.
– On byl moim przyjacielem – odparla. – Ja nie potrafie. – Jej dusza buntowala sie na sama mysl, mysl o Szymonie obnazonym, obmacywanym, rozcinanym. I to przez nia. Sekcja zwlok stanowila naruszenie zydowskiego prawa. Nakazy chrzescijanskiego Kosciola mogla zlekcewazyc w kazdej chwili, ale przez wzglad na drogiego, kochanego Szymona, nie moglaby zlekcewazyc judaizmu.
Gyltha weszla miedzy nich i z wielka uwaga spojrzala poborcy podatkow w twarz.
– Co ty gadasz? Mistrz Szymon zostal zabity przez tego samego, co te dzieciaki? Czy to prawda?
– Tak, tak.
– I ona moze to odczytac z jego biednego trupa? Sir Rowley rozpoznal sojuszniczke i skinal glowa.
– Tak. Moze. Gyltha zwrocila sie do Matyldy B.
– Dawaj jej plaszcz. – I do Adelii: – Idziemy razem. – I do Ulfa: – Zostajesz tutaj, chlopcze. Pomoz Matyldom.
Wszyscy otoczyli Adelie, wraz z podazajacym za nimi Mansurem i Strozem pociagneli medyczke przez ulice, w strone mostu. Nie przestawala jednak protestowac.
– To nie on, nie ten morderca. On atakuje tylko bezbronnych. To cos innego, to jest… – Zwolnila, probujac sie zastanowic, co to wlasciwie jest. – To jest jakies takie zwyczajne okropienstwo.
Dla rzecznego bajlifa, ktory powiadomil ich o odnalezieniu Szymona, ciala znajdowane w rzece byly czyms zwyczajnym. Ona tez nie przeczyla jego slowom stwierdzajacym utoniecie, bo na marmurowym stole kostnicy w Salerno ogladala juz przeciez tyle napecznialych woda cial. Ludzie topili sie w kapieli, zeglarze wypadali za burte, a ze wiekszosc marynarzy nie potrafila plywac, rozszalale fale wciagaly swoje ofiary w morze. Dzieci, mezczyzni i kobiety toneli w rzekach, sadzawkach, fontannach, kaluzach. Ludzie dokonywali fatalnych w skutkach ocen, stawiali nieostrozne kroki. To byl taki zwyczajny sposob umierania…
Slyszala, jak poborca podatkow, popedzajac ja, dyszy ciezko, niecierpliwie.
– Ten czlowiek jest dzikim psem. Dzikie psy rzucaja sie do gardla, kiedy poczuja sie zagrozone. Szymon stal sie zagrozeniem.
– Nie byl zbyt duzy – powiedziala Gyltha. – Mily, drobny czlowieczek, ale slaby jak krolik.
Nie, nie byl duzy. Byl za to kims, kogo dalo sie zamordowac. Umysl Adelii walczyl z ta mysla. Ona i Szymon przybyli, aby rozwiazac problem, jaki sami sciagneli sobie na glowy ludzie z tego niezbyt wielkiego miasta w dalekim kraju – ale nie po to, zeby razem z nimi cierpiec z powodu owego problemu. Medyczka uznawala ich oboje za wylaczonych z tego wszystkiego, jakby za sprawa specjalnej dyspensy udzielanej prowadzacym sledztwo. I wiedziala, ze tak samo myslal Szymon.
Przystanela.
– Grozi nam niebezpieczenstwo? Poborca podatkow takze sie zatrzymal.
– No, ciesze sie, ze wreszcie to pojelas. Myslalas, ze jestes pod ochrona? Towarzysze medyczki znowu zaczeli sie krzatac, rozmawiali ze soba ponad jej glowa.
– Gyltha, widzialas go, jak wychodzil?
– Nie tam, zeby wychodzil. Zajrzal do kuchni, pochwalil moje gotowanie i powiedzial mi do widzenia. – Glos kobiety zadrzal na moment. – Zawsze byl z niego taki uprzejmy jegomosc.
– Czy to bylo, zanim zaczely sie tance? Gyltha westchnela. Zeszlej nocy pracowala w kuchni u sir Joscelina.
– Nie mam pojecia, mozliwe. Powiedzial, ze sie musi przylozyc do swych studiow, zanim pojdzie spac, to pamietam. To ze wyszedl wczesniej.
– Przylozyc sie do swoich studiow?
– Tak wlasnie gadal.
– Zamierzal przejrzec rejestry. Tak jak zwykle na moscie panowal tlok. Mieli problem z tym, aby isc jedno obok drugiego. Adelie, trzymana przez sir Rowleya, potracali