– Ta kobieta jest cudzoziemka, przybyla nie wiadomo skad, w towarzystwie Zyda i Saracena. Czy mamy jej pozwolic, aby znieslawiala Kosciol swiety? Jakim prawem? Kto ja tu przyslal i po co? By siala zamet? Powiadam, jaki diabel ja tu do nas sprowadzil!

– Tak naprawde, to ja ja sprowadzilem – oznajmil krol.

Na sali zapadla taka cisza, jakby zasypala ja sniezna lawina. Zza drzwi, za plecow sedziow dobiegl odglos szurajacych i czlapiacych w kaluzach stop. To kanonicy z Barnwell wedrowali w deszczu wzdluz kruzgankow, idac do kosciola.

Henryk po raz pierwszy spojrzal na Adelie i w szerokim usmiechu pokazal swoje zwierzece zabki.

– Nie wiedzialas o tym, co?

Zwrocil sie do sedziow, ktorzy, jako ze nie pozwolono im usiasc, caly czas stali.

– Widzicie, moi zacni panowie, w Cambridge znikaly dzieci, a wraz z nimi moje dochody. Zydzi zostali zamknieci, na ulicach wybuchly zamieszki. Zatem powiedzialem Aaronowi z Lincoln, znasz go, biskupie, pozyczyl ci pieniadze na twoja katedre. Powiedzialem mu: „Aaronie, cos trzeba zrobic z tym Cambridge. Jesli Zydzi zabijaja dzieci, by odprawiac swoje rytualy, to musimy ich powiesic. Jesli nie, trzeba bedzie powiesic kogos innego'. Co mi o czyms przypomnialo – podniosl glos. – Chodz tutaj, rabinie, wszak przyznano, ze to nie jest sad.

Otworzyly sie drzwi do kuchni i ostroznie wkroczyl przez nie rabin Gotsce, klaniajac sie z czestotliwoscia zdradzajaca, jak bardzo jest zdenerwowany.

Krol nie zwracal juz wiecej na niego uwagi.

– Aaron ruszyl, aby sie tym zajac, a zajawszy sie, wrocil. Oznajmil mi, ze czlowiekiem, ktorego potrzebujemy, jest niejaki Szymon z Neapolu, obawiam sie, panowie, ze jeszcze jeden Zyd, ale takze znany sledczy. Aaron zaproponowal takze, by zasugerowano owemu Szymonowi, zeby wzial ze soba mistrza sztuki smierci. – Henryk ukazal sedziom kolejny ze swoich usmiechow. – Spodziewam sie, ze zadajecie sobie teraz pytanie, kimze jest mistrz sztuki smierci. No wiem, ze tak. Jakis nekromanta? Jakis wyrafinowany kat? Alez nie, wyglada na to, ze jest to uczony czlowiek, potrafiacy czytac z trupow, a w tym wypadku mogacy ze zwyczajow dzieciobojcy z Cambridge odczytac wskazowki, pokazujace na osobe sprawcy. Czy jest jeszcze wiecej tej wysmienitej polewki?

Krol tak szybko zmienil temat, ze dopiero po kilku chwilach przeor Gotfryd, niczym we snie, wstal i ruszyl do okienka kuchni. Zdawalo sie czyms calkiem naturalnym, ze jakas kobieca reka podala mu stamtad parujaca miske. Wzial ja, powrocil i podal wladcy, przykleknawszy na jedno kolano.

Monarcha skorzystal z tej przerwy, aby odezwac sie do przeoryszy Joanny.

– Mialem nadzieje zapolowac dzisiaj na dzika. Jak myslisz, pani, czy nie jest juz za pozno? Czy dziki juz wrocily do swoich kryjowek?

Przeorysza zdziwila sie, ale ucieszyla.

– Jeszcze nie, panie. Jesli moge cos poradzic, wypusc swoje ogary ku Babraham, gdzie lasy… – urwala, cos sobie uswiadomila. – Powtarzam tylko to, co zaslyszalam, panie. Mam niewiele czasu na lowy.

– Naprawde, pani? – Henryk zdawal sie nieco zaskoczony. – Slyszalem, ze uchodzisz tu za istna Diane.

To byla pulapka, pomyslala Adelia. Uswiadomila sobie, ze wlasnie oglada cwiczenie, ktore niezaleznie od efektu, podnosilo spryt do rangi sztuki.

– A zatem – powiedzial krol, przezuwajac. – Dziekuje ci, przeoryszo. Zatem spytalem Aarona: „Gdzie, u diabla, mam znalezc tego mistrza sztuki smierci?' A on mi odrzekl: „Nie u diabla, moj panie, lecz w Salerno'. Ten nasz Aaron lubi takie dowcipne uwagi. Wyglada na to, ze wlasnie znakomita Szkola Medykow w Salerno wydaje ludzi znajacych owa tajemna nauke. Skracajac te dluga opowiesc, napisalem do krola Sycylii. – Usmiechnal sie do przeoryszy. – Wiedzcie, ze on jest moim przyjacielem. Napisalem, proszac o uzyczenie Szymona z Neapolu i tegoz mistrza od smierci.

Krol przelknal zbyt szybko, zakrztusil sie, Hubert Walter musial poklepac go po plecach.

– Dziekuje, Hubercie. – Otarl oczy. – No, ale dwie rzeczy poszly nie tak. Po pierwsze, nie bylo mnie w Anglii, kiedy Szymon z Neapolu przybyl do tego kraju, bo musialem uspokoic tych cholernych Lusignanow. Po drugie, wyglada na to, ze w Salerno medycyny ucza sie tez kobiety. Uwierzycie w to, moi panowie? I jakis idiota, ktory nie potrafil odroznic Adama od Ewy, wyslal mi nie mistrza sztuki smierci, lecz mistrzynie. I oto ona tu jest. – Spojrzal na Adelie, nie uczynil tego nikt inny. Patrzyli na krola, ciagle na krola. – Zatem obawiam sie, moi panowie, ze nie mozemy jej powiesic, niewazne, jak bardzo bysmy chcieli. Bo widzicie, ona nie jest nasza wlasnoscia, ona jest poddana krola Sycylii, a moj przyjaciel Wilhelm chcialby, by wrocila do niego cala i zdrowa.

Teraz zszedl ze stolu, przespacerowal sie po podlodze, szczerzac zeby jakby w glebokim zamysleniu.

– Co powiecie, moi panowie? Czy nie sadzicie, w obliczu tych faktow, ze ta kobieta i jakis Zyd, tak miedzy nami mowiac, ocalili kolejne dzieci od paskudnej smierci z rak jegomoscia, ktorego glowa teraz marynuje sie na zamku, w wiadrze z solna zalewa…

Wciagnal powietrze, zadumany, pokrecil glowa.

– Czyz mozemy cos jej uczynic? Nikt sie nie odezwal. Nie zamierzal.

– Panowie, w rzeczy samej. Krol Wilhelm poczuje sie urazony, jesli cos zlego zostanie uczynione mistrzyni Adelii albo podjeta zostanie jakakolwiek proba oskarzenia jej o czary albo niegodne praktyki. – Nagle glos krola smagnal jak biczem – Podobnie ja tez poczuje sie urazony.

Do konca swoich dni bede twoim sluga – medyczka az oslabla, przepelniona wdziecznoscia i podziwem. Ale czy ty, wielki Plantagenet, mozesz doprowadzic zakonnice przed sad?

Na sali znalazl sie tez Rowley, wielki, postawny, klaniajacy sie znacznie nizszemu Henrykowi. Cos mu dal.

Obaj wymienili spojrzenia. Picot schylil glowe. Byli w zmowie, on i krol.

Ruszyl w glab refektarza i stanal obok przeora Gotfryda. Plaszcz mial pociemnialy od deszczu, pachnial swiezym powietrzem. On w ogole byl swiezym powietrzem. I nagle Adelia uradowala sie, ze ma tak gleboki dekolt, a glowe odkryta niczym ladacznica. Moglaby wciaz sie dla niego rozbierac. Bede twoja ladacznica kiedykolwiek zechcesz i jestem z tego dumna.

Cos mowil. Przeor przekazal instrukcje bratu Gilbertowi, ktory wyszedl z refektarza.

Henryk wrocil na swoje miejsce na stole. Skinal na najgrubsza sposrod trzech mniszek stojacych posrodku sali.

– Ty siostro. T y, ty. Chodz tutaj. Przeorysza Joanna patrzyla podejrzliwie, jak Walburga niepewnym krokiem zbliza sie do krola. Weronika nadal miala spuszczone oczy, dlonie spokojne, tak jak od samego poczatku.

Teraz lagodniej, jednak by slyszano kazde jego slowo, monarcha powiedzial:

– Rzeknij mi, siostro, kim jestes w zgromadzeniu? Mow. Nic ci sie nie stanie. Obiecuje.

Padla odpowiedz poczatkowo urywana, ale niewielu potrafilo oprzec sie Henrykowi, kiedy byl mily, a Walburga do nich nie nalezala.

– Studiuje Slowo Boze, tak jak pozostale siostry, i odmawiam modlitwy. I rozwoze jedzenie pustelniczkom…

Tu zabrzmiala nuta zwatpienia.

Adelia zrozumiala, ze Walburga, z ta jej lamana lacina, czuje sie oszolomiona calym tym sadem, nigdy jej nie dopuszczano do czegos takiego.

– I odprawiamy nabozenstwa w godziny kanoniczne, niemal zawsze…

– Czy dobrze jadacie? Duzo miesa?

– Och tak, panie. – Walburga juz stanela na twardym gruncie i nabrala pewnosci siebie. – Matka Joanna zawsze przywozi z lowow kozla czy dwa, a moja cioteczka robi dobre maslo i smietane. Zwykle jadamy dobrze.

– Co jeszcze robisz?

– Poleruje relikwiarz swietego Piotrusia i wyplatam pamiatki, ktore kupuja pielgrzymi, i…

– Moge sie zalozyc, ze wyplatasz najlepsze w calym zgromadzeniu – glos krola byl bardzo jowialny.

– Dobrze mi idzie, jesli moge powiedziec, choc moze siostra Weronika i biedna siostra Agnieszka mnie doganialy.

– Przypuszczam, ze kazda z was ma wlasny styl? – Walburga zamrugala z niezrozumieniem, Henryk wiec inaczej sformulowal swoje pytanie. – Powiedzmy, ze chcialbym sobie kupic jakas pamiatke i wybrac ja sobie ze stosu pamiatek. Czy potrafilabys mi powiedziec, ktora jest twoja, a ktora Agnieszki? Albo Weroniki?

Moj Boze. Adelia poczula, jak robi jej sie gesia skorka. Probowala uchwycic spojrzenie Rowleya, ale on na nia nie patrzyl. Walburga zachichotala.

– Nie ma potrzeby, moj panie. Zrobie ci taka za darmo. Henryk sie usmiechnal.

– Hm, a ja wlasnie poslalem sir Rowleya, zeby kilka przyniosl. Wyjal jeden z tych niewielkich przedmiotow, jakichs figurek, plecionek, ktore dal mu Picot.

– Zrobilas te?

– Och, nie, nie, to siostra Otylia, zanim umarla.

– A te?

– To Magdaleny.

– Ta?

– Siostra Weronika.

– Przeorze. – To byl rozkaz.

Brat Gilbert wrocil. Przeor Gotfryd przyniosl kolejny przedmiot, pokazal Walburdze.

– A to, moje dziecko? Kto zrobil to? Przedmiot lezal na rozpostartej dloni, podobny gwiezdzie z sitowa, pieknie i misternie wypleciony piecioramienny ksztalt. Walburdze podobala sie ta zgadywanka.

– No, to tez jest dzielo siostry Weroniki.

– Jestes pewna?

– Pewna, panie. Ona lubi takie cos robic, dla zabawy. Biedna siostra Agnieszka mowila, ze moze nie powinna, bo to ma taki poganski ksztalt, ale my nie widzialysmy w tym niczego zlego.

– Niczego zlego – lagodnie powtorzyl krol. – Przeorze? Przeor Gotfryd stanal przed sedziami.

– Wielmozni panowie, to jest jeden z przedmiotow, ktore lezaly na cialach dzieci znalezionych na Wandlebury, kiedy je odnalezlismy. Ta zakonnica wlasnie rozpoznala w nim rzecz zrobiona przez oskarzana siostre. Spojrzcie na to.

Sedziowie spojrzeli jednak na siostre Weronike.

Adelia wstrzymywala oddech. To jeszcze o niczym nie rozstrzygalo, ona mogla podac ze sto usprawiedliwien. To bylo madre, ale to jeszcze nie dowod.

Okazalo sie jednak wystarczajacym dowodem dla przeoryszy Joanny. Spogladala na swoja protegowana z udreka.

Okazalo sie tez wystarczajacym dowodem dla Weroniki. Przez chwile trwala bez ruchu. Potem wrzasnela, uniosla glowe i dwie drzace rece.

– Obroncie mnie, wielmozni panowie! Myslicie, ze on zostal pozarty przez psy, ale on jest tutaj. On jest tutaj!

Wszystkie spojrzenia powedrowaly w gore, gdzie z cieni usmiechnely sie do nich gargulce, potem z powrotem na Weronike. Wijac sie, padla na posadzke.

– On was skrzywdzi. On mnie krzywdzi, kiedy nie jestem mu posluszna. On mnie krzywdzil, kiedy we mnie wchodzil. On krzywdzi. Och, ocalcie mnie przed diablem.

Вы читаете Mistrzyni sztuki smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату