– Ona byla jak lilia. On byl krzyzowcem.
– Byli szalencami. Nie widac bylo tego po nich, ale byli szalencami, ktorzy na siebie natrafili. Ulf, jest wiecej takich jak my niz takich jak oni. Niezliczenie wiecej. Zawsze o tym pamietaj.
Sama starala sie o tym pamietac.
Oczy dziecka wpatrywaly sie intensywnie w jej oczy.
– Przyszlas tam po mnie.
– Oni nie mogli cie dostac. Zastanawial sie nad tym przez chwile, a potem na jego brzydka, mala twarz wypelzlo cos z jego dawnego ja.
– Slyszalem cie. O rany, jak ty klelas, nawet jak do miasta przyszli zolnierze, to nie slyszalem polowy takiego plugastwa.
– Powiesz o tym komus, a wrocisz do tej jamy. Gyltha stala juz w drzwiach. Tak jak u Rowleya, ktory wylonil sie zza jej plecow, w jej glosie bylo slychac rownoczesnie wscieklosc i ulge. Lzy splywaly jej po twarzy.
– Ty maly gnojku! – krzyknela na Ulfa. – Czy ja ci nie mowilam? Jak cie zaraz spiore!
Szlochajac, podbiegla, aby przytulic wnuka, westchnal z zadowoleniem i wyciagnal ku niej swoje ramiona.
– Sio – nakazal im Rowley. Za nim stali obladowani sluzacy. Adelia spostrzegla zatroskana twarz brata Swithina, zajmujacego sie goscmi klasztoru.
Kiedy Gyltha zblizala sie juz do drzwi z Ulfem w ramionach, zatrzymala sie jeszcze, by spytac Rowleya:
– Jestes pewien, ze juz nic nie moge dla nich zrobic?
– Nie. Sio. Kobieta wciaz sie ociagala, zerkajac na Adelie.
– To byl dobry dzien, ten, w ktorym przybylas do Cambridge – oznajmila. I wyszla.
Sluzacy zjawili sie z wielka cynowa wanna, zaczeli wlewac do niej zawartosc parujacych dzbanow pelnych wody. Jeden z pacholkow mial tez kostki zoltego mydla, spoczywajace na stosie szorstkich kawalkow starych przescieradel, ktore w klasztorze sluzyly za reczniki.
Medyczka ogladala te przygotowania wrecz zglodnialym wzrokiem. Chociaz nie mogla zmyc brudu, jaki mordercy zostawili na jej duszy, to przynajmniej mogla zeskrobac go z ciala.
Brat Swithin zdawal sie zaklopotany tymi wszystkimi przygotowaniami.
– Ta pani jest ranna, powinienem wezwac infirmariusza.
– Kiedy znalazlem te pania – stwierdzil ponuro Rowley – to wlasnie tarzala sie po podlodze, walczac z silami ciemnosci. Nic jej nie bedzie.
– To chociaz powinna tutaj przyjsc jakas sluzaca…
– Sio – rzucil Picot. – Wynocha, juz! – Rozpostarl ramiona, objal nimi cale klebiace sie towarzystwo, wypchnal za drzwi i je zamknal. Adelia znow zauwazyla, ze to bardzo potezny mezczyzna. Tluszczyk, z ktorego sobie drwila, zmniejszyl sie. Teraz lepiej widac bylo jego potezna muskulature.
Podszedl do niej, ujal ja pod pachy, podniosl tak, ze stanela na podlodze, i zaczal rozbierac, zdejmujac ubranie ze zdumiewajaca delikatnoscia.
Poczula sie bardzo mala. Czy on ja wlasnie uwodzil? Z pewnoscia zatrzyma sie, gdy dotrze do giezla.
Nie uwodzil i sie nie zatrzymal. To byla opieka. Kiedy uniosl medyczke naga i wlozyl do kapieli, spojrzala mu w twarz. Rownie dobrze ta twarz moglaby teraz nalezec do Gordinusa, przeprowadzajacego sekcje zwlok.
Powinnam czuc sie zaklopotana, pomyslala. Powinnam czuc sie zaklopotana, ale wcale sie tak nie czuje.
Kapiel byla ciepla, Adelia wslizgnela sie do wody, zanim calkiem sie zanurzyla, zlapala jedno z mydel. Szorowala sie nim, cieszyla szorstkoscia ocierajaca skore. Nie dala rady uniesc rak, a zatem pozostala nad powierzchnia na tyle dlugo, by poprosic Rowleya, zeby umyl jej wlosy. Poczula, jak meskie palce mocno naciskaja skore jej glowy. Sluzacy zostawili dzbany z zimna woda, ktora Picot wylal, by splukac mydlo.
Z bolu nie mogla pochylic sie do nog, zatem je rowniez umyl, starannie, skrupulatnie oczyscil miedzy palcami.
Patrzac na niego, rozmyslala.
Jestem w kapieli, naga, bez zadnej piany, myje mnie mezczyzna, moja reputacja legla w gruzach i do diabla z nia. Bylam w piekle, wszystko, co chcialam, to przezyc wlasnie dla tego mezczyzny. On mnie stamtad wyniosl.
Stalo sie tak, jakby ona i Ulf nagle weszli do swiata, na ktory nie przygotowaly ich nawet senne koszmary, wspolistniejacego z normalnoscia tak scisle, ze starczylo postawic jeden nieostrozny krok, aby don trafic. To byl koniec wszystkiego, a moze poczatek, bestialstwo, ktore, choc je przetrwali, pokazalo, ze zwyczajnosc jest klamstwem. Tak niewiele brakowalo, aby nic zycia Adelii zostala przecieta, ze ona juz nigdy nie zatroska sie o przyszlosc.
A w tej wlasnie chwili pragnela owego mezczyzny. Wciaz go pragnela.
Myslala, ze poznala wszystkie tajniki ciala, a wlasnie odkryla cos nowego. Poczula sie namydlona, zwilzona, zarowno na zewnatrz, jak i wewnatrz, jakby wypuscila paki, a jej skora unosila sie ku Rowleyowi, rozpaczliwie pragnac, by jej dotknal. On, ktory teraz nie patrzyl na jej piersi, lecz na siniaki na jej nieszczesnych zebrach.
– Czy on cie skrzywdzil? Tak naprawde mocno skrzywdzil, jesli wiesz, o czym mowie? – spytal.
Zastanowila sie, za co w takim razie uwazal siniaki, rane w ramieniu i podbite oko. A potem sobie uswiadomila: ach, chodzi o to, czy on mnie zgwalcil? To dla niego wazne. Bo przeciez dziewictwo to dla nich swiety Graal.
– A gdyby skrzywdzil? – zapytala lagodnie.
– No wlasnie – powiedzial. Kleczal obok wanny, glowy mieli na jednym poziomie. – Przez cala droge na wzgorze wyobrazalem sobie, co on mogl ci zrobic, ale to wszystko nie mialoby znaczenia, pod warunkiem ze przetrwalabys to.
Pokrecil glowa, wspominajac o tej niezwyklosci.
– Splugawiona czy w kawalkach, chcialem cie z powrotem. Bylas moja, nie jego.
Och, och.
– Nie tknal mnie – oznajmila – tylko pobil. Dojde do siebie.
– To dobrze – powiedzial energicznie i wstal. – Dobrze, jest jeszcze wiele do zrobienia. Nie moge, ot tak, gawedzic sobie teraz z niewiasta w kapieli. Trzeba poczynic rozne przygotowania i to nie tylko w sprawie naszego slubu.
– Slubu?
– Oczywiscie, porozmawiam o tym z przeorem, a on porozmawia z Mansurem. Takie rzeczy trzeba robic porzadnie. I jest jeszcze krol… Jutro, moze pojutrze, jak juz wszystko sie uspokoi.
– Slubu?
– Kobieto, teraz musisz za mnie wyjsc – oznajmil zaskoczony. – Widzialem cie w kapieli.
Ruszyl do wyjscia, naprawde juz wychodzil. Z bolem podzwignela sie z wanny, chwycila jeden z recznikow. To nie moze stac sie jutro, czy on o tym nie wie? Jutrzejsze dni byly pelne strasznych rzeczy. Liczylo sie tylko dzisiaj, szkoda czasu na jakies konwenanse.
– Rowleyu, nie zostawiaj mnie. Nie wytrzymam tutaj sama. Mowila prawde. Nie wszystkie moce ciemnosci zniknely. Jedna z nich wciaz byla w tym budynku. Inne zawsze juz beda przemierzac jej mysli. Tylko on mogl to wszystko powstrzymac.
Krzywiac sie, ramionami objela jego szyje i poczula cieplo, wilgotna miekkosc, jego skore tuz przy swojej.
Lagodnie ich rozdzielil.
– To co innego, kobieto, nie rozumiesz? Tu chodzi o slub miedzy toba a mna, to musi przebiec zgodnie z prawem bozym.
Niezly moment sobie wybral, pomyslala, aby sie martwic o prawo boze.
– Rowleyu, nie ma czasu, nie ma zadnego czasu po drugiej stronie tych drzwi.
– Wlasnie, ze jest. Musze przyjrzec sie jeszcze bardzo wielu sprawom – jednak zaczynal juz oddychac ciezko. Jej bose nogi staly na jego butach, recznik sie zsunal, kazdy cal ciala kobiety, byl teraz przycisniety do Rowleya.
– Adelio, och, moj los jest ciezki przez ciebie. – Usta mu drzaly. -Pragne cie.
– Wiem. – Czula to. Udal, ze wzdycha.
– Nielatwo bedzie uprawiac milosc z kobieta o polamanych zebrach.
– Sprobuj – zachecila.
– O Chryste – rzekl surowo. I zaniosl ja do lozka. I sprobowal. I wyszlo mu bardzo dobrze. Wpierw tulil ja, przemawial pieknymi slowy po arabsku, bo ani angielski, ani francuski nie starczaly, aby wyrazic, jakze byla dla niego piekna, nawet z podbitym okiem. Potem zas oparl swoj ciezar na ramionach, aby jej nie zgniesc.
A ona wiedziala, ze jest dla niego piekna, tak jak on jest piekny dla niej i ze to wlasnie jest cielesna milosc, to pulsowanie, szalona jazda do gwiazd i z powrotem.
– Moglbys to zrobic raz jeszcze? – poprosila.
– Dobry Boze, kobieto. Nie, nie moglbym. No, jeszcze nie teraz. To byl ciezki dzien.
Jednak po chwili sprobowal i udalo mu sie rownie dobrze. Brat Swithin nie obdarzyl ich zbyt hojnie swiecami, wszystkie sie wypalily, pograzyli sie wiec w polmroku za sprawa deszczu, co wciaz siekl w okiennice. Adelia lezala skulona, przytulona do ramienia kochanka, wdychajac cudowny zapach mydla oraz potu.
– Tak bardzo cie kocham – powiedziala.
– Czy ty placzesz? – Usiadl.
– Nie.
– Tak, ty placzesz. Czasem kobietom zdarza sie to po szczytowaniu.
– No pewnie, przeciez wiesz. – Otarla oczy grzbietem dloni.
– Kochanie, to juz koniec. On nie zyje, ona zas zostanie… no, zobaczymy. Ja zostane nagrodzony, tak jak na to zasluguje, ty tez, chociaz na nic nie zasluzylas. Henryk da mi jakas mila baronie, gdzie oboje bedziemy obrastac w sadlo i dochowamy sie tuzinow milych, tlusciutkich baroniat.
Wyszedl z lozka, siegnal po ubranie.
Nie ma plaszcza, pomyslala. Zostawil go gdzies poza komnata, razem z glowa Rakszasy w srodku. Za tymi drzwiami zostalo wszystko, co straszne. A jedyne wszystko, ktore ty i ja bedziemy kiedykolwiek miec, jest teraz z nami.
– Nie idz – poprosila.
– Wroce. – Jego mysli juz od niej odeszly. – Nie moge zostac caly dzien, zmuszany do tego, aby dogadzac nienasyconym kobietom. Jest wiele rzeczy do zrobienia. Poloz sie spac.
I wyszedl.
Moglabym byc z nim na zawsze, moglabym miec jego i nasze male baronieta, pomyslala, wciaz patrzac na drzwi. Czymze jest udawanie medyka w porownaniu z takim