Lowczy mowil opanowanym, beznamietnym glosem. A gdzies w tunelach pod ich stopami biegal potwor, ktory zmasakrowal jego siostrzenice.
Jakis szelest sprawil, ze Hugo wyjal noz zza pasa. Przyczyna halasu byla sowa wzbijajaca sie do lotu na ostatnie lowy tej nocy. Rozleglo sie zaspane swiergotanie budzacych sie ptakow. Widac bylo teraz juz calego Rowleya, a nie tylko jego latarnie, jego wielka sylwetke, dzgajaca ziemie mieczem niczym szpikulcem. Kazdy ksztalt na usianym zaglebieniami, nierownym terenie przykrywal ksiezycowe swiatlo cieniem, ktory mogl chowac jeszcze wiecej groznej ciemnosci.
Niebo na wschodzie stalo sie niezwyklym pasem czerwieni ze smugami poszarpanej czerni.
– To „pasterska przestroga' – oznajmil Hugo. – Diabelski swit. Adelia patrzyla na to apatycznie. Obok niej Ulf okazywal taka sama obojetnosc.
On zostal zraniony, pomyslala medyczka, podobnie jak ja. Znalezlismy sie w miejscach, ktore przekroczyly wszelkie nasze doswiadczenia, i zostalismy przez nie splamieni. Moze ja to zdolam zniesc, ale czy on? Zwlaszcza ze zostal zdradzony.
Wraz z ta mysla powrocila w niej energia. Z bolem podniosla sie na nogi i ruszyla krawedzia niecki tam, gdzie kleczala Weronika. Mniszka wysoko uniosla rece, tak ze padal na nie coraz jasniejszy blask switu.
Wdzieczna glowke pochylila w modlitwie jak wtedy, gdy Adelia po raz pierwszy ja ujrzala.
– Jest stad inne wyjscie? – zapytala dziewczyny. Zakonnica sie nie poruszyla. Usta jej drgnely przez chwile, a potem znow wrocila do przerwanego
– Jest stad inne wyjscie? Hugo zaprotestowal ochryplym glosem.
Spojrzenie Ulfa, ktore podazylo za medyczka, przenioslo sie na Weronike. Pisnal, a jego glos poniosl sie przez wzgorze Wandlebury.
– To byla ona! – Wskazywal na Weronike. – To okropna, okropna kobieta!
Hugo, zaszokowany, wyszeptal:
– Cii, chlopcze. Po malej, brzydkiej twarzy Ulfa splynely lzy, ale powrocily na nia inteligencja, skupienie i zawzieta wscieklosc.
– To byla ona. Ona przylozyla mi to cos do twarzy, ona byla, jak mnie zabral. Ona byla z nim.
– Wiem o tym – powiedziala Adelia. – Wrzucila mnie do szybu. Oczy mniszki blagalnie spojrzaly ku gorze na medyczke.
– Ten diabel byl dla mnie zbyt silny – rzekla. – Torturowal mnie, widzialas sama. Nigdy nie chcialam tego robic! – Zmruzyla oczy, zalsnily czerwienia, kiedy odbil sie w nich blask switu, wstajacego za plecami Adelii.
Hugon i Ulf tez gwaltownie zwrocili sie na wschod. Medyczka sie obrocila. Niebo zrobilo sie wsciekle czerwone, jakby caly firmament stanal w ogniu, a ten pozar mial zaraz ich wszystkich ogarnac. I tam tez, jakby przywolany, diabel we wlasnej osobie zaczernil sie konturem, biegnac niczym jelen.
Rowley, oddalony od niego o pietnascie yardow, pedzil, aby go schwytac. Bestia skoczyla, zmienila kierunek. Spogladajacy na te scene, uslyszeli wycie Picota:
– Hugo! On sie wymyka! Hugo!
Mysliwy kleknal, szepczac do psow. Spuscil je ze smyczy. Z lekkoscia koni popedzily w strone wschodzacego slonca.
Diabel biegl, Boze, jakze on biegl, ale teraz sylwetki psow widac juz bylo na tle tego samego pasma nieba.
Owa chwila utkwila w pamieci ludzi, ktorzy ja widzieli, pozostala niczym obraz piekla w iluminowanym manuskrypcie, w czerni i zlocistej czerwieni, ogary zastygle w polowie skoku oraz mezczyzna z uniesionymi ramionami, jakby chcial wspiac sie w powietrzu. Zaraz potem sfora dopadla sir Joscelina z Grantchester i rozerwala go na strzepy.
Rozdzial 15
Adelii i Ulfowi pomozono wsiasc na jednego z koni, na ktorych Rowley i lowca przybyli na wzgorze. Hugo wciagnal mniszke na drugiego wierzchowca. Szarpnawszy wodze, obaj mezczyzni ruszyli w dol zbocza, unikajac wyboistych sciezek, tak by nie meczyc rannej medyczki.
Wedrowali w ciszy.
W drugiej rece Rowley trzymal worek zrobiony ze swojego plaszcza. A w owym worku mial cos okraglego, przyciagajacego psy, dopoki Hugo ich nie odwolal. Po pierwszym spojrzeniu Adelia unikala patrzenia na to cos.
Deszcz, ktorym grozil swit, spadl, gdy dotarli na trakt. Chlopi zmierzajacy do pracy unosili swoje kaptury, aby spojrzec spod nich na niewielki pochod, za ktorym biegly psy o umazanych czerwienia pyskach.
Kiedy mijali grzezawisko, Rowley zatrzymal konia i odezwal sie do Hugona, ktory z chlupotem zjechal z drogi. Wrocil z nareczem bagiennego mchu.
– Czy to jest to swinstwo, ktore kladziesz na rany? Adelia przytaknela, wycisnela nieco wody z torfowca, a potem okryla nim ramie.
Byloby glupio umrzec teraz wskutek zakazenia, choc nie zostalo jej juz zadne uczucie pozwalajace sie zastanowic, dlaczego.
– Przyloz tez sobie troche do oka – poradzil Rowley, a ona uswiadomila sobie, ze czuje tam bol i nieswiadomie przymyka lewa powieke.
Kon z mniszka na grzbiecie jechal rowno z Adelia. Lekarka bez specjalnego zainteresowania patrzyla, jak dziewczyna chowa twarz w plaszczu, ktorym Hugo otulil ja przez wzglad na przyzwoitosc.
Picot dostrzegl jej spojrzenie.
– Mozemy jechac dalej? – zapytal, tak jakby to ona domagala sie zwloki. Szarpnal wodzami, nie czekajac na odpowiedz.
Adelia sie wyprostowala.
– Nie podziekowalam ci – odezwala sie i poczula ucisk dloni Ulfa na swoich ramionach. – Oboje ci dziekujemy.
To nie byly odpowiednie slowa.
Rownie dobrze mogla wyrwac kamien z tamy.
– Czy ty, do diabla, w ogole pomyslalas, co wyprawiasz? Czy ty wiesz, przez co ja przeszedlem?
– Przykro mi – powiedziala.
– Przykro? I to ma byc usprawiedliwienie? Czy ty w ogole mialas jakis plan…? Sluchaj, to tylko zasluga Boga, ze ja wczesniej wyszedlem z sadow. Ruszylem do domu Starego Beniamina, bo bylo mi zal, ze jestes taka smutna. Smutna? Maryjo, Matko Boza, jak ja sie czulem, kiedy sie okazalo, ze zniknelas?
– Przykro mi – powtorzyla. Gdzies, gleboko w obejmujacym ja bezruchu wyczerpania, cos lekko drgnelo, poruszyl sie maly babelek.
– Matylda B. powiedziala, ze moglas pojsc do kosciola sie pomodlic. Ale ja wiedzialem, och, ja juz wiedzialem. „Ona czekala, az ta przekleta rzeka cos jej powie', tak jej powiedzialem. „No i cos powiedziala. Ruszyla za tym lotrem, jak na taka bezrozumna kobiete przystalo'.
Babelek urosl i dolaczyly do niego kolejne. Uslyszala, ze Ulf pociaga nosem, jak zwykl, kiedy cos go bawilo.
– Bo widzisz… – zaczela.
Jednak Rowley pozostal nieublagany, za bardzo byl rozezlony. Opowiadal, ze uslyszal dzwiek rogu Hugona z drugiego brzegu i przeprawil sie przez rzeke, aby do niego dolaczyc. Lowczy od razu zaproponowal, zeby szukac Adelii po zapachu Stroza.
– Hugo powiedzial, ze przeor Gotfryd wlasnie z tego powodu dal ci to zwierze, martwiac sie o twoje bezpieczenstwo w obcym miescie, bo zaden inny pies nie pozostawia po sobie takiego smrodu. Zawsze sie zastanawialem, dlaczego wszedzie chodzisz z tym kundlem, przynajmniej on mial tyle rozsadku, aby pozostawic za soba jakis trop, wiecej rozsadku niz ty.
Na litosc boska, alez sie zdenerwowal. Adelia spojrzala w dol na poborce podatkow i chlonela urok tego mezczyzny.
Mowil, jak popedzil do domu Starego Beniamina i do jej izby. Zlapal mate, na ktorej spal Stroz, popedzil z powrotem, podsunal ja pod nos psom Hugona. Zdobyl konie, zabierajac je mijajacym go akurat, Bogu ducha winnym i protestujacym jezdzcom.
Pogalopowali sciezka wzdluz rzeki… tropili zapach nad Cam, potem nad Granta. Niemal stracili trop, jadac przez staly lad…
– A co by sie stalo, gdyby ten twoj pies nie cuchnal tak, ze o Jezu?! Postarzalem sie o cale lata, ty bezmyslna harpio! Czy ty wiesz, co ja wycierpialem?
Ulf teraz juz otwarcie sie smial. Adelia, ledwie mogac oddychac, podziekowala Bogu Wszechmogacemu za takiego mezczyzne.
– Kocham cie, Rowleyu Picot – udalo jej w koncu powiedziec.
– A co to ma do rzeczy? – zapytal. – Jesli to zart, to wcale nie smieszny.
Zaczela zasypiac, w siodle przytrzymywaly ja tylko dlonie Ulfa na ramionach, trudno bylo mu ja calkiem objac.
Pozniej, kiedy wspominala przejazd pod wielka brama klasztoru w Barnwell, myslala o tym, jak wczesniej przekraczala ja wraz z Szymonem i Mansurem na wozie domokrazcow. Jakze wszyscy byli nieswiadomi tego, co ich czeka, niczym nowo narodzone dzieci. Ale teraz wszyscy sie dowiedza, Szymonie. Wszyscy sie dowiedza.
Potem drzemki staly sie coraz glebsze, przeksztalcajac sie w dlugi stan polswiadomosci, kiedy jak z oddali slyszala glos Rowleya, podobny stukaniu w bebenek, a przekazujacy oburzenie, rozkazujacy. Slyszala tez glos przeora Gotfryda, pelen zgrozy, ale rowniez wydajacy polecenia. Obaj przeoczyli zas jedna, najwazniejsza rzecz, jednak Adelia akurat ocknela sie na tyle, aby im o niej przypomniec.
– Musze sie wykapac – oznajmila i znowu zapadla w sen.
– …i zostan tutaj, w imie Boga – polecil jej Rowley. Trzasnely drzwi. Ona i Ulf zostali sami, na lozku w izbie. Medyczka wpatrywala sie w drewniane krokwie oraz platwy stropu, ktore juz kiedys widziala. Palily sie swiece. Jakie swiece? Przeciez byl dzien. Tak, ale zamknieto okiennice, zeby do srodka nie napadal deszcz.
– Gdzie jestesmy?
– W domu goscinnym przeora – odpowiedzial chlopiec.
– Co sie dzieje?
– Nie mam pojecia.
Siedzial obok niej ze zlaczonymi kolanami, patrzyl tepo przed siebie.
Co on widzi, pomyslala Adelia, objela go zdrowym ramieniem i mocno przytulila. To moj jedyny towarzysz, tak jak ja jestem jego jedyna towarzyszka. Oboje wyszli calo z opalow, z ktorych nikt inny nie zdolal wydobyc sie zywcem. Tylko oni wiedzieli, jak dluga odbyli podroz, ile czasu im zabrala – oraz jak daleko jeszcze musza isc. Doswiadczyli ciemnosci, co uczynilo ich swiadomymi roznych rzeczy, w tym o sobie samych, ktorych nie powinni wiedziec.
– No, opowiedz mi – poprosila.
– Nic tu do gadania. Podplynela na lodzi do miejsca, gdzie lowilem, i zawolala: „Och, Ulfie, lodka ci przecieka'. Slodka jak miod. A potem juz bylo to cos na mojej twarzy i nic nie pamietam. Obudzilem sie w tej jamie.
Odwrocil glowe, w pokoju zabrzmial jego pelen niedowierzania placz nad utracona niewinnoscia.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Chlopiec zwrocil sie do niej z rozpacza.