– Jej nie ma, Agnieszko – odezwala sie medyczka slabym glosem. – Odeslali ja. Ich wszystkich juz tam nie ma. Zostala tylko przeorysza…
Tego nie bylo jednak dosc, jej syn umarl. Straszliwe oczy Agnieszki mowily, ze jest cos jeszcze. Ona to wiedziala, obie to wiedzialy.
I wtedy pojela. Wszystkie elementy ukladanki wskoczyly na swoje miejsce. Ten zapach – dopiero gdy wyrwano go z kontekstu, rozpoznala kwasny zapach swiezej murarki. Boze, Boze, blagam. Widziala to katem oka, zauwazajac z niezadowoleniem brak rownowagi, asymetrie owych golebnikow, gdzie mieszkaly siostry, ktorych powinno byc dziesiec u gory i na dole, a bylo dziesiec u gory i dziewiec na dole. Tam, gdzie znajdowalo sie wejscie do dziesiatej celi na dole, widziala goly mur.
Zrozumiala. Cisza i ta wibracja… niczym brzeczenie owada zamknietego w sloju. „Krzyk smierci'.
Adelia, po omacku i zataczajac sie, przepchnela sie przez tlum. Zwymiotowala.
Ktos pociagnal ja za rekaw, mowiac:
– Krol…
Przeor. On moze to powstrzymac. Przeor Gotfryd. Pociaganie za rekaw stalo sie natarczywe.
– Krol kaze ci sie stawic przed soba, pani. W imie Chrystusa. Jak oni mogli, w imie Chrystusa?
– Krol, pani… – Jakis czlowiek w liberii.
– Do diabla z krolem – powiedziala. – Musze znalezc przeora.
Chwycono ja w pasie i wrzucono na konia. Wierzchowiec ruszyl klusem, krolewski poslaniec szedl dlugimi krokami obok, sciskajac wodze v rece.
– Lepiej nie posylaj krolow do diabla, pani – oznajmil wesolo. – Oni zwykle juz t a m byli.
Dotarli do mostu, poszli w gore zbocza, poprzez dziedziniec. Adelie zdjeto z konia.
W ogrodzie rodziny szeryfa, miejscu pochowku Szymona z Neapolu, Henryk II, co poszedl do diabla i stamtad wrocil, siedzial ze skrzyzowanymi nogami na tym samym trawiastym zboczu, gdzie kiedys medyczka sluchala, jak Rowley Picot opowiadal o swojej krucjacie. Zszywal igla i szpagatem mysliwska rekawice, dyktowal tez cos Hubertowi Walterowi, ktory przykleknawszy u boku monarchy, zawiesil sobie na szyi przenosny pulpit.
– Ach, pani… Adelia rzucila mu sie do stop. W sumie krol mogl wystarczyc.
– Moj panie, oni ja zamurowali. Blagam, przerwij to!
– Kogo zamurowali? Co mam przerwac?
– Zamurowali te mniszke. Weronike. Prosze, moj panie, prosze. Oni zamurowali zywcem.
Henryk przyjrzal sie swoim butom, za ktore go chwycila.
– Powiedzieli mi, ze wyslali ja do Norwegii. Pomyslalem sobie, ze to dziwne. Wiedziales o tym, Hubercie?
– Nie, moj panie.
– Panie, kaz ja wypuscic, to okropne, to odrazajace. O Boze, o Boze, nie moge tego zniesc. Ona jest oblakana. To jej obled jest zlem.
Hubert Walter dzwignal swoj maly pulpit z szyi, a potem Adelie, by usiadla. Mowil do niej lagodnie, niczym do klaczy.
– Ciiii, pani. Spokojnie. Teraz spokojnie, spokojnie. Podal jej splamiona inkaustem chustke. Medyczka, walczac o to, by zachowac panowanie nad soba, wysmarkala sie w nia.
– Moj panie… panie moj. Zamurowali wejscie do jej celi, ona jest w srodku. Slyszalam jej krzyki. Cokolwiek zrobila, to nie wolno… nie wolno na to pozwolic. To zbrodnia wolajaca o pomste do nieba.
– Musze przyznac, ze ladnie to nie wyglada – oznajmil Henryk. – No i macie swoj Kosciol. Ja bym ja po prostu powiesil.
– Przerwij to! – wrzasnela na niego Adelia. – Jesli ona jest tam bez wody… bez wody czlowiek potrafi wytrzymac trzy, cztery dni. Trzy, cztery dni pelne meki.
Monarcha sie zaciekawil.
– Nie wiedzialem o tym. Wiedziales, Hubercie? Wyjal chustke z reki Adelii i otarl jej twarz, teraz bardzo powazny.
– Wiesz, ze ja nic nie moge zrobic, prawda?
– Nie, nie mozesz… Krol to krol.
– A Kosciol to Kosciol. Czy sluchalas tego, co sie dzialo ostatniej nocy? To posluchaj mnie teraz, pani. – Klepnal jej reke, kiedy odwrocila glowe, potem chwycil ja w swoja dlon. – Sluchaj mnie. – Uniosl obie dlonie, swoja i jej, aby wskazywaly na miasto. – Tam, na dole, jest szalony obdartus, ktorego wolaja Rogerem z Acton. Kilka dni temu ten lajdak wszczal rozruchy, by zaatakowac ten zamek, krolewski zamek, moj zamek, podczas ktorych twoj przyjaciel i moj przyjaciel, Rowley Picot, zostal ranny. I ja nic nie moge mu zrobic. Dlaczego? Bo ten lajdak nosi na glowie tonsure i potrafi wybelkotac
– Skopales mu tylek, panie.
– Skopalem mu tylek i nawet za to Kosciol ma do mnie pretensje. Ramie Adelii unosilo sie i opadalo, kiedy krol gestykulowal.
– Po tym, jak ci przekleci rycerze wzieli moja zlosc za wydane im polecenie i pojechali zabic Becketa, musialem poddac sie chloscie z rak wszystkich czlonkow kapituly katedry w Canterbury. Ponizenie, wystawienie plecow na ich razy, to byl jedyny sposob, zeby powstrzymac papieza od oblozenia Anglii interdyktem. Kazdy mnich… i wierz mi, te dranie sie do tego przylozyly – westchnal, opuscil dlon medyczki. – Pewnego dnia ten kraj zrzuci papieska wladze, daj Boze. Ale jeszcze nie teraz. I nie ja to zrobie.
Adelia przestala sluchac, zrozumiala moze sedno tej wypowiedzi, ale nie jej slowa. Teraz wstala, ruszyla ogrodowa sciezka. Ku miejscu, gdzie pochowano Szymona z Neapolu.
Hubert Walter, zszokowany taka obraza majestatu, chcial pojsc za kobieta, jednak zostal powstrzymany.
– Panie – powiedzial – jestes bardzo wyrozumialy wzgledem tej niegrzecznej i krnabrnej niewiasty.
– Mam cierpliwosc do osob uzytecznych, Hubercie. Cuda takie jak ona nie wpadaja mi w rece codziennie.
Maj wreszcie stal sie taki, jaki powinien byc, slonce wylonilo sie, by ozywic ogrod odswiezony deszczem, a wrotycz lady Baldwin ladnie sie rozwinal. Pszczoly trudzily sie wsrod kaczencow.
Jakis drozd, siedzacy na mogile, zeskoczyl, widzac nadchodzaca Adelie, jednak nie oddalil sie zbytnio. Medyczka pochylila sie i uzyla chustki Huberta Waltera, by oczyscic grob z ptasich odchodow.
Szymonie, znalezlismy sie wsrod barbarzyncow.
Drewniany blat zastapila teraz ogromna marmurowa plyta, na ktorej wyryto jego imie i slowa: „Niechaj jego dusza zazna zycia wiecznego'.
Ale to sa dobrotliwi barbarzyncy, odezwal sie teraz do niej Szymon. Walczacy z wlasnym barbarzynstwem. Pomysl o Gylcie, o przeorze Gotfrydzie, Rowleyu, tamtym dziwnym krolu…
Tak czy siak, powiedziala Adelia, ja tego nie potrafie zniesc.
Odwrocila sie i teraz, gdy juz sie pozbierala, wrocila sciezka do wladcy. Henryk zas wrocil do naprawiania rekawicy, uniosl wzrok, widzac nadchodzaca medyczke.
– No i? Adelia uklonila sie, powiedziala:
– Panie, dziekuje ci za twoja laskawosc, jednak nie moge tu dluzej pozostac. Musze wracac do Salerno.
Odgryzl nitke swoimi silnymi, malymi zabkami.
– Nie.
– Slucham?
– Powiedzialem nie. – Henryk wciagnal rekawice i poruszal palcami, podziwiajac zeszyte miejsce. – Na Boga, niezle mi poszlo. Musze to miec po corce garbarza. Wiedzialas, pani, ze wsrod przodkow mam garbarza? – usmiechnal sie do niej. – Powiedzialem, nie, nie mozesz odejsc. Potrzebuje twoich szczegolnych talentow, medyczko. W moim krolestwie jest mnostwo zmarlych, ktorych chcialbym wysluchac, na Boga, wielu, a ja chce wiedziec, co oni mowia. Wpatrywala sie w niego.
– Nie mozesz mnie tutaj zatrzymac.
– Hubercie?
– Sadze, ze wiesz, iz moze, pani – przepraszajacym tonem oznajmil Hubert Walter. –
– Ja nie jestem przedmiotem! – wrzasnela Adelia. – Nie mozesz mnie pozyczyc, ja jestem istota ludzka.
– A ja jestem krolem – odparl krol. – Moze nie jestem w stanie zapanowac nad Kosciolem, ale na zbawienie mojej duszy, wladam kazdym portem w tym kraju. Jesli ci mowie, ze zostajesz, to zostajesz.
Na jego twarzy, kiedy teraz na nia patrzyla, malowal sie zyczliwy brak zainteresowania, teraz, kiedy udawal zlosc, dostrzegla, ze przyjazdy Henryka, jego tak ujmujaca szczerosc, byly tylko srodkiem pomagajacym mu rzadzic imperium i ze dla niego ona to nic wiecej jak narzedzie, ktore kiedys moze okazac sie uzyteczne.
– A zatem mnie takze zamurowano zywcem – powiedziala. Uniosl brwi.
– Przypuszczam, ze tak, chociaz mam nadzieje, ze swoje wiezienie uznasz za nieco wieksze i bardziej przyjemne niz… no, nie bedziemy juz o tym mowic.
Nikt nie bedzie juz o tym mowic, pomyslala. Owad bedzie brzeczec w butelce, az zapadnie cisza. A ona bedzie musiala zyc z echem dzwieku w jej glowie.
– Wiesz, ze kazalbym ja wypuscic, gdybym tylko mogl – odezwal sie Henryk.
– Tak, wiem.
– W kazdym razie, pani, jestes mi cos winna.
Jak dlugo ja bede musiala tak brzeczec, zanim mnie wreszcie wypuszcza? Zastanawiala sie. Fakt, ze kocham te butelke, nic nie zmienia.
A jednak znaczyl.
Uspokoila sie teraz i mogla spokojnie myslec. Zajelo jej to troche czasu. Krol czekal – co jak uznala, wskazywalo, ze jest dla niego cenna. Bardzo dobrze. W takim razie sprobuje cos uzyskac.
– Odmawiam – stwierdzila – pozostania w kraju tak zacofanym, ze jego Zydow mozna grzebac tylko na jednym cmentarzu w Londynie.
Byl zdumiony.
– Na boze zeby, to nie ma zadnych innych?
– Na pewno wiesz, ze nie ma.
– Nie wiedzialem, naprawde. My, krolowie, mamy wiele rzeczy na glowie. – Pstryknal palcami. – Zapisz to, Hubercie. Zydzi maja dostac cmentarze. – Potem odezwal sie do Adelii: – Prosze bardzo, zalatwione.
– Jestes mi winna biskupa. Mialem nadzieje, ze sir Rowley wspomoze mnie w moim boju, bedac w szeregach Kosciola, ale odmowil mi, chcac sie zenic. Jak mniemam, ty bedziesz osoba, ktora poslubi.
– Ani troche – odparla zmeczonym glosem. – Ja takze mu odmowilam. Jestem medykiem, nie zona.