nie wytrzymuja, aleja czulam, ze sobie poradze. Rzucilam to bez wielkiego problemu.
Randall zawahal sie przed wkroczeniem na bardziej grzaski teren. Postanowil jednak brnac dalej.
– A doktor Burke, do ktorego chodzisz? Jak to z nim jest? Niemal zobaczyl, jak Judy przybiera postawe obronna.
– Nie wiem, co ci powiedziec – odparla lekkim tonem. – To psychiatra, czy trzeba cos dodawac?
– Chcialbym wiedziec, czy robisz jakies postepy.
– Masz na mysli moje jazdy? Mama powiedziala, ze wyhamowal mnie do czterdziestu na godzine. – Ich oczy sie spotkaly i Judy porzucila nonszalancki ton. – Jestem czysta, jezeli o to ci chodzi – dodala.
– Bardzo mnie to cieszy – odrzekl Randall.
Kelnerka przyniosla im zamowione mleczko. Judy upila lyk i oznajmila wesolo, ze jest pyszne. On jednak drazyl temat dalej.
– Jaki jest ten doktor Burke? – zapytal od niechcenia. – Polubilas go?
– Arthur? – Jej oczy pojasnialy. – Och, jest odlotowy. Sama jego broda jest zabojcza. W ogole nie rozumiem polowy z tego, co mowi, ale bardzo sie stara. Poczciwy z niego chlopina.
Zranilo go to, poczul sie zdradzony.
– Wiesz o tym, ze mama chce wyjsc za niego za maz? – dopytywal.
– Dobrze by bylo – odpowiedziala Judy. – I tak chyba ciagle sie bzykaja. – Podniosla wzrok znad swego mleczka i ujrzawszy jego mine, natychmiast sie zreflektowala. – Ojej, nie chcialam… przepraszam, jesli sprawilam ci…
– Nic nie szkodzi – ucial. – Po prostu pierwszy raz uslyszalem takie slowa w twoich ustach.
– No dobrze, przeciez przeprosilam. Wiem, ze oni… chca sie pobrac.
Przyszla pora na najwazniejsze pytanie.
– Przede wszystkim chcialbym wiedziec, co ty o tym myslisz, Judy. Co bys czula, gdyby ten doktor Burke zostal mezem mamy?
– Moze przynajmniej przestalaby sie wreszcie mnie czepiac.
– I tylko tyle czujesz, coreczko? Zrobila zdziwiona mine.
– A co jeszcze mam ci powiedziec? Dalsze indagowanie jej nie mialo sensu.
– Co bys powiedziala, gdybym sie nie zgodzil na rozwod i na to malzenstwo? – zapytal, nic juz nie ryzykujac.
– To… trudne pytanie – stwierdzila Judy, z marsem na gladkim czole. – No bo wlasciwie jakiej odpowiedzi sie spodziewasz? Niby dlaczego mialbys sie sprzeciwic? Jestescie z mama w separacji od stu tysiecy lat. Nie przypuszczalam, ze ci jeszcze na niej zalezy.
– Nawet jezeli nie zalezy mi na mamie, Judy, to zalezy mi na pewno na tobie. W tym wszystkim ty jestes dla mnie najwazniejsza.
– No… – Nie potrafila znalezc slow, zarazem zmieszana i ucieszona. – To bardzo dobrze.
– Mowisz tak, jakbys nie wiedziala, jaka jestes dla mnie wazna – powiedzial Randall.
– No nie, wiem przeciez, tylko… no wiesz… tak rzadko cie widuje, no i… ty jestes tak daleko, a ja mam tylu nowych znajomych…
– Rozumiem, Judy – odparl, kiwajac glowa. – Chce tylko, zebys wiedziala, co czuje. Wszystko, co sie dzieje miedzy mama a mna, to nasz problem, nie twoj, i to my go musimy rozwiazac. Mnie chodzi tylko o jedno, zebys ty byla szczesliwa.
– Bede, tato – zapewnila pospiesznie, chwytajac torebke. – Musze juz isc. Dzieki za lunch i…
– Co cie tak goni? Przesunela sie na skraj laweczki.
– Musze sie spakowac. Skoro dziadkowi juz sie troche poprawilo, mama chce wracac do San Francisco. Za kilka godzin mamy samolot z Chicago. Mama nie chce, zebym opuszczala sesje z Arthurem… z tym psychiatra.
– Pewnie ma racje.
– No to do widzenia – powiedziala zmieszana. – Jeszcze raz dzieki za lunch i… ciesze sie, ze dziadek wraca do zdrowia.
Randall patrzyl na nia w milczeniu. Nieobecnym gestem siegnal po rachunek i odpowiedzial:
– Tak, do widzenia, Judy.
Nie mieli juz nic do dodania. Judy ruszyla do wyjscia z kafeterii, a Randall machinalnie przeliczal drobniaki. Nagle dostrzegl katem oka, ze dziewczynka zwalnia, obraca sie na piecie i wraca.
Nachylila sie nad stolikiem, a on zdziwiony spojrzal na nia z dolu.
– Chocby nie wiem co sie dzialo, tato – powiedziala lamiacym sie glosem – zawsze bedziesz moim ojcem. – Pochylila sie nizej, muskajac go wlosami, i pocalowala w policzek.
Uniosl dlon ku jej twarzy, czujac dlawienie w gardle.
– Chocby nie wiem co, kochanie – wyszeptal – zawsze bedziesz moja coreczka. Kocham cie.
Wyprostowala sie, w jej oczach zalsnily lzy.
– Ja tez cie kocham, tato. I zawsze bede.
Cofnela siei pobiegla do wyjscia. Po chwili zniknela mu z oczu.
Siedzial sani przy stoliku jeszcze przez dobre piec minut. W koncu zapalil fajke, wyszedl z kafeterii i wrocil na gore, do holu. Nie wiedzial, czy chce pojsc do swego pokoju, czy raczej jeszcze pospacerowac. Nagle uslyszal, ze ktos go wola. Spojrzal w strone recepcji.
– Panie Randall! – Recepcjonista trzymal w rece sluchawke telefoniczna. – Wlasnie mialem dzwonic na panski pager. Telefonuje Wanda Smith z panskiego biura w Nowym Jorku. Mowi, ze koniecznie musi z panem rozmawiac. Moze pan odebrac w budce na koncu holu, jesli pan woli.
– O co chodzi, Wando? – zapytal Randall. – Podobno to cos pilnego.
– To prawda. Byly pilne telefony, ale najpierw wszyscy w firmie chca wiedziec, co z panskim ojcem i jak pan sie miewa.
Randall uwielbial te hoza czarnoskora dziewczyne, lojalna sekretarke i powiernice od prawie trzech lat. Kiedy ja zatrudnil, brala lekcje dykcji, zamierzajac zostac aktorka. Zaczela wlasnie pozbywac sie poludniowego akcentu na rzecz wymowy teatralnej, lecz praca w Randall Associates tak jej sie spodobala, ze wkrotce porzucila mysl o teatrze. I nigdy nie stracila do konca uroczej, spiewnej wymowy poludniowca. Ani tez nie zrezygnowala z niezaleznosci, przez co czasami bywala nieznosna tak jak teraz. Zanim przeszla do spraw sluzbowych, musiala koniecznie zapytac o ojca, a takze o niego. Randall zreszta nie chcial, zeby byla inna.
Zrelacjonowal jej swoje wizyty w szpitalu, te wieczorna i te dzisiejsza. Po kilku minutach, wciaz tkwiac w dusznej budce, zakonczyl swa opowiesc stwierdzeniem:
– Tak to mniej wiecej wyglada, Wando. Jezeli nie wyskoczy cos niespodziewanego, tata wyjdzie z tego. A do jakiego stopnia wydobrzeje, to sie dopiero okaze.
– Bardzo sie ciesze razem z panem, szefie. Czy mam przekazac wiesci komus jeszcze?
– Dobrze by bylo. Nie zdazylem do nikogo zadzwonic. Skontaktuj sie z Darlene i opowiedz jej wszystko. Poza tym… – Namyslal sie chwile. Byl jeszcze Joe Hawkins, jego asystent, i Thad Crawford, firmowy prawnik. Na pewno chcieliby wiedziec. – Poinformuj tez Joego i Thada – powiedzial. – Aha! Przekaz Thadowi, ze jestem zdecydowany przyklepac uklad z Towerym i Cosmos Enterprise, jak tylko wroce. Powinienem byc za dwa, trzy dni. Dam mu jeszcze znac.
– Zrobi sie, szefie. Ale mialam nadzieje, ze sciagne pana do Nowego Jorku juz jutro. Dlatego wlasnie dzwonie.
Nareszcie, pomyslal. Wanda byla gotowa.
– Jutro? – powtorzyl. – No dobra, kochanie, strzelaj.
– Sa dwie pilne wiadomosci, szefie. W kazdym razie ci, co dzwonili, uwazali, ze sa bardzo pilne. Nie obciazalabym pana tymi sprawami, gdyby panski ojciec byl w dalszym ciagu w krytycznym stanie. Ale skoro pan mowi, ze mu sie poprawilo, to chyba moge.
– Slucham, Wando.
– Najpierw dzwonil George L. Wheeler… pamieta go pan? Ten wydawca ksiazek religijnych, o ktorym mowilam panu wczoraj. Powiedzialam mu, ze jeszcze mi sie nie udalo z panem skontaktowac, ale on sie uparl, zebym zrobila to natychmiast. Znalazl pan chwile, zeby pomyslec nad tym jego zleceniem?
– Szczerze mowiac, nie.
– No to niech pan probuje znalezc, chyba warto sie nad tym zastanowic – stwierdzila Wanda. – Ma znakomite referencje, sprawdzilam juz to i owo w Who is Who in America i „Publisher's Weekly'. Jego Mission House jest na pierwszym miejscu wsrod wydawcow Biblii, zdecydowanie wyprzedza Zondervana, World, Harper and Row, Oksford, Cambridge i cala reszte. Wheeler byl sponsorem objazdu tego odnowiciela, pastora Zachery'ego, po Australii, a ostatnio wreczali mu jakas nagrode w Bialym Domu. Jest zonaty od trzydziestu lat z kobieta z filadelfijskiej elity, ma dwoch synow i piecdziesiat siedem lat, jak podaje Who is Who. Przed dwudziestu laty przejal Mission House od ojca. Centrale maja w Nowym Jorku, a filie w Nashville, Chicago, Dallas i Seattle.
– Dobrze, Wando, wystarczy tego. Zadzwonil po raz drugi i co? Czy powiedzial ci tym razem, o co mu dokladnie chodzi?
– Chce sie z panem spotkac jutro, najwczesniej jak sie da. Naciskal tak, ze w koncu musialam mu wyjawic, dokad pan pojechal i dlaczego. Wyrazil wspolczucie, ale wciaz powtarzal, ze koniecznie musicie sie rano spotkac. Blagal mnie, zebym pana namierzyla i zapytala, czy nie moglby pan przyleciec specjalnie na to spotkanie. Przysiegal, ze do poludnia sprawa bedzie zalatwiona i bedzie pan mogl wrocic do ojca. Zrobilam tak, jak mi pan wczoraj kazal… powiedzialam, ze sprobuje pana znalezc, ale nie gwarantuje, ze mi sie uda.
– A to spotkanie? Czy Wheeler w koncu powiedzial, czego by mialo dotyczyc?
– Mowil troche o tym, ze chce pana namowic do promowania nowej wersji Biblii.
– Tylko tyle? I to ma byc takie wazne? – skwitowal cierpko Randall. – Jeszcze jedna Biblia. Komu to potrzebne?
W sluchawce zapadla cisza. Po chwili Wanda odezwala sie pierwsza.
– Pomyslalam sobie, szefie – rzekla, przeciagajac sylaby – ze moze panu? Wlasnie patrze w moje notatki, tym razem Wheeler podal wiecej szczegolow. Chce, zebysmy go reprezentowali przez caly rok. Powiedzial, ze zaplaci naprawde duzo, wiecej niz kiedykolwiek pan otrzymal za zlecenie, i ze bardzo na tym zyska rowniez panski prestiz. Tyle ze bedzie to wymagalo miedzy innymi wyjazdu do Europy na miesiac czy dwa, na jego koszt. Twierdzil, ze bedzie to dla pana fascynujaca podroz. Sek w tym, ze wyjazd musialby nastapic prawie natychmiast.
– Po co amerykanskiemu wydawcy Biblii czlowiek od reklamy w Europie?
– Mnie tez to zdziwilo. Probowalam go wypytac, ale bez skutku, nawet mi nie chcial powiedziec, o jaki kraj w Europie chodzi. Ale rozmawialam z Joem Hawkinsem i on sie ze mna zgodzil, ze po wszystkich ostatnich przejsciach przydalaby sie panu jakas odmiana.
– Tez mi odmiana, zachwalanie Biblii – fuknal Randall. – Ja sie wychowalem na Biblii, kochanie, i od wczoraj znow mam jej az po dziurki w nosie. To dla mnie zadna atrakcja wracac do punktu wyjscia.
Wanda nie ustepowala.
– My wszyscy tutaj mamy przeczucie, ze to bedzie cos calkiem nowego, szefie. Wheeler przypomnial mi, zebym na pewno przekazala panu cos, co jest kluczem do tego projektu.
– I co to za klucz?
– Ewangelia swietego Mateusza, rozdzial dwudziesty osmy, wiersz siodmy. Pewnie pan zapomnial w tym calym mlynie. Mowilam juz o tym wczoraj, ten ustep brzmi tak: „A idzcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstal z martwych i oto udaje sie przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie'. Wheeler przypomnial mi tez, zebym panu powiedziala, ze bedziemy uczestniczyc w projekcie, ktory nosi nazwe Drugie Zmartwychwstanie.
Randall uzmyslowil sobie, ze Wheeler faktycznie wspomnial cos tajemniczo o tym, ze chce go zatrudnic przy reklamie Drugiego Zmartwychwstania. Wciaz jednak nie rozumial, o co moglo