– Nie, to mi mowi bardzo wiele. Ale martwi mnie. Jak w takim razie, bez tej dozywotniej gwarancji, tej niezniszczalnej podpory, jaka byla dla niego dogmatyczna wiara, ojciec w ogole moze stanac znow na nogi?
– Mozliwe, ze powrot do zdrowia umocni w nim wiare. Powtorze, fundament wiary wciaz w nim jest, i to bardzo mocny. Tyle ze pojawilo sie na nim kilka pekniec.
Randall dostrzegl juz w glebi ulicy budynek hotelu. Wyjal fajke, nabil ja i zapalil.
– A jak z toba, Tom? – zapytal. – Nie widac zadnych pekniec?
– Z pewnoscia nie w mojej wierze w Najwyzsza Istote ani w Syna Bozego. Ale jest inna rzecz. – Pastor potarl gladki podbrodek i starannie dobierajac slowa, mowil dalej: – Martwia mnie przedstawiciele, poslancy Zbawiciela na ziemi, ktorzy przejeli i rozpowszechnili idee materialistyczne. Jak mozna ustanowic Krolestwo Niebieskie na ziemi, skoro straznicy tego krolestwa czcza bogactwo, sukces i wladze? Rownie zniechecajace jest to, ze nasi duchowni nie potrafili zinterpretowac na nowo, zmodernizowac, wiary zrodzonej w starozytnosci, uczynic ja uzyteczna dzisiaj. Za malo maja wiedzy o przewrocie, jaki dokonal sie w spoleczenstwie, o swiecie blyskawicznej komunikacji, balansujacym na bombie wodorowej, swiecie, ktory posyla ludzi az do gwiazd. W tym nowym swiecie, w ktorym kosmos oglada sie w telewizji, a smierc jest biologicznym pewnikiem, bardzo trudno jest zachowac wiare w jakies amorficzne niebo. Zbyt wielu dojrzalych ludzi… ty jestes jednym z nich… dobrze zna dzisiejsza rzeczywistosc, zeby zaakceptowac kredo, ktore wymaga wiary w Mesjasza, w cuda i zycie pozagrobowe. Wiekszosc mlodych zas jest zbyt niezalezna, zbyt wiele wie i za bardzo watpi, zeby z szacunkiem traktowac religie, ktora wydaje im sie pelna mitow i anachronizmow, zwyczajnym mamieniem. Ci sposrod nich, ktorzy pragna czegos nadprzyrodzonego, znajduja daleko wiecej cudownosci w astrologii, czarnoksiestwie i filozofiach Dalekiego Wschodu. Idealistyczni marzyciele wola oszukiwac sie prawdziwymi narkotykami i odrzucaja materializm miejskiego spoleczenstwa na rzecz hipisowskich komun.
– Alez Tom – rzekl Randall – przeciez w ostatnich latach nastapilo wrecz odrodzenie zainteresowania religia wsrod mlodych. Tysiace roznych Dzieci Jezusa i Ludzi Jezusa zwrocilo sie ku starej, znajomej postaci Ojca, ku Jego idei milosci i braterstwa. Te ich wszystkie opery rockowe, musicale, piosenki, ksiazki, czasopisma, nalepki chwala Chrystusa. Czy to nie jest obiecujace?
– Odrobine – odparl Carey z niklym usmiechem. – Odrobine, ale nie za bardzo. Ja raczej nie licze na takie odrodzenie wiary. Ci mlodzi ludzie, w kazdym razie czesc z nich, po prostu wybrali sie w kolejna podroz, kolejny odjazd. Obawiam sie, ze na krotko, poniewaz jest to podroz w przeszlosc, poszukiwanie pokoju ducha w nostalgii za dawnymi czasami. Zamiast tego powinni te dawnosc przemodelowac, unowoczesnic i przeniesc z przeszlosci w terazniejszosc. Ich podroz nie ma nic wspolnego z trwala wiara. Ich Chrystus jest bitelsem, jest Che Guevara… i w koncu po prostu wyjdzie z mody. Nie, Steve, potrzeba nam bardziej trwalego Chrystusa i lepszego Kosciola. Na dluzsza mete moze sie utrzymac, wzrastac i miec glebsze znaczenie tylko taki rodzaj odrodzenia wiary, ktory bedzie zwiazany z istniejacym juz Kosciolem.
– A dlaczego nie jest? – indagowal Randall.
– Poniewaz dzisiejszy Kosciol nie odnosi sie do problemow ludzi, w gruncie rzeczy do problemow wiekszosci ludzi. Kosciol zwyczajnie nie dotrzymuje kroku, dociera do zbyt malej liczby istot ludzkich i zbyt malo ich przy sobie zatrzymuje. Chrzescijanski Kosciol jest sztywny i powolny w rozpoznawaniu biezacych problemow swiata i nie mierzy sie z nimi. Gleboko mnie to rozczarowuje i musze wyznac swoj grzech: spostrzeglem, ze zaczynam watpic, czy sprzedaje ludziom to, co powinienem.
– A czy widzisz w tym wszystkim jednak jakas nadzieje, Tom?
– Jedna mala iskierke nadziei. Ale moze juz byc za pozno. Przypuszczam, ze jedyna nadzieja na przetrwanie zorganizowanego chrzescijanstwa lezy w rozwoju reformatorskiego, radykalnego ruchu… zwanego rowniez podziemnym… ktory dziala juz na calym swiecie. Przyszlosc religii moze zalezec od tego, czy do wladzy dojda tacy duchowni jak pastor Maertin de Vroome, protestancki rewolucjonista z Amsterdamu, ktory…
– Tak, tak, slyszalem o nim.
– Ksieza tacy jak de Vroome nie tkwia w okowach przeszlosci.
On wierzy, ze Slowo nalezy na nowo odczytac, przetrawic, ozywic i sprzedac. Uwaza, ze powinnismy zaniechac podkreslania tego, ze Chrystus byl nie tylko rzeczywista osoba, lecz takze Synem Boga, Mesjaszem. Wierzy, ze taki Jezus, podobnie jak przesady dotyczace cudow i wniebowstapienia, wydarzen bezposrednio po zmartwychwstaniu, szkodza skutecznosci Nowego Testamentu i ograniczaja Kosciol w jego dzialalnosci. De Vroome twierdzi, ze tak naprawde w Ewangelii istotna jest tylko podstawowa madrosc Chrystusa. Niezaleznie od tego, czy byl Synem Boga, czy czlowieka, czy tez jedynie mitem, to przeslanie, ktore glosil czy tez ktore mu przypisano, nalezy wyrwac z kontekstu pierwszego stulecia, ozywic nowym duchem i za pomoca dwudziestowiecznej terminologii szerzyc we wspolczesnej epoce., – Ale czy to jest w ogole mozliwe? – zastanawial sie Randall.
– Nie jestem pewien – przyznal Carey – ale de Vroome uwaza, ze da sie to zrobic. Mysle, ze solidaryzuje sie z Dietrichem Bonhoefferem, ktory pomimo swego konserwatyzmu probowal umiescic Kosciol w realnym swiecie, wskazac mu program humanistycznego dzialania i zaangazowania w sprawy spoleczne. De Vroome uwaza, ze Slowo gloszone nowoczesnym jezykiem i odpowiednimi metodami powinno dotrzec do slumsow i palacow swiata, do ONZ, do elektrowni atomowych, urzedow panstwowych i wiezien, rozpowszechniane przez hierarchow wszystkich wspolnot chrzescijanskich ze wszystkich ambon swiata do milionowych rzesz wyznawcow. Ta droga Slowo mogloby oddzialywac, religia i wiara zyc, a cywilizacja przetrwac. Bez tej eklezjastycznej rewolucji de Vroome przewiduje smierc religii, wiary, a w koncu ludzkosci. Mozliwe, ze ma racje. Jest jednak przedstawicielem mniejszosci, a panujacy, czyli Swiatowa Rada Kosciolow w Genewie i Kosciol katolicki reprezentowany przez Watykan, przeciwstawiaja sie radykalnym zmianom, usiluja wyeliminowac podobnych buntownikow i utrzymac status quo. Duchowni czuja sie bezpieczniejsi w pierwszym stuleciu. Ale ich wierni przeciwnie, i w rym wlasnie problem. To dlatego twoj ojciec, a teraz i ja, co roku widzimy w lawach koscielnych coraz wiecej wolnych miejsc. Za dziesiec lat moze dojsc o tego, ze bede glosil kazania w opustoszalym kosciele.
– I nic nie mozesz na to poradzic, Tom?
– W obowiazujacym systemie chyba nie. Poza nim… byc moze, aleja chyba za bardzo przywyklem do starych metod i jestem zbyt bojazliwy, zeby zostac radykalem. Dla mnie i dla wielu innych, ktorzy uwazaja, ze religia stala sie zatechla i skostniala, jest tylko jedno wyjscie i wciaz o nim mysle. Zastanawiam sie nad odejsciem z Kosciola, Steve. Czuje czasami, ze gdybym porzucil ambone i zajal sie swieckim nauczaniem albo praca spoleczna, przyniosloby to wiecej dobrego. Czuje, ze potrafilbym sie zmierzyc z ludzkimi potrzebami, takimi jakie sa, i moze nawet wymyslic kilka rozwiazan na teraz. Nie wiem. Zwyczajnie nie wiem, co zrobie.
– Mam nadzieje, ze nie odejdziesz, przynajmniej na razie – rzekl Randall poruszony. – Po prostu egoistycznie sie boje, ze to zlamaloby serce mojemu ojcu.
Carey wzruszyl ramionami.
– Czy mozna zlamac serce, ktore byc moze juz jest zlamane, Steve? Zreszta niewazne. Nie zamierzam powaznie planowac rezygnacji, dopoki sie nie upewnie, ze Nathan wrocil do zdrowia i sil. – Przystaneli na skrzyzowaniu. Carey mowil dalej: – Jezeli Kosciol sie nie zreformuje, moze go uratowac juz tylko jedno, Steve. Cud. Tak jak Zydzi oczekiwali przyjscia Mesjasza, ktory ich wybawi od ciemiezcow Rzymian, a potem zignorowali Chrystusa, ktory ich nie wybawil i zwyczajnie umarl na krzyzu, niezdolny uratowac nawet samego siebie, my tez potrzebujemy autentycznego Mesjasza. Gdyby jakis Chrystus, albo ten wlasnie Chrystus, mogl sie zjawic i ponownie rozglosic swoje przeslanie… to przeslanie, ktorego nie uslyszano, kiedy je glosil pierwszy raz w Judei…
– O jakim przeslaniu mowisz, Tom?
– Miejcie wiare. Wybaczajcie. Dwie koncepcje, nowe w pierwszym stuleciu, koncepcje, ktore powinny sie odrodzic w czasach wspolczesnych. Gdyby tak Chrystus powrocil z tym przeslaniem na ziemie, sadze, ze rzady i spoleczenstwa moglyby przyjrzec sie sobie i podjac jakies znaczace dzialania wobec biedy, niewolnictwa, materializmu, niesprawiedliwosci, tyranii i atomowego Armagedonu. Drugie Przyjscie, czy chocby jakies jego oznaki, mogloby przywrocic nam nadzieje i uratowac swiat. Ale tak jak mowie, bylby to cud, nieprawdaz, Steve? A kto uwierzy w cuda w epoce komputerow, telewizji i rakiet kosmicznych? No, jest twoj hotel. Wybacz, ze sie tak rozgadalem, i dzieki za wysluchanie. Dla mnie to mialo dzialanie terapeutyczne, a ty jestes jednym z nielicznych agnostykow, ktorym moge zaufac. Do zobaczenia wieczorem.
Carey poszedl w swoja strone, a radosc Randalla z powodu poprawy zdrowia ojca gdzies sie ulotnila. Poczul sie bezradny, tym bardziej ze przypomnial sobie o lunchu, ktory mial nadzieje zjesc z corka. Judy byla kolejna z zagubionych, pozbawionych wiary istot, z nocnymi koszmarami zamiast marzen, i zeby sie uratowac, potrzebowala zapewne czegos wiecej niz spotkania z ojcem. Judy takze potrzebny byl cud. Kto jednak potrafi czynic cuda w tej erze szybkiego zycia?
Siedzieli juz niemal od pol godziny w niemal pustej kafeterii pod glownym holem Oak Ritz Hotel.
Po powrocie do hotelu Randall zadzwonil do apartamentu Barbary. Odebrala Judy i powiedziala mu, ze jest gotowa pojsc z nim na lunch. Gdy sie zjawila w kafeterii, przeprosila go za spoznienie. Probowala dowiedziec sie w recepcji o jakas wegetarianska restauracje, w ktorej serwowano by zywnosc bez chemii. Jej przyjaciele spozywali tylko taka, a takze kielki pszenicy, soje, budyn marchewkowy, ziola, miod. Ostatnio tez tego sprobowala i spodobalo jej sie. Jak bylo do przewidzenia, stwierdzila, w Oak City nie ma takiej restauracji, ale kilka niezdrowych posilkow moze tak bardzo jej nie zaszkodzi.
Randall zdazyl juz spalaszowac sandwicza z goracym befsztykiem i patrzyl, jak Judy przezuwa reszte kanapki z pasta jajeczna, popijajac lemoniada. Dla niego byla skonczona pieknoscia. Cera bez skazy, promienne oczy, maly, lekko zadarty nosek i pelne wargi czynily z niej istote o absolutnie dziewiczym wygladzie, nietknieta przez zycie. Z twarza nastolatki kontrastowala jednak dojrzala, ksztaltna figura w obcislej bialej bluzeczce i dzinsach.
Trudno bylo uwierzyc, ze to mlode stworzenie, dziewczynka zaledwie pietnastoletnia, czyste dziecko natury, ktore nie chcialo zanieczyszczac swego ciala jedzeniem zatrutym konserwantami, emulgatorami i pestycydami, szpikowalo sie dozylnie ciezkim, niebezpiecznym narkotykiem. Postanowil z nia o tym porozmawiac.
W ciagu tej pol godziny od poczatku ich spotkania, kiedy to krotko odwzajemnila jego uscisk, ale nie pocalunek, Judy byla dziwnie rozproszona, nerwowa i nieobecna. Ich rozmowa toczyla sie opornie. Ona rozwodzila sie najpierw nad oczyszczajacymi efektami zdrowego jedzenia, potem przeskoczyla nagle do odkrytych niedawno przez siebie tekstow Allana Wattsa, a w koncu (jako przytyk w jego strone, byl tego pewien), wspomniala, jakim to swietnym facetem jest nauczyciel francuskiego w nowej szkole.
W pewnym momencie, gdy wyczerpala juz zasoby swej malo komunikatywnej paplaniny, spytala go o prace, Wiedzial, ze tak naprawde niewiele ja to interesuje, skupil sie wiec na opowiadaniu o popularnym zespole rockowym, The Spare Tyres, reklamowanym ostatnio przez agencje. O maly wlos nie opowiedzial jej takze o spotkaniu z Jimem McLoughlinem i dzialalnosci Raker Institute. Czul, ze to by ja zaciekawilo i zyskalo uznanie w jej oczach, a jednak natychmiast wycofal sie z tego pomyslu. Przypomnial sobie bowiem ze scisnietym sercem, ze zamierza odrzucic zlecenie McLoughlina, a tego zadna miara nie potrafilby corce wyjasnic.
Judy odsunela talerz i ocierala usta papierowa serwetka..
– To co, teraz deser? – zapytal z udawanym entuzjazmem.
– Fajnie by bylo – odrzekla – ale potem nie moglabym sie wcisnac w nowe dzinsy. No, moze troche mleczka czekoladowego, jesli ty tez sie napijesz.
Probowal sobie przypomniec, czy wlasnie mleczko czekoladowe pijali do niedzielnego sniadania, gdy miala dziewiec czy dziesiec lat. Ale nie pamietal.
– Wlasnie o tym myslalem – odparl i wyjrzal zza przepierzenia ich lozy, zeby zlozyc zamowienie.
Kiedy odwrocil sie znow do Judy, poczul, ze teraz jego kolej. Spotkal sie z corka nie tylko po to, zeby ja zobaczyc, lecz chcial tez wysondowac, co mysli o planowanym przez Barbare rozwodzie i ponownym zamazpojsciu. Trudno mu bylo poruszyc ten temat, wiele ryzykowal, lecz kolejna okazja mogla sie juz nie nadarzyc. Musial to wiedziec. No i ta niebywala historia z narkotykami, o to tez musial ja zapytac.
Dopiero co przekonywal Toma Careya, ze coraz bardziej zalezy mu na prawdzie. Wiec niech sie ta prawda ujawni.
– Judy, nie rozmawialismy jeszcze o twojej nowej szkole i… Bawila sie paskiem torebki z surowego plotna, lecz rzucila mu czujne spojrzenie.
– …chcialbym sie dowiedziec, jak to bylo – dokonczyl. – Podobno cie wyrzucili za narkotyki.
– Wiedzialam, ze mama ci powie. Gdyby w poblizu byla Sciana Placzu, jej tez by wszystko wygadala.
– Nie chcesz o tym rozmawiac?
– A co mam powiedziec? Zlapali mnie i tyle. Rzadko kiedy kogos lapia. Te tepe swinie z dyrekcji baly sie, ze moge sprowadzic innych na zla droge, dobre sobie! Przeciez w tej szkole dziewieciu uczniow na dziesieciu jest stale nacpanych. No i wywalili mnie, chociaz bylam najlepsza uczennica w klasie.
Randall staral sie nie przemawiac tonem surowego ojca i zawiedzionego rodzica.
– Ale dlaczego takie mocne prochy, Judy? Co ci wlasciwie z tego przyszlo?
– Dla mnie to nie bylo nic takiego, po prostu… eksperyment, nic poza tym. Cos mojego wlasnego, i tyle. Chcialam poszerzyc swoja percepcje, rozumiesz, rozjasnic sobie w glowie. Niektorzy tego