Szekspira.
– Fantastyczne – powiedzial Carey.
– Pewnie, ze tak. Ale jeszcze bardziej fantastyczne jest to, ze trzy lata po ukazaniu sie ksiazki przyszedl do Sheldona wydawca „Topeka Capital', dziennika o pietnastotysiecznym nakladzie, i zadal mu pytanie: „Czy chcialby ksiadz przez tydzien redagowac moja gazete w taki sposob, jak robilby to Jezus?'. Sheldon przyjal wyzwanie. Chcial udowodnic, ze gazeta moze byc rzetelna i uczciwa, przekazywac dobre wiadomosci zamiast tanich sensacji i mimo to przynosic dochod. Zajal wiec na tydzien miejsce sekretarza redakcji, jako przedstawiciel Jezusa Chrystusa.
Randall pokrecil glowa.
– Zawsze uwazalem, ze to samo w sobie bylo sensacja,
– Nie do konca – odparl Johnson. – Pomysl karkolomny, ale w imie wyzszego dobra.
– I co sie wydarzylo? – spytal Carey.
– No, oczywiscie Sheldon zdawal sobie sprawe z trudnosci obiektywnych. W czasach Jezusa nie bylo samochodow, pociagow, telefonow, prasy mechanicznej, elektrycznosci, gazet ani drukowanych ksiazek. Jezusowi nie byl znany chrzescijanski kosciol ani szkolka niedzielna, pokoj spoleczny ani demokracja. Sheldon wiedzial jednak, ze bylo cos, co nie zmienilo sie nigdy. Zdal sobie sprawe, jak to wylozyl, ze swiat, jaki znal i rozumial Chrystus, byl dokladnie taki sam w swej malosci i nikczemnym lekcewazeniu dobra jak swiat dzisiejszy. Jako redaktor i reprezentant Jezusa Chrystusa Sheldon ustanowil wiec nowe zasady. Skandale, wystepki i przestepstwa zostana wyeliminowane. Komentarze i informacje beda podpisywane. I po raz pierwszy artykuly na temat dobra i prawosci trafia na pierwsza strone. To tylko na poczatek. Doktor Sheldon obwiescil rowniez, ze gazeta nie bedzie zamieszczala reklam papierosow, alkoholu i niemoralnych rozrywek. Co wiecej, dziennikarzom nie wolno bylo palic, pic alkoholu i przeklinac w redakcji. Pytales, co sie wydarzylo, Tom? Otoz pod koniec tego tygodniowego eksperymentu Sheldona naklad „Topeka Capital' skoczyl z pietnastu do trzystu szescdziesieciu siedmiu tysiecy egzemplarzy dziennie. Sheldon udowodnil, ze na dobrych wiadomosciach mozna zarabiac nawet wiecej niz na zlych.
Randall polozyl dlon na ramieniu Johnsona i zwrocil sie do Toma Careya.
– To nie jest cala prawda, Tom. W swiecie prasowym eksperyment zostal uznany za fiasko. Wydawcy stwierdzili, ze gazeta stala sie wodnista, nudna i nazbyt kaznodziejska, a skok nakladu byl chwilowy, spowodowany posmakiem nowosci i reklama. Poza tym dla zwiekszenia sprzedazy wypuszczono takze rownolegle wydania w Chicago i Nowym Jorku. Gdyby Sheldon dzialal w ten sposob jeszcze przez kilka tygodni, polozylby gazete.
– To czysta spekulacja – rzekl dobrodusznie Johnson. – Faktem jest, ze to sie udalo, niewazne z jakich powodow. Czytelnicy nie sprzeciwili sie przesunieciu akcentow z niemoralnosci na moralnosc. I tu wracamy do sedna historii, czyli do Nathana Randalla. Kiedy nasz pastor uslyszal o eksperymencie Sheldona, postanowil przeprowadzic podobny.
– Naprawde? – zdziwil sie Carey. – Pierwszy raz o tym slysze.
– Ty byles jeszcze wtedy w Kalifornii czy gdzies tam – odparl Johnson. – Nathan nosil sie z tym pomyslem przez dlugi czas i w koncu, choc nie narzekal na brak zajec, zaczal wydawac tygodnik pod tytulem „Dobra Nowina na Ziemi'. Oglosil, ze bedzie redagowal gazete tak, jak robilby to Jezus Chrystus. Nathan wystartowal… uzywajac mojej drukarni i przy pomocy moich pracownikow. Adresowal gazete najpierw do rodzicow dzieci uczeszczajacych do szkolki niedzielnej, a potem do szerszej publicznosci. I doszedl do nakladu, niech sobie przypomne, chyba czterdziestu tysiecy egzemplarzy tygodniowo. Dostawal listy od czytelnikow z innych stanow, z Kalifornii, Vermontu, a nawet kilka z Wloch i Japonii. Byla to wielka sprawa i stalaby sie jeszcze wieksza, tylko ze Nathanowi po prostu zabraklo czasu i sil na odgrywanie Jezusa redaktora i wypelnianie jednoczesnie obowiazkow duszpasterskich.
Przystaneli na rogu ulicy.
– Tutaj was opuszcze – oznajmil Ed Period Johnson. – W kazdym razie, Steve – zwrocil sie do Randalla – kiedy mysle o sprawach, ktorym twoj ojciec poswiecal sie przez cale zycie, zawsze przypominam sobie o „Dobrej Nowinie na Ziemi' i jej wielkim sukcesie. Nathan moglby odnosic sukcesy w kazdej dziedzinie, a dzis najlepsza wiadomoscia na swiecie jest ta, ze zostanie z nami jeszcze przez dlugi czas, Bogu dzieki, a my, wszyscy mieszkancy Oak City, tylko na tym skorzystamy. – Johnson uscisnal dlon Randalla. – To wspaniale, ze znow jestes w domu, Steve. Do zobaczenia wieczorem w szpitalu… i z toba tez, Tom.
Johnson ruszyl zamaszystym krokiem, kierujac sie w boczna ulice, przy ktorej stal czerwony, ceglany budynek redakcji. Randall i Carey poszli w milczeniu dalej, w strone centrum miasta i hotelu Oak Ritz. Po chwili Tom przemowil.
– Wspaniala ta historia Eda o twoim ojcu, prawda Steve?
– Kompletny pic na wode – odrzekl Randall bez cienia zgryzliwosci.
– Jak to? – Carey byl zdezorientowany. – Chcesz powiedziec, ze Johnson zmyslil to wszystko? Te „Dobra Nowine na Ziemi' i cala reszte?
– Nie, nie zmyslil tego – odpowiedzial cierpliwie Randall. – Ojciec faktycznie wydawal te cholerna gazete. Ale nazywanie tego przedsiewziecia wielkim sukcesem to duby smalone, jak to mawiaja w Oak City. To prawda, ze naklad doszedl do czterdziestu tysiecy, tylko trzeba dodac, ze ojciec rozdawal swoja gazete za darmo. Nie sadze, zeby zebrala sie choc setka ludzi, ktorzy kupili ten smieszny tygodnik za pieniadze. I nikt nie zamieszczal w nim reklam. Bylo kilku chetnych, ale ojciec odprawil ich z kwitkiem, bo Chrystus jego zdaniem nie przyjalby takich ogloszen. Nikt nie chcial czytac wylacznie dobrych wiadomosci ani wtedy, ani dzisiaj, poniewaz prawdziwy swiat nie jest taki. Gazeta ojca pelna byla opisow ludzi, ktorzy kochaja bliznich, loza na cele dobroczynne, a ich modlitwy zostaja wysluchane. Ciezkostrawna mdla papka. Diabla tam, nawet sam Chrystus w Galilei nie redagowalby gazety w taki sposob. Zaden z jego uczniow czy ewangelistow rowniez. Przeciez ci zydowscy i chrzescijanscy autorzy pisali o cudzoloznicach, przemocy w swiatyniach, biczowaniu i ukrzyzowaniu, o zyciu, a nie tylko o jego dobrych stronach. „Dobra Nowina na Ziemi' okazala sie kiepska nowinka i padla po pieciu czy szesciu wydaniach. Nie dlatego, ze ojciec byl taki zapracowany, jak to idealizuje Ed, lecz dlatego, ze prowadzila rodzine do ruiny. Ojciec przepuscil na to przedsiewziecie wszystkie domowe oszczednosci.
Carey zrobil zmartwiona mine.
– Czy te pieniadze… Czy to byly jego wlasne pieniadze? – zapytal.
– Nie – odparl Randall. – Moje.
– Rozumiem.
Radali zerknal na przyjaciela spod oka.
– Nie zrozum mnie zle, Tom, ja nie mam mu za zle samego pomyslu. Po prostu znalazlem sie w takim momencie mojego zycia, ze mam juz dosc produkowania bajeczek i przedstawiania ich jako prawdy. Mam dosc klamstw, polprawd i wyolbrzymiania. Zajmowalem sie tym zawodowo przez polowe zycia. A teraz, zupelnie jak nawrocony alfons, ktory stal sie purytaninem, coraz bardziej cenie sobie wiernosc faktom, skrajna prawdomownosc. Oszustwa i oszusci napawaja mnie obrzydzeniem. Zeby sie na tym poznac, trzeba miec doswiadczenie, a ja je mam, bo zajmowalem sie tym przez lata. Teraz probuje zrzucic skore oszusta.
– Czy ty czasami nie jestes zbyt surowy dla siebie, Steve?
– Nie. I dla ojca tez nie. Szanuje tate, naprawde go szanuje. Nie ma w nim chocby krztyny zla. Jest najprzyzwoitszym z ludzi, kims, kim ja nie potrafilem sie stac. Ale jednoczesnie jest najbardziej niepraktyczna i niezyciowa istota, jaka znam. Przebywa stale w owym szczegolnym stanie zwanym euforia, odpowiadajac jedynie przed jakims wielkim… wybacz mi, Tom… wielkim worem magmy gdzies wysoko w niebie, a zaniedbujac wiele ze swych zobowiazan wobec istot ziemskich.
– Wybaczam ci – rzekl z usmiechem Carey – ale…
– Zaczekaj. Nie opowiadaj mi, ze wielebny Nathan Randall zdobyl cos, czego my nie mamy… ze posiadl tajemnice szczescia i spokoju ducha, a cala reszta ludzi wciaz tkwi w pozalowania godnej mizerii. Oczywiscie w pewnym sensie to prawda. Ojciec byl zawsze zadowolony z zycia, a na przyklad jego syn nie. Ale dlaczego tak sie dzieje? Dlatego ze tata ma swoja wiare, niekwestionowane zaufanie i wiare… w co…? w niewidocznego Boskiego Autora Dobrej Nowiny, Przebaczenia i Szczesliwych Zakonczen? Ja nie potrafie grac w te samooszukancza gre. Mnie, mowiac metaforycznie, w bardzo mlodym wieku chwycil za kolnierz Henry Louis Mencken, ten przesmiewca szydzacy z wszelkich mitow. I zaszczepil mi swoja skrocona wersje dekalogu. „Wierze, ze lepiej jest mowic prawde, niz klamac. Wierze, ze lepiej jest byc wolnym niz niewolnikiem. I wierze, ze lepiej jest wiedziec, niz byc ignorantem'. Od tamtej pory wierzylem tylko w to, co sam zobaczylem, albo w to, czego istnienie potrafili udowodnic inni. To moje kredo i powiem ci, ze jest ono beznadziejne. Ale w tej chwili nie potrafie zmienic mojej postawy. Zakleszczylem sie w niej. I powiem ci cos jeszcze, Tom… wcale sie z tym nie kryje… zazdroszcze mojemu ojcu. Slepa wiara to o wiele lepsze rozwiazanie.
Spojrzal na Careya, chcac sprawdzic jego reakcje, pastor jednak wpatrywal sie przed siebie, marszczac w zamysleniu brwi. Maszerowali dalej.
Randall byl ciekaw niewypowiedzianych mysli przyjaciela. Chociaz przez wiele lat po studiach kroczyli odmiennymi sciezkami i niewiele mieli ze soba wspolnego, nigdy nie utracil swej sympatii dla Careya. W szkole sredniej byli w jednej druzynie i przez pewien czas dzielili pokoj w akademiku na Uniwersytecie Wisconsin. Potem Randall przeniosl sie do Nowego Jorku, a Tom Carey poczul powolanie i wstapil do Seminarium Teologicznego Fullera w Kalifornii. Po trzech latach uzyskal tytul bakalarza teologii. Pozniej ksztalcil sie w dalszym ciagu, ozenil sie z pewna mila brunetka z Oak City, z ktora Randall bawil sie na balu maturalnym, i w koncu zostal pastorem w malym kosciolku w poludniowym Illinois.
Poniewaz Carey czesto odwiedzal w Oak City swa owdowiala matke i innych krewnych, utrzymywal bliskie wiezi z rodzina Randallow, a szczegolnie z Nathanem, ktorego uwielbial. Pastor Randall odwzajemnial to uczucie. Przed trzema laty, w odpowiedzi na rosnace wymagania rozwijajacej sie parafii starszego z pastorow, ktoremu z wiekiem ubywalo energii, wielebny Randall wezwal do siebie mlodego Careya i zaproponowal mu stanowisko asystenta w swoim kosciele, z pensja wyzsza niz otrzymywal w Illinois. Tom mial przejac czesc rutynowych obowiazkow starszego kolegi, a takze rozwinac na szersza skale dzialalnosc spoleczna parafii. Poza tym pastor Randall obiecal pastorowi Careyowi, ze zostanie jego nastepca.
Carey natychmiast przystal na te propozycje i wrocil do rodzinnego miasteczka wraz z zona i szostka dzieci. Teraz mial zastapic wielebnego Randalla na jego stanowisku. Wydawal sie niemal zbyt mlody na duszpasterza i szefa parafii. Szczuply, ale dobrze zbudowany, z krotko scietymi wlosami, perkatym nosem i jasna karnacja wygladal jak chodzaca reklama amerykanskiego skautingu. Byl stateczny, prostolinijny, powazny, oczytany, inteligentny i uwazny w kontaktach z ludzmi. Nie glosil kazan z Panem Bogiem za pazucha, co najwyzej z wielebnym Randallem za pazucha, ale nie z Bogiem. Nie znosil grozenia ogniem piekielnym i wolal raczej czegos nie dopowiedziec niz przesadzic.
– Wspomniales wiare swojego ojca, Steve – odezwal sie pastor nieglosno i z wahaniem. – Powiedziales, ze zazdroscisz mu tej niezachwianej pewnosci. Wlasnie sie zastanawiam… wlasciwie dyskutuje sam ze soba, czy powinienem z toba o tym rozmawiac… -Zwilzyl jezykiem suche wargi. -Ale stwierdziles, ze prawda jest teraz dla ciebie najwazniejsza, wiec… moze nie bedziesz mial nic przeciwko temu, zeby ja poznac. Randall zwolnil kroku, zaintrygowany.
– Czego ta prawda mialaby dotyczyc, Tom? – zapytal.
– Tej slepej wiary twojego ojca. Wiesz, jak blisko bylem z nim zwiazany w ostatnich latach. No wiec uczciwie powiedziawszy, dostrzeglem stopniowa przemiane w jego podejsciu. Mogles tego nie zauwazyc podczas swojej ostatniej wizyty, ale to sie juz wtedy zaczynalo. Twoj ojciec oczywiscie nie utracil wiary, to by bylo nie do pomyslenia. Powiedzialbym raczej, ze w ostatnich latach rozwoj wypadkow na swiecie i postepowanie ludzi do pewnego stopnia, bardzo nieznacznie, wstrzasnely podstawami jego wiary. Czegos takiego Randall zupelnie sie nie spodziewal.
– Wiary w co? – zapytal, nie potrafiac ukryc zmieszania. – Przeciez nie w Boga i Syna Bozego? Wiec w co?
– Trudno tu o konkret, Steve. Ujalbym to tak… nie tyle wiare w Pana, co w doslowna kanoniczna prawde Nowego Testamentu, w dogmaty Kosciola, w znaczenie poslugi Chrystusa na ziemi dla dzisiejszych problemow, w mozliwosc zastosowania niektorych Jego nakazow w naszych przesyconych nauka i zmieniajacych sie gwaltownie czasach.
– Tom, czy chcesz powiedziec, ze moj ojciec utracil wiare w Slowo Boze? A w kazdym razie czesc tej wiary?
– Takie podejrzenie ostatnio we mnie zakielkowalo. Randall byl wstrzasniety.
– Jesli to prawda, to cos strasznego, absolutny koszmar. To by znaczylo, ze w mniemaniu ojca jego zycie stracilo sens, zmienilo sie w popiol.
– Niekoniecznie musial posunac sie az tak daleko, Steve. Kto wie, moze w ogole nie dostrzegal ani nie rozumial swojego wewnetrznego niepokoju. Wyloze to prosto. Nathan probowal za pomoca tradycyjnej madrosci rozwiazywac nowe problemy, ktore tak licznie wystepuja w tym mikrokosmosie, jakim jest Oak City. Ta metoda nie tylko nie skutkowala, lecz coraz wiecej osob pozostawalo gluchych na jego przeslanie. Sadze, ze w ostatnich latach czul sie zdezorientowany, troche przegrany, a na koniec zniechecony i poirytowany. Doktor Oppenheimer, choc wydaje sie czasem tak konkretny i przyziemny, chyba troche to rozumie.
Wczoraj w poludnie, gdy twoj ojciec zostal przyjety do szpitala, doktor mial chwile przerwy i wypilismy razem kawe. Bylismy tylko my dwaj. Oppenheimer powiedzial cos takiego: „Udar, tak samo jak zawal, nie jest wcale skutkiem przepracowania. Jest skutkiem frustracji'. Czy musze jeszcze cos dodawac? Randall pokrecil glowa.