– Wychodzisz za maz i idziesz do wiezienia. – Jego usta ulozyly sie w krzywym usmiechu. – Przeciez ty juz jestes mezatka, slodziutka. Jeszcze jeden maz to bigamia i nasza Babs laduje w pierdlu.

– Nie zartuj z tego, Steve. – Jej twarz stezala. – Sprawa jest powazna, bardzo powazna. Zapytales mnie kiedys przez telefon, czy sie spotykam z innymi mezczyznami, i powiedzialam, ze tak, od czasu do czasu. Ale teraz spotykam sie juz tylko z jednym. To wlasnie Arthur Burke.

– Arthur… to znaczy… ten psycholog Judy?

– Tak. To wspanialy czlowiek. Polubilbys go na pewno. Ja… bardzo mi na nim zalezy. I Judy tez go lubi, mowilam ci. – Barbara wpatrywala sie w swego drinka. – Ona potrzebuje normalnego domu, rodziny, poczucia stabilnosci. Potrzebuje ojca.

Randall odstawil szklanke na stol z glosnym stuknieciem. Wymawial kazde slowo powoli i wyraznie.

– Mam dla ciebie informacje, kochaniutka. Judy juz ma ojca.

– Oczywiscie, ze ma, i ty nim jestes. Ona to wie i Arthur takze. Ale mnie chodzi o ojca, ktory mieszkalby z nia pod jednym dachem, ktory zawsze bylby na miejscu. Jej potrzebna jest milosc i uwaga, jakosc zycia, ktora moze zapewnic tylko konwencjonalny, funkcjonujacy rodzinny dom.

– Zaczynam lapac – rzek! Randall. – Juz slysze to pranie mozgu. Jakosc zycia, uwaga, milosc i inne pierdoly. To jego jezyk, jego krecia robota, to on chce psim swedem zalatwic sobie rodzine i corke, na ktore nic zapracowal. Jak chce miec corke, to niech ja sobie zrobi. Nie dostanie mojej dziewczynki, o nie, droga pani. Judy jest moja.

– Badzze rozsadny, Steve.

– Wiec ty robisz to wszystko dla ratowania Judy, tak? To jest twoja strategia? Chcesz wyjsc za tego faceta wylacznie po to, zeby Judy miala ojca?

– To nie jest glowny powod, Steve. Chce wyjsc za Arthura, ba potrzebuje meza, takiego meza jak on. Jestem w nim zakochana. I dlatego chce, zebys dal mi rozwod.

– Rozwod? – Randall byl juz pijany i zly. Wstal z krzesla. Zapomnij. Nie dostaniesz rozwodu.

– Steve…

– Nie ma mowy. – Wzial szklanke i ruszyl do barku. – Nie oddam mojej corki tylko dlatego, ze jej mamusia potrzebuje facelii do lozka.

– Nie gadaj glupstw. Nic znosze, jak glupiejesz po pijanemu. Nie potrzebuje faceta do lozka, juz go mam. Mam Arthura i chce to zalegalizowac. On tez chce miec zone i zycie rodzinne, i zasluguje na to, podobnie jak Judy. Jezeli naprawde ci na niej zalezy, to bedziesz wspolpracowal, pojdziesz na ugode i nie bedziesz nam utrudnial zycia. Miales dosc sposobnosci, zeby nas zapytac, czy nie chcemy wrocic. Nawet palcem nie kiwnales. A teraz, kiedy chcemy pojsc wlasna droga, usilujesz nam przeszkodzic. Prosze, cie, Steve, pozwol nam odejsc.

Randall nalal sobie kolejnego drinka.

– Usilujesz mi powiedziec, ze Judy chce, zeby ten twoj madrala zostal jej ojcem?

– Sam ja zapytaj.

– Zapytam, nie ma obawy. I powiadasz, ze juz z nim baraszkujesz? Prosze, prosze.

Stal przy barku i wodzac bezwiednie palcem po obrzezu szklanki, patrzyl, jak Barbara wstaje i szuka swoich papierosow. Jego wzrok podazal za poruszeniami kobiecego ciala, ktore znal tak dobrze. Teraz oddawala to cialo innemu mezczyznie.

Z niewyjasnionych powodow – a moze z wyjasnionych… tak, chyba po prostu byl pijany – zaczal sie grzebac w ruinie ich malzenstwa, az dotarl do momentu pekniecia, od dawna ukrytego na dnie pamieci. Byla to ich ostatnia wspolna podroz za granice, noc w Paryzu, bardzo kiepska, bardzo pozna noc. Polozyli sie do lozka, duzego podwojnego lozka w jakims luksusowym paryskim hotelu – Plaza Athenee, George V, Bristol – nie pamietal. Lezeli, a chlod i niechec narastaly miedzy nimi, rozdzielaly ich, kazde udawalo, ze spi. Grubo po polnocy z pokoju obok dobiegly ich przez cienka jak wafel sciane stlumione glosy, meski i kobiecy. Nie rozrozniali slow, lecz po chwili zaskrzypialo lozko i uslyszeli jeki kobiety i stekanie mezczyzny, nieprzerwane jeki, stekanie i skrzyp lozka, gwaltowne odglosy podniecenia i namietnosci.

Kiedy tak lezal, nasluchujac, kazdy z tych dzwiekow zaglebial sie w nim jak sztylet. Krwawil z zazdrosci i zawisci o te stlumiona rozkosz, i krwawil gniewem zmieszanym z poczuciem winy z powodu ciala Barbary tuz obok w lozku. Nie mogl na nia spojrzec, lecz wiedzial, ze tez nasluchuje w ciemnosci. Nie bylo dla nich ucieczki. Dzwieki zza sciany szydzily z ich zimnych cial, uwydatnialy pustke przezytych razem lat. Randall nienawidzil tej kobiety obok siebie, nienawidzil tych dwojga za sciana za to ich niekonczace sie spolkowanie i jednosc, a nade wszystko nienawidzil siebie, bo nie potrafil kochac swojej partnerki. Mial chec wyskoczyc z lozka, uciec od Barbary, od tego strasznego pokoju i uragliwych, zmyslowych odglosow. Nie byl w stanie zrobic niczego, mogl tylko czekac. I wraz z ostatnim jekiem i steknieciem, ostatnim westchnieniem rozkoszy, za sciana zapadla cisza spelnienia, jeszcze bardziej nieznosna.

Noc, ktora potem nastala, przyniosla mu najpierw slowa wiersza George'a Mereditha, ktore przejely go chlodem:

I kiedy wielkie serce polnocy,

Z lez i pamieci zaczyna

Pic blady narkotyk ciszy i wybijac

Ciezka miare snu, oni od stop do glow

Bez ruchu patrza na swe martwe czarne lata

W proznym zalu nabazgrane na pustej scianie.

Widziec ich mozna jak rzezbione wizerunki

Na grobie ich malzenstwa, rozdzielone mieczem,

I kazde czeka na miecz, ktory przetnie wszystko.

Wiedzial juz, ze w tej nieprzerwanej ciemnosci leza na grobie swego malzenstwa. Zanim zapadl w zapomnienie snu, ogarnelo go poczucie pustki tego zwiazku, niemozliwosci dalszego wspolnego zycia. Tej nocy zrozumial, ze nie ma przed nimi przyszlosci. Juz nigdy nie potrafilby wniknac w cialo Barbary i kochac naprawde. Byc moze moglby udawac. Byc moze umialby imitowac milosc. Lecz nie moglby kochac sie z Barbara spontanicznie czy chocby jej zapragnac. Ich zwiazek byl pozbawiony nadziei, i ona tez musiala to rozumiec. Tej nocy, przed zasnieciem, uzmyslowil sobie, ze to sie musi wkrotce skonczyc – ze musi opasc miecz, ktory przetnie wszystko – i modlil sie, zeby to ona skonczyla z tym pierwsza. Kilka miesiecy pozniej Barbara wyprowadzila sie z ich nowojorskiego mieszkania i razem z Judy przeniosla sie do San Francisco.

Zamglonymi oczami przygladal sie jej, jak pali, chodzac po pokoju i unikajac jego wzroku. Dostrzegal zarys ud pod sukienka i zerwal ja w mysli, odslaniajac znajome cialo. Probowal sobie wyobrazic, jakim sposobem takie nieelastyczne, nieustepliwe cialo moglo wzbudzic pozadanie w czlowieku o imieniu Arthur, jak potrafilo wyzwolic w nim szal namietnosci. Ale widocznie potrafilo. Dziwy, naprawde dziwy.

Oderwal sie od baru i ruszyl ku Barbarze. Prowadzila go wzrokiem.

– Steve – zaczela – blagam cie po raz ostatni, nie sprzeciwiaj sie. Daj mi po prostu rozwod i nie rob problemow. Przeciez ty mnie nie chcesz. Nawet nie bedziesz rozwazal takiej opcji. Dlaczego nie mialbys mi dac wolnosci bez tego calego zamieszania, tak jak to robia cywilizowani ludzie? Po co walczyc? Tobie nie chodzi tylko o Judy, prawda? Przeciez bedziesz mogl ja widywac, jesli tylko znajdziesz na to czas. Zapiszemy to w ugodzie. Wiec co cie tak gnebi? Chodzi o to, ze to juz koniec? Ze nie potrafisz sie przyznac przed soba do porazki? Tak, Steve?

Chodzi o Judy, o nic wiecej. Nie badz smieszna, Barbaro. Po prosta nie chce, zeby inny mezczyzna, obcy czlowiek, wychowywal moja corke. Taka jest moja decyzja, przynajmniej do ukonczenia przez Judy dwudziestu jeden lat. Nie dam ci teraz rozwodu i tyle. – Zawahal sie. – Moze moglibysmy… ty i ja… wymyslic jakis sensowny wspolny uklad…

– Nie, Steve. Ja juz ciebie nie chce. Chce rozwodu.

– Ale go nie dostaniesz.

Chcial sie odwrocic, lecz zlapala go za ramie i zmusila, by na nia patrzyl.

– Dobrze! – wykrzyknela drzacym glosem. – W takim razie bede musiala zrobic to, czego chcialam uniknac. Zmuszasz mnie, zebym zlozyla pozew do sadu.

– Zloz, spotkamy sie na sali sadowej – odparl. – Bede walczyl, a mam cholernie dobre argumenty. To ty ode mnie odeszlas. Nie panowalas nad wychowaniem naszej corki. To przy tobie zaczela brac narkotyki i wyrzucili ja ze szkoly. Puszczalas sie z innym mezczyzna na oczach pietnastoletniej dziewczynki. Moze to raczej ja podam do sadu ciebie?

Oczekiwal wybuchu, lecz ku jego zdumieniu Barbara przygladala mu sie spokojnie, z pewna siebie mina, a w jej oczach dostrzegl cos przerazajaco podobnego do politowania.

– Przegrasz, Steve – powiedziala. – Nie bede sie nawet musiala wysilac, zeby cie obwiniac. Nie zrobilabym tego. Ale moj adwokat przeswietli cie, publicznie, w sadzie. Sedzia na pewno dostrzeze prawde… twoje wyczyny wobec mnie, wobec naszej corki, twoja role ani to ojca, ani to meza. Twoje zachowanie w przeszlosci i teraz, twoje rozregulowane zycie, pijanstwo, romanse. Te dziewczyne, ktora masz w Nowym Jorku. Przegrasz, Steve, i mozesz nawet stracic mozliwosc widywania sie z Judy. Mam nadzieje, ze twoj upor i gniew nie popchna cie do tego. Wszyscy bysmy sie w tym ubabrali, lacznie z Judy, bylby to istny horror, a w koncu i tak bys ja stracil, niezaleznie od wyroku sadu.

Nienawidzil jej w tym momencie nawet nie za to, co mowila, lecz za te pewnosc w glosie, za te stanowczosc i moze takze za jej prawosc i slusznosc slow.

– Szantazujesz mnie – stwierdzil. – Ale dowiode sadowi, ze ten twoj kochas, ten Arthur jakis tam, wykorzystal swoja zawodowa pozycje i relacje z Judy, zeby podstepem wkrasc sie do twojego zycia, zagarnac ciebie i nasza corke. Zaden sedzia nie przyzna ci opieki.

– Przekonamy sie. – Barbara rozlozyla bezradnie rece, jakby nie mogla mu juz pomoc. – Przemysl to, Steve, ale jak juz calkiem wytrzezwiejesz. I daj mi znac przed naszym wyjazdem. Jesli nie zmienisz zdania, jesli bedziesz chcial walczyc, to zaraz po powrocie uruchamiam procedure rozwodowa i idziemy do sadu. Bede sie modlila, zeby tak sie nie stalo. I bede sie tez dzisiaj modlila… – Umilkla nagle. – Wyspij sie, Steve. Jutro znow moze cie czekac ciezki dzien.

Przesliznela sie obok niego, by otworzyc drzwi, lecz on nie ruszyl sie z miejsca.

– Zaczelas cos mowic – rzucil wojowniczo. – Za co jeszcze zamierzasz sie modlic? No, powiedz.

Barbara otworzyla drzwi i czekala. Odstawil szklanke i podszedl blizej.

– Powiedz – powtorzyl.

– Bede sie modlila… oczywiscie za twojego ojca. I za Judy, jak zawsze to robie. Ale przede wszystkim, Steve, pomodle sie… za ciebie.

Nienawidzil tej wynioslej, swietoszkowatej suki.

– Zachowaj swoje modly dla siebie – powiedzial drzacym glosem. – Przydadza ci sie w sadzie.

Nie patrzac na nia, wyszedl na korytarz.

Rano obudzil sie z kacem i natychmiast zrozumial, ze zaspal.

Myl sie, wycieral i ubieral ze swiadomoscia, ze przyczyna kaca nie jest picie ubieglego wieczoru. Zazwyczaj wypijal o wiele wiecej i budzil sie z trzezwym umyslem. Nie, to byl kac, ktory mial swoje zrodlo w duszy, osad wstydu z powodu zachowania wobec Barbary.

Obiektywnie patrzac, musial przyznac, ze jej prosba o rozwod na zasadzie ugody byla calkiem sensowna. Potrafil jednak wytlumaczyc takze wlasny opor. Nie ulegalo kwestii, ze gdy jego zona powtornie wyjdzie za maz, Randall utraci swe jedyne dziecko. Bylaby to dla niego strata niepowetowana, szczegolnie ze mial tak niewiele zwiazkow emocjonalnych z innymi ludzmi. Nie przedstawil Barbarze alternatywy, dostrzegal jednak mozliwosc kompromisu. Nie musiala wychodzic za tego Arthura, lecz po prostu zyc z nim tak jak do tej pory. Dlaczego nie, w koncu byl dwudziesty wiek, a Judy nie musialaby miec nowego ojca, bylby nim wylacznie Randall.

Och tak, zamierzal walczyc z Barbara w sadzie, nie bylo dwoch zdan.

A jednak wstydzil sie niedojrzalego, dziecinnego, malostkowego zachowania. Obserwator z zewnatrz z pewnoscia uznalby go za sukinsyna, co bylo irytujace, poniewaz uwazal, ze nie jest az tak zly. Gdzies gleboko w srodku byl dobry, lepszy niz odslanial sie ludziom, lepszy niz podczas ostatniej wizyty u ojca, podczas ostatniej nocy spedzonej z zona i lepszy niz ujrzy go wkrotce poczciwy Jim McLoughlin z Raker Institute. Z drugiej strony wyscig szczurow przypominal wyscigi konne – oceniany byl efekt, a nie uczucia, on zas faulowal i potracal kazdego, kto stanal mu drodze, od startu do mety.

Вы читаете Zaginiona Ewangelia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату